środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 2

 Trzy godziny temu wypiłam filiżankę napoju, który miał mi pomóc. Nie zadziałał. Próbowałam zasnąć. Liczyłam owce, odliczałam od stu do zera, słuchałam muzyki – na marne. W końcu wyszłam na balkon. O tej porze na niebie lśniły gwiazdy, a światło księżyca odbijało się od morza. Wiatr był zimny, właśnie takiego chłodu potrzebował mój organizm. Usiadłam na brązowym krześle. Gdy pupa zetknęła się z plastikiem podskoczyłam. Moje spodnie od piżam były krótkie, a tworzywo sztuczne takie lodowate. Natychmiast wróciłam do pokoju i owinęłam się kocem. Po chwili znowu siedziałam na balkonie.
 Podkurczyłam nogi i podniosłam głowę. Na górze znajdowało się wiele gwiazd. Kiedyś babcia opowiedziała mi historię o tym, że gwiazdy to dusze zmarłych, którzy nie zdążyli pozałatwiać ziemnych spraw. Spadająca gwiazdka oznaczała, że któremuś duchowi się udało, a że mówiono o życzeniach, to tylko dodatek, spełniający się tylko tym, którym naprawdę tego potrzebują. Ja jeszcze nie miałam takiej możliwości. Nigdy nie widziałam upadającej gwiazdy.
 Spojrzałam na plażę, w moje ulubione miejsce. Kiedy ostatnio tam byłam siedziałam z Chrisem. Serce zacisnęło się w mocny supeł, kiedy o nim wspominałam. Jak dobrze pamiętam był to pierwszy Września, po szkole. Minął tydzień od tego wypadku, gdy ktoś pierwszy został zamordowany w Colby Hill. Kto by pomyślał, że mój świat w przeciągu sześciu miesięcy zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Wtedy nie wiedziałam, że jestem czarownicą, że one naprawdę istnieją, tak samo jak wampiry i wilkołaki. Nie miałam pojęcia, że później babcia, Adam i Lexi zginą z powodu istoty, którą przywoła Azazel. Nie musiałabym teraz tak strasznie tęsknić za tymi osobami i miłością mojego życia. Gdybym mogła zmieniłabym przyszłość, moją teraźniejszość. Najważniejsi dla mnie ludzie nadal by żyli.
 Ostatni raz rzuciłam okiem na niebo. W tym momencie zauważyłam spadającą gwiazdę.
 - Chciałabym już nie cierpieć – zażyczyłam.
 I weszłam do sypialni. Nie pamiętam czy zasnęłam albo czy kładłam się do łóżka. Jedyne, co przypominam sobie to żółte światło kierujące się ku ziemi.

 - I jak. Usnęłaś na trochę? – spytała ciekawa rodzicielka.
 Pokręciłam głową, którą miałam tak ciężką, że ledwo ją utrzymywałam. Nie mogłam patrzeć na jajecznicę z bekonem. Nie, żeby śniadanie wyglądało nie apetycznie, tylko że czułam się jakbym miała kaca. Tak w połowie. Mogłabym wypić całą beczkę zimnej wody niż zjeść, choć trochę jajka albo czegoś innego.
 - Coś kiepsko wyglądasz – stwierdziła matka, po czym dotknęła mojego czoła. – Nie masz gorączki.
 A czuję, jakbym miała, pomyślałam.
 - Jak się tak bardzo źle czujesz możesz nie pójść dzisiaj do szkoły. Ale to tylko jednorazowe wagary – ostrzegła.
 Ucieszyłabym się, gdyby nie to, że dzisiaj musiałam zaliczyć podciągnięcia na wychowaniu fizycznym. Nie cierpiałam tej lekcji. Nie jestem wysportowana, tak jak inne dziewczyny w klasie. Codziennie musiałyśmy albo biegać, albo grać w siatkówkę, w którą nie umiałam za żadne skarby się nauczyć. Przepuszczałam prawie każdą piłkę. Prawdę mówiąc, wolałabym spotkać się z Azazelem i Zanou niż grać w tą grę.
 - Pójdę do łóżka.
