Dante został u mnie na noc. Powiedział, że ta roślinka może mieć skutki uboczne. Chciał sprawdzić, czy będzie za mną okey. To było słodkie z jego strony. Martwił się o mnie. Wcześniej uprzedziłam Alexis o wizycie chłopaka. Ta na początku się wystraszyła, później się zdenerwował, lecz w końcu uspokoiła się. Nadal była na mnie zła. Widziałam to po jej minie. Wyszła z domu bez słowa. Nie wiedziałam, kiedy wróci. Możliwe, że dopiero nad ranem.
- Gotowa? - zapytał mnie szarooki.
Przytaknęłam. Byłam już przebrana w pidżamy. Biała bluzka przedstawiała czarne kotki, a spodnie miały kolor niebieski. Dante miał na sobie szarą bluzkę i jeansy. Właśnie podpalał jeden mały listek z zioła. Nie poczułam zapachu, dopóki nie przeszedł z zielskiem koło mnie. W całym pokoju pachniało lekko spalenizną, ale też czymś innym. Nie mogłam dokładniej powiedzieć czym. To był ten zapach, gdy babcia piekła ciasteczka, czułam też dopiero co skoszoną trawę i powietrze po deszczu. To wszystko mnie uspokajało.
- Jak się czujesz? Kręci ci się w głowie? Czujesz mdłości?
- Nie. Nic z tych rzeczy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Czuję się wspaniale. Aż mam ochotę zatańczyć.
Zaśmiałam się. Chłopak zrobił to samo. Patrząc na jego twarz, przypominałam wszystkie momenty z nim. Wtedy w sklepie, nasze pierwsze spotkanie. Kiedy zrobiłam sobie wagary, poszłam do niego. Gdy wracałam od Bianci, spotkałam go. Serce mi biło z siłą czołga, słyszałam jego odgłos jak odrzutowiec. W brzuchu motylki latały we wszystkich kierunkach, odbijając się od ścianek.
Kochałam Dantego.
- Muszę wyznać ci sekret - wyszeptałam. On czekał, przysuwając się do mnie. Był coraz bliżej mnie, coraz intensywniej czułam jego obecność.
- Wiem, co chcesz powiedzieć.
- Tak? To co?
Oblizał wargi językiem. Przysunął usta do mojego ucha. Po chwili pocałował jego płatek. Wziął moje ręce. Kciukiem rysował kółka na mojej dłoni. Zaczął całować szyje, brodę, policzki, powieki. Bardzo powoli przechodził do ust. A ja chciałam, żeby wypowiedział Te słowa. To ważne zdanie. Wiedziałam, że czuł to samo, co ja, jednak chciałam usłyszeć to od niego.
Czekałam. I czekałam.
Kiedy wreszcie dotarł do ust, złożył na nich delikatny pocałunek. Zaczęło mi się kręcić od tego w głowie. Jego bliskość, czułość, dotyk. Smak, zapach.
- Kocham cię, Anna - wyznał. - I wiem, że ty czujesz to samo. Z tą samą siłą. Od tego samego momentu.
Drżałam od tego głosu. Wystąpiła gęsia skórka jak wtedy, gdy słucham ulubionych piosenek. Chciałam nadal słyszeć dźwięk jego strun głosowych. Niech do mnie mówi - myślałam ciągle.
Blondyn podniósł rękę i dotknął mojej twarzy. Moja skóra była rozpalona, a jego dłonie takie zimne. Ten dotyk aktywował podniecające wstrząsy. Nie mogłam się na niczym innym skupić. W głowie miałam tylko tą część, gdzie mnie dotykał, całował, mówił do mnie.
- Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
- A ty chłopakiem - odwzajemniłam.
Całował mnie coraz bardziej namiętniej. Powoli podnosił moją bluzkę do góry, przy czym gładził plecy. Uwielbiałam to! W tej chwili nie obchodziła mnie moja śmierć, nie interesowałam się Nyks. Najważniejszy był ten moment.
Po raz drugi mu się oddałam.
I było jeszcze lepiej niż przedtem.
Stałam na jakiejś polanie. Czekałam na coś. Na coś bardzo wielkiego. Bałam się, ale też oczekiwałam tego. Chciałam uciec, jednak nie ruszyłam się z miejsca. Zamknęłam oczy, próbując wyczuć kogoś. Albo coś. Nic.
Kiedy otworzyłam oczy, nie znajdowałam się na łące. Stałam w czerwonej wodzie, w której pływały trupy. Pamiętałam ten sen. Przez niego chciało mi się wymiotować. Był straszny. Chciałam, aby się zakończył. Błagałam o to. Kogoś zwłoki dotknęły moją rękę. Uciekłam na brzeg z krzykiem. Było trudniej niż się spodziewałam. Płyn okazał się bardzo gęsty i do tego ciała podpływały do mnie. Lekko je odtrącałam telekinezą.
- Anna. - Usłyszałam przytłumiony głos.
Rozejrzałam się. Jednak nie byłam sama. Ktoś żył. I mnie wołał.
- Anna. - Tym razem dosłyszałam dźwięk, jakby osoba stała obok mnie.
I stała.
Przy mnie był Philip Cooper. Łowca, który przetrzymywał Lexi i mnie. Chłopak, który miał złamany kark. To przecież miała być wizja, a nie sen!
- Co tu robisz? Jak się tu znalazłeś?
- Nie mamy dużo czasu. Spotkajmy się dzisiaj o dwunastej przy Retro. Bądź punktualna. To ważne.
- Ty żyjesz? - Zapamiętałam godzinę i miejsce spotkania. Tylko nie wiedziałam czemu się umawiamy. I jak?
- Moją grupę nie tak łatwo zabić. A zwłaszcza mnie. - Na koniec cicho się zaśmiał. I zniknął.
Ja jeszcze stałam przy jeziorze krwi, trawiąc to co się przed chwilą stało. Phil żył. Tylko jak? Przecież widziałam, jak umarł. Zankou złamał mu kark. Od tego nie da się wyzdrowieć. No chyba, że był wampirem.
Czy Phil, łowca nadnaturalnych stworzeń, był wampirem?
Słońce dawno już świeciło, kiedy się obudziłam. Słyszałam świergot ptaków za oknem i sąsiada koszącego trawnik. Pomimo złego snu czułam się dobrze, wypoczęta za wszystkie czasy. Byłam tak rozluźniona i natchniona życiem. Przeciągając się, zorientowałam, że u mojego boku nie znalazłam mego kochanka. Schodząc z łóżka, myślałam o tym, jak Dante przyrządza wyśmienite śniadanie. Posiadał umiejętności jak profesjonalny kucharz.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w miętowy sweter i czarne szorty. Mokre włosy, pachnące brzoskwinią, ułożyły się na plecach. Przeczesałam je tylko palcami. Przejechałam też oczy eyelinerem, a usta błyszczykiem. Wróciwszy do sypialni, ułożyłam starannie kołdrę. Dawałam czas czarodziejowi na dokończenie śniadania.
Gdy schodziłam po schodach, nie słyszałam dźwięków sztućców ani nawet patelni, tylko głośną rozmowę. Miałam wrażenie, jakby ta wymiana zdań była za szkłem. Stłumione głosy zaciekawiły mnie. Nawet nie mogłam odróżnić jednego od drugiego.
Weszłam do kuchni. Ujrzałam dwie postacie walczące ze sobą. Wampir kontra czarodziej. Ben trzymał Dantego za bluzkę jedną ręką a drugą chciał go uderzyć. Przyszłam w ostatniej chwili. Chłopaki jak jeden mąż spojrzeli na mnie. Szarooki próbował się wydostać z rąk mężczyzny, jednak mu się to nie udało.
- Co tu się dzieje? - Prawie krzyknęłam. Zacisnęłam dłonie w pięści i za pomocą magii oddzieliłam ich od siebie. Dante wpadł na ścianę, a Ben miał w stół, lecz w ostatniej sekundzie wykonał obrót i odbił się. Stół przesunął się o kilka centymetrów. - Odpowiedzcie!
Czarodziej podniósł ręce w geście kapitulacji. Powoli podszedł do mnie i objął w pasie. Przysunął głowę do mojego ucha. Poczułam jego miętowy oddech na skórze. Zadrżałam. Wampir to zauważył i podniósł jedną brew.
- To jest wampir. Nie powinnaś mu ufać - wyszeptał.
- Ja tu jestem i wszystko słyszę. - Ben uniósł rękę i nią pomachał. - Nadal mi nie powiedziałeś kim jesteś i co tu robisz.
- To jest Dante, czarodziej. Uczy mnie zaklęć - wyjaśniłam szybko. - Właściwie, co Ty tu robisz? Nie odpowiadałeś na moje telefony.
- Byłem trochę zajęty. Sądziłem, że ucieszysz się, jak będę szukał informacji dla ciebie.
Zielonooki wyjął coś z kieszeni w spodniach. Była to kartka papieru. Myślałam, że posiadała wyjaśnienie, czemu kilka dni temu czułam się tak bardzo głodna i czemu miałam ochotę na krew. Okazało się, iż na karteczce zapisano adres.
- Jestem trochę nie w temacie. - Odezwał się Dante, nie odstępując mnie na krok.
- I tak pozostanie - odparł wampir. - To tajemnica. A najlepiej trzymać sekret, gdy tylko dwie osoby są wtajemniczone.
Uderzyłam mężczyznę. Tak, zrobiłam to. Wiedziałam, że on tego nie poczuł, ale ja czułam się po tym znacznie lepiej. Spojrzała na papierek. Widniała na nim nazwa klubu "Blue Rose" w Nowym Jorku. Wyliczyłam ile nam zajmie godzin na dotarcie do celu.
- Podobno jest tam jakaś wiedźma, która zna się tego typu rzeczach. Sam bym tam pojechał, lecz ona wyczekuje ciebie. Oznajmiła, że tylko z tobą będzie gadać.
- I się nie dziwię - skomentował to chłopak. Rzuciłam mu spojrzenie typu "Przestać być zazdrosny".
- To kiedy jedziemy? - spytałam, otwierając lodówkę. Dante nic nie przyszykował na śniadanie, jednak w tej chwili nie miała ochoty na jedzenie. Lecz wyciągnęłam jogurt owocowy i zjadłam go trochę. Żołądek skurczył się do najmniejszych rozmiarów, ale znając samą siebie, wolałam skonsumować coś zamiast później głodować.
- Nigdzie z nim nie jedziesz. A przynajmniej nie beze mnie - odrzekł czarodziej. - Nie ufam mu. Może zrobić ci krzywdę.
- Nigdzie się stąd nie ruszyłem - przypomniał mężczyzna. Schował kartkę i wyszedł z kuchni. - Za trzy godziny wyjeżdżamy. Tylko nie zabieraj ze sobą Tego gościa. Nie mam zamiaru użerać się z dwoma bachorami.
Zignorowałam, to co powiedział.
- Na serio z nim pojedziesz? - zapytał Dante.
- Uspokój się. Ben nic mi nie zrobi - odpowiedziałam, całując go w usta. - Będę z nim bezpieczna. Poznałam go rok temu, a ja nadal żyję.
niedziela, 7 grudnia 2014
środa, 19 listopada 2014
Rozdział 27
Przegadałyśmy całą noc. Tematy były różne: najpierw zaczęłyśmy o Dante, później przeszło na jedzenie, wspomnienia, a skończyłyśmy na magicznych stworzeniach. Tęskniłam za naszymi rozmowami. Mogłyśmy paplać bez sensu a i tak rozumiałyśmy wszystko. Tak powinny wyglądać przyjaźnie.
Zasnęłyśmy na kanapie. Zegar wskazywał czwartą nad ranem. Nie musiałyśmy się przejmować wczesnym wstawaniem. Były wakacje, nie pracowałyśmy. I byłyśmy same w domu. Bez rodziców. Normalne nastolatki urządziliby mega imprezę, jednak jak już wiele razy wspominałam, nie byłam normalna. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Taki mój urok.
O w pół do jedenastej mój magiczny dzwonek powiadomił mnie, że nadprzyrodzona istota wkracza na moje terytorium. Leniwie się przeciągnęłam, ziewając. Lexi, która leżała na drugim końcu kanapy, nadal spała. Dwa razy lekko pociągnęła nosem i cichutko kichnęła. Teraz, jak już się dowiedziałam, że była wilkołakiem, utożsamiałam ją ze słodkim szczeniaczkiem.
Podeszłam do drzwi. W tej samej chwili, gdy otwierałam je, Caleb Blackthorne chciał zadzwonić dzwonkiem. Chłopak wyglądał jak kupa nieszczęść. Jego teraz długie włosy były potargane, wyglądały jakby nie mył ich z miesiąc, ani nie czesał. Za duże ubrania wisiały na nim jak na wieszaku. Gdzieniegdzie dostrzegłam dziury wielkości małego palca u ręki. Zauważyłam też u niego wory po oczami.
- Wyglądasz okropnie - skomentowałam.
Caleb warknął, pokazując przy tym swoje długie kły. Rozglądał się po mieszkaniu. Czy on wiedział, że Alexis tu była? Domyślał się?
- Szukasz czegoś? - spytałam, zakrywając większość widoków.
- Dam sobie radę - syknął.
I zniknął.
Czułam się spięta. Wilkołak szukał blondynki. Wiedziałam, że ona uciekła, jednak nadal nie znałam szczegółów. Dlaczego odeszła? Co się z nią działo podczas tych czterech miesięcy? Gdzie się ukrywała do tego czasu?
Mimo wielkiej ciekawości, nie pytałam. Wilczyca musiała odetchnąć od przeszłości. Zapomnieć o niej. Nie chciałam, żeby znowu cierpiała, tylko dlatego, że ja chciałam wiedzieć. Więc postanowiłam czekać. Poczekam dopóty, dopóki ona nie zbierze odwagi, aby stanąć twarzą w twarz ze swoją historią.
