niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 38 cz.1

Ben
   Wraz z Lexi zdołałem ukryć się przed deszczem w ostatniej chwili. Gdy weszliśmy do środka mojego domu, wielka ściana wody spadła na ziemię, wydobywają z siebie głośny dźwięk. Taka pogoda panowała już od pięciu dni. Albo Słońce świeciło, podnosząc temperaturę do prawie czterdziestu stopni albo wiatr wiał z taką siłą, która mogła by wyrwać drzewo wraz z korzeniami albo właśnie taka jak teraz. Wszyscy mieszkańcy Colby Hill wiedzieli, że to nie było normalne. Większość ludzi uważała, że to Bóg postanowił ukarać grzeszników. Tylko nieliczna część mieszkańców znała prawdę. Te nagłe zmiany pogody nie były normalne, lecz magiczne.
- I co z tym zrobimy? - spytała wilczyca, kładąc się na kanapie. Przykryła oczy ręką. - Nie możemy tego tak zostawić. Musimy zjednoczyć się z innymi.
- Przecież wiesz, co oni by zrobili - przypomniałem jej. - Znajdziemy inne rozwiązanie.
   Otworzyłem barek, wziąłem byle jaki alkohol i wlałem ciecz do szklanki. Pierwszą porcję wypiłem jednym duszkiem. Tak samo jak drugą i trzecią. Nadal nie rozumiałem, jak to się stało. Jak w ciągu pięciu dni całe miasto się rozpadło? Nie dosłownie, ono nadal stało, jednak ludzie zaczęli zachowywać się inaczej, byli mniej obecni duchem. Reszta, która była jeszcze trzeźwa, modliła się w kościołach, odjeżdżała jak najdalej albo krzyczała o końcu świata.
   Pięć dni.
   A wszystko zaczęło się po tym, jak Anna w końcu odzyskała przytomność na łące. 

Kilka dni temu
   Nie wiedziałem, ile czasu byłem nieprzytomny. Nikt się mną nie interesował. Łowcy walczyli ze stworzeniami, wyczarowanymi przez Nyks oraz Dantego. Philip toczył bitwę z czarodziejem. Trudno było powiedzieć, która ze stron wygrywa. Wstawałem powoli, ale i tak zakręciło mi się w głowie. Przypomniało mi się, że dostałem piorunem. Nadal czułem mrowienie na całym ciele. Byłem osłabiony i spragniony. Jedynym pożywieniem dla mnie były tylko okropne psy i małe stworki. Dante też by się na coś przydał, jednak jego krew znacznie trudniej zdobyć.
   Szedłem w stronę wijącego się na ziemi czarnego kota. Stworzenie nie miało żadnej szansy na przeżycie, lecz nie przestawało się ruszać, tracąc przy tym sporo energii. Wbiłem kły w jego szyje i piłem. Pod koniec fala wstrząsu przeszła moje ciało. Znowu traciłem siłę. Czemu? Myślałem, że to przez ten piorun, ale coś mi mówiło, że to sprawka Anny. Odbierała ze mnie siłę, aby przeżyć konfrontację z Nyks. Więc jej pozwalałem.
   Pożywiałem się każdym przeciwnikiem, który stanął na mojej drodze.

   Kiedy byłem wystarczająco napojony, zrozumiałem, iż Anna nie potrzebowała już mojej energii. Tym razem to ja odczuwałem jej moc. Była potężna. I cały czas rosła. Skąd ona jej tyle wytrzasnęła? Z taką ilością magii z łatwością mogła pokonać wiedźmę. Jednakże coś długo to zajęło. Gdy wreszcie coś usłyszałem ze strony jeziora, było grubo po dwudziestej drugiej. Wszyscy jak jeden mąż stanęli jak zamrożeni oraz obserwowali. Anna otworzyła oczy. Właśnie wstawała, kiedy Nyks traciła równowagę, osuwając się na ziemię. Brązowowłosa nie zwracała uwagi na innych, interesowała się kobietą, która miała łzy w oczach.
