sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 16 cz.1


Była noc. Na niebie nie znalazłam żadnej chmury, a księżyc jest w pełni. Dodaje mi sił.
Szłam dalej. Ścieżka robiła się coraz bardziej wąska. Wielkie i przerażające drzewa zasłaniały dalszą drogę. Jedyny dźwięk, który można usłyszeć to huczenie sowy.
Trzęsłam się cała. Czy coś mi groziło?
Nogi same mnie prowadziły. Próbowałam przestać, ale odmówiły posłuszeństwa. Gdzie ja idę?
Odsłoniłam gałęzie, łamiąc niektóre, niedaleko znajdowało się ognisko. Ostrożnie przybliżyłam się do niego.
Czy to nie dziwne?
Teraz słyszałam odgłosy wydawane przez palące się drewno i szelest liści.
Miałam ochotę dotknąć płomieni. Chciałam czuć na skórze ciepło palących iskierek.
Pomocy! Co się dzieje?
Gdy moja dłoń była bardzo blisko ognia zaczęła się topić jak wosk. Nie odsunęłam się. Dalej się przybliżałam, aż cała stopniałam, zamieniając się w wielką kałuże wosku.
Spike lizał mój policzek i drapał jedno z ramion.
- Dobra. Już wstaję – odparłam zrzucając z siebie kołdrę.
Retriever pobiegł na dół, a ja leniwie wstałam z łóżka. Przeciągnęłam się.
O co chodziło z tym snem?
Po około dziesięciu minutach zeszłam do kuchni. Już w korytarzu usłyszałam charakterystyczny dźwięk smażonych jajek i bekonu.
Na stole położone były dwa talerze, kubki z herbatą i widelce. Na jednym z krzeseł zasiadł pies. Ciocia odgoniła go po chwili. Spike ze spuszczonym łbem pognał do salonu gdzie zostawił swoją piszczącą zabawkę.
- Za chwilę śniadanie będzie gotowe – oznajmiła Hayden.
Kiedy zjadłyśmy jedzenie zapytałam się ciotki:
- Ciociu, czy czarownice mają moc przenikania do umysłu? Nawet wampirom?
Kobieta siedziała w milczeniu zastanawiając się, co powiedzieć.
- Nawet, jeśli tak to musiałaby użyć bardzo potężnej czarnej magii – odpowiedziała po chwili.
- Czarnej magii?
- Są dwa typy magii: biała i czarna. Jak pewnie wiesz biała to dobro, a czarna – zło. – Dwa ostatnie słowa powiedziała z wielką odrazą.  – Więcej możesz poczytać w księdze.
Może później.
- Ale pamiętaj, że absolutnie, pod żadnym względem, nie możesz prosić o pomoc czarnej magii – ostrzegała, a wyraz twarzy miała surowy.
- Zrozumiałam.

Po śniadaniu poszłam do Lexi, sprawdzić jak się czuje. Od tego pamiętnego wieczoru nie odzywa się do mnie. Prawdopodobnie do nikogo się nie odezwała.
Po drodze miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czułam mrowienie na karku. Ale gdy się odwracałam nikogo nie widziałam. Po ostatnich wydarzeniach byłam podenerwowana.
Nieprzyjemne uczucie pozostało przy mnie do momentu, aż weszłam do domu.
- Cześć, Lexi – powitałam ją wchodząc do salonu, gdzie oglądała telewizję.
- Cześć – mruknęła.
Usiadłam obok niej. Dziewczyna była przykryta kocem we wzroki o kształcie piesków. W jednej ręce trzymała pilota, a w drugiej kubek z gorącą czekoladą.
- Jak chcesz wiedzieć, to czuję się dobrze – powiedziała wyprzedzając moje pytanie.
Zamilkłyśmy na długo. Jedynym dźwiękiem w pokoju był głos kobiety z reklamy.
- Przykro mi – szepnęłam odrywając wzrok od ekranu.
Lexi kiwnęła głową na znak zrozumienia. Grała odważną, ale tak naprawdę nią nie była. W tym momencie jej emocje przypominały te, przez które ja przeszłam po śmierci babci.
Głęboko westchnęłam i zaczęłam ponownie oglądać telewizje z przyjaciółką.
Znowu długie milczenie.
Spojrzałam na twarz Alexis. Jej oczy były zaczerwienione i opuchnięte. Jęknęła. Zaczęła cicho płakać. Przytuliłam ją. Kilka słonych łez opadło na moją rękę. Miałam wrażenie jakby mnie paliły.