Po południu przyszedł Dante. Blondynka ukryła się w moim pokoju, który wcześniej przygotowałam. Znaczy to, iż wykonałam parę zaklęć, żeby nikt nie wyczuł wilczycy w sypialni. Trochę się pomęczyłam, ponieważ jeszcze nigdy nie robiłam tego typu ochrony.
Na dzisiejszych zajęciach nauczyłam się naginać wolną wolę u osoby. Wiedziałam, że to złe, jednak czarodziej wytłumaczył mi co nie co. Powiedział, że to pomoże mi w walkach. Jeśli będę wystarczająca silna, to nawet zdołam przekonać Nyks do poddania się. Oczywiście, w tym momencie byłam za słaba. Zdołałam tylko przekonać Dantego, aby podniósł rękę. Tylko na wysokość pięciu centymetrów i tylko na siedem sekund.
- Wyglądasz na wyczerpaną. Zróbmy sobie przerwę - zaproponował chłopak, całując moje dłonie. Czując jego usta na mojej skórze, rozpływałam się. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. - Musisz coś zjeść, wypić, a najlepiej się położyć. Zrób sobie drzemkę. Ja na chwilę muszę wpaść do wuja. Poradzisz sobie?
- Jasne. - Kiwnęłam głową, uśmiechając się.
Zanim chłopak wyszedł przytuliłam go i pocałowałam mocno w usta. On to odwzajemnił. W progu przesłał mi całusa i zamknął za sobą drzwi.
Ja już odczuwałam skutki zbyt długiego używania mocnej magii. W gardle mi zaschło, głowa zdawała się za ciężka. Położyłam się na kanapie. Zamykając oczy, rozmyślałam o bitwie z Nyks. Zastanawiałam się, jaka ona była. Czy bym ją poznała, gdyby pokazała się na ulicy? I jaka ona była potężna? Jak Ja mam być potężna?
Słyszałam cichy dźwięk kroków. Nie myśląc o tym zaatakowałam osobnika resztkami magii. Otworzywszy oczy zauważyłam, że przy ścianie stała Lexi. Próbowała się wydostać z pułapki, jaką wyczarowałam. Szybko pomogłam jej.
- Co to było? Dlaczego to zrobiłaś? Co w ciebie wstąpiło? Chciałaś mnie zabić?
- Przepraszam. Nie chciałam. Zaskoczyłaś mnie - powtarzałam. - To i tak by cię nie zabiło.
Dostrzegłam u Lexi zmianę koloru oczu. Próbowała panować nad sobą, widziałam, jak napina mięśnie oraz stara się oddychać równo. Jednak to poszło na marne. Jej paznokcie zrobiły się dłuższe, tak samo jak kły.
- Przepraszam - powiedziała niewyraźnie.
W następnej minucie rzuciła się na drzwi. Z trudem przekręciła gałkę, lecz kiedy jej się udało wybiegła na dwór. Na początku na dwóch nogach, później już na czterech. Chciałam za nią pójść. Ale tego nie zrobiłam. Czułam, że wolałaby pozostać w samotności. Zamknęłam drzwi za nią i wróciłam na kanapę.
Pół godziny później wrócił Dante. Miał przy sobie paczkę ciasteczek zbożowych. Mówił, iż one pomagają na zregenerowanie Mocy. Wyjął z lodówki karton mleka i wlał po równo do dwóch szklanek. Podczas konsumowania pożywienia, nauczał mnie o bezpiecznym stosowaniu magii. Przypominał o najważniejszych rzeczach, których już wiedziałam od prawie roku. Też upominał o innych istotnych informacjach, których nie znalazłam w mojej Księdze Zaklęć. Na przykład o własnie tych ciasteczkach, które jedliśmy. Pomagają organizmowi wytworzyć magię, jednak to nie działa na dłuższą metę. Nie można ich jeść po jednym kilogramie dziennie. Tylko góra dziesięć. Inaczej Moc może zacząć szaleć albo w ogóle nie działać. Dlatego już po pięciu smakołykach sobie odpuściłam.
Alexis wróciła wieczorem. Nic nie powiedziała, tylko zamknęła się w sypialni.
Następnego dnia miałam wizytę u psychologa. Mnóstwo się działo od ostatniej wizyty. Chciałam jej o wszystkim powiedzieć, jednak to było szalone. Miałam opowiedzieć o mojej przyjaciółce, która była wilkołakiem i przez kilka miesięcy się ukrywała? Czy o tym, że spotkałam swojego wroga, który okupuje ciało mojego chłopaka? Catherine wysłałaby mnie to psychiatryka. Chociaż może tam by było mi o wiele lepiej.
- Co taka mało rozmowna dzisiaj jesteś? Czy coś się stało? - spytała ostrożnie kobieta.
Pokiwałam głową na nie.
- Dobrze - powiedziała do siebie i zanotowała coś w zeszycie. - Na dzisiejszym spotkaniu porozmawiajmy o twojej przyjaciółce, Alexis. Jeśli ci to nie przeszkadza.
Nie przeszkadzało. Jeśli nie będzie mnie pytać o sprawach objęte tajemnicą.
- Byłyście sobie bardzo bliskie, prawda? Kiedy się poznałyście?
Wróciłam do tego pamiętnego dnia.
- W pierwszym dniu szkoły. Byłyśmy wtedy w pierwszej klasie podstawówki. Bałam się. Nie chciałam, żeby mama mnie zostawiała. Aż prawie się popłakałam. - Zachichotałam na to wspomnienie. - Po godzinie spędzonej w klasie, Lexi podeszła do mnie i się przedstawiła. Nie musiała, bo wcześniej cała grupa tak zrobiła. Podzieliła się ze mną ciastkiem. Pamiętam, jak mnie pocieszała. I od tamtego dnia się nie rozstawałyśmy.
Catherine w czasie tego monologu pisała. Tylko raz na jakiś czas popatrzyła na mnie i kiwała głową. Później kobieta zapytała, czy odbyłam z Lexi kłótnie. Odpowiedziałam, że było kilka takich razy, lecz raczej tego nie można było nazwać kłótnią, tylko ostrą wymianą zdań. I godziłyśmy się kilka minut po incydencie. Ale ...
- Ale co?
- Przed jej śmiercią miałyśmy ostrą awanturę. To był nasz pierwszy taki raz. Nie odzywałyśmy się do siebie przez miesiąc. I już nigdy się nie pogodziłyśmy. - Albo raczej już nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Nie miałam pojęcia, czy Alexis miała jeszcze za złe przez ten sekret. Może już mi wybaczyła, ponieważ teraz żyłyśmy w zgodzie.
- Czy możesz mi powiedzieć, o co się pokłóciłyście? - Catherine spojrzała na mnie, czekając cierpliwie.
Tematem naszej kłótni był mój sekret. Nie wtajemniczyłam ją w magiczne życie, jakie prowadziłam. Nie powiedziałam też o wampirach. Bardzo się na mnie wkurzyła. A ja tylko chciałam ją chronić. Jednak teraz to ona ukrywała przede mną sekret. Jeszcze większy niż mój.
- Nie - odpowiedziałam, opuszczając głowę.
- Rozumiem. - Znowu coś zapisała. - A co z Adamem? Od kiedy się przyjaźniliście?
- Poznałam go rok później. Byliśmy razem w przedstawieniu.
I tak przez całą godzinę. Opowiadałam o swoim dzieciństwie. Catherine kazała mi wspominać najlepsze i najgorsze chwile z moimi przyjaciółmi. Nawet nic mi się nie wymsknęło na temat dzisiejszej Lexi. Z wielką ulgą wychodziłam z budynku. Przed nim stało auto Dantego. On sam na mnie czekał przed pojazdem, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Zrobiłam to samo. Widzieliśmy się wczoraj, a ja już zdążyłam za nim zatęsknić. Najlepiej gdybyśmy się nigdy nie rozłączali.
- I jak poszło? - spytał, przytulając mnie.
- Jakoś. Chyba dobrze.
- Mam dla ciebie prezent - oznajmił, otwierając drzwi od samochodu. Z ciekawością wsiadłam do środka.
Na tylnym siedzeniu znajdowała się mała paczuszka. Otworzywszy ją, zdziwiłam się. Moim prezentem była roślinka. Właściwie to jakieś zielsko. Końcówki liści miały małe haczyki, a w niektórych miejscach - czerwone kropki.
- Co to jest?
- Ta roślina pomoże ci w kontrolowaniu Mocy. Doda ci sił i nawet ułatwi nawiązywanie wizji.
- Wizji, powiadasz? - To mnie zaciekawiło. Chciałam wiedzieć więcej o mojej śmierci. Czy mogłam ją zmienić? I kiedy się to wydarzy?
- Musisz tylko przed snem wypalić jeden listek w pokoju. A gdy pójdziesz spać powinnaś mieć kontrolę nad tym, co będziesz widziała - wyjaśnił.
Podekscytowana nie mogłam się doczekać nocy. Z jednej strony się bałam. Przecież miałam zobaczyć swoją śmierć, ale z drugiej strony ... To wydawało się za ciekawe, żeby z tego zrezygnować. Może mogłabym przewidzieć inne wydarzenia. Taka szansa mogła już się nigdy nie zdarzyć.
Zasnęłyśmy na kanapie. Zegar wskazywał czwartą nad ranem. Nie musiałyśmy się przejmować wczesnym wstawaniem. Były wakacje, nie pracowałyśmy. I byłyśmy same w domu. Bez rodziców. Normalne nastolatki urządziliby mega imprezę, jednak jak już wiele razy wspominałam, nie byłam normalna. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Taki mój urok.
O w pół do jedenastej mój magiczny dzwonek powiadomił mnie, że nadprzyrodzona istota wkracza na moje terytorium. Leniwie się przeciągnęłam, ziewając. Lexi, która leżała na drugim końcu kanapy, nadal spała. Dwa razy lekko pociągnęła nosem i cichutko kichnęła. Teraz, jak już się dowiedziałam, że była wilkołakiem, utożsamiałam ją ze słodkim szczeniaczkiem.
Podeszłam do drzwi. W tej samej chwili, gdy otwierałam je, Caleb Blackthorne chciał zadzwonić dzwonkiem. Chłopak wyglądał jak kupa nieszczęść. Jego teraz długie włosy były potargane, wyglądały jakby nie mył ich z miesiąc, ani nie czesał. Za duże ubrania wisiały na nim jak na wieszaku. Gdzieniegdzie dostrzegłam dziury wielkości małego palca u ręki. Zauważyłam też u niego wory po oczami.
- Wyglądasz okropnie - skomentowałam.
Caleb warknął, pokazując przy tym swoje długie kły. Rozglądał się po mieszkaniu. Czy on wiedział, że Alexis tu była? Domyślał się?
- Szukasz czegoś? - spytałam, zakrywając większość widoków.
- Dam sobie radę - syknął.
I zniknął.
Czułam się spięta. Wilkołak szukał blondynki. Wiedziałam, że ona uciekła, jednak nadal nie znałam szczegółów. Dlaczego odeszła? Co się z nią działo podczas tych czterech miesięcy? Gdzie się ukrywała do tego czasu?
Mimo wielkiej ciekawości, nie pytałam. Wilczyca musiała odetchnąć od przeszłości. Zapomnieć o niej. Nie chciałam, żeby znowu cierpiała, tylko dlatego, że ja chciałam wiedzieć. Więc postanowiłam czekać. Poczekam dopóty, dopóki ona nie zbierze odwagi, aby stanąć twarzą w twarz ze swoją historią.
Po południu przyszedł Dante. Blondynka ukryła się w moim pokoju, który wcześniej przygotowałam. Znaczy to, iż wykonałam parę zaklęć, żeby nikt nie wyczuł wilczycy w sypialni. Trochę się pomęczyłam, ponieważ jeszcze nigdy nie robiłam tego typu ochrony.
Na dzisiejszych zajęciach nauczyłam się naginać wolną wolę u osoby. Wiedziałam, że to złe, jednak czarodziej wytłumaczył mi co nie co. Powiedział, że to pomoże mi w walkach. Jeśli będę wystarczająca silna, to nawet zdołam przekonać Nyks do poddania się. Oczywiście, w tym momencie byłam za słaba. Zdołałam tylko przekonać Dantego, aby podniósł rękę. Tylko na wysokość pięciu centymetrów i tylko na siedem sekund.
- Wyglądasz na wyczerpaną. Zróbmy sobie przerwę - zaproponował chłopak, całując moje dłonie. Czując jego usta na mojej skórze, rozpływałam się. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. - Musisz coś zjeść, wypić, a najlepiej się położyć. Zrób sobie drzemkę. Ja na chwilę muszę wpaść do wuja. Poradzisz sobie?
- Jasne. - Kiwnęłam głową, uśmiechając się.
Zanim chłopak wyszedł przytuliłam go i pocałowałam mocno w usta. On to odwzajemnił. W progu przesłał mi całusa i zamknął za sobą drzwi.
Ja już odczuwałam skutki zbyt długiego używania mocnej magii. W gardle mi zaschło, głowa zdawała się za ciężka. Położyłam się na kanapie. Zamykając oczy, rozmyślałam o bitwie z Nyks. Zastanawiałam się, jaka ona była. Czy bym ją poznała, gdyby pokazała się na ulicy? I jaka ona była potężna? Jak Ja mam być potężna?
Słyszałam cichy dźwięk kroków. Nie myśląc o tym zaatakowałam osobnika resztkami magii. Otworzywszy oczy zauważyłam, że przy ścianie stała Lexi. Próbowała się wydostać z pułapki, jaką wyczarowałam. Szybko pomogłam jej.
- Co to było? Dlaczego to zrobiłaś? Co w ciebie wstąpiło? Chciałaś mnie zabić?
- Przepraszam. Nie chciałam. Zaskoczyłaś mnie - powtarzałam. - To i tak by cię nie zabiło.
Dostrzegłam u Lexi zmianę koloru oczu. Próbowała panować nad sobą, widziałam, jak napina mięśnie oraz stara się oddychać równo. Jednak to poszło na marne. Jej paznokcie zrobiły się dłuższe, tak samo jak kły.