- O nie. To nie tak miało być - wyszeptał Dante. Kątem oka zobaczyłem, jak ucieka w drugą stronę.
   Czarodziejka przyłożyła palce na skronie wiedźmy. Nie widziałem, co się działo, lecz odczuwałem to. Czułem, jak resztki magii Nyks wydostaje się z jej ciała, istnieje kilka sekund bez żadnego właściciela. Ta siła była taka potężna, że moje kły zrobiły się jeszcze dłuższe, a oczy paliły, zmieniając swoją barwę. Wszystkie włoski stanęły dęba. Całe powietrze było naelektryzowane. Po tym - długim - momencie Moc wpłynęła do Anny. Moje ciało się rozluźniło. Nyks upadła na ziemię. Nie wyczuwałem jej tętna, więc to musiał być jej koniec.
   Udało się.
- Anna - powiedziałem zachrypniętym głosem.
   Ona odwróciła się do mnie. Jej kąciki ust uniosły się, a oczy rozbłysły. Podeszła do mnie, jednak w połowie drogi schyliła się. Zobaczyłem, jak jedna kropla łzy spada na but dziewczyny. Szybko się do niej przybliżyłem. Czarodziejka odrzuciła mnie na drzewo z taką mocą, że nie mogłem później wstać. 
- Co się dzieję? Czemu to się dzieję? - Anna zadała pytania, na które sam chciałbym znać odpowiedź.
   Brązowowłosa jęknęła głośno, uklękła i złapała się za włosy, tarmosząc je. Następnie zaczęła krzyczeć, a wokół niej pojawiło się pole energii, której jeszcze nigdy nie czułem. Miałem trudności z powstrzymywaniem się, gdy Moc Nyks wychodziła z niej, a teraz było sto razy gorzej. Wbiłem paznokcie w korę drzewa, wymiotując obok. Czarna substancja, której posiadacze wyparowali ze zniknięciem Dantego wyszła ze mnie, pozbawiając siły. Zauważyłem też, że łowcy też się zmyli. Świetni łowcy - pomyślałem sarkastycznie.
   Woda w jeziorze wylewała się na wszystkie strony, liście z drzew spadały, tworząc mały huragan. Pełnia księżyca oświetlała całą Annę. Patrzyła na mnie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Szkliste oczy miała spuchnięte, zakrwawione usta, połamane paznokcie oraz blada skóra. Jednakże jedną rzecz, której nigdy nie zapomnę był jej uśmiech. Uśmiech szaleńca. Kiedy to zrozumiałem, ona zaczęła się śmiać.
- Pomóż mi - poprosiła cicho między atakami śmiechu.
   Zanim dałem radę coś zrobić, znowu rzuciła mną na drzewo. Tym razem o wiele dalej. Musiałem wtedy złamał kark, ponieważ nie pamiętam co zaszło później. Obudziłem się następnego ranka na swojej kanapie. Na fotelu obok mnie siedziała Lexi, pogrążona we śnie.

   Od tamtego czasu nie rozdzielaliśmy się. Ona pomagała mi odzyskać siłę, a ja jej, jak panować nad sobą. Przez magię Anny wszyscy chodziliśmy zdenerwowani. Ja często pokazywałem swoje oblicze wampira, natomiast Alexis - wilka. Nie wiem, jak wytrzymaliśmy razem te pięć dni.
   Godzinę później (i kilku zmianach pogody) ktoś zapukał do drzwi. Nawet nie musiałem spoglądać do wizjera, żeby dowiedzieć się, kogo tu przynosi. Poczułem Moc Dantego już kilka minut temu, kiedy pojawił się na tej ulicy. Długo się decydował, czy podjąć wyzwanie i zapukać. Gdy dotknąłem klamki, przy moim boku zjawiła się Alexis, krzyżując ramiona na piersi. Skinęła głową, pozwalając na tą czynność. I tak bym mu otworzył, jednak dobrze wiedzieć, że później za to nie oberwę. 
