niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 38 cz. 2

   Mnóstwo ludzi szło do centrum miasta. Nikt się nie przepychał, nikt nie rozmawiał. Tłum spokojnie maszerował w rzędach, nie zwracając uwagi na wypadek samochodowy, który miał miejsce zaledwie metr od nich. Spod maski jednego auta zaczął wydobywać się dym. Z obu dobiegał głośny alarm, którego nikt nie miał zamiaru wyciszyć. Wszyscy byli zapatrzeni w niebo. Czuli, że na nim pojawi się nowy Bóg. Po raz pierwszy odezwał się do nich pięć dni temu. Ogłosił, że od tego momentu panowały nowe zasady, nowa wiara. Osoba dała im wybór: zostanie w mieście i być posłusznym albo wyjechać stąd, lecz wkrótce i tak Ona się zjawiła u nich. A wtedy nie była już taka łaskawa. Większość wybrała pierwszą opcję. Nowy Bóg wiedział, iż to z powodu strachu, który ich ogarnął po tym, jak ktoś się sprzeciwił. Dla Niej ta osoba była nikim, tylko małym robaczkiem spośród wielu innych małych robaczków. Mogła ich zgnieść tak łatwo jak oddychała. Jednak każdy Bóg potrzebował poddanych. 
   Ludzie zatrzymali się, kiedy niebo zmieniło kolor na piękny róż. Po chwili na górze pojawiła się dziewczyna. Nastolatka z ciemnobrązowymi włosami oraz bursztynowymi oczami. Była piękna. Niektórzy aż zachłysnęli się powietrzem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na ich widok. To ona miała nad nimi władzę, nikt inny. To ją wszyscy kochali i podziwiali. Ona była najwspanialsza. I nikt nie mógł tego zmienić.
   Brązowowłosa w końcu przemówiła. Jej głos brzmiał jak dźwięk instrumentu, na którym grał anioł. Wszyscy słuchali jej i nie mogli przestać. Jej słowa zapisali głęboko w duszy.
- Witajcie, moi wierni. Bardzo się cieszę, że mogę was spotkać, zobaczyć wasze twarze, poznać. Jednakże musicie coś wiedzieć. Wśród nas są heretycy. Chcą obalić moje rządy, nawet za cenę was wszystkich. Chciałabym każdego obronić przed nimi, lecz nie będę miała siły, jeśli nie będziecie mnie wspierać. Musicie wierzyć we mnie, tak jak ja wierzę w was. Musicie modlić się do mnie, ofiarowywać siebie. Potrzebuję waszej wiary, waszej mocy, aby ochronić to miasto, wasze rodziny oraz oczywiście was. W zamian proszę tylko o wsparcie.
   Po tym ogłoszeniu połowa poddanych biła pokłony, a druga wzniosła jedną rękę i zaczęła wrzeszczeć. Postać na niebie poczuła siłę zbierającą się na dole i powoli ją przywłaszczała. Ich moc przyjemnie wkradała się do jej ciała, jej duszy. Ona była najsilniejsza. Już wcześniej postanowiła, że gdy minie siedem dni, ona odbierze poddanym całą moc i uda się do nowego miasta, w którym też zagości tylko tydzień. Nie potrzebowała dłużej zostawać w jednym miejscu. Chciała kontrolować całą Amerykę, cały świat. Jednak robiła to krok po kroku, nie za szybko. Nie mogła skoczyć na głęboką wodę.
   Bóg miasta Colby Hill, młoda dziewczyna o imieniu Anna Walker, postanowiła być najlepszą, najsilniejszą wiedźmą, władcą całego świata. Tylko musiała pozbyć się małych przeszkód, które nie pozwalały jej iść dalej.