- Przepraszam - powiedziała niewyraźnie.
W następnej minucie rzuciła się na drzwi. Z trudem przekręciła gałkę, lecz kiedy jej się udało wybiegła na dwór. Na początku na dwóch nogach, później już na czterech. Chciałam za nią pójść. Ale tego nie zrobiłam. Czułam, że wolałaby pozostać w samotności. Zamknęłam drzwi za nią i wróciłam na kanapę.
Pół godziny później wrócił Dante. Miał przy sobie paczkę ciasteczek zbożowych. Mówił, iż one pomagają na zregenerowanie Mocy. Wyjął z lodówki karton mleka i wlał po równo do dwóch szklanek. Podczas konsumowania pożywienia, nauczał mnie o bezpiecznym stosowaniu magii. Przypominał o najważniejszych rzeczach, których już wiedziałam od prawie roku. Też upominał o innych istotnych informacjach, których nie znalazłam w mojej Księdze Zaklęć. Na przykład o własnie tych ciasteczkach, które jedliśmy. Pomagają organizmowi wytworzyć magię, jednak to nie działa na dłuższą metę. Nie można ich jeść po jednym kilogramie dziennie. Tylko góra dziesięć. Inaczej Moc może zacząć szaleć albo w ogóle nie działać. Dlatego już po pięciu smakołykach sobie odpuściłam.
Alexis wróciła wieczorem. Nic nie powiedziała, tylko zamknęła się w sypialni.
Następnego dnia miałam wizytę u psychologa. Mnóstwo się działo od ostatniej wizyty. Chciałam jej o wszystkim powiedzieć, jednak to było szalone. Miałam opowiedzieć o mojej przyjaciółce, która była wilkołakiem i przez kilka miesięcy się ukrywała? Czy o tym, że spotkałam swojego wroga, który okupuje ciało mojego chłopaka? Catherine wysłałaby mnie to psychiatryka. Chociaż może tam by było mi o wiele lepiej.
- Co taka mało rozmowna dzisiaj jesteś? Czy coś się stało? - spytała ostrożnie kobieta.
Pokiwałam głową na nie.
- Dobrze - powiedziała do siebie i zanotowała coś w zeszycie. - Na dzisiejszym spotkaniu porozmawiajmy o twojej przyjaciółce, Alexis. Jeśli ci to nie przeszkadza.
Nie przeszkadzało. Jeśli nie będzie mnie pytać o sprawach objęte tajemnicą.
- Byłyście sobie bardzo bliskie, prawda? Kiedy się poznałyście?
Wróciłam do tego pamiętnego dnia.
- W pierwszym dniu szkoły. Byłyśmy wtedy w pierwszej klasie podstawówki. Bałam się. Nie chciałam, żeby mama mnie zostawiała. Aż prawie się popłakałam. - Zachichotałam na to wspomnienie. - Po godzinie spędzonej w klasie, Lexi podeszła do mnie i się przedstawiła. Nie musiała, bo wcześniej cała grupa tak zrobiła. Podzieliła się ze mną ciastkiem. Pamiętam, jak mnie pocieszała. I od tamtego dnia się nie rozstawałyśmy.
Catherine w czasie tego monologu pisała. Tylko raz na jakiś czas popatrzyła na mnie i kiwała głową. Później kobieta zapytała, czy odbyłam z Lexi kłótnie. Odpowiedziałam, że było kilka takich razy, lecz raczej tego nie można było nazwać kłótnią, tylko ostrą wymianą zdań. I godziłyśmy się kilka minut po incydencie. Ale ...
- Ale co?
- Przed jej śmiercią miałyśmy ostrą awanturę. To był nasz pierwszy taki raz. Nie odzywałyśmy się do siebie przez miesiąc. I już nigdy się nie pogodziłyśmy. - Albo raczej już nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Nie miałam pojęcia, czy Alexis miała jeszcze za złe przez ten sekret. Może już mi wybaczyła, ponieważ teraz żyłyśmy w zgodzie.
- Czy możesz mi powiedzieć, o co się pokłóciłyście? - Catherine spojrzała na mnie, czekając cierpliwie.
Tematem naszej kłótni był mój sekret. Nie wtajemniczyłam ją w magiczne życie, jakie prowadziłam. Nie powiedziałam też o wampirach. Bardzo się na mnie wkurzyła. A ja tylko chciałam ją chronić. Jednak teraz to ona ukrywała przede mną sekret. Jeszcze większy niż mój.
- Nie - odpowiedziałam, opuszczając głowę.
- Rozumiem. - Znowu coś zapisała. - A co z Adamem? Od kiedy się przyjaźniliście?
- Poznałam go rok później. Byliśmy razem w przedstawieniu.
I tak przez całą godzinę. Opowiadałam o swoim dzieciństwie. Catherine kazała mi wspominać najlepsze i najgorsze chwile z moimi przyjaciółmi. Nawet nic mi się nie wymsknęło na temat dzisiejszej Lexi. Z wielką ulgą wychodziłam z budynku. Przed nim stało auto Dantego. On sam na mnie czekał przed pojazdem, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Zrobiłam to samo. Widzieliśmy się wczoraj, a ja już zdążyłam za nim zatęsknić. Najlepiej gdybyśmy się nigdy nie rozłączali.
- I jak poszło? - spytał, przytulając mnie.
- Jakoś. Chyba dobrze.
- Mam dla ciebie prezent - oznajmił, otwierając drzwi od samochodu. Z ciekawością wsiadłam do środka.
Na tylnym siedzeniu znajdowała się mała paczuszka. Otworzywszy ją, zdziwiłam się. Moim prezentem była roślinka. Właściwie to jakieś zielsko. Końcówki liści miały małe haczyki, a w niektórych miejscach - czerwone kropki.
- Co to jest?
- Ta roślina pomoże ci w kontrolowaniu Mocy. Doda ci sił i nawet ułatwi nawiązywanie wizji.
- Wizji, powiadasz? - To mnie zaciekawiło. Chciałam wiedzieć więcej o mojej śmierci. Czy mogłam ją zmienić? I kiedy się to wydarzy?
- Musisz tylko przed snem wypalić jeden listek w pokoju. A gdy pójdziesz spać powinnaś mieć kontrolę nad tym, co będziesz widziała - wyjaśnił.
Podekscytowana nie mogłam się doczekać nocy. Z jednej strony się bałam. Przecież miałam zobaczyć swoją śmierć, ale z drugiej strony ... To wydawało się za ciekawe, żeby z tego zrezygnować. Może mogłabym przewidzieć inne wydarzenia. Taka szansa mogła już się nigdy nie zdarzyć.
piątek, 31 października 2014
Rozdział 26
Dwanaście minut później otworzyły się drzwi. Do pokoju weszła Alexis. Była już czysta i bez zadrapania. Ja natomiast jeszcze leżałam z opuchniętymi oczami. Jednak czułam się lepiej. Już mnie wszystko tak bardzo nie bolało. Usiadłam z łatwością. Usłyszałam, jak mi w kościach strzeliło.
- Wyglądasz okropnie - skomentowała mój wygląd.
Chciałam też coś powiedzieć o jej stroju, lecz moje gardło było zbyt suche. Lexi miała na sobie ubrania tylko w jednym kolorze. Ciemnoszara bluzka, szorty i rajstopy. A trampki ... czarne. Alexis, którą znałam nigdy nie założyłaby takiego stroju, ona lubiła wesołe kolory, jak zielony, niebieski czy różowy. Lecz nie tylko styl się zmienił. Niby jej twarz wyglądała tak samo, jednakże się zmieniła, jakby była starsza o kilka lat. Musiała dużo przejść. Zupełnie jak ja. Blond włosy teraz były krótsze i mniej jedwabiste.
Zmieniła się nie do poznania.
- Przyniosłam ci wodę. Samą. Bez żadnych dodatków. - Uśmiechnęła się na koniec. Był taki sam jak zawsze. Dziewczęcy, z jednym dołeczkiem na lewym policzku.
- Dzięki - wyszeptałam.
Wzięłam od niej szklankę. Piłam małymi łykami. W tej chwili ta ciecz taka dobra, jakbym kosztowała ambrozji.
Choć nie smakowała tak dobrze jak krew wampira.
- Opowiedz, co się działo, gdy mnie nie było? - spytała wilczyca, siadając obok mnie.
- A ty opowiesz, co się z tobą działo? - Tylko to mnie teraz interesowało.
Przytaknęła. Zawarłyśmy niepisaną umowę. Dopiłam wodę i zaczęłam mówić.
- Wiesz o Adamie? - zapytałam, patrząc w dół, na swoje ręce. Na dłonie, które nie mogły go uratować.
- Tak. Nawet wiem kto go zabił. - Spojrzałam na nią, a ona na mnie. - Ava, prawda?
Nic nie powiedziałam. Tylko kiwnęłam głową na tak. Nie chciałam po raz kolejny wspominać tej nocy. To zbyt wiele, jak dla mnie.
- Ava i Azazel, jej wspólnik, zabili też dwoje innych ludzi. A to wszystko po to, aby wskrzesić Zankou. - Po chwili domyśliłam się, że Alexis nie wiedziała, o kim mówiłam. - Przywołali duszę, która przejęła ciało Chrisa. - W oczach zebrały się słone łzy. - Już go tam nie ma. Chrisa już tam nie ma. Zankou ma całą kontrolę nad nim.
Dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu. Zrobiło mi się trochę lepiej. Lecz tylko trochę. Wytarłam oczy grzbietem ręki.
- Przykro mi.
Siedziałyśmy w ciszy, dopóki nie wyzdrowiałam do końca. Miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia, ale milczałyśmy. Będąc szczera, już nie czułam takiej więzi z Lexi jak kiedyś. Ona przez te cztery miesiące znajdowała się na jakimś pustkowiu. Udawała, że nie żyła. A ja w to wierzyłam. Nie tak łatwo odbuduje moje zaufanie.
- Słuchaj. Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale nie mam, gdzie nocować - powiedziała wilczyca. - Może nawet mnie schować w piwnicy, w szafie, byle tylko nikt nie wiedział, że jestem u ciebie. Nawet twoja rodzina.
Zastanawiałam się nad tym. Kiedy ją przygarnę, opowie mi wszystko o swoim nowym życiu. A gdy się nie zgodzę, ona może zniknąć. Tym razem na zawsze.
- Nie musisz się martwić. Nikogo dorosłego już nie ma - odpowiedziałam.
- Czyli się zgadzasz?
Pokiwałam głową na tak. Dziewczyna zapiszczała ze szczęścia i mnie przytuliła. Na początku czułam się nieswojo, jednak się przyzwyczaiłam. Może Lexi nie była już tą samą osobą, co wcześniej, lecz nadal była moją przyjaciółką. Przecież ja też nie byłam osobą z przeszłości. Każdy się zmienia.
Chwilę potem, jak Alexis wyszła, w pokoju zjawił się Zankou. Próbowałam nie patrzeć na niego, choć to było trudne. Chciałam chociaż zerknąć na ciało swojego chłopaka. Wiedziałam, że spogląda moją osobę, sprawdza, czy krew zadziałała. Wyczuwałam, że był poddenerwowany. Od czego?
- Nie powinnaś iść na tą imprezę, Wiedziałaś, że będzie niebezpiecznie. Przekazałem ci jasną informację.
Zaraz. Co?
- Moja wizja. Ty ją stworzyłeś. Ale jak?
- Myślałaś, że Azazel chciałby przywrócić do życia kogoś nieprzydatnego?
Nie myślałam o tym. Więc kim był Zankou? Czarodzejem? Lecz jakby był nim, to by musiał stracić moce. Przecież był wampirem. Nie można być hybrydą. Prawda?
- Widziałam wilkołaka. Pobiegłam za nim. Czy wiedziałeś, że Lexi przybędzie na imprezę?
Nie odpowiedział. Był zapatrzony w jakiś punkt za mną. Zaczęłam skubać paznokcie. Musiałam coś zrobić rękoma. Gdybym czegoś nie robiła, na pewno dotknęłabym Zankou. Przyciągał mnie do siebie. Choć to nie przez niego. To wszystko przez Chrisa, mojego ukochanego, którego więził we własnym ciele. Chciałam być na niego zła, ale nie mogłam. Przynajmniej nie dłużej niż dziesięć sekund. Z trudnością odwróciłam od niego wzrok. Nie powinnam myśleć o nim. Kochałam innego.
On odszedł. Zostawił mnie. Pozwolił, abym żyła dalej. Zakochała się. I właśnie to zrobiłam. Jednak w tym momencie w moim umyśle nie było żadnego miejsca dla Dantego. Nie liczył się w tym pokoju,
Od strony drzwi dobiegał lekki stukot.
- Wejdź - powiedział Zankou, podnosząc się.
Do pomieszczenia weszła Lexi. Chłopak uciekł z pokoju tak szybko, że nie zauważyłam. Dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech. Przy wydechu wilczyca zaczęła mówić:
- Powinnyśmy już iść. Mam dość przebywania w małych domkach. Aż czuję, że niedługo dostanę klaustrofobii.
Kiedy wyszłyśmy z budynku, dowiedziałam się, że przebywałyśmy w starym, już opuszczonym motelu na obrzeżach miasta. Przed nim znajdował się mój samochód. Może i wypiłam poprzedniego wieczora kilka kubków piwa, lecz nie odczuwałam skutków picia. Weszłam do pojazdu, a za mną Alexis i odpaliłam silnik.
Do domu zajechałyśmy dwadzieścia minut później. Czułam się zmęczona, więc wstawiłam wodę na kawę. Blondynka w tym czasie usiadła na kanapie i włączyła telewizor.
- Nie masz bagażu? - spytałam jej, przysiadając się oraz popijając napój.
- Nie wzięłam go ze sobą. Został w domku, w którym zamieszkiwałam.
- Czy ty uciekłaś? - zapytałam prosto z mostu. Dziewczyna przytaknęła. - Czemu?
