piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 31 cz. 2

   Lexi wróciła do domu po siódmej. Nie pytałam, co robiła przez tyle czasu. I gdzie była. Ona zamknęła się w sypialni i nie wychodziła z niej, aż do rana. To nawet dobrze. Miałam mnóstwo czasu, aby poszukać w internecie księgarni z magicznymi rzeczami. Dowiedziała się, że w sąsiednim mieście znajdował się właśnie taki budynek. Zapisałam jego adres. Najpierw zadzwoniła do Caery. Niestety nikt nie odpowiadał. Znowu. Więc musiałam następnego dnia pojechać i kupić książkę. Jeśli, oczywiście, ta księgarnia będzie mieć prawdziwe rzeczy dla czarownic.

   Z samego rana wyjechałam z miasta. Nawet nie zjadłam śniadania. Żołądek się ściskał z podekscytowania i strachu. Nigdy nie byłam w takich miejscach. Wcześniej nie wiedziałam, że będą mi potrzebne. Po drodze minęłam tylko kilku rowerzystów i dwa auta. Ruch o tej godzinie był mały. Na całe szczęście. Trasa zajęła mi tylko piętnaście minut. 
   Kiedy zaparkowałam, przypatrzyłam się budynkowi o nazwie "Magiczny Zakątek". Neonowy napis był wyłączony, więc nie przyciągał uwagi ludzi. Parcela miała mały rozmiar. Wybudowana z cegieł, posiadająca ciemne okna przypominała mi budynki poza miastami. Wchodząc do środka nie zdziwiłam się wyglądem. Prawie nie było miejsca na przechodzenie i przeglądanie towarów. Pomiędzy regałami były odstępy około dwudziestu centymetrowe. Na półkach znajdowało się tak dużo rzeczy, że aż uginały się pod takim ciężarem. Przy drzwiach stało biurko z kasą oraz wisiorkami na szczęście czy odpędzenie złych duchów. Z tyłu sali, po prawej stronie widziałam przejście zasłonięte długimi, niebieskimi koralikami.
   Nie miałam pojęcia czy ten sklep miał prawdziwe księgi czy tylko normalne książki, które są sprzedawana dla nastolatek pałających się "magią".
   Nigdzie nie mogłam znaleźć sprzedawczyni. I chyba to dobrze. Chciałam się najpierw sama rozejrzeć i przejrzeć produkty. Z początku było trudno. Wszystkie księgi miały jedną cechę wspólną: były nieprawdziwe. Większość posiadała rozdział o tym, jak zdobyć chłopaka przy pomocy eliksiru miłości oraz na zaklęcie, żeby móc latać. 
   Gdy miałam już dość szukania przywołałam swoją magię i poprosiłam ją o pomoc. Zamknęłam oczy, bo tak nakazała mi Moc. Po kilku sekundach zobaczyłam inny pokój. Chciałam widzieć szczegóły, lecz wszystko było czarno - białe. No, prawie wszystko. W wielkim kufrze znajdowała się księga, która mieniła się na złoto. Po otworzeniu oczu wiedziałam dokąd miałam się udać. Musiałam przejść przez te koraliki. Wiedziałam, że nie miałam wstępu, żeby tam wejść, jednak za wszelką cenę chciałam zabrać stamtąd odszukaną rzecz. Powoli, prawie jak kot, podeszłam do dziury w ścianie. Nie wyczuwałam nikogo, więc zrobiłam krok w tamtym kierunku. I następny, i następny. Nim się zorientowałam stałam przed wcześniej widzianym kufrem. Wyglądał na bardzo stary, był w kolorze ciemnobrązowym, tak bardzo ciemnym, że aż wchodził w czerń. Uklękłam przed nim. Już miałam dotknąć srebrnej kłódki, gdy zauważyłam obok małą karteczkę. Widniały na niej niezrozumiałe dla mnie znaki, choć się domyślałam, co to może być. Karteczka ochronna. Dante mi trochę o niej opowiadał. Mówił, że będzie ochraniać przedmiot, dopóki czarodziej sam nie odczaruje jej. Kiedy ktoś inny spróbuje wyrwać kartkę, zginie szybko. Nie powiedział mi jak.
   Nie chciałam ryzykować swoim życiem. Ale jednak ... Musiałam mieć tą księgę, aby zmienić wizję mojej śmierci. Nie chciałam umierać w tak młodym wieku, ani w taki sposób.
- Kim ty jesteś? I co tutaj robisz? - wykrzyknął ktoś za mną. - Nie wolno tu wchodzić! 
   Wstałam szybko, oblewając się rumieńcem zawstydzenia. Spojrzałam na osobę. Była to niska staruszka mająca co najmniej siedemdziesiąt lat. Jej głos był donośny i trochę straszny, lecz twarz miała łagodną. Wyglądała na babcie, która robiła wszystko, aby uszczęśliwić swoje wnuki.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam -zaczęłam, ale byłam zbyt zawstydzona. Serce łomotało mi w klatce piersiowej, czułam ciepło na całej twarzy. Język mi zastygł, nie mogłam się nim normalnie posługiwać, jakby był z ołowiu.
   Staruszka coś zobaczyła. Przyglądała się mi jakby kogoś we mnie rozpoznała i próbowała sobie przypomnieć kogo. Nie oczekiwała ode mnie wytłumaczeń, nawet nie chciała mnie wyrzucać stąd. Stała tylko i się patrzyła. Po chwili spojrzała na kufer i znowu na mnie. Ja chciałam się odsunąć, jednak coś w głowie mi mówiło, żebym tego nie robiła.
- Nazywam się Akari. Jestem właścicielką tego miejsca. - Pewnie też chciała dopowiedzieć "I tej księgi". Dobrze, że tego nie zrobiła. - A ty? Mam ci w czymś pomóc?
- Anna. Jestem Anna - wypowiedziałam z trudem. -  Ja chciałam ... Przyjechałam tu, bo m ... Myślałam ... - Nie mogłam ułożyć prostego zdania. Czułam, jak pot ze mnie spływa, ciągle było mi duszno.
- Wszystko z tobą ...? - Nie dokończyła zdania, ponieważ spojrzała na kufer, a raczej na tą małą karteczkę. - Musisz szybko dostać lekarstwo.
- Co? Jakie ... lekarstwo? - W głowie mi się kręciło, obraz rozmazywał się za każdym razem, kiedy poruszyłam, choć najmniejszym palcem. Zaczynałam odczuwać igiełki w głowie. Kobieta podeszła do mnie i zaprowadziła na kanapę. 
- Podchodziłaś ... karteczki? Ona jest ... Wiedziałaś? - Nie słyszałam wszystkiego, co mówił nadawca. Widziałam jej twarz, zamazywała się wraz z tłem. Z buzi robiła się jedna, wielka plama, która połączyła się z inną plamą.
- Anna ... Nie zamykaj ... Wrócę ... Zaraz wrócę.
   Nie rozumiałam tego. Wszystkie słowa sklejały się razem, tworząc szum. Z trudem oddychałam. Serce biło jakby chciało wyjść na wierzch, pływała we własnym pocie. Poczułam coś kwaśnego w gardle. Było to ohydne, że zwymiotowałam. Położyłam się. Powoli zamykałam oczy, ponieważ byłam zbyt zmęczona. Zmęczona tym wszystkim.
   Przez chwilę myślałam, że umarłam.