Siedziałam na kanapie, naprzeciwko mnie stał kubek z wodą. Z każdym dniem staje się lepszą czarodziejką, a nie potrafię unieść kilku kropel zwykłej wody z kranu.
To denerwujące!
Skupiłam się na niej. W myślach miałam tylko jedną scenkę. Ja siedząca obok kubka, zaś wokół mnie znajdują się duże krople wody.
A w rzeczywistości nic się nie dzieje.
Po kilku minutach męczenia się Spike zaczął głośno szczekać. Wstałam i podeszłam do niego. Stał on pod drzwiami, usłyszał, że ktoś idzie.
Zaczęło się pukanie.
Zaciągnęłam psa do innego pokoju.
Na tarasie stał Chris. Zaprosiłam go do środka.
- To dla ciebie – oznajmił wyciągając zza pleców rękę z jedną, lecz idealną różą.
- Dziękuję. – Wzięłam od niego kwiat i pocałowałam go w usta.
Wzięłam wolny wazon, nalałam tam wodę i wrzuciłam do niego różę.
- Widzę, że trenujesz – powiedział, kiedy zjawiłam się w progu. – Nie chciałem ci przeszkodzić.
- Nie przeszkadzasz. I Tak nic mi się nie udawało.
Do szczeku psa dołączyło drapanie drewna. Nie wiem, czemu, ale on nie lubi Chrisa. Ani Bena. Może wyczuwa, że są inni. Że są wampirami.
- Wyjdziemy gdzieś? – spytał trzymając mnie za ręce.
- Chodzi ci o randkę. – Oby chodziło właśnie o to.
- Tak. Chodzi o randkę.
Wyjęłam z szafy letnią kurtkę i założyłam na siebie.

Od kilku dni nie pojawił się śnieg i była taka sama temperatura jak na późną wiosnę.
Gd wyszliśmy z domu zauważyłam, że na niebie jest bardzo dużo gwiazd.
- To ... Gdzie mnie zabierasz?
- To niespodzianka - wyszeptał mi prostu do ucha.
Po około dziesięciu minutach doszliśmy do lasu. Nie wydawał się przerażający, wręcz przeciwnie, zachęcał ludzi do wejścia.
Trzymając Chrisa za rękę prowadził mnie on. Następnie kilka minut szliśmy w ciszy, która aż dźwięczy w uszach. Nie chciał mi powiedzieć, do jakiego miejsca wędrujemy.
Doszliśmy po pięciu minutach. Tafla wody, w jeziorze, odbijała światło księżyca. Widok był przepiękny.
Chłopak położył koc i usiedliśmy na nim. Od razu wzięłam głęboki wdech. Zapach powietrza był słodki, ale jednocześnie pachniał rybami.
Słyszeliśmy tylko szelest liści i szum wody. Na niebie znajdowało się milion gwiazd. Kilka lśniło naprawdę ostro.
Dotknęłam dłoń Chrisa i jak zwykle moje zmysły kręciły się na wysokich obrotach. Jego ręka uniosła się do tyłu mojej głowy i tam spoczęła. Przybliżyliśmy głowy do siebie.
- Kocham cię - rzekł szeptem wampir.
- Ja ciebie też - odszepnęłam.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jego wzrok mnie hipnotyzował, czułam dreszcze na plecach i rękach. Pocałowaliśmy się
Trochę to trwało zanim oderwaliśmy się od siebie.
- Anna - zaczął patrząc się na jezioro.
Odwróciłam wzrok od niego na wodę. Nad nią pojawiły się tysiące małych kropel. Szeroko się uśmiechnęłam. On zrobił to samo, pokazując proste, śnieżnobiałe zęby.
- Udało się. A nawet nie koncentrowałam się nad tym. - Powoli wstałam i szłam do wody. 

Chris

Obserwowałem jak Anna podchodzi do kropel unoszących się w powietrzu. Patrzałem też jak koniuszkami palców musnęła jedną z nich. Nadal się uśmiechając podeszła do mnie, przytuliła i gwałtownie pocałowała.

