niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 18

 Siedziałam na mokrej trawie. Przycisnęłam nogi do siebie i zamknęłam oczy. Ja lunatykowałam. Inaczej nie było by mnie tutaj. Teraz bym się obudziła w bezpiecznym domu, wstawałabym z ciepłego i wygodnego łóżka.
 - Anna, gdzie jesteś? – Usłyszałam z niedaleka.
 - Ben? Jestem przy fontannie – wyszeptałam.
 Wiedziałam, że i tak mnie usłyszy, a ja nie mogłam głośniej odpowiedzieć. Ze strachu ledwo, co mówiłam.
 Mężczyzna ukucnął przy mnie. Odsłonił moją twarz, którą zakrywała chmara włosów.
 - Powiesz, co się tutaj stało?
Wytarłam mokre policzki i pociągnęłam nosem.
 - Ja … Ja sama nie wiem. Myślałam, że śnię.
 Opowiedziałam mu o tym koszmarze ze wszystkimi szczegółami. On tylko coś mruknął i wstał. Ja też po chwili się podniosłam. Wyczuwałam, że ukrywa coś przede mną.
 Starszy Colby zniknął, żeby później zjawić się z dwiema łopatami. Jedną podał mnie.
 - Mamy ich zakopać?
 - Przecież nie zostawimy ich tutaj. – Odszedł ode mnie dwa metry i zaczął kopać.
 Poszłam w inną stronę. Trochę długo mi to zajęło, ale wykopałam pierwszą dziurę.
 - Za mała – skomentował Ben.
 Odwróciłam się i zauważyłam, że na ziemi leżało tylko jedno ciało. Zielonooki ukradł
mi przedmiot i zaczął poprawiać moją robotę. Nie minęło nawet pół minuty a wszyscy
zmarli trafili pod ziemie.
 - Za chwilę będą się pojawiać ludzie. Lepiej chodźmy stąd – rzekł.
 Spuściwszy wzrok udałam się za Benem do auta. Na szczęście zasnęłam w ubraniu.
 - A co z … - Przypomniałam sobie o fontannie.
 - Wyłączyłem dysze.

 Weszłam do domu rodziny Colby. Na korytarzu stała zmartwiona Taylor.
 - Co się stało? Ktoś ciebie zaatakował?
 - Na szczęście nie – odpowiedział Ben na drugie pytanie.
 Dziewczyna przytuliła mnie. Poczułam się niezręcznie.
 - Chciałam jechać razem z Benem, ale nie mogę – odparła wskazując na okno, albo raczej na słońce. – Powiedz, co się stało.
 Wtedy opowiedziałam jej o swoim śnie i o pobudce. Myślałam o tym, że mogłam lunatykować, lecz wtedy by zostało jeszcze jedno pytanie. Kto zabił tych ludzi?
 - A co z Chrisem? – zapytałam, gdy na chwilę przestaliśmy rozmawiać o morderstwie.
 Nie dostałam odpowiedzi. Spojrzałam po kolei na wampirów, a ich wzrok unikał mojego. Zaczęłam się znowu bać. Obawiałam się najgorszego. 
 - Powiedzcie! – krzyknęłam sfrustrowana.
 Blondynka westchnęła i odwróciła się w moją stronę.
 - Nie ma go.
 - Jak to go nie ma?
 - Uciekł – wyszeptała tak, że ledwo, co usłyszałam.
 Chris uciekł?! W takim stanie może zrobić komuś krzywdę.
 Przez chwilę przeleciała mi przez myśl, że to właśnie on zabił tych ludzi w parku.
 - Kiedy? – Jeśli się okaże, że niedawno to się, choć trochę uspokoję, a jeśli w środku nocy, albo jeszcze wcześniej …
 - Nocną porą. O jedenastej – odpowiedział mężczyzna.
O nie!
 W oczach pojawiły mi się łzy. Zamknęłam je i zakryłam twarz w dłoniach. Wampirzyca poklepała mnie po plecach na znak, że wszystko będzie dobrze. A właśnie, że nie. Nic nie jest dobrze. Z każdym dniem moje życie staje się coraz większym koszmarem. Znów zaczynam mieć sny o lesie, martwych przyjaciół i - kolejnym – nieznajomym wampirze.
 - Szukaliście go? – spytałam łamiącym się głosem.