 Wzięłam ze sobą szklankę wody i poszłam na górę. Po drodze zakręciło mi się w głowie, więc usiadłam na jednych ze schodków. Powoli traciłam jasność. Wiedziałam, czego to są oznaki. Za chwilę dostanę wizję. Od dawna jej nie miałam. Cieszyłam się tym, ponieważ zawsze przepowiadałam złe wieści. Tym razem było tak samo. Widziałam ciemną chmurę dymu unoszącą się nad miastem. Wszyscy dziwnie się zachowywali, tak spokojnie. Na ulicy zdarzył się wypadek samochodowy, a przechodni nie zareagowali. Byli pochłonięci czymś innym. Na niebie, pośród chmury ktoś się unosił. Postać była zamazana i nie mogłam dostrzec twarzy.
 Gdy wizja się skończyła trzęsłam się jak galareta. Mama siedziała przy mnie i przytulała. Dopiero, kiedy podała mi chusteczkę uświadomiłam sobie, że płaczę jak bóbr. Materiałem wytarłam oczy oraz wydmuchałam nos. Rodzicielka pomogła mi wstać i pójść do pokoju. W łóżku owinęła mnie kołdrą i usiadła obok. Odgarnęła z twarzy swoją ciemnoblond grzywkę. Jej skóra była ciemniejsza niż zapamiętałam. Na przedramieniu miała poparzoną skórę, ale tylko trochę. Nigdy nie opowiedziała jak to się stało. Teraz wiem, że to przez magię. Nie potrafiła zapanować nad swoją mocą i przez przypadek się poparzyła. Dlatego tak ważna jest kontrola.
 - Opowiesz co widziałaś?
 Wzięłam głęboki oddech. Musiałam najpierw sama to strawić. Ciemna chmura może oznaczać zło. Zankou wróci do miasta i zapanuje nad ludźmi?
 Opowiedziałam mamie o swojej wizji. Ona czekała uważnie, aż ja skończę. Nie powiedziała nic nawet, gdy zamilkłam na dłuższą chwilę.
 - To poważna sprawa – zaczęła. – Musimy być przygotowane na Mrok.
 - Czy to taki Mrok, jakim była Ava? – Jeśli tak, to będzie trudno uratować Colby Hill.
-  Możliwe, że gorszy, potężniejszy – odpowiedziała poważnie.
 W jej wyrazie twarzy zobaczyłam strach. Jeśli moja mama się boi to znaczy, że to będzie grubsza sprawa.
 Zamknęłam oczy. Miałam już dość tej magii. Wolałabym być zwykłą dziewczyną ze zwykłymi problemami. Takie życie straciłam pod koniec wakacji.
 Szybko wypiłam wodę ze szklanki i przekręciłam się na bok. Próbowałam zasnąć, o dziwo udało się. Na godzinę, ale to coś. Wypoczęłam, a przy tym myślałam nad wizją. Kto jest na tyle potężny, aby kontrolować całe miasto? Bałam się na samo wspomnienie tego, co widziałam. Ava była potężna, a ja jej nie pokonałam. A teraz będzie o wiele gorzej. Kto zniszczy ten Mrok?

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 1

 Przy otwieraniu szklanych drzwi usłyszałam klasyczny dzwonek, który alarmuje sprzedawcę o nowych klientach. Właśnie wchodziłam do sklepu, w którym sprzedawano rośliny lecznicze, sole do kąpieli, stare księgi itp. Musiałam kupić coś, co pozwoli mi zasnąć. Od jakiegoś czasu nie mogłam spać, a jak usnęłam to nad ranem czułam się gorzej, bardziej zmęczona. Mama zaproponowała, żebym kupiła liście melisy, korzeń kozłka leczniczego, ziele dziurawca i trochę szałwii. Podobno mieszanka ich zwalcza bezsenność.
 Pomieszczenie miało ciemnobrązowe deski: na ścianach i podłodze, a w powietrzu unosił się zapach zakurzonych ksiąg. Naprzeciwko wejścia znajdowała się lada z kasą, a za nią drzwi, prawdopodobnie, na zaplecze. Po prawej stronie były dwa regały z rzeczami do kąpieli, obok nich stały zapachowe świeczki. Przed nimi były zioła, a pod spodem książki. Podeszłam do działu z roślinami. Wyszukałam prawie wszystkie produkty, jakie miałam do kupienia oprócz korzenia kozłka.
 - Pomóc w czymś? – Usłyszałam za sobą i podskoczyłam przestraszona, że aż wszystko, co trzymałam, upadło na podłogę.