Czułem pulsującą krew w jej żyłach. Pragnąłem jej. Od kilku dni nic nie jadłem, musiałem w końcu zaspokoić potrzebę głodu.
Zacząłem całować ją w policzek, później w brodę. Powoli przybliżyłem się do odkrytej szyi. W ostatniej chwili się powstrzymałem.
Odepchnąłem ją lekko.
- Wróćmy do mojego domu. – Mrugnęła do mnie uśmiechając się zalotnie. – Cioci nie będzie aż do jutra.
Zgodziłem się.
Powróciliśmy do mieszkania rodziny Walker. W drodze do jej sypialni całowaliśmy się namiętnie.
Zapominając, co zdarzyło się kilka chwil temu, położyłem ją na łóżko.
Nie mogłem dłużej wytrzymać. Kły wysunęły mi się odruchowo. Wyczułem jak moje oczy zmieniły barwę, wręcz piekły.
Anna przez chwilę leżała nieruchomo.
Najpierw była zaskoczona, potem zdezorientowana, a na koniec śmiertelnie przerażona.
Nie czekając ani minuty dłużej ugryzłem ją w szyje. Moje kły mocno wgryzły się tętnice. Od razu do moich ust pocieknął życiodajny płyn.
Metaliczny smak został przy mnie nawet, gdy wszystkiego się pozbyłem.
- Nie – wyszeptałem.
Dziewczyna się nie ruszała. Nie oddychała.
Umarła.
- Nie! – wrzasnąłem.
Kiedy otworzyłem ponownie oczy ciało zniknęło. Rozejrzałem się we wszystkie strony.
- Chris, przyniosłam ci szklankę Whisky – odparła Anna. – Ciocia chyba nie zauważy.
Szeroko otworzyłem oczy.
- No co? Nie chcesz?
Po chwili podała mi trunek, który wypiłem jednym haustem.
O co w tym chodzi?
Przed momentem na łóżku leżała nie żywa brunetka, a teraz ona siedziała na moich kolanach przytulając mnie i uśmiechając się.

Ben
Właśnie piłem krew nieznajomej kobiety, gdy za mną usłyszałem tajemniczy śmiech.
Oderwałem się od jasnowłosej i spojrzałem przez ramie.
Mężczyzna, wyglądający na trzydzieści parę lat, mający ciemnoblond włosy do pasa, oczy tak czarne jak węgiel i z ostrymi rysami twarzy, groźnie się na mnie patrzył.
- Zostało coś dla mnie? – Wampir miał chrypę, która pasowała do jego brytyjskiego akcentu.
- Kevan, co tutaj robisz? – spytałem ukrywając strach.
Zrobił trzy kroki do przodu tak duże, że przekroczył większość dzielącej nas uliczki.
- Usłyszałem, że tutaj jesteś. Chciałem przywitać się ze swoim synem. 
- Ostatnie słowo powiedział z naciskiem.
- Nie nazywaj mnie tak! – krzyknąłem.
Od kiedy wyrzekłem się go, to znienawidziłem ten wyraz. Już nie byliśmy rodziną.
- Opanuj się, Ben. – W jednej chwili pojawił się obok nieznajomej. Wyrwał ją z mojego ucisku i przyssał się do ran.
Po wypiciu krwi spojrzał na mnie swoimi upiornymi oczami. Nawet nie patrząc na nie miałem wrażenie jakbym znajdował się w czarnej dziurze.
Jest tam zimno, ponuro. Za ciemno
- Trzeba było się mnie słuchać. – Chwycił mnie za kark i jednym ruchem złamał go. 