 - A jak myślisz – warknął zdenerwowany Ben.
 - Wpadliśmy, a właściwie to ja wpadłam, na pomysł, żebyś ty poszukała Chrisa. No wiesz. Za pomocą magii. – Odezwała się Taylor.
 - Najpierw bym musiała mieć, choć trochę jego krwi – wyjaśniłam przypominając sobie temat z Księgi Czarów.
 Podniosłam głowę, przy tym wycierając mokrą skórę. Dlaczego magia nie może tego ułatwić? Dlaczego zamiast krwi nie mogli wybrać rzeczy, do której poszukiwany jest przywiązany?

 Szukałam Chrisa całe popołudnie. Nigdzie go nie mogłam znaleźć. Gdzie on się mógł schować? I czemu uciekł? 
 Była godzina dwudziesta trzecia dwadzieścia pięć, więc ze zmęczenia kładłam się do łóżka. Powieki opadały pod ciężarem dzisiejszych przeżyć. Przewróciłam się na bok. Gdy już miałam zasnąć usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Szeroko otworzyłam oczy i wyskoczyłam z kołdry jak oparzona. Przestraszyłam się nie na żarty. W domu byłam tylko ja. Ciocia wyjechała na miesiąc do Bułgarii, a mama przyjeżdża dopiero za tydzień.
 Wyjęłam z szafy rakietę do tenisa i powoli zeszłam na dół. Przybliżając się o jeden stopień bałam się coraz bardziej. Serce biło mi w nienaturalnie szybkim tempie, a nogi i ręce się bardzo trzęsły. W salonie dosłyszałam jęknięcie. A jeśli to włamywacz? Ja mam przy sobie tylko rakietkę. Czy uda mi się go ogłuszyć? Jeżeli nie to mam jeszcze magie.
 Powoli i bezszelestnie podchodziłam do rabusia. Mocno trzymając broń, że aż kłykcie mi zdrętwiały, uniosłam ją. Nieznajomy szybko pobiegł w stronę kuchni. Kiedy stanął przy oknie, paląca się lampa na ulicy oświetliła jego twarz.
 - Chris?
 Chłopak podszedł i zabrał ode mnie przedmiot. Jego dotyk potwierdził mnie w tym.
 Przytuliłam go. Pachniał mydłem, miętą i czymś jeszcze … Chyba ziemią.
 - Słyszałam, że uciekłeś. Czemu?
 Nie odpowiedział od razu. Założył kosmyk włosów za moje ucho.
 - Nie wytrzymałem – powiedział tajemniczo.
 Wciąż stojąc w objęciach spojrzałam w jego oczy. Brązowe tęczówki przyciągały mnie do niego. Chłopak pocałował mnie w czubek głowy, później w policzek, a następnie mocno w usta. Czułam przyjemny dreszcz w kręgosłupie. Chciałam tego więcej. Chciałam czuć jego wargi na moich. Odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy, pozwalając by pocałunki zeszły trochę niżej.
 Podciągnął mi niebieską bluzkę od piżam i musnął lekko mój nagi brzuch. Czułam się przy tym wspaniale. Mój oddech przyśpieszył.
 Podniósł mnie, posadził na blacie kuchennym i położył swoje ręce na moich biodrach.
Poczułam gorąco i zakręciło mi się w głowie. Szczerze, to nigdy tak się nie czułam. To był najwspanialszy moment w moim życiu.
 Nagle Chris ukuł mnie swoimi kłami w szyje. Wpierw pomyślałam, że to taka pieszczota, lecz kiedy stałam się zbyt zmęczona domyśliłam się, że jednak, co innego.
 - Chris – powiedziałam słabo.
 Gdy nie przestawał pić próbowałam go odepchnąć, ale był za silny.
 - Chris, puść mnie.
 Nadal nie dawałam sobie rady. Jeśli nie mogłam go popchnąć siłą to mam do dyspozycji jeszcze czary. Przywołałam do siebie całą swoją moc i odrzuciłam wampira na drugi koniec pomieszczenia. Ten po chwili wstał i rzekł:
 - Przepraszam.
 Podszedł szybko do otwartego okna.
 - Naprawdę, przepraszam.
 Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam już go nie było. Znów uciekł. Może wróci do domu? A jak nie?
