wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 29

 Punktualnie o godzinie dwunastej znajdowałam się przy knajpce "Retro". Niestety nie mogłam tam wejść. Okazało się, że budynek zamknięto. Tak bardzo pochłonęły mnie sprawy osobiste, że nie wiedziałam o tej sprawie. W tym barze często spotykałam się z przyjaciółmi, odbywały się tutaj imprezy. 
 Retro było częścią mojego życia.
 Spojrzałam niecierpliwie na ekran telefonu. Widniała na nim godzina dwunasta pięć, a Phila nie było. Może to jednak był sen? Zwykły, normalny, nieproroczy sen. Jednakże coś mi mówiło, że to nie prawda. Cichy i piskliwy głosik powtarzał, że Philip na pewno przyjdzie, że on się ze mną skontaktował.
 Miałam go słuchać?
 Gdy już miałam odejść poczułam obecność znajomego za mną. Szybko się odwróciłam. Tak, głosik miał rację. Łowca żył.
- Ja się nie mogłam spóźnić, a ty owszem? - Skrzyżowałam ręce na piersiach i przerzuciłam ciężar ciała na lewą nogę.
- Musiałem sprawdzić, czy jesteś sama - oznajmił.
 Chłopak nie wyglądał na kogoś, kto właśnie powstał z martwych. Jego czarne włosy były idealnie ułożone, nawet grzywka się nie popsuła. Jego niebieskie oczy miały taki sam odcień, nie przypominały gał trupów, a blada cera została taka jaka była. Cooper nie nosił dzisiaj czarnego stroju, zamienił go na koszule w kratę i jeansy.
- Pewnie masz mnóstwo pytań. - Zgadł. Kiwnęłam głową. - Jak już zauważyłaś, żyję. I czuję się genialnie.
- Jak przeżyłeś? Widziałam, jak Zankou łamał ci kark. - Zanim chciałam się przymknąć, już skończyłam mówić. Powiedziałam łowcy imię osoby, która go zabiła. Byłam geniuszem.
- Zankou? Wiedziałem, że z Chrisem jest coś nie tak. - Zabolało mnie, kiedy wypowiedział imię chłopaka. - Ale to i tak nieważne. Zanim odpowiem na twoje pytanie, to ja je zadam. Jak ja przeżyłem? 
- Um... Właśnie chciałam się ... - Phil wtrącił się.
- Zgaduj.
 Patrzyłam na niego uważnie. A jeśli on stał się wampirem? Łowca wampir - to trochę absurdalne, choć Blade jakoś dawał sobie radę. 
- Czy ty jesteś wampirem? - spytałam szybko. Pokiwał przecząco. - Wilkołakiem? - Nie. - Zombie?
 Nie umiałam zgadnąć poprawnej odpowiedzi. Byłam w tym beznadziejna, nawet jeśli mogłam używać magii do odczytania aury. Tylko, że Phil był człowiekiem. Jak?
- Wiesz coś o Piekielnych Ogarach?
- Wiem, że są wielkimi, nieludzko silnymi, niewidzialnymi psami. I że pochodzą z piekła. - Chwila ciszy. - Nie jesteś nim.
- To prawda. Nie jestem. Lecz mam jego cząstkę - wyjaśnił. - Dowiedziałem się o tym dwa lata temu, kiedy "przypadkowo" zabiłem jakiegoś wampira. I tak inni przyłączyli mnie do swojej grupy. A gdy pokazałem, że umiem pobierać większą moc od bestii, to łowcy uczynili mnie swoim przywódcą.
 Ogary piekielne? Serio? Czemu się dziwiłam? Na świecie żyło mnóstwo innych nadnaturalnych stworzeń. 
- Nadal nie wiem, jak przeżyłeś. Czy ta bestia, którą masz w sobie, nie pozwoliła ci umrzeć? - zapytałam, próbując wyczuć coś niezwyczajnego w Philipie.
- Możliwe. Wiem, że tacy ludzie jak ja, nie mogą umrzeć. Posiadamy też unikatowe zdolności. Ja na przykład potrafię tworzyć pancerz dla siebie. A ten, którego "zabiłyście" umie zamieniać się w cokolwiek. Albo w każdego.
 Zagadka rozwikłana. Tamten przybysz zamienił się w jakiegoś najmniejszego robala i uciekł. Zaczynałam się go ponownie bać. Mógł zamienić się w dowolnego człowieka na świecie. Mógł być każdym. 
 Nagle łowca dostrzegł coś za mną. Na początku był zaciekawiony, jednak po chwili zdawał się być ... przestraszony? Kiedy zauważył, jak się przyglądam jego osobie, stał się znowu wyluzowany. Albo próbował takiego zgrywać.