- Czego chciałeś, tchórze? - Pierwsza odezwała się blondynka.
- Mam ważną sprawę. Mogę wejść?
   Przesunąłem się na bok, ale dziewczyna nie była taka szybka. Z ociągnięciem ustąpiła. Teraz na zewnątrz sypał śnieg, który osiadał na wszystkim, żeby po chwili się roztopić.
- Mów - rozkazałem.
   Dante zanim zaczął przemawiać, strzelił palcami.
- Musicie mi pomóc.
   Lexi wybuchnęła śmiechem. Złapała się za brzuch, ale po krótkiej chwili przestała. Obrzuciła czarodzieja takim wzrokiem, który mógłby zabijać.
- Pieprz się. - Usiadła na kanapie. - Najpierw współpracujesz z Nyks, tworzysz bestię, które miały zabijać, udajesz chłopaka Anny, żeby później ją zdradzić, uciekłeś gdy twoja "przyjaciółeczka" zdechła, a teraz chcesz, żebyśmy tobie pomogli? TOBIE? No chyba sobie żarty stroisz.
- Wiem, że teraz nie za bardzo chcecie mnie słuchać, lecz to ważne.
- Nie chcę cię słuchać, widzieć ani nawet czuć - warknęła. 
- To dotyczy Anny. Jeśli mi pomożecie, pomożecie jej i sobie.
   Prychnąłem. Co takiego niby wymyślił ten mały czarodziej? Jeśli powie, że powinniśmy zabić Anne, to ja wypruję mu flaki. 
- Wiem, jak przywrócić Anne do normalności. To znaczy, nie mam stu procentowej pewności, że to zadziała, ale warto spróbować. I nie chodzi mi o zabicie jej. Ona się tak łatwo nie da.
   Wymieniłem spojrzenie z Alexis. Ona miała taki sam wyraz twarzy jak ja. Nie wiedzieliśmy, czy możemy mu ufać. Nie mieliśmy żadnych powodów do tego. Jednak coś mi mówiło, coś innego. Skoro była jakaś szansa na odzyskanie czarodziejki, musiałem podjąć się wyzwania. Nadal byliśmy związani ze sobą, więc wiedziałem, że jeszcze nie było za późno. Ciągle czułem mały przypływ jej energii.
- Mówi co wiesz - rzekłem.
- Co? Wierzysz mu? - oburzyła się wilczyca. Załamała ręce i poczułem, jak jej druga natura wychodzi na wierzch. Gdy to wszystko się skończy, powinna nauczyć się panowania nad sobą.
- Cicho. Pozwól mu mówić.
   Dante zakaszlał krótko, ale chrapliwie. 
- Pewnie nie wiecie, lecz Nyks i ja byliśmy ze dobą połączeni. Właściwie, nadal to jesteśmy. To coś jak pomiędzy tobą, Ben, a Anną, tylko, że to bardziej skomplikowane. 
   On wiedział?
- Mniejsza z tym. Nyks nadal żyje. Jest wewnątrz Anny i możliwe, iż to ona kieruje jej ciałem. Jeśli uda mi się z nią porozmawiać albo wejść w jej umysł, to może ona wyjdzie. Anna będzie znowu normalna, Nyks zniknie na zawsze, a ja będę wolny.
- A co my mamy robić? - spytałem.
- Ochraniać mnie - odpowiedział z miną, jakby to było oczywiste. - Nie tak łatwo będzie się do niej zbliżyć.
- Czyli, że Anna przegrała walkę z wiedźmą i teraz ona przesiaduje w ciele mojej najlepszej przyjaciółki? - Odezwała się Lexi ze łzami w oczach.
- Nie mówię, że nie.