***
- Co za drań! Wiedziałam, że on jest zdrajcą. A nie mówiłam? Prawda, Ben. Miałam rację. Jak zawszę.
- Daj mi spokój - uciszyłem wilczycę, pijąc krew z torebki.
   Lexi niedawno zaczęła oglądać jakąś durną telenowelę. Tak się w nią wciągnęła, że zakładała się kto z kim pierwszy się prześpi lub zdradzi. Miałem tego dość, jednak na te czterdzieści minut ona dawała mi chwilę spokoju. Nie licząc tych momentów, kiedy krzyczała na telewizor. Tak bardzo bym chciał, żeby wyszła na zewnątrz, pobawiła się w aportowanie z innym psem. Przynajmniej teraz wiem, iż Lexi to typ kanapowca. 
- Jak on mógł?! I to jeszcze z Monicą. Przecież to zołza nad zołzami. I nawet nie jest taka piękna, za jaką się uważa. - Nie przestawała komentować wszystkiego, co się działo na ekranie. - Zobacz jej strój. Wszystko widać przez jej "bluzkę". Ubiera się jak nie powiem kto. I do tego ma krzywe zęby. Czy ty to widzisz, Ben?
- Proszę, żeby Anna jak najszybciej do nas wróciła - wymamrotałem pod nosem.- Ona by to wytrzymała.
   Wilczyca cicho westchnęła. Gdy program się zakończył, podniosła się i poszła do kuchni. Chwilę tam myszkowała, a potem oznajmiła:
- Głodna jestem. Czemu nie zrobiłeś zakupów? Nic tu nie masz.
- Po pierwsze, ja nie muszę jeść. A po drugie to ty wyjadasz zapasy, więc to oczywiste, że to ty powinnaś pomyśleć o zakupach. 
- Ja jestem tylko gościem. Moją robotą jest spędzanie czasu w twoim domu. I do tego nie mam transportu.
   Teraz to ja westchnąłem. Wziąłem do ręki kurtkę i gestem ręki przywołałem do siebie wilczycę.
- Mogę cie zawieźć. Z doświadczenia wiem, że jak ja coś wybiorę, to to jest złe. Więc musisz jechać ze mną.
- Niech ci będzie. - Założyła granatową skórzaną kurtkę i wyszła, a ja za nią.
   Podróż wyglądała inaczej niż myślałem, że będzie. Na ulicy nie znalazłem żadnej żywej duszy, jednak wszędzie stały porzucone auta. Musiałem jakoś zgrabnie je ominąć. Neony sklepów nie były włączone, ale drzwi otworzono na oścież. Tak samo było przy supermarkecie. Światła włączono, lecz panowała tam cisza. W środku znalazło się kilku klientów. Stali tylko i wpatrywali się w różne produkty. Zachowywali się jak zombie. Dobrze, że nie wołali o mózgi. Alexi biegała od działu do działu, zbierając różne rzeczy. Co jakiś czas pomrukiwała coś do siebie. Kiedy cały wózek był załadowany, wyszliśmy na zewnątrz. Przy samochodzie zauważyłem, że nie było przy mnie Lexi. Okazało się, że przystanęła przy kasie, wyjaśniając:
- Nie będę niczego kradła. Nawet jeśli nikogo to nie obchodzi.
   Odliczyła dokładną sumę za produkty i włożyła tyle do kasy. Ja tylko przewróciłem oczami. Przed autem dziewczyna znowu stanęła jak kamień. Po chwili się rozejrzała dookoła.
- Czego szukasz? - spytałem, robiąc to samo. Niczego nadzwyczajnego nie zauważyłem.
- Nie czujesz tego? - Pokręciłem głową. - To ... Nie ... To Anna.
   Wyprostowałem się jak struna. Rozejrzałem się dokładniej. Jeśli Anna była w pobliżu, to oznaczało kłopoty. Chciałem jej pomóc, bardzo, jednak w tym momencie czarodziejka nie była sobą. Ona oszalała, była pod wpływem Nyks. Musieliśmy mieć plan. Plan, który powinien zadziałać na naszą korzyść. Plan, w którym współdziałaliśmy ze zdrajcą. 
- Szybko, właź do auta.
- Ale Anna - zaczęła dziewczyna.
- Nie jesteśmy gotowi na konfrontacje z nią. Właź do tego auta - rozkazałem.
   Lexi otworzyła usta, jakby chciała się sprzeciwić, lecz zmieniła zdanie. Mrugnęła szybko kilkakrotnie i otworzyła drzwi pojazdu. Usiadła na fotelu. Widziałem, jak wykręca sobie palce z niepokoju. Obrzuciłem wzrokiem okolicę. Tak jak za pierwszym razem, nikogo nie wyczułem. Więc wsiadłem za kierownicę, odpaliłem silnik i odjechaliśmy stamtąd. Dopiero, jak wyjechaliśmy z parkingu, usłyszałem krzyk osoby. Zignorowałem to. To był wielki błąd, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałem.


***
   Czuła go. Czuła energię wampira, z którym była przywiązana. Przed chwilą przebywał w supermarkecie, jednak ulotnił się szybciej niż ona zdążyła tam dojść. W budynku znalazła czterech klientów. Nie pokłonili się, nie odezwali. Ba, nawet nie raczyli podnieść wzroku. Takiego zachowania Anna nie mogła znieść. Była ich Bogiem. Zasługiwała na szacunek. A ci, którzy nie zaszczycili jej swoim oddaniem, musiała ukarać. Omówiła ten punkt pierwszego dnia jej panowania. Dobrych wynagradza - złych karze.
   Podeszła do kobiety, już dawno po trzydziestce, z krótkimi blond włosami - chociaż można by powiedzieć, że z żółtymi plackami, bo cała głowa była platynowa - oraz ziemistą cerą. Ciągle wpatrywała się w płatki kukurydziane. Miała pusty wzrok jakby się zawiesiła, tak zainteresowana swoimi myślami. Nastolatka zakaszlała cicho. Nic. Dźgnęła palcem policzka kobiety. Ta mrugnęła, lecz nic więcej. Dziewczyna się trochę wkurzyła. Nikt nie będzie jej lekceważyć. Podniosła obie ręce na wysokość głowy, zamknęła oczy i weszła w umysł kobiety. Zrobiła to tak szybko, tak gwałtownie, że aż ofiara krzyknęła. Wrzask trwał moment, jednak mógłby zmrozić krew w żyłach. Bóg sprawdził jej obawy i zachichotała. Lęk przez utonięciem. To będzie zabawne. Przekształciła otoczenie, tak aby osoba myślała, iż była pod wodą. Kobieta zaczęła otwierać i zamykać usta jak ryba. Próbowała zaczerpnąć świeżego powietrza, ale za każdym razem płuca pozostawały puste. Paliły ją, zmniejszały się. Twarz zrobiła się czerwona jak burak, a oczy całe białe. Po krótkiej chwili skazana padła na ziemię. Anna nie musiała niczego sprawdzać. Kobieta nie żyła. Jednakże w ostatnich sekundach życia, dziewczyna odebrała jej siłę. Bóg wchłonął kolejną dawkę Mocy. Była wszechmogąca. Nikt nie mógł jej zabić.