 Z czerwoną, jak burak, twarzą kucnęłam i zaczęłam zbierać artykuły. Nieznajomy zrobił to samo. Pomógł mi.
 - Pracujesz tu? – zapytałam, gdy nie zauważyłam na jego ubraniu żadnego znaczka z informacją.
 - Nie, ale mój wujek tak. Czasami przychodzę do niego – odpowiedział.
 Powiedziałam, że szukam korzenia, on wyszedł na zaplecze i po paru sekundach wyszedł stamtąd. W ręce trzymał woreczek z tym produktem. Podziękowałam mu. Poczułam jak policzki zaczynają mnie boleć. Przez cały ten czas się uśmiechałam. Nie wiem, czemu, ale gdy patrzę w jego szare oczy rozpoznaje w nich coś znajomego.
 - Dziękuję za zakup i zapraszam ponownie – powiedział tą samą kwestię, którą słyszę w większości sklepach. Lecz gdy on to mówił nie denerwowało mnie to.
 - Jestem Anna.
 Myślałam, że przyjdę tu tylko kupić parę rzeczy, a poznałam kogoś. Przystojnego chłopaka o blond włosach.
 Nie! Nie mogę o tym myśleć! Ciągle rozpaczałam po utracie Chrisa. Minęły trzy miesiące, od kiedy jego ciało przywłaszczył sobie Zankou. W tym czasie szukałam zaklęcia, które przywróci mojego chłopaka.
 - Miło mi cię poznać, Anna. Ja jestem Dante.
 Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem wyszłam i wróciłam do domu. Gdy moja mama wróciła z podróży odwiozła Spike do wujka Petera. Pies ciągle mi przypominał o TEJ nocy, ten moment, kiedy retriever zamieniał się w Azazela. Na samą myśl przechodziły mną dreszcze. Od tamtego czasu nie słyszałam o nim ani o Zanou. Bena widywałam rzadko. Raz na tydzień albo dwa przychodzi do mojego pokoju i pyta jak się czuję. Ja dopytywałam się, co robi, wtedy zawsze zamyka buzię lub wychodzi. Czasami dzwoniłam do niego, kiedy musiałam z kimś porozmawiać. Nie odbierał. Unikał mnie.
 Odłożyłam zakupy na blat w kuchni i poszłam do sypialni. Nie wyczułam matki, więc byłam sama w mieszkaniu. Kiedyś zadzwoniłabym do Lexi i Adama. Teraz już tego nie robię. Oni umarli. Ciało przyjaciela odnaleziono trzy dni po pełni przez osoby uprawiające jogging w tamtych okolicach. Pogrzeb odbył się dwa dni później. Musiałam odgrywać, że jestem zaskoczona jego śmiercią, zrozpaczona. Może i taka byłam, ale wcześniej, kiedy widziałam to wydarzenie. Ciała Lexi jeszcze nie znaleźli. To mnie najbardziej martwiło. Cały czas rozmyślałam nad tym. A co jeśli moja przyjaciółka nadal żyje? Co jeśli dostała amnezji?
 Ją też szukałam. Przeszukałam cały las, lecz jej nie wyczułam.
 Weszłam do łazienki i rozebrałam się. Musiałam zmyć z siebie te depresyjne myśli. Związałam włosy w kucyk i upięłam go dużą spinką. Odkręciłam letnią wodę i pozwoliłam, aby kropelki ściekały po moim ramieniu. Pod prysznicem stałam około piętnaście minut. Skóra na palcach była pomarszczona, a ja nadal bawiłam się wodą. Unosiłam ją, tworzyłam kółka, trójkąty czy kwadraty. Moja moc zwiększyła się odkąd ją uaktywniłam. Trochę mnie smuciło to, że mama nie może jej używać. Przeze mnie. Ona i babcia oddały magię, żebym mogła żyć.
 Wychodząc spod prysznica wytarłam się i okryłam ciało miękki, niebiesko – fioletowym ręcznikiem. Wtem poczułam, że nie jestem sama. Odwróciłam się do drzwi, które były otwarte – a dobrze pamiętam, że je zamykałam – i zobaczyłam wampira. Szmaragdy wpatrywały się we mnie jak w ulubiony obraz.
 - Co ty to robisz? Nie znasz czegoś jak odrobina prywatności? – zapytałam gniewnie.
 Kąciki jego ust uniosły się w górę. On chyba lubi wprawiać mnie w złość.
