piątek, 19 października 2012

Rozdział 14


Ubrawszy się w żółtą sukienkę, bez ramiączek i z falbankami na dole, zeszłam na dół, gdzie już stali moi rodzice.
- Annabell, jak ty ładnie wyglądasz – komplementowała mnie mama. – Czy to ta sukienka, którą kupiłam ci w zeszłym roku?
- Tak – odpowiedziałam. – Tak się cieszę, że przyjechaliście. Tęskniłam za wami.
- My za tobą też.
Mocno się przytuliliśmy. Brakowało mi tego uczucia ciepła, bezpieczeństwa. Nie widziałam rodziców przez dwa lata.
Do holu weszła babcia stwierdzając:
- Pewnie jesteście zmęczeni po podróży. Usiądźcie na kanapie, a ja zrobię herbatę i wyjmę ciastka z piekarnika.
Cała babcia. Uwielbiała siedzieć w kuchni i piec ciasta lub ciasteczka. Czasami jej pomagałam przy robieniu.
Przez resztę dnia opowiadaliśmy sobie, co robiliśmy przez ten czas. Śmialiśmy się, były też poważne tematy. Normalne rodzinne rozmowy. Wreszcie byliśmy razem. 



Alexis
Stałam przed pokojem Anny, pukając w drzwi, co jakiś czas. Miałam nadzieję, że mnie wpuści lada moment.
- Anna, nie możesz cały czas leżeć w łóżku. Minął miesiąc od śmierci twojej babci. – Pod koniec września, gdy Anna dowiedziała się o śmierci, nie wychodziła z sypialni, ciągle tylko spoczywała na kołdrze. Nawet nie wiem, czy w ogóle coś jadła, czy piła.
Po kilkunastu minutach proszenia o otworzenie drzwi weszłam do środka. W pomieszczeniu było duszno oraz ciemno. Okna były pozasłaniane roletami, w kolorze ciemnofioletowym, tak by nie przedzierało się przez nie żaden promień słońca. Na łóżku, w pozie embrionalnej, leżała Anna. Z trudnością zauważyłam, że dziewczyna miała bardzo tłuste włosy, Since pod oczami, a cała ona była wychudzona. Najwidoczniej całe te jedzenie, które dostała, musiała wyrzucić. Na stoliku nocnym znajdowało się kilka kolorowych kubków. 
- Jak się czujesz? – zapytałam za nim ugryzłam się w język. To było oczywiste, że ledwo żyje.
- A jak myślisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. W głosie można było wyczuć nutkę złośliwości.
Usiadłam na brzegu posłania i pogłaskałam przyjaciółkę po głowie.
- Wszystko będzie dobrze. Ciągle mi to powtarzałaś, gdy dowiedziałam się o rozwodzie rodziców. – Dobrze pamiętam te chwile. Anna siadała obok mnie na schodach, przytulała mnie i mówiła te słowa.
- Ale to nie to samo – odezwała się łkając.
Następnie kilka kropel łez spadło na poduszkę.
- Wiem, że straciłaś najukochańszą osobę, ale pomyśl. Twoja babunia nie chciałaby, żeby całe twe życie przeleciało w pokoju z użytymi chusteczkami.
Nie miałam pewności, czy tym razem Anna wybuchnie płaczem, czy weźmie się w garść. W filmach zawszę występuje to drugie.
Dziewczyna usiadła, ale nic nie mówiła. Przybliżyłam się do niej i przytuliłam. Ona odwzajemniła uścisk. Nie musiałam patrzeć na nią, aby wiedzieć, że się uśmiechnęła.
- Teraz wstawaj. Musisz się umyć …
- Nie wiesz, co się tam wydarzyło. – Przerwała mi w połowie zdania.
- Co?
- Nie wiesz, co się tam wydarzyło – powtórzyła.
- Jak to nie wiem? Policja mówiła, że została zabita, a następnie spalono jej zwłoki, by nie było śladu.
Znowu zaczęła płakać.
 Ale jesteś mądra, Lexi – pomyślałam. – Przypominasz przyjaciółce jak został zabity jeden z członków jej rodziny.
- Przepraszam – powiedziałam, szczerze. – Nie przemyślałam tego.
- Zrobisz coś dla mnie? – spytała.
- Jasne. Co tylko zechcesz.
Dziewczyna wyjęła z szuflady mały kryształ.
- Połóż to na grobie mojej babci – poprosiła podając mi go. – Proszę.