- Moje życie się strasznie pokomplikowało. Musiałam się dłużej zastanowić nad czymś, a nie miałam tego czasu. Więc postanowiłam uciec - odpowiedziała, patrząc tylko na ekran. - Brakowało mi miasta. Tutaj zawsze coś się dzieje. W jednym dniu zostajesz porwana przez łowców, a w drugim spotykasz swojego byłego chłopaka.
Zauważyłam, że jej kąciki ust lekko się uniosły. Jej oczy zapatrzyły się na telewizor, ale myślami była daleko. Wspominała dobre chwile. Jednak później jej mina się zmieniła. Pokazywała grymas. Lexi pokręciła głową, aby przepędzić złe myśli.
- Jestem zmęczona. Gdzie mogę się przespać? - Wstała szybko.
- Sypialnia rodziców jest teraz wolna. Możesz tam spać.
- Dzięki - wymamrotała.
Weszła na górę, zostawiając mnie samą. Znałam Alexis. Nie zostawiłaby mnie samotnie z tym, co się stało. Właśnie spotkałam osobę, która opętała ciało mojego chłopaka. Musiałam o tym pogadać. Dawna Lexi wysłuchałaby mnie, zrobiłybyśmy sobie dzień tylko dla siebie, czyli popcorn, filmy, pogaduchy o wszystkich i o niczym. Teraźniejsza dziewczyna sobie poszła.
Czemu tak się zmieniła? I co się z nią działo przez te kilka miesięcy?
Teraz się tego nie dowiem.
Trzy godziny później odezwał się dzwonek do drzwi. Alexis, która siedziała w salonie z kubkiem kakao, zapiszczała. Bardzo szybko wstała i pobiegła do kuchni, gdzie ja urzędowałam.
- Nie otwieraj drzwi. Pod żadnym pozorem ich nie dotykaj - poprosiła, a w jej oczach dostrzegłam strach.
- Nie musisz się bać. To tylko Dante. Mój ... - chrząknęłam. Co miałam powiedzieć? Chłopak? Przyjaciel? W tej samej chwili, kiedy miałam odpowiedzieć, dostałam wiadomość od czarodzieja. - Jego nie musisz się bać.
Podeszłam do drzwi, kątem oka spoglądając na Lexi, która się chowała. Drzwiczki stanęły otworem. W progu znajdował się szarooki. Na jego widok moje serce zatrzymało się, by za chwilę rozpocząć grę na bębnach. Zapomniałam o tym, co się stało kilka godzin temu. Nie myślałam o Zankou, łowcach czy wilczycy. Najważniejszy był ten moment. Trwał on sześć sekund. O wiele za mało.
- Witaj, słoneczko - powiedział, a ja się zarumieniłam.
- Cześć. - Aż mi się zrobiło głupio, że nie miałam dla niego słodkiego przezwiska. - Wejdź.
Przechodząc przez próg, pocałował mnie czule w usta. Ten buziak był jak zakazany owoc. Pożądałam go. Prosiłam o wiele więcej. Marzyłam o milionach całusów na moim ciele.
- Masz gości? - spytał, rozglądając się.
Lexi nadal przebywała w kuchni. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Blondynka chciała, żeby jej nocowanie u mnie było tajemnicą, więc nie mogłam powiedzieć Dantemu o niej.
- Dawna znajoma nocuje u mnie. Jest teraz bardzo zajęta. - Okłamałam go. Czułam się okropnie robiąc to. Serce zaczęło bić w innym rytmie niż przedtem, w rytmie kłamcy. Chłopak nic nie powiedział. Może mi uwierzył, a może wyczuł pół kłamstwo.
- Miałem dzisiaj cię uczyć - przypomniał mi. - Zapomniałaś, prawda?
Prawda.
- Przepraszam. Miałam tyle rzeczy na głowie. Przełóżmy to na jutro, proszę.
Szarooki uśmiechnął się po chwili. Ucałował mój policzek i pożegnał się.
- Będę czekał na jutro - rzekł, zamykając drzwi. Wilczyca w tym samym momencie wyszła z kuchni i podeszła do mnie. Obserwowała mnie długo, a ja wciąż wpatrywałam się w wyjście.
- Dante - wymówiła jego imię. - Czyli już dałaś sobie spokój z Chrisem?
I ponury humor wrócił.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam na kanapie, podkuliłam nogi i włączyłam telewizor. Leciał właśnie serial "Teoria Wielkiego Podrywu". Za każdym razem żarty poprawiały mi samopoczucie. Lecz nie tym razem.
- Oj, przepraszam. - Lexi usiadła obok mnie. - Tylko się z tobą droczę.
Westchnęłam.
- Kto się czubi, ten się lubi. Pamiętasz? - Szturchnęła mnie lekko.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie umiałam się długo gniewać na Alexis. Była dla mnie jak siostra.
- To ... Opowiedz mi o nim - poprosiła. - Obiecuję, że nie będę się wtrącała.
- Wyglądasz okropnie - skomentowała mój wygląd.
Chciałam też coś powiedzieć o jej stroju, lecz moje gardło było zbyt suche. Lexi miała na sobie ubrania tylko w jednym kolorze. Ciemnoszara bluzka, szorty i rajstopy. A trampki ... czarne. Alexis, którą znałam nigdy nie założyłaby takiego stroju, ona lubiła wesołe kolory, jak zielony, niebieski czy różowy. Lecz nie tylko styl się zmienił. Niby jej twarz wyglądała tak samo, jednakże się zmieniła, jakby była starsza o kilka lat. Musiała dużo przejść. Zupełnie jak ja. Blond włosy teraz były krótsze i mniej jedwabiste.
Zmieniła się nie do poznania.
- Przyniosłam ci wodę. Samą. Bez żadnych dodatków. - Uśmiechnęła się na koniec. Był taki sam jak zawsze. Dziewczęcy, z jednym dołeczkiem na lewym policzku.
- Dzięki - wyszeptałam.
Wzięłam od niej szklankę. Piłam małymi łykami. W tej chwili ta ciecz taka dobra, jakbym kosztowała ambrozji.
Choć nie smakowała tak dobrze jak krew wampira.
- Opowiedz, co się działo, gdy mnie nie było? - spytała wilczyca, siadając obok mnie.
- A ty opowiesz, co się z tobą działo? - Tylko to mnie teraz interesowało.
Przytaknęła. Zawarłyśmy niepisaną umowę. Dopiłam wodę i zaczęłam mówić.
- Wiesz o Adamie? - zapytałam, patrząc w dół, na swoje ręce. Na dłonie, które nie mogły go uratować.
- Tak. Nawet wiem kto go zabił. - Spojrzałam na nią, a ona na mnie. - Ava, prawda?
Nic nie powiedziałam. Tylko kiwnęłam głową na tak. Nie chciałam po raz kolejny wspominać tej nocy. To zbyt wiele, jak dla mnie.
- Ava i Azazel, jej wspólnik, zabili też dwoje innych ludzi. A to wszystko po to, aby wskrzesić Zankou. - Po chwili domyśliłam się, że Alexis nie wiedziała, o kim mówiłam. - Przywołali duszę, która przejęła ciało Chrisa. - W oczach zebrały się słone łzy. - Już go tam nie ma. Chrisa już tam nie ma. Zankou ma całą kontrolę nad nim.
Dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu. Zrobiło mi się trochę lepiej. Lecz tylko trochę. Wytarłam oczy grzbietem ręki.
- Przykro mi.
Siedziałyśmy w ciszy, dopóki nie wyzdrowiałam do końca. Miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia, ale milczałyśmy. Będąc szczera, już nie czułam takiej więzi z Lexi jak kiedyś. Ona przez te cztery miesiące znajdowała się na jakimś pustkowiu. Udawała, że nie żyła. A ja w to wierzyłam. Nie tak łatwo odbuduje moje zaufanie.
- Słuchaj. Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale nie mam, gdzie nocować - powiedziała wilczyca. - Może nawet mnie schować w piwnicy, w szafie, byle tylko nikt nie wiedział, że jestem u ciebie. Nawet twoja rodzina.
Zastanawiałam się nad tym. Kiedy ją przygarnę, opowie mi wszystko o swoim nowym życiu. A gdy się nie zgodzę, ona może zniknąć. Tym razem na zawsze.
- Nie musisz się martwić. Nikogo dorosłego już nie ma - odpowiedziałam.
- Czyli się zgadzasz?
Pokiwałam głową na tak. Dziewczyna zapiszczała ze szczęścia i mnie przytuliła. Na początku czułam się nieswojo, jednak się przyzwyczaiłam. Może Lexi nie była już tą samą osobą, co wcześniej, lecz nadal była moją przyjaciółką. Przecież ja też nie byłam osobą z przeszłości. Każdy się zmienia.
Chwilę potem, jak Alexis wyszła, w pokoju zjawił się Zankou. Próbowałam nie patrzeć na niego, choć to było trudne. Chciałam chociaż zerknąć na ciało swojego chłopaka. Wiedziałam, że spogląda moją osobę, sprawdza, czy krew zadziałała. Wyczuwałam, że był poddenerwowany. Od czego?
- Nie powinnaś iść na tą imprezę, Wiedziałaś, że będzie niebezpiecznie. Przekazałem ci jasną informację.
Zaraz. Co?
- Moja wizja. Ty ją stworzyłeś. Ale jak?
- Myślałaś, że Azazel chciałby przywrócić do życia kogoś nieprzydatnego?
Nie myślałam o tym. Więc kim był Zankou? Czarodzejem? Lecz jakby był nim, to by musiał stracić moce. Przecież był wampirem. Nie można być hybrydą. Prawda?
- Widziałam wilkołaka. Pobiegłam za nim. Czy wiedziałeś, że Lexi przybędzie na imprezę?
Nie odpowiedział. Był zapatrzony w jakiś punkt za mną. Zaczęłam skubać paznokcie. Musiałam coś zrobić rękoma. Gdybym czegoś nie robiła, na pewno dotknęłabym Zankou. Przyciągał mnie do siebie. Choć to nie przez niego. To wszystko przez Chrisa, mojego ukochanego, którego więził we własnym ciele. Chciałam być na niego zła, ale nie mogłam. Przynajmniej nie dłużej niż dziesięć sekund. Z trudnością odwróciłam od niego wzrok. Nie powinnam myśleć o nim. Kochałam innego.
On odszedł. Zostawił mnie. Pozwolił, abym żyła dalej. Zakochała się. I właśnie to zrobiłam. Jednak w tym momencie w moim umyśle nie było żadnego miejsca dla Dantego. Nie liczył się w tym pokoju,
Od strony drzwi dobiegał lekki stukot.
- Wejdź - powiedział Zankou, podnosząc się.
Do pomieszczenia weszła Lexi. Chłopak uciekł z pokoju tak szybko, że nie zauważyłam. Dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech. Przy wydechu wilczyca zaczęła mówić:
- Powinnyśmy już iść. Mam dość przebywania w małych domkach. Aż czuję, że niedługo dostanę klaustrofobii.
Kiedy wyszłyśmy z budynku, dowiedziałam się, że przebywałyśmy w starym, już opuszczonym motelu na obrzeżach miasta. Przed nim znajdował się mój samochód. Może i wypiłam poprzedniego wieczora kilka kubków piwa, lecz nie odczuwałam skutków picia. Weszłam do pojazdu, a za mną Alexis i odpaliłam silnik.
Do domu zajechałyśmy dwadzieścia minut później. Czułam się zmęczona, więc wstawiłam wodę na kawę. Blondynka w tym czasie usiadła na kanapie i włączyła telewizor.
- Nie masz bagażu? - spytałam jej, przysiadając się oraz popijając napój.
- Nie wzięłam go ze sobą. Został w domku, w którym zamieszkiwałam.
- Czy ty uciekłaś? - zapytałam prosto z mostu. Dziewczyna przytaknęła. - Czemu?
- Moje życie się strasznie pokomplikowało. Musiałam się dłużej zastanowić nad czymś, a nie miałam tego czasu. Więc postanowiłam uciec - odpowiedziała, patrząc tylko na ekran. - Brakowało mi miasta. Tutaj zawsze coś się dzieje. W jednym dniu zostajesz porwana przez łowców, a w drugim spotykasz swojego byłego chłopaka.
Zauważyłam, że jej kąciki ust lekko się uniosły. Jej oczy zapatrzyły się na telewizor, ale myślami była daleko. Wspominała dobre chwile. Jednak później jej mina się zmieniła. Pokazywała grymas. Lexi pokręciła głową, aby przepędzić złe myśli.
- Jestem zmęczona. Gdzie mogę się przespać? - Wstała szybko.
- Sypialnia rodziców jest teraz wolna. Możesz tam spać.
- Dzięki - wymamrotała.
Weszła na górę, zostawiając mnie samą. Znałam Alexis. Nie zostawiłaby mnie samotnie z tym, co się stało. Właśnie spotkałam osobę, która opętała ciało mojego chłopaka. Musiałam o tym pogadać. Dawna Lexi wysłuchałaby mnie, zrobiłybyśmy sobie dzień tylko dla siebie, czyli popcorn, filmy, pogaduchy o wszystkich i o niczym. Teraźniejsza dziewczyna sobie poszła.
Czemu tak się zmieniła? I co się z nią działo przez te kilka miesięcy?
Teraz się tego nie dowiem.
Trzy godziny później odezwał się dzwonek do drzwi. Alexis, która siedziała w salonie z kubkiem kakao, zapiszczała. Bardzo szybko wstała i pobiegła do kuchni, gdzie ja urzędowałam.
- Nie otwieraj drzwi. Pod żadnym pozorem ich nie dotykaj - poprosiła, a w jej oczach dostrzegłam strach.
- Nie musisz się bać. To tylko Dante. Mój ... - chrząknęłam. Co miałam powiedzieć? Chłopak? Przyjaciel? W tej samej chwili, kiedy miałam odpowiedzieć, dostałam wiadomość od czarodzieja. - Jego nie musisz się bać.