Anna
Chris przez resztę wieczoru zachowywał się dość dziwnie. Kiedy przybliżałam się do niego o jeden krok on cofał się o dwa. Rozumiem, że jest głodny, nawet pozwoliłam mu wypić trochę mojej krwi, ale odmówił.
Gdy sobie poszedł wróciłam do kubka z wodą. Pół godziny temu uniosłam wiele kropel z jeziora nawet nie skupiając się nad tym. Więc próbowałam przetestować z mniejszym źródłem.
Patrzyłam na spokojną wodę w szklance, myślałam o tym, żeby, choć jedna kropelka się uniosła.
Po kilkunastu minutach dałam sobie spokój.
Znowu.
- Dlaczego teraz nie zadziałało? – Zastanawiałam się głośno.
Włączyłam telewizor na kanale informacyjnym. Na ekranie pojawiła się młoda prezenterka o krótkich blond włosach.
- Właśnie stoję przy kafejce „Retro”, przy której znaleziono ciało młodej kobiety, Mary Block. Prawdopodobnie została zamordowała o godzinie szóstej wieczorem – powiedziała.
Czy to sprawka wampira?
- Przed chwilą dowiedziałam się, że , Mary, zmarła na zawał serca.
Ulżyło mi, ale jednocześnie i zasmuciło.
Przy mojej ulubionej kafejce umarła kobieta, którą ledwo znałam. Lecz to takie depresyjne.
„Spotkajmy się przed szkołą za godzinkę. Okey?”
Taką wiadomość dostałam od Lexi. Co się stało? Dlaczego mam się z nią spotkać pod szkołą jak dzisiaj jest niedziela?
Godzinę później, w ustalonym miejscu, czekałam na przyjaciółkę.
- Anna, tutaj! – krzyknęła.
Dziewczyna stała przed drzwiami ewakuacyjnymi. Podbiegłam do niej. Ona zniknęła na schodach.
- Lexi, gdzie my idziemy?
Nie odpowiedziała. Szłam na górę przeskakując dwa schodki.
Po około pięciu minutach spojrzałam w dół. Zakręciło mi się w głowie.
- Lexi! – wrzasnęłam.
- Chodź – odkrzyknęła.
Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy już je otworzyłam znajdowałam się na dachu budynku.
Popatrzyłam w dół. Byłam kilka metrów ponad ulicą. Ludzie wyglądali jak trochę większe mrówki.
Czułam jak moje serce przyśpiesza, nogi uginają się pod ciężarem strachu. Nie mogłam złapać tchu.
W następnej sekundzie pojawiłam się w domu. Siedziałam na kanapie, a telewizor jest nadal włączony. Na kolanach miałam położony telefon, który pokazywał ostatnią wiadomość od Lexi.
          „Do zobaczenia jutro ;*”
Czy ja zasnęłam? To wyglądało tak realistycznie. A może dostałam wizje?


Następnego dnia na lekcji historii musiałam usiąść z Calebem, ponieważ Emily, z którą siedziałam, nie przyszła do szkoły, a właśnie robimy referat z historii Wielkiej Brytanii. Mam napisać o Królowej Elżbiecie. Przez całą godzinę nie odzywałam się ani nie patrzyłam na współpracownika. 
 - To, co spotykamy się u ciebie? – spytał Gd zadzwonił dzwonek na przerwę.
- Nie! – powiedziałam ostrym tonem. – Może tylko ja zrobię projekt, a ty się tylko pod nim podpiszesz.
Przyśpieszył zakrywając mi drogę na stołówkę. Odwrócił się do mnie.
- Nie pozwolę, żebyś sama się męczyła. Nie jestem taki.
- Ta, jasne – prychnęłam.
Zrobiłam krok do przodu, lecz ten nadal się nie ruszył.
- Zostawmy przeszłość za sobą – rzekł opierając się o ścianę.
Pokręciłam głową. Nie miałam zamiaru zostawić tego. Nie miałam zamiaru mu wybaczyć. Przez niego moja babcia nie żyje.
- Nie zamierzam … - zaczęłam
- Anna, Caleb, co tam? – Alexis pojawiła się obok nas.  
- Ja … Muszę już iść – wyjąkałam.
Chłopak przesunął się abym mogła normalnie przejść.
Na stołówce była chmara osób. Myślałam, że połowa szkoły będzie jadła poza budynkiem. Pogoda była dobra jak na początek listopada. Nie padało i można było wychodzić w bluzce z długim rękawem.
Wzrokiem szukałam Adama i Sylvie. Siedzieli na stoliku obok drzwi wyjściowych do altany. Zasiadłam obok nich.
- Słyszałam, że piszesz referat z historii z tym nowym przystojniakiem. – Odezwała się rudoblond włosa. – Z Calebem. To prawda?
Przytaknęłam. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać.
Położyłam tacę z jedzeniem, wzięłam widelec do ręki i nawinęłam sporą porcję spaghetti. W chwili, gdy miałam w ustach kluski zadrżałam. Poczułam lekki zapach siarki. Rozejrzałam się. Każdego w tym miejscu znałam bardzo dobrze i miałam pewność, że nikt nie jest zły. 
Więc dlaczego do nozdrzy dotarł ten smród? Czyżbym już świrowała? To by miało sens. Wczoraj wydawało mi się, że stoję na dachu szkoły, a tak naprawdę siedziałam na kanapie w swoim domu. Dzisiaj poczułam siarkę, a tak naprawdę w stołówce nie ma żadnego zła. A może było, ale nie zauważyłam go?
- Anna, coś się stało? – spytał Adam łapiąc mnie za ramię.
Zauważył, że rozglądam się niespokojnie. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam, że wszystko w porządku.
Po zjedzeniu lunchu od razu wstałam. Odłożyłam tacę i pognałam do sali na kolejną lekcję.
Tym razem siedziałam z Chrisem, więc czułam się bezpieczniej, lecz ciągle unosił się zapach tego pierwiastka chemicznego, którego tylko ja czułam.