Anna
Ledwo trzymałam się na nogach, ale wyszłam z pokoju i poszłam w kierunku kuchni. Nie jadłam od kilku dni. Wiem, że ciocia kładła tace z jedzeniem przed drzwiami, lecz jadłam tylko jakiś owoc i piłam tylko herbatę. Po prostu nie byłam głodna.


- Nareszcie wyszłaś. – Hayden była tak uradowana tym, bo aż mnie uścisnęła.
- Lexi mnie namówiła.
Usiadłam na krześle i wyjrzałam za okno. Było pochmurnie, gęsta mgła uniemożliwiała mi patrzenia.
- Jesteś głodna? – spytała wolno.
- Trochę jestem – odpowiedziałam po chwili zastanowienia i zmusiłam się do uśmiechu.
Ciocia wyjęła z lodówki wczorajszy obiad i włożyła mi do mikrofali na trzy minuty. Kiedy ten czas minął poczułam silny zapach gołąbków. Wtedy zaczynałam stawać się głodna.
Posiłek zjadłam szybko. Zaraz po tym pobiegłam wziąć prysznic i umyć włosy. Lexi miała rację, wyglądam okropnie.
W łazience zdjęłam bluzkę. W miejscu gdzie zaatakował mnie wąż zostały tylko blizny. Były widoczne, lecz nie tak bardzo. Dotykając ramienia stwierdziłam, że już nie boli, tak jak w ubiegłym tygodniu. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic.

Siedziałam na kanapie z Chrisem, byliśmy przytuleni do siebie. Było miło. Co ja mówię? Było wspaniale!
- Uśmiechnij się – poprosił chłopak.
Wymusiłam uśmiech od ucha do ucha. Chris wstał i złapał mnie za rękę.
- Wiem jak poprawić ci humor – rzekł.
Włączył muzykę z telefonu. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że będziemy tańczyć.
Położyłam lewą rękę na jego ramieniu, a jego prawa ręka powędrowała do moich pleców. Na początku lekko się kołysaliśmy przybliżając się do siebie. Następnie obrócił mnie i pochylił. Nasze usta przybliżały się coraz szybciej, coraz bardziej czułam jego ciepło. Musnął swoimi wargami o moje. Stanęłam prosto i zaczęliśmy się całować. Dodam, że to były namiętne pocałunki. I … To było dziwne. Poczułam na sobie gorące słońce, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że na niebie nie było żadnych chmur, ani mgły. Było tylko wysoko uniesione słońce, które grzało moją skórę.
Odsunęliśmy się, by złapać oddech.
- Ładnie ci z rumieńcem - powiedział Chris. Pewnie pojawiły się wtedy, gdy zaczęliśmy się całować.


Szkoła wyglądała inaczej. Bardziej wesoła niż była jakiś czas temu. Większość uczniów i wszyscy nauczyciele pytali jak się czuję. Odpowiadam, że dobrze. Oczywiście kłamałam. Z każdą chwilą, z każdym tym samym pytaniem, chciało mi się płakać, szybko mrugałam, albo zaciskałam mocno oczy, by łzy mi nie ciekły po twarzy.
Po drugiej lekcji zobaczyłam kogoś. To był ten wilkołak, który uwięził moją babcię i ciocię.
- Co tutaj robisz? – zapytałam ostro.
- Uczę się. Nie widać?
- Jak możesz pokazywać mi się na oczy – zaczęłam mówić szeptem. – Zabiłeś moją babcię.
- Nie ja ją zabiłem. Tylko ta czarownica, która miała ją pilnować, aby nie uciekła.
Miałam ochotę go uderzyć. Nawet chciałam do tego użyć magii.
Zauważyłam u niego zmianę. Nie miał już pasemek, tylko normalne brązowe, do ramion, włosy. Był ubrany jak normalny nastolatek, czyli czarna bluzka, kurtka i jeansy. Nie wyglądał jak ten człowiek, który zaatakował mnie miesiąc temu.
- Pójdę już, nie chcę spóźnić się na lekcję – oznajmił przyjacielskim tonem.
Za mną pojawił się Chris. Łapiąc mnie od tyłu zapytał:
- Co on tutaj robi?
- Sama chciałabym to wiedzieć – odpowiedziałam odwracając się w jego stronę. Pocałowaliśmy się na powitanie i trzymając się za ręce poszliśmy do klasy na lekcję języka angielskiego.

