niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 23


 Azazel łapczywie pił moją krew. Czułam się senna, taka lekka. Każda część ciała mnie bolała. Poddałam się. Tak, po prostu się poddałam. Nie umiałam walczyć bez mojej magii. Potrzebowałam jej. Bez niej odniosę wrażenie, że jestem pusta.
 Powieki stawały się ciężkie, powoli zamykałam oczy. Odpływałam w krainę snów.
 Nagle ból minął. Wciąż żyłam, nadal oddychałam. Uniosłam powieki. Jakaś postać leżała na ziemi. Zamrugałam kilkakrotnie. To Azazel.
 - Anna, wszystko dobrze?
 Nie odezwał się żaden męski głos. Ten był damski. Lexi? Taylor?
 Nogi same mi się ugięły. Głowa ciężko upadła na gałąź, łamiąc ją.
 - Wypij to. – Usłyszałam tylko.
 W ustach poczułam metaliczny smak krwi, ale ona mi nie pomogła. Straciłam przytomność.

 Nie wiem ile czasu leżałam, ocknęłam się dzięki zimnemu powietrzu, które nachodzi moją twarz. Nawet jak się w pełni obudziłam nadal przebywałam na twardej podłodze. W pomieszczeniu panowała biel, tak samo jak za pierwszym razem, kiedy tu byłam. Rozejrzałam się na boki. Nikogo nie było. Ani mojego sobowtóra, ani babci.
 Usiadłam i dotknęłam tyłu głowy. W tym miejscu powinnam mieć ranę przez gałąź. Jednak nic nie znalazłam. Żadnej krwi.
 Wstałam. Kręciło mi się w głowie, więc zmieniłam zdanie i z powrotem usiadłam.
 Ciekawe, co ja tutaj znowu robię, pomyślałam.
 - Babciu! – zawołałam.
 Czy ona nadal tu jest? Wcześniej mówiła, że mogą upłynąć wieki zanim wróci do Nieba.
 Za sobą usłyszałam skrzypienie krzesła. Odwróciłam się w tamtą stronę. Staruszka siedziała, przyglądając mi się. Jest tak samo zaskoczona, iż znowu mnie tu zastaje, jeszcze bardziej niż ja. Wstaje i podchodzi do mnie. Wyciąga lewą rękę. Ja ją łapię i podciągam się. Zawroty nie wróciły.
 - Co tutaj robisz, kochanie? – zapytała cicho.
 - Nie wiem – odpowiedziałam. – Straciłam przytomność …
 - Widziałam, co się stało – przerwała mi. – Straciłaś mnóstwo krwi. Na całe szczęście ktoś cię uratował.
 Przytuliła mnie mocno. Nawet po śmierci czuję zapach jej perfum i ciepło ciała. Nie wyglądała na nieżywą. Ona istniała. Miała skórę, kości. Nadal żyła, choć nie na Ziemi. Żyła we mnie. Myśląc o babciu, w moich oczach pojawiły się łzy.
 - Straciłam moce. – Wyrzuciłam to z siebie. – Czuję się coraz gorzej.
 Poczułam jak babunia wzmacnia uścisk.
 - Nie mów tak, wnuczko. Nigdy nie stracisz swoich mocy.
 Ale ona straciła.
 - Straciłam, ponieważ cię chroniłam – odpowiedziała na niezapytane pytanie. – Tak samo jak twoja matka.
 Babcia powiedziała mi, że zaraz po urodzeniu przestałam oddychać. Umierałam. Czarownicom nie wolno decydować o życiu i śmierci. To gatunek czarnej magii. Ale babunia znalazła lukę. Musiały tylko oddać mi całą swoją moc. Gdy to zrobiły obudziłam się po dwóch godzinach.
 Miałam w sobie magię trzech osób: babci, mamy i swoją. Wcale nie czuję się potężna dzięki potrojonej mocy. Wręcz przeciwnie. Sądziłam, że mam najsłabszą moc.
 - Musisz obudzić w sobie tą magię – dokończyła staruszka i znikła.
 Jak mam to zrobić?

 Wstając wzięłam głęboki oddech. Wróciłam do swojego ciała. Jestem na Ziemi.
 - Anna.
 Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu. Niedaleko mnie stała Taylor. Szybko mnie przytuliła, prawie łamiąc mi kości.
 - Ile minut byłam nieprzytomna? – spytałam, odsuwając się.
 - Niedługo. Z pięć minut.
 Chciałam ja zapytać o Azazela, jednak ona mnie wyprzedziła:
 - Uciekł.
 Już myślałam, że wszystko się układa. Sądziłam, że jak się obudzę starszy wampir będzie związany i będę mogła go zabić przed tym jak wykona zaklęcie powracające.
 - Musimy szybko go odnaleźć. Została niecała godzina do całkowitej pełni – oznajmiłam. 
 - Powiedz mi, kogo Azazel chce ożywić? – zapytała mnie Taylor, gdy zaczęłyśmy iść w głąb lasu.
 Ostro się zatrzymałam. Prawda jest taka, że nie wiedziałam. Mam przeczucie, że to będzie najniebezpieczniejsza istota na świecie.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.