Postanowiliśmy, z Calebem, że zrobimy referat w moim domu. Miałam mu zadać kilka pytać dotyczące wilkołaków. I dlaczego w czasie pełni się nie przemienił.
Kwadrans przed czwartą usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je na oścież.
- Wow, przyszedłeś przed czasem – rzekłam wpuszczając go do środka.
Wszedł powoli rozglądając się.
- Jesteś gotowa? – zapytał siadając wygodnie na kanapie.
Kiwnęłam głową. Ale najpierw miałam inne plany niż główkowaniu nad zadaniem.
- Musisz odpowiedzieć na kilka pytać – rzuciłam prosto z mostu.
Caleb dał znać, żebym zaczynała go męczyć.
- Jak to zrobiłeś, że nie przeistoczyłeś się w wilkołaka na dyskotece?
Usiadłam obok niego.
- Wtedy była pełnia – dodałam po chwili.
- Lata ćwiczeń – odpowiedział. – Teraz przemieniam się tylko w połowie.
Nie wiedziała, co to znaczy, lecz milczałam.
- A ta sierść była moja prawdziwa.
Uśmiechnął się pokazując białe jak perły zęby.
Przez kolejne kilkanaście minut dopytywałam o inne rzeczy. Dowiedziałam się, że człowiek
pewnym czasie swojego życia zaczyna zamienia się w tę istotę. Brązowo włosy pierwszy raz
zamienił się w wieku trzynastu lat, czyli cztery lata temu. Powiedział też, że wilkołaki mogą
zabić wampira dzięki długim pazurom, które mogą wbić się w serce.
- Jeśli chcesz dalszych odpowiedzi musisz poczekać – odparł po czwartym pytaniu.
Westchnęłam i zaczęliśmy wykonywać pracę domową, którą musimy oddać za dwa dni.
Po godzinie usłyszałam szczekanie psa, Spike’a.
- To twój pies? – zapytał wilkołak wstając.
- Tak.
Drzwi szeroko się otworzyły i do środka wbiegł biały retriever.  Zwierze wpatrywało się w nieznajomego. Chłopak ukucnął przy nim i pogłaskał po główce.
- Spike nigdy nie był taki spokojny w obecności gościa – odezwała się ciocia.
- Każdy pies mnie lubi – stwierdził Caleb uśmiechając się do kobiety.
Psy go lubiły, ponieważ jest wilkołakiem. A one są wielkimi kundlami.