- Co to było? - Odwróciłam głowę, lecz nic nie zobaczyłam. - Co widziałeś?
- Nie jesteś sama. Wiedziałem. - Był na mnie zły, choć nie wiedziałam za co. Jak to nie byłam sama? Kto inny by wiedział o tym spotkaniu?
- O czym ty mówisz? - Obróciłam się do chłopaka. W głowie usłyszałam słowo potwory. A Phila nie było widać. Uciekł. I nie wiedziałam czemu. Jakie potwory?
 Jakie potwory?

                                                                             ***

 Sześć godzin w samochodzie. Bez postoju. Jedyne co miałam do jedzenia to orzeszki ziemne i trochę wody gazowanej. Gazowanej! Nie znosiłam jej. Przez całą drogę słuchaliśmy tylko jednej stacji radiowej z muzyką country. Oszaleć można.  A Ben cieszył się widząc mnie naburmuszoną. Na całe szczęście połowę drogi przespałam. Jak dobrze pamiętam, nic mi się nie śniło. A to nowość. I jeszcze tyłek mnie rozbolał od siedzenia.
 Kiedy przejeżdżaliśmy obok znaku "Witaj w Nowym Jorku" była dziewiętnasta dwadzieścia osiem. Jeszcze musiałam doliczyć czas, ile nam zajmie dotarcie do właściwego klubu. Z godzinę? Nowy Jork to duże miasto. Miałam nadzieję, że wampir choć raz w życiu odwiedził to miejsce i miał większą orientację w tym terenie.
- To gdzie jest Blue Rose? - spytałam, otwierając okno w samochodzie. Ciepły wiaterek wpadł do pojazdu, psując mi fryzurę. Włosy wchodziły mi do oczu. 
- Musisz jeszcze przeczekać około piętnastu minut. W schowku powinienem mieć jakąś książkę. Specjalnie dla ciebie.
 Westchnęłam. Odnalazłam przedmiot. Po zobaczeniu okładki, szybko odłożyłam ją na miejsce. Oprawa pokazywała pół nagą kobietę z dobrze zbudowanym facetem. Osoba płci pięknej miała odsłonięte duże piersi, poniżej pasa zasłaniała ją cienka, różowa płachta. Związali jej ręce powyżej głowy, a twarz ujawniała, co rudowłosa czuje. Rozkosz, podniecenie. Mężczyzna bawił się jej ... Hmm ... własnościami. W tym samym czasie całował długą jak łabędź szyje osóbki. 
- Nie znałam cię od tej strony - powiedziałam, robiąc minę obrzydzenia. 
- To nie moje. - Kątem oka spojrzał na książkę. - Nie o tą mi chodziło. Tam dalej. - Kiedy zatrzymał się przed czerwonym światłem, pochylił się i wyciągnął odpowiedni przedmiot. Podał mi "Medytacja - pozwól się odprężyć". Okładka pokazywała młodą kobietę siedzącą po turecku. Ręce ułożyła na kolanach, jej palce wykazujące dotykały kciuków.
- Od jakiegoś czasu zachowujesz się jak nie ty. Pomyślałem, że boisz się starcia z Nyks, więc kupiłem coś dla ciebie. 
 Zdziwiło mnie to. W pozytywnym sensie. Czy Ben martwił się o mnie? To było słodkie z jego strony. Otworzyłam książkę na losowej stronie. Opisywała ona etapy oddychania i odblokowywania tak zwanych czakr. O tej czakrze wiedziałam niewiele, tylko tyle, że są to miejsca, gdzie gromadzi się jakaś energia. Nigdy nie próbowałam robić takich ćwiczeń. Wcześniej tego nie potrzebowałam. Lecz wampir miał rację. Bałam się mojej śmierci. Nyks mnie przestraszyła. Kiedy ona mnie zaatakuje? Ile ona już lat żyła? Czy ktoś próbował ją uśmiercić? Była nieśmiertelna? I jaka była potężna?
- Dzięki - powiedziałam, zaczynając czytać od początku. 
 Pierwsze strony opisywały, co to jest medytacja i jak ona działa. Pamiętałam z lekcji religii, jak katechetka ostrzegała nas przed tymi ćwiczeniami i jogą. Dziesiątki razy nam mówiła, że te rzeczy są oznaką czczenia szatana. Kiedyś się z tego śmiałam, jak każdy inny. Dzisiaj mając tą książkę przed sobą, nie obchodziło mnie czy będę modliła się do demonów czy że oni pożrą moją duszę. I tak byłam na straconej pozycji. W niebie nie ma miejsca dla takich jak ja. Czarownic, które popełniły grzech ciężki. Czekało mnie piekło. I po raz pierwszy zastanawiałam się, jak wygląda to miejsce. Czy naprawdę Szatan zaciągał złe dusze do wielkiego kotła z wrzącą lawą czy cały czas pokazywane są twoje najgorsze chwile z życia. W najbliższej przyszłości się o tym dowiem. 