 - Chciałem wiedzieć czy już się pozbierałaś po stracie – odpowiedział, siadając na półce.
 - Mogłeś poczekać kilka minut.
 Popchnęłam go do wyjścia i zamknęłam za nim drzwi, lecz zanim to zrobiłam odparł:
 - Widzę, że nadal masz bliznę. Chyba nie zniknie tak szybko.
 Przekręciłam zamek i zawstydziłam się. W lustrze dostrzegłam czerwone policzki.
 Ile jeszcze razy zawstydzę się tego dnia?
 Opuściłam wzrok na udo. To prawda, nadal miałam ślad po pazurze wilkołaka. Żadne zaklęcie nie pomogło, nawet napar z ziół, które mama przywiozła z podróży. Nic nie zadziałało. Najwidoczniej blizna zostanie ze mną na zawsze. Będzie trudno pokazywać się z nią w lato, kiedy będę musiała nosić krótkie spodnie i spódniczki.
 Po pięciu minutach wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Zastałam Bena siedzącego na moim łóżku z ramką w kształcie serca. W niej trzymałam swoje zdjęcie z Chrisem. Przysiadłam się.
 - Powinnaś wyrzucić tą fotografię – rzekł nagle.
 Byłam zszokowana. Jak mógł to powiedzieć? To jedyna rzecz, która przypomina mi o nim.
 - Niby czemu? – Wyrwałam mu ramkę i położyłam ją na stoliku nocnym. – Czuję się lepiej, jeśli chodzi o wcześniejsze pytanie. Więc teraz możesz już sobie pójść.
 Szybko wstałam i pokazałam wampirowi drzwi. Ten najwidoczniej nigdzie się nie wybierał. Kładąc się położył głowę na swoich dłoniach.
 - Powinieneś wyjść. Moja mama może wrócić w każdej chwili, a ona nie lubi osób twojego gatunku – oznajmiłam, po czym podniosłam poduszkę leżącą na podłodze i rzuciłam nią w Bena. Jednak on złapał ją zanim przeleciała połowę drogi.
 - Czyli nie spodobało jej to, że umawiałaś się z jednym z tej grupy.
 Rozwścieczona nie zauważyłam, że nie kontroluję swojej mocy. Wynikiem tego były wybuchająca lampka oraz pootwierane okna i drzwi. Mimo wszystko, nie przeszkadzało mi to. Ben musiał dostać nauczkę.
 - Uspokój się – krzyknął.
 W milisekundę pokonał drogę dzielącej nas przestrzeni i złapał moje ręce. Stałam jak skała. Nie mogłam mu się wyrwać ani nawet poruszyć palcem czy głową.
 - Uspokój się – powtórzył szeptem.
 Kazał mi oddychać głęboko. Robiłam to mimo woli. Wdarł się do mojego mózgu i kontrolował mnie. Gdy tylko przestanie to robić poczuje moją zemstę. Położyłam się na łóżku i zamknęłam mocno oczy. Tym razem nie czułam jak wampir mną steruje, ja też nie robiłam tego. W ciemnościach pojawiła się wizja. Nie. To wspomnienie.
 Byłam w lesie. Strasznie płakałam. Serce mi pękało na miliony kawałków. Nie było to spowodowane utratą chłopaka, tylko kogoś innego. Lydii, Adama, babci, Lexi i Taylor. Musiałam się wybudzić, otworzyć oczy tak szeroko jak to tylko możliwe. Nie chciałam przeżywać tego na nowo.
 Gdy uniosłam powieki zobaczyłam Bena, siedział niespokojnie. Głowę miałam położoną na jego kolanach. Czułam się niekomfortowo.
 - Co mi zrobiłeś? – W gardle miałam teraz pustynię. Słowa drapały mi podniebienie.
 - To nie ja! Próbowałem cię uspokoić, a ty zasnęłaś. Szamotałaś się i krzyczałaś – wyjaśnił. – Co widziałaś?
 Do oczu wpłynęły łzy. Zacisnęłam usta, prosząc, abym się nie popłakała.