Przed pójściem spać zadzwoniłam do Chrisa, ale włączyła się poczta głosowa. Wyłączyłam rozmowę nie zostawiając wiadomości.
Od wczoraj Chris zaczął się dziwnie zachowywać. Może zrobiłam coś złego?
Przypomniałam sobie ubiegłą noc.
Poszłam z Chrisem nad jezioro, gdzie się całowaliśmy, a następnie przyglądaliśmy się wodzie. Później znowu się całowaliśmy. Wróciliśmy razem do domu kilkanaście minut później, ponieważ zaczęła się cisza nocna. W mojej sypialni przytulaliśmy się przez chwilę. Przylgnęliśmy wargami. Kładąc mnie na łóżku chłopak zjechał niżej, do policzka, brodzie, a spoczął na szyi. Odsunął się szybko.
Zauważyłam jego kły i krwistoczerwone oczy, które patrzyły w podłogę.
No tak! Przez nieuwagę mógł wbić swoje zęby w żyłę i wypić moją krew. Teraz nie przybliża się do mnie, bo się boi, że mnie skrzywdzi. Ale ja go potrzebuję. Potrzebuję jego dotyku, oddechu.
Muszę do niego pojechać, przytulić. Wiem, że dla niego spędzanie czasu ze mną, moja bliskość go męczy.
Wzięłam kluczyki od auta Hayden i pojechałam do rezydencji Colby.
Czterdzieści minut później wjechałam na podwórko. Wyłączyłam radio, włożyłam komórkę do przedniej kieszeni spodni i wyszłam z samochodu. Zrobiwszy szesnaście kroków nacisnęłam dzwonek, którego nie słyszałam. Dla pewności zapukałam dwukrotnie w stare drewno.
Po kilku sekundach drzwi się otworzyły i w progu stanął Chris.
- Cześć. – Uśmiechnęłam się machając ręką.
- Cześć.
- Dzwoniłam do ciebie … - Przerwał mi.
- Wiem i przepraszam cię za to. – Wierzchem dłoni pogłaskał mnie po policzku.
Następnego wydarzenia nie rozumiem. Znowu stałam na dachu szkoły tuż przy krawędzi. Czułam jak moje nogi zamieniają się w watę, żołądek podchodzi do gardła i chce mi się wymiotować.
Odwróciłam się plecami od przepaści. Przy wejściu na schody ktoś stał. Nie widziałam jego rysów twarzy ani nawet jakiegoś drobiazgu, co by oznaczało, kto to jest.
Człowiek pojawił się u mojego boku tak szybko jak tylko wampiry potrafią (a nawet szybciej). Z niewielką siłą pchnął mnie do tyłu, a ja próbowałam złapać się czegoś rękoma. Niestety nic nie miałam przy sobie.
Wróciłam na ziemie, przy boku Chrisa. Teraz siedzieliśmy w salonie. Nie pamiętam jak się tu znalazłam, jak dawno siedzimy w tym miejscu. 
Czułam się zmęczona emocjonalnie, duchowo i fizycznie. Miałam ochotę wrócić do domu i wziąć długą kąpiel.
- Jestem zbyt słaby – dokończył opowiadać.
Nie słuchałam go i nie wiem za bardzo, o co chodziło w opowieści. Ale mogłam przysiąc, że chodziło o to, co się wydarzyło wczoraj. 


piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 15

Chris
Za dwa dni jest Halloween i dlatego organizowana jest dyskoteka szkolna. Lecz ja na niej nie będę. Anna też. Zresztą nie obchodzę 31 października, od dawna moje życie jest jak Halloween. W ten dzień idziemy do Lydii, która jest Kreye i potrafi przetłumaczyć starożytny język na angielski. Moja intuicja podpowiadała mi, że zaklęcie powracające jest niebezpieczne i ma złe skutki. Jednak nic nie mówiłem, nie raz moja intuicja się myliła.
- Chris, podasz mi wreszcie tą pajęczynę? – zapytała podenerwowana Lexi. – Chris!
    Kiedy usłyszałem moje imię, które padło już potrójnie, wykonałem polecenie koleżanki. Ona była w samorządzie, wobec tego musiała udekorować salę gimnastyczną. Tylko dwie osoby jej pomagały, więc dołączyłem do nich.
- Weź siekierę i połóż ją … - zaczęła inna osoba. – Połóż ją w tym miejscu – dokończyła wskazując palcem miejsce obok dużej ilości „krwi” na ścianie i podłodze, i obok średniej wielkości skały.
   Na tym kamieniu miał pojawić się człowiek, który trzyma w ręku swoją głowę, ale jeszcze go nie przywieziono.
- I co, zaprosisz Annę na dyskotekę? – spytała blondynka, gdy skończyliśmy pracować.
- Właściwie to ja nie idę – odpowiedziałem po chwili. – Anna też.
- A więc pomagasz mi w urządzeniu, a ty i tak się nie pojawisz?
   Kiwnąłem głową. Razem z Anną idziemy do Lydii, żeby przetłumaczyła treść zaklęcia.