Podeszłam do drzwi, kątem oka spoglądając na Lexi, która się chowała. Drzwiczki stanęły otworem. W progu znajdował się szarooki. Na jego widok moje serce zatrzymało się, by za chwilę rozpocząć grę na bębnach. Zapomniałam o tym, co się stało kilka godzin temu. Nie myślałam o Zankou, łowcach czy wilczycy. Najważniejszy był ten moment. Trwał on sześć sekund. O wiele za mało.
- Witaj, słoneczko - powiedział, a ja się zarumieniłam.
- Cześć. - Aż mi się zrobiło głupio, że nie miałam dla niego słodkiego przezwiska. - Wejdź.
Przechodząc przez próg, pocałował mnie czule w usta. Ten buziak był jak zakazany owoc. Pożądałam go. Prosiłam o wiele więcej. Marzyłam o milionach całusów na moim ciele.
- Masz gości? - spytał, rozglądając się.
Lexi nadal przebywała w kuchni. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Blondynka chciała, żeby jej nocowanie u mnie było tajemnicą, więc nie mogłam powiedzieć Dantemu o niej.
- Dawna znajoma nocuje u mnie. Jest teraz bardzo zajęta. - Okłamałam go. Czułam się okropnie robiąc to. Serce zaczęło bić w innym rytmie niż przedtem, w rytmie kłamcy. Chłopak nic nie powiedział. Może mi uwierzył, a może wyczuł pół kłamstwo.
- Miałem dzisiaj cię uczyć - przypomniał mi. - Zapomniałaś, prawda?
Prawda.
- Przepraszam. Miałam tyle rzeczy na głowie. Przełóżmy to na jutro, proszę.
Szarooki uśmiechnął się po chwili. Ucałował mój policzek i pożegnał się.
- Będę czekał na jutro - rzekł, zamykając drzwi. Wilczyca w tym samym momencie wyszła z kuchni i podeszła do mnie. Obserwowała mnie długo, a ja wciąż wpatrywałam się w wyjście.
- Dante - wymówiła jego imię. - Czyli już dałaś sobie spokój z Chrisem?
I ponury humor wrócił.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam na kanapie, podkuliłam nogi i włączyłam telewizor. Leciał właśnie serial "Teoria Wielkiego Podrywu". Za każdym razem żarty poprawiały mi samopoczucie. Lecz nie tym razem.
- Oj, przepraszam. - Lexi usiadła obok mnie. - Tylko się z tobą droczę.
Westchnęłam.
- Kto się czubi, ten się lubi. Pamiętasz? - Szturchnęła mnie lekko.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie umiałam się długo gniewać na Alexis. Była dla mnie jak siostra.
- To ... Opowiedz mi o nim - poprosiła. - Obiecuję, że nie będę się wtrącała.
○○○○○
Cztery lata. Całe CZTERY LATA. Tyle czasu już piszę to opowiadanie. Powiem prawdę, czasami było ciężko. Nie chciało mi się pisać, przepisywać rozdziałów, czy nawet wymyślać wątki. Jednak z pomocą ulubionych książek, dobrą muzyką i ciepłą herbatą, dawałam radę. Teraz jestem zachwycona i zadowolona moją twórczością (niczym inny - niestety). Mam wielką nadzieję, że zdołam pisać jeszcze przez długi czas.
I dziękuję wszystkich Czytelnikom, którzy komentują rozdziały. To dzięki Wam jeszcze ten blog istnieje :D
niedziela, 28 września 2014
Rozdział 25
- Anna, to jest łowca. - Usłyszałam, jednak nie chciałam w to uwierzyć. - Przywódca łowców.
Znałam Phila od dawna. Nie mógł być łowcą. To niedorzeczne. Chodziliśmy do tej samej klasy, czasami wychodziliśmy razem na miasto. A tu się okazuje, że był przeklętym pogromcom nadprzyrodzonych stworzeń. Jak to możliwe?
- Tak, to prawda - przyznał się. - Od lat próbowałem znaleźć wilkołaka. I w końcu go znalazłem.
Mówiąc to patrzył się na Alexis. Zaczęło mi się robić niedobrze, więc wdychałam powietrze nosem, a wydychałam ustami. Niedługo się okaże, że wszyscy których znałam od dzieciństwa mają coś wspólnego z nadnaturalnymi zjawiskami. Osunęłam się bezwładnie na ziemie.
- A czarownica to dodatek. - Blondynka warknęła. - Ale uwierzcie mi. To będzie dla mnie trudne. W końcu znaliśmy się tyle lat. Kto by pomyślał, iż wy mogłybyście stać się Nimi.
- A tylko ją dotkniesz ... - syknęła dziewczyna, wskazując na mnie.
- Bo co? Ugryziesz mnie? Odgryziesz głowę jak temu chłopczykowi z lasu?
Ona zamarła. Wyglądała jakby była przerażona. Domyśliłam się, że wspomina wydarzenia, które miały tam miejsce.
- Jaki chłopczyk z lasu? - spytałam.
Philip zaśmiał się pod nosem.
- Twoja przyjaciółka ci nie opowiedziała? - Powoli podszedł do mnie. - To się zdarzyło jakieś dwa miesiące temu. Podczas jej pierwszej pełni.
- Stul pysk! - wrzasnęła dziewczyna, lecz on nadal opowiadał. Próbowała jeszcze kilka razy przerwać rozmowę, jednak nic to nie dało.
- Pod wilczą postacią podkradła się do jakiegoś obozu dla dzieci. Chłopczyk w wieku dziewięciu lat odszedł od grupy. Gdy podszedł do rzeki, ona rzuciła się na niego. Gryzła go wszędzie. Na koniec rozszarpała jego szyje. Jej udało się zbiec, a rodzice dziecka nadal opłakują jego śmierć.
Gapiłam się raz na łowcę, raz na wilczycę. To była prawdziwa historia. Philip opowiedział prawdziwą historię o Lexi jako morderczej bestii. Blondynka wpatrywała się w swoje dłonie. Poczułam się okropnie, prawie jak zdradzona. Nie chciałam wyobrażać sobie tej sceny, jednak to zrobiłam. Widziałam wilkołaka o platynowej sierści wbijającego ostre kły w ciało chłopczyka. On próbował krzyczeć, uciec, lecz zwierze było silniejsze. Szarpało ciałem dziecka jak zabawkę. A kiedy bestia odłożyła zwłoki, miała cały pysk we krwi.
Po raz kolejny poczułam żółć w ustach. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, co czuć. To prawda, ja też zabiłam człowieka, ale nie tak brutalnie jak ona. Ja to zrobiłam, ponieważ Bianca mnie błagała. A ten chłopczyk był niewinny. Miał jeszcze całe życie przed sobą. Ja jeszcze nie doszłam do siebie po tym zdarzeniu, a Lexi?
- Trzeba ukarać winną - dodał mężczyzna.
Zamknęłam oczy. Nie chciała na nikogo patrzeć. To mnie bolało. Czułam jakbym miała wszędzie powbijane długie, cienkie igiełki. Nie mogłam się ruszyć, bo przy każdym ruchu odczuwałam ból.
Usłyszałam krzyk Lexi. Nic nie zrobiłam. Słuchałam, jak łowca krzywdzi wilczycę. To zbyt bolało. Z każdym hukiem bicza w tle był zwierzęcy ryk. Ledwo mogłam utrzymać łzy w zamknięciu. Zacisnęłam dłonie w pięści. Kiedy w końcu podniosłam powieki, widziałam Phila przede mną. W klatce obok leżała nieprzytomna dziewczyna. Wyglądała jak pół bestia.
- Wiem, że ty też nie jesteś święta. - Odezwał się.
- Nikt nie jest - wyszeptałam zachrypniętym głosem.
Zanim mrugnęłam łowca mnie spoliczkował. Poczułam ciepło na policzku, chciało mi się płakać. Jednak obiecałam sobie, że stanę się silna. Nie będę płakała, nikt nie będzie mnie ratował. W końcu musiałam pokonać Nyks.
- Wiem, o tobie więcej niż myślisz.
Siedziałam cicho, myśląc nad planem ucieczki. Jednak, za cholerę, nic nie mogłam wymyślić. Mogłam użyć swojej mocy, lecz na pewno Phil był przygotowany na to. Nie znałam żadnych sztuk walki. Nic.
- Wiem, że ty byłaś przy śmierci swojej babci. - Zamarłam. Moje kości zlodowaciały. - Wiem, że to przez ciebie zabito Adama. - Cała się pociłam, trzęsłam się. On. Znał. Prawdę. - I wiem, że kogoś zabiłaś. Małą dziewczynkę. O imieniu Bianca.
Roztopiłam się z powodu strachu. We mnie nie było już żadnej wody. Byłam sucha, a jednocześnie i mokra.
- Nie jesteś lepsza niż ta wilczyca - dodał jeszcze. - Jesteś nawet gorsza.
Wcale nie byłam gorsza. Nie byłam zła. Ja nie chciałam nikogo zabić. Patrzyłam się na babcie w ostatnich sekundach jej życia, bo byłam zbyt słaba na działanie. Adam nie żył, bo wampir Azazel i zła czarownica, Ava chcieli przywołać Zankou. Ja próbowałam im przeszkodzić. Nie zabiłabym Banci, gdyby mnie tak nie prosiła. Ona przecież cierpiała.
Łowca uderzył mnie. Tym razem pięścią. Upadłam na ziemie. Przyłożyłam głowę do podłogi. Podłoże było takie zimne, a moja rana piekła. Zauważyłam, że dłoń Philipa nie była normalna. Cała była pokryta jakby metalem. Czułam, jak oko mi puchnie. Z każdą chwilą widziałam coraz mniej. Podniosłam rękę do góry. Kraty rozchyliły się. Jedno z nich pękło i przyleciało do mnie. Obdarzyłam ten pręt magią. Odczuwałam od niego przyjemną Moc. Aż wołała, aby ją wykorzystać. Powoli wstałam. Kiedy miałam oddać cios Philowi, on złapał broń. Ta poraziła go prądem. Widziałam, jak przelatuje przez niego kilka tysięcy Voltów. Był wyczerpany, ale żył. Nadal trzymał pręt.
- Ty niestety nie wiesz o mnie nic - rzekł.
Podniósł broń powyżej głowy, a ja zakryłam się rękoma. Kij spadał na mnie. Za pierwszym razem odbił się od niewidzialnej tarczy. I za drugim, i trzecim. Po czwartym razie osłona zaczynała pękać, prawie dostałam w ramiona. Jednakże piąta próba odniosła sukces dla niego. Upadła na kolana, krzycząc w agonii. Ból był nie do zniesienia. Rozchodził się od prawej dłoni, aż do łopatki. Łowca nadal uderzał we mnie prętem. Z każdym zetknięciem się z bronią słabłam. Próbowałam utworzyć tarczę, jednak za nim to robiłam, on znowu mnie powalał. Nie mogłam się skupić.
Oczy zamykały mi się same. Ciało nie odbierało moich rozkazów, rozum mówił, żebym przestała i po prostu odpuściła. Chciałam to zrobić, tak bardzo chciałam. Gdy już miałam to wykonać, drzwi walnęły z hukiem o ścianę. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Niestety nie widziałam szczegółów. Nieznajomy złapał Phila i ... Złamał mu kark jak suchą gałązkę. Kiedy ciało upadało na ziemie, ja powoli zanikałam w swoich ciemnościach.
Ja latałam. Nie, ja spadałam. Spadałam w przepaść bez końca. Znajdowałam się w czarnej dziurze. Nie miałam się czego złapać. Byłam w pustce. Nic mnie nie otaczało, tylko ta ciemność. Nawet przyjemnie tutaj. Nikogo nie potrzebowałam, nikt mnie nie potrzebował. Życie bez zmartwień, bez kłopotów. Idealne życie, w którym w końcu się znalazłam. Wspaniała cisza pochłonęła mnie, objęła swymi mackami. Nie chciałam, żeby to się skończyło. To było jak marzenie.
I upadłam na krańcu świata.
Ostrożnie podniosłam powieki. Nic nie widziałam. Przestraszyłam się, że straciłam wzrok, jednak po chwili przypomniało mi się, iż moje oczy są strasznie popuchnięte, a do tego znajdowałam się w pomieszczeniu ze słabym oświetleniem. W ustach czułam metaliczny smak, a moje mięśnie rwały. Pod sobą miałam jakiś nieprzyjemny w dotyku koc. Chciałam coś powiedzieć, lecz dźwięk ugrzązł w gardle. Wyszedł tylko cichy świst. Jednak to pomogło, ktoś mnie usłyszał.
- Pij, proszę. - Usłyszałam. Głos był mi bardzo znany, ale mój mózg nie potrafił go rozpoznać. Nie znosiłam tego uczucia, gdy pamiętałam tylko szczątki czegoś i musiałam przypominać sobie więcej informacji.
Na dolnej wardze poczułam zimny przedmiot, przez który wylewał się ciepły płyn. Rozpoznałam ten smak. Ktoś mnie karmił krwią wampira. Wyplułam ciecz. Jednakże kilka kropli popłynęło do żołądka. Nieznajomy odsunął przedmiot od ust. Przy mojej głowie rozświetliła się lampka. Nie drażniła mi oczu, lecz pozwalała dostrzec szczegóły. Obok mnie siedziała osoba. Widziałam jej brązowe oczy i kruczoczarne krótkie włosy. Patrzałam się w twarz, którą tak dawno nie widziałam. Nawet czułam ten sam zapach, z którym mnie opuścił.
- Nie rób mi tego - poprosiłam, mając łzy w oczach. Głos mi się załamał. - Czemu mi to robisz? Przychodzisz tu, wyglądając jak mój chłopak. To boli.
Zakryłam oczy ręką. Nie mogłam nawet zerknąć na ciało Chrisa. To bardzo bolało. W tym ciele nie było żadnego Chrisa, tylko potwór o nazwie Zankou. Niewidzialna dłoń ścisnęła mi serce. Przez te wszystkie dni, w których nie myślałam o nim, były napełnione ulgą. Wreszcie nie czułam tego żalu, chciałam żyć. Teraz to wróciło, a ja czułam się jeszcze gorzej.