- Wypuściłeś go – zapytałam ściszonym tonem na zajęciach.
- Nie. To musiał być Ben – odpowiedział tak cicho jak ja.
Przez resztę zajęć siedzieliśmy cicho słuchając, co mówi nauczyciel. To znaczy ja nie słuchałam. Ciągle miałam w głowie ten dzień. Ten przerażający dzień. Chciałam o nim zapomnieć. Chciałam poprosić Chrisa, aby wymazał to wspomnienie z mojej pamięci. Lecz nie mogłam. Musiałam pamiętać. Wtedy dowiedziałam się, że życie to nie bajka. Życie to horror.
- Anna, zadałem pytanie. – Wtedy ocknęłam się.
- Słucham?
- Tak myślałem. Nie słuchasz mnie. – Odwrócił się do reszty klasy i spytał. – To, kto odpowie na pytanie?

Od razu, po szkole, poszłam na cmentarz, żeby odwiedzić grób babci. Droga trwała 15 minut. Gdy dotarłam na miejsce usiadłam na trawie obok nagrobka.
- Cześć babuniu – przywitałam się z … Szczerze nie wiem, po co to robię, ale pomaga mi. – Widzę, że Lexi dała ci sodalit.
Cicho westchnęłam, odruchowo poprawiłam włosy i dodałam:
- Tak mi ciebie brakuje.
Łzy napłynęły mi do oczu.
W tym dniu, dlaczego jej lepiej nie chroniłam?
Dlaczego tak to się potoczyło?
Spojrzałam w stronę kaplicy. Miesiąc temu chciałam sprawdzić, co jest w podziemiach, co się tam kryje. Teraz nie wiem, co o tym myśleć.
Wytarłam mokre policzki i powoli wstałam. Szybkim krokiem udałam się w to miejsce. Uklękłam nad klapą. Zamknęłam oczy i po cichu powtarzałam słowa, które wczoraj przeczytałam w księdze. Po krótkim czasie usłyszałam odgłos otwieranego zamka. Otworzyłam właz. W środku było ciemno. Na ściance wyczułam coś chłodnego. Była to drabinka. Podświetlając komórką podziemie sprawdzałam jak długi jest ten tunel.
- Nie jestem przygotowana na zejście – powiedziałam do siebie, a echo rozniosło mój głos po całym pomieszczeniu.
Godzinę później byłam już w domu. Po przekroczeniu progu zrzuciłam jesienną kurtkę i buty, i pobiegłam do mojego pokoju.
- Anna, to ty? – Z dołu dobiegł głos cioci.
- Tak. To ja.
- Jesteś głodna?
- Nie – odpowiedziałam krótko.
Przeszukałam całą sypialnię w odnalezieniu latarki, schowałam jedną, by czytać książki w nocy. Znalazłam przedmiot w szafie pod wszystkimi rzeczami, w pudełku po butach.
- Puk puk. – Przy oknie stał Chris.  – Po co ci latarka?
- Po nic – za szybko odpowiedziałam. Wiedział, że ukrywam coś przed nim. Przecież ma ten swój dar.
- Anna. – Przybliżył się do mnie.
- Muszę się dowiedzieć, co jest pod kaplicą na cmentarzu.
On tylko się uśmiechnął i pocałował mnie w czubek głowy. Teraz pójdzie ze mną. Nawet gdybym nalegała, krzyczała to on i tak by poszedł.

Zapaliłam latarkę i spojrzałam w dół. Wampir zszedł po drabince, aby sprawdzić czy tam jest bezpiecznie.
- Możesz zejść – rzekł.
Pomału schodziłam. Metal był śliski i dwa razy prawie bym upadła.
W powietrzu unosił się dziwny zapach. Na początku ten smród nie był tak uciążliwy, ale później stał się intensywniejszy.
- To siarka – poinformował mnie ciemnowłosy. Zapach siarki pojawia się, gdy w pobliżu jest potężne zło.
Szliśmy w ciszy przez około 10 minut. Droga była prosta, więc bardzo mi się dłużyło. Smród robił się coraz większy, od niego bolał mnie nos. Kiedy już miałam odpuścić i się wrócić Chris zwrócił uwagę na kartki na podłodze.
- Umiesz to odczytać – zapytał sięgając po jedną. Patrzyłam na nią przez jakiś czas.
- To zaklęcie. – Tylko tyle potrafiłam odczytać.
Dalej był cienki zeszyt. Podniosłam go i otworzyłam na pierwszej stronie. Tytuł był napisany po angielsku, lecz późniejsze zdania były napisane w dziwnym języku. Były to jakieś znaki.
- To zaklęcie powracające – odczytał na głos chłopak.
- Powracające?
- Też tego nie rozumiem.