 - Nic nowego.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 28

Chris
 Razem z Benem staliśmy niedaleko odprawiającego się zaklęcia. Anna powiedziała, że chce iść tam sama. Ja się nie zgadzałem, lecz nie słuchała. Mówiła, że Azazel zaufa jej wtedy, gdy nie będzie miała obstawy. Co ja mogłem zrobić? Posłusznie zostałem. Czekałem na znak, żeby wkroczyć. Na niczym innym nie skupiałem uwagi, tylko na jakiś dźwięk ze strony dziewczyny. Ta cisza była męcząca. Z jednej strony cieszyłem się, że Annie nic nie jest, a z drugiej denerwowałem, bo może wampir zdążył ją skrzywdzić.
 - Słyszałeś to? – Odezwał się Ben.
 Przysłuchałem się. Niczego podejrzanego nie usłyszałem. Czy on sobie robi jaja? W takim momencie?
 Gdy chciałem nakazać kuzynowi nie robienia takich żartów jego już nie było. Rozejrzałem się uważnie. Zniknął.
 Ale jest odpowiedzialny, pomyślałem sarkastycznie.
 Ruszyłem w stronę polany, co jakiś czas kucając i wsłuchując się w nocną ciszą. Wszystko już spało, nawet ptaki. Czasami tylko dosłyszałem pohukiwanie sowy. 
 Kiedy dotarłem na miejsce zobaczyłem Ave, która trzymała, jak sokół trzyma w szponach mysz, Lydię. Kreye miała opuchnięte oczy, w których co chwile pojawiały się łzy, które sekundę później lądowały na policzkach.
 Rzuciłem się na czarownicę. Jeden punkt do zaskoczenia. Złapałem ją i pociągnąłem do tyłu, w ostatnim momencie ratując rudowłosą przed upadkiem z wrogiem. Odsunąłem ją na bok. Gdy miałem zaatakować kobietę ona uniosła lewą rękę i poczułem ostre pieczenie na całym ciele. Paliłem się, choć wiedziałem, że to tylko moja wyobraźnia tak działa.
 Stałem nad przepaścią. Na dole znajdowała się lawa, a wszędzie indziej ogień. Skóra na nogach zwęgliła się. Czułem jak kruszy pod ciężarem mojej osoby. W jednej scenie ktoś mnie pchnął, w drugiej wleciałem do magmy, na końcowym ujęciu został ze mnie sam szkielet, który dostał się do Jądra Ziemi.
 Gwałtownie otworzyłem oczy. Nade mną stał Ben, w jednej ręce miał pistolet, a drugą chował Lydię za plecami. Podniosłem głowę. W karku coś mi strzeliło, po raz kolejny poczułem pieczenie, ale nie tak duże. Kobieta stała niestabilnie, trzymała się za brzuch. Do mojego nosa wleciał zapach krwi.
 - Ty masz broń, ale ja mam strzelca – powiedziała niewyraźnie.
 Z kącika ust wypłynęła jej strużka cieczy. Uniosła dłoń, którą sekundę później kuzyn przestrzelił na wylot. Azazel, którego na początku nie zauważyłem, w wampirzym tempie przybiegł do niego i przekręcił mu kark, a kiedy ciało upadło na ziemię przygniótł głowę swoją stopą. Kreye rzucił wprost do rąk Avy. Z tą samą szybkością ugryzł nadgarstek i napoił krwią kobietę. Ja wciąż czułem się sparaliżowany. Nie mogłem nic zrobić, tylko patrzeć.
 Czarownica powiedział jedno zdanie po łacinie i lekko przecięła skórę na gardle Lydii. Ta jęknęła i zacisnęła zęby. Ciemnowłosa ruchem głowy rzuciła mną w stronę Anny. Nie miałem pojęcia, co się z nią stało. Pewnie została uśpiona przez wrogów.
 Poczułem słodki, metaliczny zapach i na samą myśl kły wysunęły się z dziąseł. Czekały, aż zanurzę je w jakimś ciele i wyssę czerwoną ciecz do dna.
 Przeciwnik wypowiedział ostatnie słowa. Ziemia się zatrzęsła, na niebie pojawiło się kilka piorunów, przez które widziałem las jak za dnia.

Anna
 Głośno krzyknęłam, płakałam, miotały mną konwulsje. Słyszałam wrzask zmarłych, lecz wiedziałam, że to niemożliwe. Ich już nie było. Odczuwałam ich strach, ból. Słyszałam myśli, które stworzyli przed śmiercią: „To nie może być prawda”, „Dlaczego ja?”, „Nie, nie, nie …”. To było najstraszniejsze i najdziwniejsze uczucie, z jakim przyszło mi się spotkać.