- Odejdę, jeśli obiecasz, że wypijesz całą zawartość tej szklanki. - Rękę pokazał przedmiot, w którym znajdowała się krew. Ledwo mogłam się ruszać i widzieć, więc poprosiłam o nią. Kiedy była już pusta, wampir wyszedł z pokoju.
- Trzeba ukarać winną - dodał mężczyzna.
Zamknęłam oczy. Nie chciała na nikogo patrzeć. To mnie bolało. Czułam jakbym miała wszędzie powbijane długie, cienkie igiełki. Nie mogłam się ruszyć, bo przy każdym ruchu odczuwałam ból.
Usłyszałam krzyk Lexi. Nic nie zrobiłam. Słuchałam, jak łowca krzywdzi wilczycę. To zbyt bolało. Z każdym hukiem bicza w tle był zwierzęcy ryk. Ledwo mogłam utrzymać łzy w zamknięciu. Zacisnęłam dłonie w pięści. Kiedy w końcu podniosłam powieki, widziałam Phila przede mną. W klatce obok leżała nieprzytomna dziewczyna. Wyglądała jak pół bestia.
- Wiem, że ty też nie jesteś święta. - Odezwał się.
- Nikt nie jest - wyszeptałam zachrypniętym głosem.
Zanim mrugnęłam łowca mnie spoliczkował. Poczułam ciepło na policzku, chciało mi się płakać. Jednak obiecałam sobie, że stanę się silna. Nie będę płakała, nikt nie będzie mnie ratował. W końcu musiałam pokonać Nyks.
- Wiem, o tobie więcej niż myślisz.
Siedziałam cicho, myśląc nad planem ucieczki. Jednak, za cholerę, nic nie mogłam wymyślić. Mogłam użyć swojej mocy, lecz na pewno Phil był przygotowany na to. Nie znałam żadnych sztuk walki. Nic.
- Wiem, że ty byłaś przy śmierci swojej babci. - Zamarłam. Moje kości zlodowaciały. - Wiem, że to przez ciebie zabito Adama. - Cała się pociłam, trzęsłam się. On. Znał. Prawdę. - I wiem, że kogoś zabiłaś. Małą dziewczynkę. O imieniu Bianca.
Roztopiłam się z powodu strachu. We mnie nie było już żadnej wody. Byłam sucha, a jednocześnie i mokra.
- Nie jesteś lepsza niż ta wilczyca - dodał jeszcze. - Jesteś nawet gorsza.
Wcale nie byłam gorsza. Nie byłam zła. Ja nie chciałam nikogo zabić. Patrzyłam się na babcie w ostatnich sekundach jej życia, bo byłam zbyt słaba na działanie. Adam nie żył, bo wampir Azazel i zła czarownica, Ava chcieli przywołać Zankou. Ja próbowałam im przeszkodzić. Nie zabiłabym Banci, gdyby mnie tak nie prosiła. Ona przecież cierpiała.
Łowca uderzył mnie. Tym razem pięścią. Upadłam na ziemie. Przyłożyłam głowę do podłogi. Podłoże było takie zimne, a moja rana piekła. Zauważyłam, że dłoń Philipa nie była normalna. Cała była pokryta jakby metalem. Czułam, jak oko mi puchnie. Z każdą chwilą widziałam coraz mniej. Podniosłam rękę do góry. Kraty rozchyliły się. Jedno z nich pękło i przyleciało do mnie. Obdarzyłam ten pręt magią. Odczuwałam od niego przyjemną Moc. Aż wołała, aby ją wykorzystać. Powoli wstałam. Kiedy miałam oddać cios Philowi, on złapał broń. Ta poraziła go prądem. Widziałam, jak przelatuje przez niego kilka tysięcy Voltów. Był wyczerpany, ale żył. Nadal trzymał pręt.
- Ty niestety nie wiesz o mnie nic - rzekł.
Podniósł broń powyżej głowy, a ja zakryłam się rękoma. Kij spadał na mnie. Za pierwszym razem odbił się od niewidzialnej tarczy. I za drugim, i trzecim. Po czwartym razie osłona zaczynała pękać, prawie dostałam w ramiona. Jednakże piąta próba odniosła sukces dla niego. Upadła na kolana, krzycząc w agonii. Ból był nie do zniesienia. Rozchodził się od prawej dłoni, aż do łopatki. Łowca nadal uderzał we mnie prętem. Z każdym zetknięciem się z bronią słabłam. Próbowałam utworzyć tarczę, jednak za nim to robiłam, on znowu mnie powalał. Nie mogłam się skupić.
Oczy zamykały mi się same. Ciało nie odbierało moich rozkazów, rozum mówił, żebym przestała i po prostu odpuściła. Chciałam to zrobić, tak bardzo chciałam. Gdy już miałam to wykonać, drzwi walnęły z hukiem o ścianę. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Niestety nie widziałam szczegółów. Nieznajomy złapał Phila i ... Złamał mu kark jak suchą gałązkę. Kiedy ciało upadało na ziemie, ja powoli zanikałam w swoich ciemnościach.
Ja latałam. Nie, ja spadałam. Spadałam w przepaść bez końca. Znajdowałam się w czarnej dziurze. Nie miałam się czego złapać. Byłam w pustce. Nic mnie nie otaczało, tylko ta ciemność. Nawet przyjemnie tutaj. Nikogo nie potrzebowałam, nikt mnie nie potrzebował. Życie bez zmartwień, bez kłopotów. Idealne życie, w którym w końcu się znalazłam. Wspaniała cisza pochłonęła mnie, objęła swymi mackami. Nie chciałam, żeby to się skończyło. To było jak marzenie.
I upadłam na krańcu świata.
Ostrożnie podniosłam powieki. Nic nie widziałam. Przestraszyłam się, że straciłam wzrok, jednak po chwili przypomniało mi się, iż moje oczy są strasznie popuchnięte, a do tego znajdowałam się w pomieszczeniu ze słabym oświetleniem. W ustach czułam metaliczny smak, a moje mięśnie rwały. Pod sobą miałam jakiś nieprzyjemny w dotyku koc. Chciałam coś powiedzieć, lecz dźwięk ugrzązł w gardle. Wyszedł tylko cichy świst. Jednak to pomogło, ktoś mnie usłyszał.
- Pij, proszę. - Usłyszałam. Głos był mi bardzo znany, ale mój mózg nie potrafił go rozpoznać. Nie znosiłam tego uczucia, gdy pamiętałam tylko szczątki czegoś i musiałam przypominać sobie więcej informacji.
Na dolnej wardze poczułam zimny przedmiot, przez który wylewał się ciepły płyn. Rozpoznałam ten smak. Ktoś mnie karmił krwią wampira. Wyplułam ciecz. Jednakże kilka kropli popłynęło do żołądka. Nieznajomy odsunął przedmiot od ust. Przy mojej głowie rozświetliła się lampka. Nie drażniła mi oczu, lecz pozwalała dostrzec szczegóły. Obok mnie siedziała osoba. Widziałam jej brązowe oczy i kruczoczarne krótkie włosy. Patrzałam się w twarz, którą tak dawno nie widziałam. Nawet czułam ten sam zapach, z którym mnie opuścił.
- Nie rób mi tego - poprosiłam, mając łzy w oczach. Głos mi się załamał. - Czemu mi to robisz? Przychodzisz tu, wyglądając jak mój chłopak. To boli.
Zakryłam oczy ręką. Nie mogłam nawet zerknąć na ciało Chrisa. To bardzo bolało. W tym ciele nie było żadnego Chrisa, tylko potwór o nazwie Zankou. Niewidzialna dłoń ścisnęła mi serce. Przez te wszystkie dni, w których nie myślałam o nim, były napełnione ulgą. Wreszcie nie czułam tego żalu, chciałam żyć. Teraz to wróciło, a ja czułam się jeszcze gorzej.
- Odejdę, jeśli obiecasz, że wypijesz całą zawartość tej szklanki. - Rękę pokazał przedmiot, w którym znajdowała się krew. Ledwo mogłam się ruszać i widzieć, więc poprosiłam o nią. Kiedy była już pusta, wampir wyszedł z pokoju.
○○○○○
Witam wszystkich! Niedawno założyłam bloga. Yay :) Nazywa się Sekret Wilka. Opowiada o historii Lexi. Dlaczego jest wilkołakiem? Co ona robiła przez kilka miesięcy? Dowiecie się właśnie tam.
Zapraszam serdecznie!
poniedziałek, 1 września 2014
Rozdział 24
Kto by pomyślał, że
te trzy godziny zlecą tak szybko. Przed chwilą piłam pierwszy kubek z piwem, a
w tym momencie tańczyłam z innymi dziewczynami, śmiejąc się. W głowie mi już
szumiało, ale nie przestawałam pić. Chciałam przestać się martwić, to to robiłam,
bawiąc się na całego.
Po pewnym czasie
usiadłam na kamiennej ławce, odpoczywając, gdy nagle poczułam deja vu.
Wiedziałam, że za chwilę pośród drzew zauważę wilkołaka. Próbowałam nie
spoglądać w tamtą stronę, lecz nie mogłam się oprzeć. Obróciłam głowę w stronę
lasu. Z ulgą stwierdziłam, że niczego nie widziałam.
- Może jeszcze
dolewkę? – spytał mnie Phil.
Mimo, że mój mózg już
prawie nie funkcjonował dobrze, odmówiłam. Przez wizję odzyskałam rozum i trzeźwość.
Dziewczyny zapraszały mnie do dalszej zabawy. Kiedy do nich szłam, usłyszałam
trzask łamanej gałęzi za mną. Odwróciłam się i zauważyłam postać. Strach
przejął nade mną kontrolę, w ustach poczułam kwaśny smak. Tak się tym przejęłam,
iż nie dostrzegłam osoby kryjącej się w lesie. Okazało się, że to nie był
wilkołak, tylko jeden z nastolatków. Tylko wyglądał bardzo znajomo. Nawet w
ciemnościach dostrzegłam blond włosy i niebieskie jak niebo oczy. Na początku
nie zgadzałam się ze wzrokiem. Mógł mnie przecież mylić. Jednakże po chwili
zrozumiałam, że dobrze widziałam. Patrzyłam się na Lexi.
Zaczęłam do niej
biec. Zapomniałam o całej przepowiedni, była dla mnie mało istotna. Biegłam ile
mogłam, lecz ona była szybsza. Na moment straciłam ją z pola widzenia.
Zatrzymałam się ostro. Z trudem łapałam powietrze w płuca, które mnie paliły.
Minutę później, niedaleko mnie przebiegł szary wilkołak. Ten sam z wizji. I
sobie przypomniałam o niej. Zbeształam się za to, że pobiegłam za dziewczyną, a
nie zostałam na imprezie. Przecież to mogła być którakolwiek blondynka. Nie
rozglądając się, wróciłam biegiem w stronę, gdzie odbywa się zabawa.
Niestety, tam nie
trafiłam.
Po drodze ktoś mnie
popchnął, straciłam równowagę i wylądowałam na liściach. A do tego dostałam od
nieznajomego w głowę. I wtedy straciłam przytomność.
Ocknęłam się. Byłam zbyt zmęczona, aby otworzyć oczy, więc
leżałam na zimnej podłodze, wsłuchując się w dźwięki. Słyszałam rytmiczne
kapanie kropel, swój oddech … Nie, nie tylko mój. W pomieszczeniu znajdowało
się kilka osób.
Głowa mnie bolała,
ale powoli się podnosiłam. Bez pośpiechu uniosłam powieki. Pierwsze, co
zobaczyłam była krew. Miałam ją na rękach i kolanach, lecz najwięcej znajdowało
się na podłodze. Wiedziałam, że to była moja krew, jednak ucieszyłam się, że
nie było jej aż tak dużo. Dotknęłam tyłu głowy. Przypomniałam sobie, co robiłam
przed atakiem. Zauważyłam Lexi i biegłam do niej, lecz się pomyliłam i chciałam
wrócić na imprezę. I wtedy ktoś mnie uderzył w potylice. W tamtym miejscu
miałam opatrunek. Aż się zdziwiłam. Dlaczego ktoś miałby łatać mi ranę, jeśli
chciał mnie uprowadzić? I co dalej? Co chciał ze mną zrobić?
Kolejną rzeczą, którą
zauważyłam były kraty. Zamknęli mnie w klatce, jak zwierzę.
- W końcu się
obudziłaś. – Usłyszałam niedaleko siebie. Odwróciłam głowę w stronę
dobiegającego głosu. W drugiej klatce znajdowała się Lexi.
Nie mogłam wydać z
siebie żadnego dźwięku, tylko otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Miło cię znowu
spotkać – powiedziała, uśmiechając się.
Naprawdę ją
widziałam. Aż przetarłam oczy, aby uwierzyć. Ona nie znikła. Siedziała tam. W
drugiej klatce. Chciałam do niej podejść, przytulić ją, ale się bałam. Mogłam
śnić. Alexis mogła mi się przewidzieć.
- Lexi? Jak?
- Tak, to ja. We
własnej osobie. – Złapała za kraty oddzielające mój kąt od jej. – Ja żyję.
- W oczach pojawiły
się nam łzy. Wróciłam pamięcią do momentu, gdy zrozumiałam, że Lexi się
zgubiła. Później w telewizji oznajmiono, iż ona umarła. Przypomniałam sobie jej
pogrzeb, kiedy nie zaobserwowałam na jej dłoni znamienia. Właśnie, znamię.
Zwróciłam wzrok na jej dłonie. Na lewym nadgarstku dojrzałam księżyc w
kształcie cienkiego rogalika. To naprawdę była ona! Moja przyjaciółka, Lexi.
- Twoi rodzice
odprawili ci pogrzeb – oznajmiłam. – Czy oni wiedzą, że żyjesz?