***
   Siódmego dnia po utracie Anny siedziałem z Alexis w aucie niedaleko domu czarodziejki. Poprzedniego dnia Dante przyszedł do nas i opowiedział o planie. Nie wiedziałem, co o nim sądzić. Według niego powinniśmy odwiedzić wszystkie miejsca, w których Anna miała jakieś szczególne powiązanie. Czarodziej wykona tam swoje czary - mary i nawiąże kontakt z brązowowłosą. Dzięki Lexi wiemy o wszystkich - możliwych - miejscach: mieszkanie, plaża, szkoła, knajpka Retro oraz cmentarz. Chociaż to ostatnie nie było pewne. Nastolatka ostatnio spędziła tam mnóstwo czasu. Jeśli coś minęliśmy, to mieliśmy nadzieję, iż poprzednie parcele wystarczą.
- Która jest godzina? - spytała mnie wilczyca, skubiąc paznokcie.
- Za pięć dwunasta. Spokojnie, damy radę - odparłem. Dawałem jej nadzieję, tak samo jak i sobie. Jeśli Dante nie przyjdzie, wyrwę mu całą twarz i wsadzę tam, gdzie słońce nie dosięgnie. 
   Ktoś zapukał w szybę od strony pasażera. Wilczyca podskoczyła, wydobywając z siebie cichy krzyk. To oczywiście był ten znany zdrajca z głupim uśmieszkiem na facjacie. Dziewczyna otworzyła drzwi, prawie go uderzając.
- Zgłupiałeś?! Mogłam dostać zawału! Gdybym padła tu na serce, nikt by wam nie pomógł z odzyskaniem Anny. Tylko ja ją znam na tyle dobrze, żeby wam pomóc z tą sprawą. Zapamiętajcie to dobrze.
   Chłopak w odpowiedzi prychnął, a następnie odszedł od nas. Szedł w stronę domu, jednak gdy był przy drzwiach zatrzymał się. Ukucnął i dotknął zamka. 
- Nie łatwiej by było z kluczem? - zadałem pytanie.
- Może i tak, tylko nikt go nie ...
- Ja go mam - wtrąciła się dziewczyna w wypowiedź Dantego.
- Już nie trzeba. - Klamka podskoczyła, a drzwi stanęły otworem. - Magia to taki uniwersalny klucz.
- Właśnie włamałeś się do domu swojej byłej dziewczyny. Jak się z tym czujesz? - Blondynka, jak to dziewczyna, lubiła gadać.
- Jak ją wyciągniemy z tego amoku to nawet mi podziękuje. A ja będę na to czekał. - Uśmiechnął się na koniec, a ja pacnąłem go w tył głowy. Nie podobają mi się te jego głupie uśmiechy. Jak Anna mogła się z nim umawiać? 
- Więc jak będzie wyglądać to zaklęcie? I jaką część w niej odegram? Nikogo w pobliżu nie ma. Nikt nas nie zaatakuje. - Byłem bardzo ciekawy.
- Będę chodził po domu, szukając najmocniejszej więzi. Gdy będę wymawiał zaklęcie, Anna wyczuje coś dziwnego i zacznie tego szukać, aby to powstrzymać. I wtedy znajdzie nas. Na pewno nie będzie szczęśliwa z tego powodu - wyjaśnił.
   Staliśmy w ciszy, przetwarzając to co powiedział czarodziej. Alexis oddychała głęboko, ja starałem się oczyścić umysł. Musiałem chronić swojego wroga oraz atakować swojego sprzymierzeńca. Co to miało być? Powinno być odwrotnie. Jak to się stało? Jak to działało? Nie rozumiałem tego, tak samo jak całego świata. Nie rozumiałem dlaczego ludzie zabijali innych ludzi, czemu inni nic z tym nie robili. Nie rozumiałem w jaki sposób istnieje magia, wampiry i inne stworzenia. Nawet po tylu latach tego nie ogarnąłem.  Ten świat był pokręcony. Żeby żyć na nim wszyscy musieli walczyć. Wszyscy walczymy od urodzenia, aż do śmierci. A niektórzy nawet dłużej. Czemu tak się działo?
- Gotowi? - zapytał nas Dante.
   Kiwnęliśmy głowami. Jak to mawiała młodzież, raz się żyje. Chociaż ta zasada nie obowiązywała mnie. Więc jak powinienem mówić? Żyje się dopiero po śmierci?

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.