 Smutna weszłam do łazienki położonej na pierwszym piętrze obok mojego pokoju. Z apteczki wyjęłam plaster. Obmyłam ranę wodą i zakleiłam ją.
 Wróciwszy do sypialni położyłam się na łóżku czekając, aż sen nadejdzie. Szybko nie zasnęłam. Ciągle myślałam o tym momencie z Chrisem, więc odpłynęłam dopiero o drugiej nad ranem. A do tego czasu starałam się nie płakać, choć kilka słonych łez wymsknęło się spod powiek. A do tego czasu starałam się nie płakać, choć kilka słonych łez wymsknęło się spod powiek.  
 Obudził mnie dzwonek do drzwi. Przymrużając oczy sprawdziłam godzinę. Kto do jasnej cholery odwiedza ludzi o piątej nad ranem?
 Wstając z ulubionego miejsca przeciągnęłam się. Schodząc po schodach ktoś zadzwonić ponownie. Prawie biegnąc zmniejszyłam odległość między mną a drzwiami. Spojrzałam przez judasza i moim oczom ukazał się mężczyzna z krótkimi, czarnymi jak smoła włosami. Na brodzie miał lekki zarost, co niektórym kobietom to się podoba. Otworzyłam mu.
 - Gdzie on jest? – zapytał gniewnie.
 - O kim ty mówisz?
 Ben próbował dostać się do środka, ale zapomniał, że nie otrzymał zaproszenia.
 - Gdzie jest Chris?
 Zrobił groźną minę. Myślał, że się przestraszę? Nie takie rzeczy już widziałam.
Odpowiedziałam mu, że nie wiem. On nie za bardzo mi uwierzył.
 - Zaproś mnie! – rozkazał uderzając mocno w niewidzialną ścianę.
 Musiałam się nad tym chwile zastanowić. Gdybym go zaprosiła mógłby przychodzić do mnie o każdej porze. Z jednej strony nie zgadzam się na to, lecz z drugiej gdyby mi się coś stało on zdołałby bez problemu mi pomóc. Wybrałam pierwszą opcję. Nie zaproszę go dopóki nie ochłonie. W takim stanie jest dla mnie zagrożeniem.
 - Co ci się stało? – spytał milej pokazując palcem na plaster.
 - Palcem się nie pokazuje – burknęłam stojąc bokiem do Bena, aby nie widział opatrunku.
 - Wyczuwam go. On tu był. – Rozejrzał się po korytarzu.
 Miałam mu opowiedzieć, co się wczoraj wydarzyło? Oczywiście pomijając scenę całowania. Jeśli mu powiem będzie się pytał gdzie poszedł, albo, dlaczego nie zatrzymałam go.
 - Był tutaj. W nocy.
 - Gdzie teraz jest?
 Zamknęłam oczy przypominając jak wychodził. Chciało mi się płakać, ale przecież nie rozpłaczę się w obecności Bena.
 - Chyba wiem jak znaleźć mojego kuzyna – poinformował mnie.
 - Jak?
 Popatrzył na mnie proszącym wzrokiem. Wiedziałam, o co mu chodzi. Podrapałam się po nosie.
 - Nie powiesz mi dopóki nie wejdziesz? – Odpowiedział kręcąc głową. – Niech ci będzie. Wejdź do środka.
 Poszedł prosto do kuchni. Wziął kubek i nalał do niego kawę z ekspresu. Wolno popijając zaczął:
 - Chris przemienił się dzięki mojej krwi. Więc jeśli użyjesz jej do zaklęcia może w końcu znajdziemy go.
 - A jak zamiast niego poprowadzi do ciebie?
 - Warto spróbować. -  Uśmiechnął się przy mówieniu.
 W salonie położyłam mapę miasta na stoliku. Wokół niej ułożyłam świece magicznie je zapalając. Poprosiłam wampira, żeby zranił się pod kartką. Stałam obok niego mówiąc zaklęcie po łacinie. Na początku nic się nie działo, ale gdy szybciej wymawiałam słowa to krew spłynęła po całej mapie, aż dotarła do mojego domu. Ogień ze świec urósł do wysokości brzucha. Przestałam mówić.
 - Nie zadziałało – stwierdziłam.
 Kiedy już mieliśmy wszystko schować płyn popłynął jeszcze dalej. Zatrzymał się w lesie po drugiej stronie miasta.
 - A może jednak zadziałało – odparł Ben.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.