Pamiętam minę Felixa,
ojca Alexis. Próbował udawać smutek, jednak domyślałam się, że coś ukrywa. Może
to on znalazł dziewczynę. Ale dlaczego by ją ukrywał i udawał, że ona nie żyje?
Na język ciągnęło mi się tyle pytań.
- Mama na pewno nie
wie, a tata … On i jego znajomi … To oni pomagali mu mnie ukryć. – Mówiła tak,
jakby się z tym pogodziła. No cóż, miała dużo czasu. Całe cztery miesiące. –
Caleb też wiedział.
Caleb Blackthorne.
Jak on mógł to przede mną chować?
- Ale dlaczego? Czemu
udawałaś nieżywą? Ja strasznie za tobą tęskniłam. Wiesz, jak się czuła twoja
matka?
- Ja tego nie
chciałam! – wykrzyczała, lecz po chwili znowu mówiła spokojnie. – To długa
historia. Gdy się stąd wydostaniemy, opowiem ci ją.
Zgodziłam się. W tym
momencie naszym priorytetem było uwolnienie się z więziennej celi. Dopiero po
kilku minutach zdołałam zapytać o najważniejsze rzeczy.
- Właściwie, jak się
tutaj znalazłyśmy? I kto nas porwał?
Dziewczyna chciała
odpowiedzieć, ale zamilkła oraz pokazała gest, który ukazywał, że też powinnam
to zrobić. Wsłuchałam się w ciszę, próbując pojąć, kto szedł. Nikogo nie
usłyszałam. Jednak milczałam.
Po chwili ktoś
otworzył ciężkie wrota. Nie widziałam twarzy napastnika. Sylwetka była jak na
mężczyznę przystało, szerokie ramiona, duże dłonie, które chowały się za
ciemnymi rękawicami oraz był nawet wysoki. Ubrany cały na czarno, zasłonięty głębokim
kapturem, wziął coś z ziemi. Przypominało długi pręt. Oceniał jego stan.
Najwidoczniej przeszła próbę, ponieważ przyprowadził ją do mojej celi.
Spuściłam głowę, bo czułam jego ciężki wzrok na mojej osobie. Usłyszałam dźwięk
wydawany, kiedy pręt zderzał się o metalowe kraty. Strasznie się bałam.
Prosiłam Bena o pomoc.
Ben, nie wiem, gdzie jestem. Musisz mi
pomóc. Boję się.
Aż sobie przypomniałam
wszystkie wydarzenia, kiedy prosiłam wampira o uratowanie mnie. Śmiać mi się
chciało na te wspomnienia. Wampir mnie ratował. Czyli musiałam stać się
potężniejsza, aby pokonać Nyks.
Podniosłam głowę
dopiero wtedy, gdy nieznajomy przeszedł dalej. Stanął przy klatce Alexis. Długo
się w nią wpatrywał. Po około pół minucie wyjął z kieszeni stary klucz i
otworzył nim drzwi. Powoli wszedł do środka. Zauważyłam, że się lekko
uśmiechnął. Następna scena wydarzyła się tam szybko, iż ledwo mogłam nadążyć
wzrokiem. Lexi skoczyła na niego, mężczyzna w ostatniej chwili podniósł pręt i
uderzył mocno w dziewczynę. Ona wydała z siebie cichy krzyk i upadła na ziemie.
Ja aż zachłysnęłam się powietrzem. Nieznajomy, co chwilę uderzał w jej plecy
bronią, a ona ciągle próbowała wstać. Nie mogłam tylko siedzieć oraz przyglądać
się tej zbrodni. Postanowiłam coś zrobić. Wzywałam Moc do dłoni, dopóki nie
poczułam pobudzających iskierek w palcach. Przycisnęłam ręce mocno do ziemi.
Podłogę wykonano z kamienia, więc to ułatwiło mi zadanie. Magią weszłam pod
spód i skierowałam nią na nieznajomego. Kiedy poczułam jego energię, wyszłam i
owinęłam kamienie wokół jego nóg. Po tej czynności wróciłam do swojego ciała.
Mężczyzna był w pułapce. Jego całe nogi tak jakby zamieniły się w kamienny
posąg. Stał wpatrzony we mnie. Wiedział, że to ja mu to zrobiłam. Nie wyglądał
na przestraszonego, ani nawet na wściekłego. Raczej był zaciekawiony tym.
Zaśmiał się.
Kątem oka zauważyłam,
że Lexi wstawała. Dostrzegłam też coś innego. Jej paznokcie się wydłużyły oraz
wyostrzyły. Gdy była na kolanach, rzuciła się na przeciwnika. Widziałam, jak
rozrywa mu skórę. To wyglądało strasznie. Kiedy już miała wgryźć się w jego
ciało, przybysz zniknął. Tak po prostu. Blondynka upadła na ziemie jak kot, na
czterech łapach. Tylko, że ona nie miała łap, tylko ręce i nogi. Odwróciła się
do mnie i wtedy stanęłam jak wryta. Ona miała żółte oczy oraz cztery wystające
kły.
Lexi, moja
przyjaciółka, była wilkołakiem.
Po chwili dziewczyna
zrozumiała, czego się tak przestraszyłam. Wszystkie wilkołacze rzeczy zniknęły.
- Jesteś wilkołakiem.
– To było stwierdzenie, ale ona i tak odpowiedziała.
- Tak. Jestem nim od
jakiegoś czasu.
- Ale jest pełnia.
Jak to możliwe, że nie jesteś … Tym?
- Pełnia się skończyła.
Jest ranek – powiedziała, jakby nigdy nic.
Był już ranek.
Cholera! Byłam nieprzytomna przez prawie całą noc. Znajdowałam się w tym
więzieniu przez tyle godzin. Jak to się stało?
Czy można się zarazić
wilkołactwem? Nie, to niemożliwe. To jak Alexis stała się bestią? To znaczy, że
któryś z jej rodziców mieli gen wilka. Mogłam się założyć, że tą osobą był
Felix.
- Musimy jakoś się
stąd wydostać. I to szybko – przypomniała wilczyca.
Podeszłam do drzwi. Położyłam
dłoń na kłódce i zamknęłam oczy. W mojej głowie wciąż wytwarzałam scenkę, w
której klatki same się otwierają. Jednak nic się nie stało. Nadal byłyśmy
zamknięte.
- Spróbuj inaczej –
nalegała dziewczyna.
- Robię, co mogę! –
krzyknęłam. Przed kilkoma minutami cieszyłam się, że Lexi żyła, ale teraz byłam
zła na to, iż ukrywała się. Okłamała wszystkich. Okłamała mnie. Swoją najlepszą
przyjaciółkę.
- Sorry. – Uniosła ręce
na znak poddania. – Wiem, że jesteś podenerwowana, lecz musimy zwiać stąd.
Przy wilczycy uniosło
się podłoże i już miało ją objąć, kiedy ciężkie wrota znowu się otworzyły.
Odskoczyłam od krat jak poparzona, a podłoga znowu stała się równa. Do
pomieszczenia weszła osoba. Byłam pewna, że to nie był ten sam człowiek, co
poprzednio. Tym razem widziałam twarz osobnika. Był to Philip Cooper.
- Phil! – wrzasnęłam
ucieszona. Podbiegłam do krat. – Pomóż nam. Zostałyśmy porwane. Ktoś nas
uwięził. Zadzwoń po policję, proszę.
Alexis próbowała mnie
uciszyć, jednak jej nie słuchałam. Byłam szczęśliwa, że ktoś przyszedł nam z
pomocą. Byłam wtedy taka głupia. Philip złapał mnie za rękę i przeciął skórę
scyzorykiem. Szybko wessałam powietrze, sycząc przy tym. Próbowałam zabrać dłoń
od niego, ale mężczyzna mocno mnie trzymał.
- Wygląda na
zwyczajną krew. – Popatrzył na moją twarz. – Wyglądasz jak zwyczajna
dziewczyna. – Pchnął mnie w jego stronę, a ja uderzyłam głową o metal. –
Jednakże nią nie jesteś.
- O czym ty mówisz? –
zapytałam, nie rozumiejąc.
Czy on wiedział, że
byłam czarownicą? Lecz jak? W jaki sposób? Czy wie też o Lexi?
- Anna, to jest łowca
– wyszeptała wilczyca. – Przywódca łowców.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział 23
Tego dnia było
niezwykle gorąco. Już od samego rana ludzie nie mogli wytrzymać. Ten dzień był
idealny do opalania się na plaży, picia zimnych drinków czy najzwyklejszego obijania
się. Jednak był to środek tygodnia. Dorośli szli do pracy, a dzieci do szkoły.
Na całe szczęście, dla uczniów, był to też ostatni dzień w szkole. Lekcje
zostały skrócone, więc o pierwszej po południu budynki opustoszały.
W ten dzień również
miała nastąpić pełnia księżyca.
Z moich doświadczeń
wiedziałam, że w tym czasie dzieje się coś okropnego dla mnie i dla innych.
Większość mojego liceum szła wieczorem na imprezę. Też zostałam zaproszona,
lecz nie mogła na nią pójść. To znaczy, mogłam, ale nie chciałam. Coś by się
stało. A gdy zostanę w domu, oglądając jakiś nędzny film, będę bezpieczna. A
czy zostałam jak grzeczna dziewczynka?
O trzeciej odwiedził mnie Ben. Wypytywał o ten głód, który
czułam kilka dni temu. Od tamtego czasu nic podobnego się nie zdarzyło, więc
nie chciałam o tym rozmawiać. Mogło mi się tylko wydawać.
Wampir usiadł obok
mnie i przyglądał się mojej osobie. Wyglądał na ciekawego.
- Mogę ci opowiedzieć,
co czuję, gdy jestem na głodzie, a ty opowiesz, co ty czułaś – zaproponował.
Zgodziłam się, choć
to nie trwało tak szybko. Najpierw rozmyślałam nad całą tą sprawą. Argument za:
jeśli poczułam głód Bena, to znaczy, że nie potrzebnie się martwiłam nowym wampirem
w mieście. Argument przeciw: jeśli poczułam coś innego niż on, to umrę z przerażenia.
Skąd bym czułam głód innego wampira? A jeśli to nie wampir, to co? Jednak musiałam
się dowiedzieć.
- Czuję jak mój
przełyk i całe gardło się palą, w brzuchu pojawia się mały potwór, który powoli
zjada mnie od środka. Myślę ciągle o krwi i przez to trudno mi chować kły.
Ciągle słyszę pulsującą ciecz w organizmie. Przez to wszystko wariuję – rzekł zielonooki.
– A gdy wypiję choć trochę krwi, to wszystko znika na chwilę, nic nie odczuwam.
Jeśli wypiję dużo płynu, to dłużej jestem w tym stanie. Ale gdy już się skończy
czas, to nadal jestem głodny, jednak nie tak jak przedtem.
Słuchałam tego bardzo
uważnie. Zafascynowałam się naturą wampirów. Nie chciałam nim zostać, ale byłam
ciekawa, jak to jest nim być
- Teraz twoja kolej.
Powiedziałam Benowi,
jak to się stało. Mówiłam, że byłam bardzo smutna, kiedy to się zdarzyło. Nie
wiedziałam, czy to będzie jakaś podpowiedź, jednakże o tym wspomniałam. Mówiłam
o tym potworze. Powiedziałam też, że gapiłam się na gardło, na widoczną żyłę
Catherine. I jak myślałam o krwi.
Siedzieliśmy w ciszy
przez dłuższą chwilę. Każde z nas musiało przetrawić te informacje oraz
rozgryźć jak i dlaczego, to mi się przytrafiło.
- Ja nie mam bladego
pojęcia, ale może w domu Bianci się znajdą jakieś księgi z rozwiązaniem –
oznajmił wampir.
Zgodziłam się z nim.
On pojechał do chatki zmarłej, a ja zostałam w swoim domu.
Przeczekując pełnię.
O siódmej wieczorem
siedziałam na kanapie z miską popcornu, oglądając „Orange is the New Black”.
Serial, jak dla mnie, nie był interesujący, ale go oglądałam. Nie było niczego
innego w telewizji. Dostałam kilka wiadomości od znajomych pytających, czy
pójdę na imprezę. Odpowiadałam, że nie mam humoru. Jednak prawda była inna.
Bardzo chciałam się zabawić ze znajomymi ze szkoły, lecz bałam się.
- Anna, pójdę spać
wcześniej. Muszę wstać o czwartej, jeśli nie chcę się spóźnić na samolot –
powiedziała moja mama, żegnając się ze mną.
Znowu mnie zostawia.
Wylatuje na dwa miesiące. Teraz, gdy miałam całe dni wolne, ona musiała
wyjeżdżać. Tym razem nikt ze mną nie zostaje. Matka mi ufa. Zaufa mi, że nie
zrobię żadnej imprezy, że nie będę czarowała jak opętana i oczywiście, że będę
uważać.
Spojrzałam za okno.
Księżyca jeszcze nie było widać. Jeszcze za widno. Jednak mój strach dawał o
sobie znaki. Ręce mi się pociły, lekko drżały, a w głowie ciągle widziałam
straszne obrazy.
Godzinę później
księżyc wisiał wysoko na niebie. Nie wyczuwałam niczego nadzwyczajnego, więc
uznałam to za dobry znak. Zrobiłam sobie herbatę, popcorn dawno się skończył, więc
otworzyłam paczkę herbatników. W tle leciał nowy film z Hugh Jackmanem.
Siedziałam sama, nudząc się. Po kilkunastu minutach zasnęłam. Jak za każdym
razem przyśnił mi się koszmar, lecz nie był on normalny. Domyśliłam się, że to
była wizja. Znajdowałam się w lesie. W tym miejscu odbywała się duża balanga. Z
głośników dudniła głośna muzyka, alkohol lał się hektolitrami, a pary migdaliły
się gdzie popadnie. Zauważyłam, że pośród drzew ktoś się czai. Nie widziałam
twarzy. Kiedy podeszłam do nieznajomego, ten zamienił się w wilkołaka o
platynowej sierści. Nie zaatakował nikogo. Zawył do księżyca, spojrzał na mnie
i ponownie zawył. Później odbiegł, a ja próbowałam go dogonić. Był jednak za
szybki. Uciekł mi.