 Na niebie zabłysły kolejne pioruny. Ostatni z nich trafił wprost do dziury ze zmieszaną się osób krwią. W tamtym miejscu powstał mały pożar, a ja czułam się gorzej. W środku cała płonęłam. Zauważyłam, że noga już mnie nie boli. Chociaż w tej chwili było to mało ważne.
 Przytuliłam się do Chrisa. Zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na ten okropny widok. Miałam powstrzymać Azazela i Ave przed odprawieniem rytuału – zawiodłam. Miałam chronić Lydię – nawaliłam.
 Usłyszałam krzyk kobiety. Podniosłam powieki. Czarownica trzymała się za serce, upadła na kolana i cicho załkała.
 - Co … się dzieje? – zapytała, z trudem łapiąc powietrze w kurczące się płuca.
 Odsunęłam się od chłopaka i podniosłam. Ta scena niepokojąco mnie cieszyła. Chciałam zobaczyć jak mój wróg umiera w męczarniach. Napawałam się tą śmiercią.
 - Ostatnia i prawdziwa ofiara zaklęcia – wyjaśnił Azazel.
 Myślałam, że Kreye była ostatnia. Wampir wiedział od samego początku.
 - Zmarły musi dostać mrok swego przywoływacza – dodał.
 I pomyśleć, że sama chciałam użyć tego zaklęcia do przebudzenia babci. Musiałabym wtedy umrzeć, by była dobra. Zakręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji.
 Ava ostatnimi siłami złapała wspólnika za rękę i zacisnęła swoje ostre paznokcie w jego zimną skórę.
 - Idź do diabła. Smaż się w piekle. – Przeklinała go na różne sposoby, na trzy języki: angielskim, łacinie i francuskim.
 Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i powiedział, że już to robi. Oderwał od siebie czarownice, która padła na ziemie. Jej oczy były puste, klatka piersiowa nie unosiła się w górę, a skóra traciła już kolor.
 Poszłam do Bena zobaczyć jak mocno oberwał. Ukucnęłam przy nim i przyjrzałam się głowie. Cała lewa strona była zmiażdżona, lecz powoli dochodziła do siebie. Chris złapał mnie za ramię. Spojrzałam na starszego wampira. Uśmiechał się przez cały czas. Oczekiwał na coś. Po chwili dowiedziałam się, na co tak czeka. Z wnętrza dziury wyłonił się ciemnoszary dym. Ukształtował się w ludzką postać, ale po momencie rozproszył się jak chmara owadów.
 Chris przyjął broniącą postawę. Jednak nic to nie dało. Żadna ochrona, by nie zadziałała. Dym szybko przeniósł się do ciała wampira, przez uszy, usta, nawet dziurki od nosa. Krzyknęłam cicho. Jego oczy stały się całe czarne.
 - Coś ty mu zrobił? – spytałam podniesionym głosem.
 - Moja droga, poznaj Zankou – przywitał nas, jakbyśmy byli na imprezie.
 Odsunęłam się od opętanego wampira. Chciałabym mieć teraz przy sobie kogoś, kto mógłby mnie uratować. Ben nadal leżał nieprzytomny, więc byłam sama. Zamknęłam oczy, wzięłam kilka wdechów i otoczyłam siebie tarczą ochronną.
 - Nie musisz się mnie bać – powiedział Zankou głosem Chrisa.
 Przeraziłam się. Przeszły mną dreszcze. Na zewnątrz był tym samym chłopakiem, którego poznałam pod koniec wakacji, który uratował mnie przed Jaredem, razem świetnie się bawiliśmy na dyskotekach szkolnych. A w środku był tylko szary dym i uwięziony mój chłopak.
 - Anna, Anna, Anna. – Niech on przestanie wymawiać moje imię. – Wiem, co wampir do siebie czuje.
 Ale mimo naszej miłości, on nie puści go wolno. Zostanie w nim dopóki nie wyjmę tego ducha z ciała.
 - Czuję, że pożąda twojej krwi. Tylko to. – Co? – On cię nie kocha.
 Wiedziałam, że to nie prawda, lecz i tak mnie to zabolało. Poczułam jakbym dostała mocny cios w twarz.
 Zankou dotknął mojego policzka. Nagle jakaś ręka zacisnęła się na jego przedramieniu. Podniosłam głowę.