- A jeśli to ja będę coś do niej mówiła? Czy to zadziała? Tak jak w filmach? Anna mnie rozpozna, zacznie walczyć i na końcu odzyska ciało. Happy end.
- Życie to nie film. Tu nie zawsze jest happy end.
   I nastała cisza. W środku domu można było usłyszeć tylko oddechy ludzi, ale za to na dworze wiał dziki wiatr. Gałęzie drzew pochylały się do ziemi, często przy tym się łamiąc. Wyrzucone śmieci latały po całym mieście, a ludzie ukryli się w budynkach, obawiając się, iż jak wyjdą na zewnątrz może ich zdmuchnąć potężny podmuch wiatru.
- A co jeśli się nie uda? Albo nas zdradzisz? Wtedy już nigdy nie zobaczymy Anny - dopytałem.
- Jeśli się nie uda, to już nic nie da się zrobić. I mam dość bycia sługą Nyks. Chciałbym żyć własnym życiem - stwierdził czarodziej.
   Westchnąłem ciężko. Gdybym miał zdolność Chrisa do odróżnienia prawdy od kłamstwa, byłoby o wiele łatwiej. Jednak nie miałem tego i musiałem słuchać swojej intuicji, z którą się nie zgadzałem.
- Niech będzie.
   Dante spojrzał na Alexis. Z jej miny wyczytałem, że to też jej nie odpowiada, lecz nie miała innego wyboru. Jeśli ja się zgodziłem, ona też.
- Dobra, dobra ... Tylko czy jest u czarodziejów takie coś, jak przysięga krwi?
- Niestety tak. - Chłopak podrapał się w tył głowy, wzdychając.
 - To chciałabym, żebyś ją wykonał. Możesz to zrobić z Benem - rzekła, siadając na kanapie. Położyła głowę na dłoniach i patrzyła się na nas.
- Ze mną? A ty to co? Moja krew jest więcej warta niż twoja i nie chcę ją brudzić krwią czarodzieja - oburzyłem się.
- I vice versa - dopowiedział Dante.
- Anna jest moją przyjaciółką i zrobiłabym wszystko, aby ją odzyskać, ale bratanie się z wrogiem? To nie moja działka - odparła.
   Syknąłem na nią, pokazując kły, a ona zrobiła to samo. Miałem ją dość, jednak czasami była pomocna. Ta sytuacja nie zaliczała się do tych. 
- Dobra. Nie ważne. Jeśli chcecie zachowywać się jak bachory, to nie będę wam przeszkadzał.
   Czarodziej już odchodził, kiedy go zatrzymałem. Nie wiedziałem czemu. Po prostu chciałem już mieć to za sobą. Chciałem jak najszybciej sprowadzić brązowowłosą do normalności. Przecięliśmy skórę na dłoniach i wypowiedzieliśmy formułkę:
- Obiecuję, że spróbuję odzyskać Anne - przyrzekł Dante.
- Obiecuję, że pomogę ci w odzyskaniu Anny - przyrzekłem.
   Oczekiwałem jakiegoś błysku czy dziwnego mrowienia, jednak nic takiego się nie stało. Myślałem, że to będzie efektywniejsze. Wilczyca pewnie też, bo po wykonaniu przysięgi jej mina zrzedła.
- Liczę na miłą współpracę. - Dante pożegnał nas tymi słowami, wychodząc na werandę. Teraz świeciło słońce, które już zachodziło za horyzontem, barwiąc niebo na różowy kolor. Jakaś staruszka przeszła obok domu ze wzrokiem skierowanym na wprost. Oczy miała zamglone i poruszała się jak kukiełka. Ona była pod wpływem Anny. I to mnie zabolało. Dziewczyna, którą znałem, by nigdy nie wpłynęła na wole innego człowieka. Dziewczyna, którą się stała, nie znała granic. To szczęście, że to miasto jeszcze stało na miejscu. 

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.