Nagle usłyszałam
wrzaski. Miały nierówne brzmienie i dochodziło z imprezy. Wróciwszy tam
zobaczyłam, że wszyscy nie żyją. Tylko jedna osoba została ocalona. A tą osobą
był mój klon. Podszedł do mnie, wyglądał jakby dopiero go wyciągnięto z grobu.
- Nie było cię tu. To
przez ciebie wszyscy nie żyją. Mogłaś nas uratować, przeszkodzić im. Jednak
sobie poszłaś – wysyczała druga Ja.
Ona zaczęła krzyczeć,
a ja wraz z nią.
Obudziłam się tak
szybko jak zasnęłam. Leżałam na podłodze w salonie, trzęsąc się ze strachu. Nie
słyszałam, żeby mama schodziła do mnie, zatem wywnioskowałam, iż w ogóle nie
krzyczałam albo matka ma głęboki sen.
Usiadłam na kanapie,
wyłączyłam telewizor i wpatrywałam się w księżyc. Czułam, że to była wizja.
Musiałam pójść na prywatkę i uratować ludzi. Ale kto ich zaatakował? Wilkołaki?
To możliwe w tę noc. Przepowiednia pokazała mi wilkołaka, może to jego stado
zabiło nastolatków. Tylko jaki sobie poradzę z nimi? Jak można obezwładnić całą
watahę?
Nie szukałam
odpowiedzi. Założyłam adidasy i wyszłam na zewnątrz.
•••
•••
Na samym wejściu
dostałam czerwony plastikowy kubek z piwem. Wypiłam kilka łyków, tak na
rozluźnienie. Byłam bardzo spięta przez tą przepowiednie. Nie wiedziałam, o
której godzinie stanie się masakra. Postanowiłam, że nie będę się oddalała od
reszty. Nie zamierzam iść w stronę lasu. Jak bym zobaczyła wilkołaka, to
odwrócę wzrok i odejdę. Tak. Tak zrobię.
Impreza odbywała się
przy domku letniskowym rodziny Ledge. Byli bardzo bogaci, więc ten budynek
wyglądał jak pałac wykonany z drewna. Posiadał dwa piętra, lecz był bardzo
szeroki. W dzień promienie słoneczne oświetlały prawie cały dom, bowiem jego
okna miały rozmiary drzwi. Cała zabawa odbywała się na zewnątrz, jednak w
środku też roiło się od ludzi. Większość były to osoby typu „zmarzluchy” oraz
bojące się owadów.
Odstawiłam prawie
pusty kubek na stole i obserwowałam nastolatków. Te osoby interesowały się
normalnymi rzeczami, takimi jak moda, sporty, miłość. Oni nie wiedzieli, że na
świecie istnieją wampiry czy wilkołaki. Poznałam kilka dziewczyn, które wierzą
w te istoty i chciałyby stać się nimi. Jednakże gdyby wiedziały prawdę na ich
temat …
- Anna, a jednak
przyszłaś. – Przywitał mnie wesoły głos. Należał on do Philipa Cooper,
przewodniczącego klasy.
- Nudziło mi się w domu,
więc postanowiłam przyjść.
- To dobrze. Ta
impreza zostanie w twojej pamięci, aż do twojej śmierci.
Chłopak przybliżył
się do mnie, położył rękę na moim ramieniu. Poczułam ostry zapach alkoholu od
niego. Musiał on wypić już kilka kubków. Zaprowadził mnie na zewnątrz i dolał
mi trochę piwa. Muzyka dudniła głośno. Leciała idealna piosenka do tańca. Ja
jednak nie byłam tym typem dziewczyny i zostałam w miejscu, przyglądając się
drzewom. Popijając piwo, próbowałam się śmiać z dowcipów kolegi oraz wymieniać
parę zdań. On wyczuł, że dziwnie się zachowuję.
- Wiem, że nadal
cierpisz z powodu Lexi, Anna – rzekł Phil. Popatrzyłam w jego twarz. Troszczył
się o mnie, martwił. Pamiętam, że w dzieciństwie on stracił swojego brata
bliźniaka. Wiedział, co czułam. A ja wiedziałam, że on nadal cierpiał z tego
powodu. Tylko, że ja byłam rozerwana pomiędzy dwoma uczuciami. Widziałam
pogrzeb przyjaciółki, lecz czułam, że ona nadal żyła. – Musisz przestać myśleć
o niej i Adamie. Zacznij się bawić. Daj, doleję ci piwa.
Przewodniczący wziął
ode mnie do połowy pusty kubek i odszedł. Zrozumiałam, że on miał rację. Choć
na jedną noc powinnam przestać myśleć o przykrych rzeczach. I zacząć się bawić.
wtorek, 29 lipca 2014
Rozdział 22
Opowiedziałam o wszystkim Dantemu. Powiedziałam o Avie,
Azazelu, Biance oraz Nyks. Miałam dość ukrywania swojej przeszłości i
niedalekiej przyszłości przed czarodziejem. On słuchał uważnie. Wiedziałam, że
znał kawałek tej historii, jednak pouzupełniałam jego wiedzę. Po tym wszystkim
poczułam się trochę lepiej. Byłam z nim szczera. Czułam się czysta.
- Dużo rzeczy działo
się w twoim życiu przez te pół roku – stwierdził.
- Aż za dużo –
dodałam.
- Co zamierzasz z tym
zrobić? – zapytał, jednak nie wiedziałam, o co chodzi. – Z Nyks?
Co miałam z nią
zrobić? Nawet nie wiedziałam, co będę jadła jutro na śniadanie, a o mojej
przyszłości już nie wspomnę. Widziałam przepowiednię. Umrę. Nie ma dla mnie
szansy. Poprzednie wizje się sprawdzały, więc czemu ta nie miałaby się ziścić.
- Wszystko będzie
dobrze, Anna. – Chłopak przytulił mnie. Poczułam przyjemne ciepło i wiedziałam,
że zawsze będę z nim bezpieczna. – Nie jesteś sama. Nie pozwolę, aby ta Nyks
cię dopadła.
W tej chwili stałam
się szczęśliwa, bo wiedziałam, że Dante miał rację. Miałam jeszcze jego.
Pełnokrwistego czarodzieja. Nie miałam się czego bać. Chłopak zawsze mnie
ochroni.
Następnego dnia miałam
kolejną wizytę u psychologa. Bardzo nie chciałam na nie pójść, jednak mama mnie
zmusiła. Powiedziała, że rozmowa z Catherine mi pomoże. A wcale tak nie było.
Chociaż … Poprzedniego dnia wypłakałam się na ramieniu Dantego, lecz nadal
musiałam, z kimś o tym porozmawiać. Po raz kolejny poczułam pustkę w sercu.
Przypomniały mi się chwile, gdy rozmawiałam na poważnie z Lexi. Bardzo
chciałabym, aby tamte czasy wróciły. Wtedy martwiłam się tylko o oceny, mówiłam
jak tęskniłam za rodzicami oraz rozwiązywałyśmy problemy dotyczące chłopców.
Żadnej magii, wampirów czy wilkołaków. Wtedy miałam normalne życie.
- Annabell, wchodź do
środka – powiedziała uśmiechnięta kobieta, otwierając drzwi.
Posłusznie weszłam do
pokoju. Uśmiechnęłam się na powitanie i nawet coś powiedziałam:
- Dzień dobry,
Catherine.
Usiadłyśmy na swoich
miejscach. Kobieta zaproponowałam kubek wody, więc się zgodziłam. Na dworze
zrobiło się duszno i byłam spragniona. Wypiłam kilka łyków.
- Na poprzedniej
sesji opowiadałam o swoim psie. Ty niestety nic nie powiedziałaś, ale widzę, że
dzisiaj jest lepiej. – Napisała coś w zeszycie. – Na dzisiejszym spotkaniu
porozmawiamy o uczuciach. To będzie dla ciebie bardzo trudne. Musisz
przypomnieć o wszystkich odczuciach, które występowały, kiedy dowiedziałaś się
o śmierci swojej babci, Adama i Alexis.
O wiele trudniejsze,
bo byłam tego świadkiem.
Westchnęłam głęboko.
Co ja mogłam wtedy czuć? Przerażenie, ból w sercu, stratę.
- Nie musisz teraz
odpowiadać – oznajmiła kobieta.
- Nie, wszystko w
porządku – powiedziałam.
Jak na komendę wszystkie wspomnienia trafiły mnie w głowę.
Śmierć babci: ten ogień pochłaniający jej ciało; śmierć Adama: mnóstwo krwi, to
przez zaklęcie; Lexi … Przez trzy miesiące myślałam, że Azazel ją zabił albo
porwał, później dowiedziałam się, że ktoś ją przetrzymywał po za miastem, ale
teraz … Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Byłam na jej pogrzebie, lecz w głębi serca
czułam, że ona nadal żyje. Zankou tak powiedział, a ja nie miałam pojęcia, czy
w to uwierzyć.
- Było mi strasznie
smutno, czułam się jakby świat mnie nienawidził – mówiłam zgodnie z prawdą. –
Pytałam się, czemu to przytrafiło się mnie. Czemu to ja straciłam najważniejsze
osoby w moim życiu. Nie wychodziłam z pokoju. Leżałam tylko w łóżku i płakałam.
Nic nie jadałam ani piłam. Chudłam, ale myślałam, że gdy nie będę nic spożywała
przez następne kilka dni, to zniknę z tego świata. Chciałam, żeby to się
spełniło. Po śmierci babci to tylko Lexi potrafiła mnie pocieszyć. To dzięki
niej wyszłam z sypialni. I znowu zaczęłam żyć.
Przerwałam, aby napić
się wody. W oczach pojawiły się łzy, jednak próbowałam je odpędzić. Nie
chciałam zacząć płakać. To już wszystko było za mną. Wspomnienia nie powinny
boleć.
- Chcesz zrobić
trochę przerwy? – zasugerowała dorosła. – To dobrze ci zrobi.
Kiwnęłam głową.
Wytarłam oczy ręką i zaczęłam normalnie oddychać. Następnie powtarzałam w
myślach: „Wspomnienia nie bolą. To tylko iluzja.” W kolejnej chwili poczułam
głód. To nie było normalne łaknienie, tylko taki potwór rozdzielający mnie od
środka. Myślałam, że jak czegoś szybko nie zjem, to stanę się potworem. Nigdy
czegoś takiego nie przeżyłam. Już bym wolała rozmawiać o swoich uczuciach, o
wspomnieniach, o śmierci niż być taka głodna. Nie burczało mi w brzuchu oraz
nie czułam się słabo. Po prostu coś mnie tam rozrywało, drapało ostrymi
pazurami.
- Anna, wszystko
dobrze? – spytała Catherine.
Mój wzrok spoczął na
jej szyi. Widziałam jej niebieską żyłę, w której spokojnie płynęła krew.
- Muszę na chwilę
wyjść. Przepraszam.
Wybiegłam z budynku
na świeże powietrze. Serce waliło mi jak opętane. Ja myślałam o krwi jak o
dobrym posiłku. Myślałam jak wampir. Już wyciągałam telefon, aby zadzwonić do
Bena, gdy przypomniałam sobie o tym, że on umie odczuwać moje silne emocje. On
potrafi, to dlaczego ja nie? I wtedy wszystko zrozumiałam. Czułam głód wampira.
Odczuwałam to, co Ben. Przez kilka sekund się z tego cieszyłam, jednak później obleciał
mnie strach. Czułam to, co on!
Szybko wystukałam
jego numer komórki i wybrałam zieloną słuchawkę. Zielonooki odebrał po trzecim
sygnale.
- Nie powinnaś być u
pani Psycholog? – Nie troszczył się o mnie, po prostu chciał mi przypomnieć, że
mam emocjonalny problem.
- Stało się coś
strasznego. – Zrobiłam pauzę. – Przed momentem poczułam to, co ty.
- Czyli?
- Głód. Poczułam, że
byłeś strasznie głodny.
- Ja zawsze jestem
głodny – odpowiedział mężczyzna. – Jednakże dzisiaj nie czułem się, aż tak
bardzo.
Nie wiedziałam, co
powiedzieć. Czy na pewno odczułam jego głód czy kogoś innego? Innego wampira?
Ale jak?
- Nieważne. Nie było
tematu. Muszę wracać do pani Psycholog – oznajmiłam szybko.
- Anna … - zdążył
powiedzieć Ben, zanim wyłączyłam komórkę.
Weszłam do budynku,
odtrącając od siebie myśli o nowym zagrożeniu.
Kolejna noc. Kolejny
sen. Kolejny koszmar. Tym razem znajdowałam się w budynku. Skądś kojarzyłam to
miejsce, lecz nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Stałam w holu. Powoli
podnosiłam ręce, a z moich palców wystrzeliwały iskry, z których zrodził się
ogień. Rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Zanim się opamiętałam, zauważyłam
swoją babcię naprzeciwko mnie. Uśmiechała się. Nawet kiedy zaczęła płonąć.
Słyszałam jej krzyk, ale nie mogłam nic zrobić. Nie kontrolowałam pożaru.
Obserwowałam tylko, jak moja babcia umiera. Jej ciało rozpuszcza się pod
wpływem wysokiej temperatury.
Obudziłam się
dopiero, gdy kości upadły na podłogę. Byłam cała mokra, drżałam. Zaczęłam cicho
płakać. Wcale tak nie było. To Ava stworzyła ten ogień, to przez nią babcia nie
żyje. Ja nic nie zrobiłam.
Nic nie zrobiłam.
A powinnam.
Powinnam powstrzymać
tą katastrofę. Mogłam wezwać wodę i zniszczyć to zło. Jednak tego nie zrobiłam.
Byłam zbyt słaba. Ale taka już nie jestem. I muszę stać się jeszcze silniejsza,
aby pokonać Nyks. Nie pozwolę na kolejną śmierć w moim życiu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)