    Robiło się coraz ciemniej. Dzieci wraz z rodzicami wychodzili z domów, aby chodzić po sąsiadach i prosić ich o cukierki.
    Właśnie przed nami przebiegł chłopczyk w stroju wampira. Miał na sobie ciemne spodnie, granatową bluzkę i czarną, połyskującą pelerynę. Uśmiechał się do nas pokazując doczepione kły.
- Chcę krwi – powiedział śmiejąc się. Zaraz po tym pobiegł w stronę najbliższego domu.
- Jak byłam mała też się przebierałam za wampira, księżniczkę i raz za smoka. Co roku dostawałam tyle samo słodyczy. Dzieliłam się nimi z rodzicami – opowiedziała Anna.
    Wolno szliśmy do mieszkania rodziny Stahl.
    Dziewczyna zapukała do drzwi. Gdy nikt nie podchodził wcisnęła dzwonek. Po chwili otworzył nam mężczyzna w starszym wieku. Był ubrany w już rozciągnięty szary sweter, spodnie w kolorze khaki i niebieskie kapcie.
- Dobry wieczór panie Stahl – przywitała go Anna.
- Dobry wieczór – powiedziałem w tym samym czasie, co mężczyzna.
- Przyszliśmy do Lidii. Czy zastaliśmy ją w domu? – zapytała.
- Ależ oczywiście. Jest w swoim pokoju – oznajmił. – Od pogrzebu Carolyn nikt jej nie odwiedzał.
    Pokiwaliśmy głową ze zrozumieniem. Anna opowiadała mi, że od śmierci swojej siostry Lydia zachowywała się dziwnie. Dla wszystkich była złośliwa i oschła.
    Weszliśmy do środka i poszliśmy do pokoju Kreye. Przy sypialni Anna gwałtownie się zatrzymała.
- Co jest – spytałem zatroskany.
- Czy ty też to słyszysz?
 - Co?
- Taki szum – odparła.
     Pokręciłem przecząco głową. Jaki szum?
     Zapukałem i otworzyłem szeroko drzwi. W pomieszczeniu było ciemno. Znajdowało się tam tylko łóżko, a na nim siedziała Lydia.    
      Powoli weszliśmy do środka. Brązowowłosa trzymała się za głowę. Pewnie słyszała ten szmer coraz głośniej.
- Lydia? – Dziewczyna miała ciemno rude włosy, wyglądały jakby płonęły. Była blada i najwidoczniej szeptała coś do siebie.
- Lydia! – Anna, z moją pomocą, przybliżyła się do łóżka.
     Dziewczyna skierowała głowę w naszą stronę, lecz patrzyła na podłogę nadal szepcząc.
- Lydia, poznajesz mnie? – zapytała cicho.
     Rudowłosa przytaknęła.
- Słuchaj, musisz coś nam przeczytać. Tylko ty potrafisz, ponieważ jesteś …
- Kreye – dokończyła za mnie Lydia.
- Tak – przyznałem.
    Z gardła Anny wyciekł cichy jęk. Nie wiedziałem, co się u niej dzieje. Jeśli Lydia mówiła zaklęcie ochronne to, dlaczego on nie słyszy tego szumu?
     Przestała mówić do siebie pod nosem i Anna odetchnęła z ulgą.
- Co to było? – spytała pocierając skronie.
- Bałam się, że chcesz mnie zabić. Tyle razy czarownice chciały się mnie pozbyć – odparła.
- Czemu
 - Jestem Kreye. Umiem odczytać ważne informacje. Informacje, które są bardzo tajne.
    Po tym, co usłyszałem zastanowiłem się czy podać jej zeszyt z zaklęciem. Jednak brązowowłosa mnie wyprzedziła
 - Proszę, przeczytaj to dla mnie. 
   Kreye patrzyła raz na mnie, raz na Anne. Czy nam zaufa?
    Nieśmiało wzięła kartkę i zaczęła ją przeglądać. Szybko przeleciała oczami po tekście.
- To zaklęcie powracające – zaczęła.
 - To już wiemy – rzekła Anna.
 - Pozwala osobie zmarłej powstać zza grobu. Będzie wyglądać tak samo jak za życia. Tylko, jeśli przywoła ją zły charakter Umarlak też będzie zły – dokończyła.
    Nawet nie patrząc na dziewczynę, która kucała obok mnie, wiedziałem, że myśli o swojej babci.  

Anna
Myślałam o swojej babci. A gdybym tak użyła tego zaklęcia do powrócenia babuni do życia? Jestem dobra, czyli ona też by była.
- A jeśli chce się użyć tego zaklęcia trzeba mieć … - przystanęła.
 - Co trzeba mieć? – Nawet nie ukrywałam podekscytowania.
 - Krew wampira, normalnego człowieka i …
 - I?
    Musiałam trochę poczekać zanim Lydia odpowiedziała. Ten czas mnie wykańczał.
- I moja – wyszeptała.
   Otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak je zamknęłam.
   Nie mogłam użyć tego zaklęcia. Poświęciłabym wtedy trzy życia za jedno. To nie fair!
   Podrapałam się po głowie. To może, dlatego te zaklęcie było chronione czarodziejką magią.
 - Jest coś jeszcze napisane? – dopytywał Chris.
- Nie – odpowiedziała Kreye.