Otworzywszy drzwi usłyszeliśmy podniesiony głos cioci Hayden.
- Przyprowadź mi go jutro. Nie w poniedziałek, nie we wtorek tylko jutro.
Podeszłam bliżej i zauważyłam, że ciotka rozmawia przez telefon. Pewnie ze swoim mężem, Peterem. Już od dawna nie prowadzili normalnej rozmowy, tylko na siebie krzyczeli.
- Co się stało? – dopytywałam, gdy odłożyła słuchawkę.
- Peter nie chce przywieźć Spike. – Spike to golden retriever, ulubione zwierze rodziny.
- Pani Hayden, znaleźliśmy informacje na temat zaklęcia powracającego, ale nie możemy ich zrozumieć, gdyż są w innym języku.
- Pokażcie mi to.
Wyjęłam z torby zeszycik i podałam go cioci. Ona patrzyła na niego przez chwilę i rzekła:
 - Niestety nie mogę wam pomóc.
Oboje spuściliśmy głowy ze smutną miną. Powoli wyszliśmy z salonu.
- Ale wiem, kogo musicie poszukać! – wykrzyczała Hayden.
Szybko się odwróciłam. Czekałam na dalszą część wypowiedzi.
- Tylko jedna osoba umie to odczytać. Nazywa się Kreye. Niestety nie wiem, kto nim jest – dodała.

W sypialni otworzyłam Księgę Czarów i zaczęłam szukać osoby, która ma zdolności czytania starych języków. Po półgodzinie musiałam zasnąć, ponieważ znalazłam się na cmentarzu, ubrana cała na czarno. Podeszłam do nagrobków. Na jednym z nim znajdowało się imię Carolyn. Ukucnęłam przy nim i dotknęłam złote napisy.
Przypomniałam sobie! Śnił mi się dzień pogrzebu Carolyn Stahl. Szybko wstałam i obróciłam się. Zdawało mi się, że słyszę kogoś.
- Anna.
Obok mnie stała siostra umarłej, Lydia. Przypomniałam sobie jak w ten dzień mówiła coś przy trumnie … I przy grobie. Pamiętam też, że ona mówiła do mnie.
- Anna. Anna. Anna … - powtarzała wciąż. – Anna, Anna.
- Co chcesz? – zapytałam zbyt ostro niż bym chciała.
Dziewczyna palcem skazującym dotknęła czubek mojego nosa. Zachichotała. Jej oczy miały piękny błękitny kolor, w którym płonęła iskra czerwieni.
- Lydia!
Złapała mnie za rękę i pociągnęła. Szłyśmy obok siebie, w prawie takim samym tempie. Ciągnęła mnie w głąb cmentarza.
- Gdzie mnie prowadzisz?
Dostałam odpowiedź, ale inną niż się spodziewałam, zaśmiała się tak samo jak przed chwilą. Lydia czasami podskakiwała nucąc melodię z dzieciństwa. Obejrzałam się za lewe ramię. W dali nic nie było widać, ciemność była wszędzie, prawie nas doganiała. Najwyraźniej siostra Carolyn nie miała o tym pojęcia, albo jej to nie przeszkadzało.
Gdy spojrzałam przed siebie zobaczyłam kaplice.
 O nie – pomyślałam. – Znowu ona.
- To tutaj – odparła dziecinnym głosikiem. – Chodź.
Nie miałam wyboru, nadal mnie trzymała, a poza tym nie chciałam, by ciemność mnie pochłonęła.
Weszłyśmy do budynku, w pomieszczeniu było jaśniej, inaczej to zapamiętałam. Na podłodze nie było żadnej klapy otwierającej wejście do podziemi. Czy to ta sama kaplica, co jest w prawdziwym świecie?
Nagle wszystko zaczęło drżeć, a ja najbardziej. Lydia stanęła naprzeciw mnie po drugiej stronie pomieszczenia. Miałam wrażenie, że drzwi lada moment wylecą z nawiasów. Całe szczęście nie miałam racji. Przez chwilę. Ciemny dym przedostawał się przez szpary. Dziewczyna zaczęła wymawiać słowa, znowu nie zrozumiałe dla mnie. Dopiero po dłuższym czasie domyśliłam się, o co chodzi. To Lydia mogła przeczytać treść zaklęcia powracającego. Lydia to Kreye.
Obudziłam się tak szybko jak zasnęłam. Byłam cała zalana potem. Znowu. Wstałam i podeszłam do szafki z ubraniami. Wzięłam sobie piżamę i potruchtałam do łazienki, żeby wziąć prysznic.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.