   Nie widziałam jej twarzy. Była ukryta kapturem i za osłoną nocy. Ja leżałam na ziemi, prawie bez życia. Ledwo wychwytywałam szczegóły. Nyks miała na sobie czarną, elegancką suknię. Dłonie miała zakryte skórzanymi rękawiczkami. Podchodziła do mnie bardzo powoli, w tym samym czasie na prawej ręce pojawiała się niebieska kula. Z każdą chwilą robiła się coraz jaśniejsza i większa. Gdy wiedźma stała tuż nade mną, magia była wielkości piłki od koszykówki oraz oślepiało jak słońce. Ona uklękła. Dzięki wiatrowi kaptur spadł z jej głowy, ukazują twarz. Patrzyłam się na nią, nie mogąc uwierzyć. Oczy miałam bardzo rozszerzone, tak samo jak usta. Jej twarz była blada, miała bursztynowe oczy, mały nos i zaróżowione usta. 
   Jej twarz była moją twarzą.
   Dopiero teraz zauważyłam podobieństwa. Ten sam wzrost, budowa ciała, styl chodzenia.
   To ja była Nyks

                                                ○○○○○
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Nie wiem, czy muszę wyjaśniać, ale to zrobię. W ostatnim fragmencie nie chodzi, że Nyks wygląda jak Anna (że są doppelgänger), tylko ... O tym będzie w końcowych rozdziałach, które zbliżają się wielkimi krokami. 
  I chciałabym Wam życzyć wesołych, słonecznych świąt wielkanocnych, mokrego dyngusa (na tyle sposobów ile chcecie) oraz żebyście mieli siłę na wstanie po świętach do szkoły/pracy. 
   Do następnego rozdziału ;)

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.