 Wampir wynajął pokój w motelu. W najtańszym budynku, w którym spotykają się pary chcące zaliczyć panienkę. Starsza kobieta z recepcji oznajmiła, że pomieszczenia są nieskazitelnie czyste. Miałam jej wierzyć? Musiałam się przekonać na własne oczy. 
 Weszliśmy do pokoju z numerem dwadzieścia osiem. Okazało się, że nie wygląda tak obskurnie, jak myślałam. Ściany miały miętowy kolor, nawet wisiał obraz. Pokazywał jakieś kolorowe kropki i linie, więc uznałam go za abstrakcyjny. Jeśli chodziło o sztukę, to nie znałam się na niej. Ba, nawet rysować ładnie nie potrafiłam. Naprzeciwko drzwi wejściowych widniały kolejne, w tym samym kolorze, czyli ciemno brązowym. Uznałam, że prowadzą one do łazienki. Położyłam swój lekki bagaż na dwuosobowym łóżku z białymi poduszkami i niebieską pościelą. Pomieszczenie było małe, jednak pomieściło też stolik do kawy, dwa krzesła oraz malutki telewizor.
- A ty nie będziesz spał? - Ben uniósł jedną brew. - Nie będę z tobą spała. Mam chłopaka, pamiętasz?
 Jego mina trochę zrzedła, lecz nie na myśl o tym, że nie będzie dzielił ze mną łóżka, tylko chodziło o to drugie. Nie spodobał mu się Dante. Pewnie lepiej widziałby mnie z innym facetem. Jednak to moje życie. Mnie się czarodziej bardzo podobał i nic tego nie zmieni.
- Nie potrzebuję snu. Jeśli mam co pić, sen jest zbędny.
- Co? 
- Nie będę się żywił niewinną osobą. Wiem, że jesteś tego przeciwna.
 Kiwnęłam głową. Czegoś się nauczył.
- Lepiej przebierz się w coś bardziej imprezowego. Nie chcesz odstawać od reszty. 
 To prawda. W tym momencie miałam na sobie szary sweterek i wyprane jeansy, a włosy spięłam w kucyk. Taki styl pasował na wolny wieczór z herbatą i dobrą książką czy filmem a nie na wyjście do klubu. I to jeszcze, do którego właścicielką jest czarodziejka. Więc wyjęłam z torby białą bluzkę bez rękawów, zapinaną z przodu na guziki, czarne legginsy, szczotkę oraz przyrządy do makijażu. Zielonooki wyszedł z pokoju, a ja w tym czasie się przebrałam. Rozpuściłam swoje brązowe włosy, przeczesałam je i otworzyłam kosmetyczkę. Pomalowałam oczy czarną kredką, powieki na jasno szary kolor, lekki, mało widoczny. Użyłam też tuszu do rzęs. Na usta nałożyłam błyszczyk o zapachu malin. Też popsikałam się perfumami z Playboya. Popatrzyłam na siebie w małym lustrze w łazience. Wyglądałam bosko. Żałowałam, że miałam tak mało okazji, aby się wystroić. Ostatnim razem to było rok temu, na przyjęciu u państwa Johnson.
 Gdy skończyłam stary zegar z kukułką wskazywał godzinę za piętnaście dziewiąta. Wyszłam z pomieszczenia, żeby poszukać Bena. Na dworze było bardzo ciepło, na niebie nie znalazłam ani jednej chmurki, a księżyc w kształcie pół koła oświetlał wszystkim drogę. Kiedy pomyślałam, iż niedługo ponownie wybije pełnia zaschło mi w gardle. Zastanawiałam się, jak to będzie z Alexis. Będzie musiała gdzieś się ukryć. Możliwe, że wcześniej miała jakiejś miejsce, gdzie mogła bezpiecznie przebywać, jednak teraz była w mieście. Na moim podwórku nie istniała żadna stodoła, czy podobny budynek, w którym mogłaby się zabezpieczyć przed bestią wychodzącą na świat. Coś się wymyśli. 
- Gotowa? - zapytał wampir, podchodząc do mnie. Zauważyłam w jego kącikach ust czerwoną substancje. Pokazałam gestem, że coś tam ma. Od razu wytarł. - Dzięki. Właśnie byłem na kolacji.
 Wbiłam oczy ku niebu. Wampiry i ich pragnienie krwi.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.