 Ben.
 Uszczęśliwiło mnie to, że chociaż on żyje i ma zamiar mnie chronić.
 Wampir odrzucił Chrisa w stronę Azazela, on w ostatniej chwili, jak kot upadł na cztery łapy. Zielonooki wziął mnie na ręce i jak najszybciej opuściliśmy ten straszny las. Kiedy wsiedliśmy do jego auta zaczęłam płakać.
 - A co będzie z Chrisem? – załkała.
 - Jego już tam nie ma – odpowiedział Ben i odpalił silnik,
 Po czterdziestu minutach wysiadłam z wozu, a mężczyzna postąpił jak ja. Odprowadził mnie, aż do sypialni. Dopiero wtedy zauważyłam jak wyglądam. Miałam potargane włosy, na ubraniu znalazłam zaschniętą krew. Nie miałam siły, by się teraz wykąpać lub przebrać w piżamę.
 Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć, lecz sen nie nadchodził. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam przerażone twarze przyjaciół. Ben usiadł obok mnie i przykrył nas kocem.
 - Czy kiedyś Chris wróci? – zapytałam go, próbując nie tracić kolejnych litrów wody w organizmie.
 - Nie mam pojęcia.
 Podniosłam z podłogi swojego białego misia, którego dostałam od taty na szóste urodziny. Nadal go trzymałam, ponieważ odpędzał złe sny, pomagał mi zasnąć. Nie słyszałam żadnego śmiechu ze strony Bena. Podniosłam głowę, aby lepiej go widzieć. Wyglądał na przybitego. Przecież on też stracił osobę, którą kochał. Wyciągnęłam rękę i pochwyciłam jego, dodając mu otuchy. On najwidoczniej jej nie chciał, bo odepchnął ją.
 - Jeśli nie masz nic przeciwko, to zostanę z tobą dopóki twoi rodzice nie wrócą.
 - Dziękuję. – Po tym słowie od razu zasnęłam.

Alexis
 Obudziłam się łapiąc świeże powietrze w płuca. Rozejrzałam się dookoła strasznie dysząc. Leżałam w domu, ale nie w swoim. To było nowe mieszanie mojego ojca. Zastanawiałam się jak się tutaj dostałam. Nagle przypomniała mi się miniona noc. Byłam w domu z Adamem, później Anna do mnie zadzwoniła i przepraszała za to, że ukrywała przede mną sekret stulecia. Powiedziała, żebyśmy przyjechali po nią, do lasu. Nie wyjaśniła, dlaczego się tam znalazła. Gdy podjechaliśmy po dziewczynę i wyszliśmy z auta Adama, usłyszeliśmy trzask łamanej gałęzi przed sobą. Myślałam, że to Anna narobiła tyle hałasu.
 Odwróciłam się do przyjaciela, który wydał z siebie cichy jęk.
 - Adam! – krzyknęłam.
 W serce miał głęboko wbity srebrny nóż. Krew, która trysnęła z jego rany, stanęła jakby zastygła. Ktoś chwycił moje ramię. Dłoń była ciepła, wręcz gorąca, jak wrzątek. Ciało Adama upadło na ziemię, a ja usłyszałam znajomy głos.
 - Przepraszam – wyszeptał.
 Znałam ten głos bardzo dobrze. Ale dlaczego on to zrobił?
 - Caleb? – Odwróciłam się do niego.
 - Przepraszam – powtórzył, a następnie szybko wyciągnął nóż z Adama i wbił go w moje serce. Cały świat zrobił się ciemny. Nie czułam już nic.
 Umarłam! To jak ja żyłam?! Dotknęłam miejsca, gdzie miałam narzędzie. Podniosłam bluzkę. Nie było żadnej rany, nawet blizny. Za to strasznie bolało.  
 Byłam przerażona tym wszystkim. Czytałam artykuły na temat wampirów. Było tam napisane, że żeby stać się tą istotą trzeba wypić jej krew i umrzeć. Ale to nie możliwe.
Ja nie wypiłam żadnej takiej cieczy.
 Więc czemu żyłam?

○○○○○
To był ostatni rozdział. Ale po krótkiej przerwie zacznę pisać drugą część opowiadanie. Myślę, że się podobało. Jeśli są jakieś błędy, powiadomcie mnie w komentarzach.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.