   Przez całą noc miałam koszmar, przez który nie mogłam się obudzić. Ten sen prześladował mnie jakiś czas temu, lecz przestał. Aż do teraz.
   Był o Benie, który mówił, że Adam i Lexi nie żyją. Później uciekałam przed tajemniczym wampirem. I tak w kółko aż do świtu.
- Anna.
   Ktoś wyszeptał moje imię. Czułam jego rękę na ramieniu. Zawsze rozpoznam to ciepło.
   Powoli otworzyłam oczy. Chris leżał obok mnie na łóżku.
- Nie mogłeś mnie obudzić wcześniej? – zapytałam oskarżycielskim tonem.
- Miałaś koszmar?
  Kiwnęłam głową.
  Opowiedziałam mu o tym śnie. Wcześniej tego nie zrobiłam. Po prostu nie było wtedy takie istotne.
- To tylko sen – zapewnił mnie.
- Oby był. Nie chciałabym, żeby to okazała się moja kolejna wizja – odparłam.
  Wstałam poprawiając bluzkę od piżamy, która miała na środku wielki obrazek Hello Kitty i do tego pasujące spodnie.
   Chłopak zaśmiał się pod nosem.
 - Jaka urocza piżamka.
- Nie śmiej się. – Rzuciłam w niego poduszką. On odpowiedział tym samym.
  I tak zaczęliśmy waleczną, choć krótką, bitwę na poduchy.
   Po tym wszystkim wampir przybliżył się do mnie. Objął w talii i delikatnie pocałował w usta. Zaczął całować mocniej, namiętniej i dłużej. Jego ręka powędrowała na moje udo, następnie kierowała się coraz wyżej, aż dotarła do początku bluzki. Ja miałam ręce na jego szyi. Dłoń chłopaka weszła pod spód górnej części ubrania. Dostałam gęsiej skórki.
  Lekko go odepchnęłam. Jeszcze byłam dziewicą i chciałam z nim uprawiać seks. Kocham go. Lecz chyba nie byłam gotowa. Chciałabym, żeby mój pierwszy raz odbył się po romantyczniej kolacji. Tak jak w filmach.
   Po tym jak się ubrałam i doprowadziłam włosy do porządku wyjrzałam za okno. Na ulicy i autach osadzał się biały puch. Padał śnieg. Od tak dawna nie było śniegu w ColbyHill. Już nawet zapomniałam, jakie to uczucie dostać śnieżką w plecy.
      Na dworze było tak biało, że aż oślepiało oczy.
- Idziesz na dyskotekę? – zapytał Chris.
   Dyskoteka Halloweenowa miała odbyć się wczoraj, ale pojawiły się problemy techniczne.
- Sama nie wiem.
- Moglibyśmy wpaść. – Nie odpuszczał.
 - Ok – mruknęłam. – Pójdziemy na tę zabawę.
 Co mu się stało, że chce iść? – pomyślałam.

   Wyszliśmy z domu pół do ósmej.
   Wsiedliśmy do jego samochodu, oczywiście Chris przytrzymał drzwi od strony pasażera, abym mogła usiąść. W środku, na początku, było zimno, lecz gdy zapalił silnik robiło się cieplej z każdą chwilą.
   Miałam na sobie kozaki ( o rozmiar za małe), kurtkę zimową, którą rodzice zamówili mi z Anglii. Szalik i czapka pasowały do całego stroju, w kolorze brązowym, w różnych odcieniach.
   Nie śpieszyło nam się, więc do szkoły dojechaliśmy za dziesięć. Na parkingu nie przebywał nikt oprócz nas. Czyżby wszyscy siedzieli w szkole?
   Mój chłopak był odwrócony do mnie plecami. To jedyna okazja, by rzucić w niego kulką śniegu. Zaczęłam formować śnieżkę.
- Chris – zawołałam niewinnie.
- Tak? – odparł i odwrócił się do mnie.
Rzuciłam w niego śnieżką, która trafiła go prosto w klatkę piersiową. Ruszył w kierunku swojej ofiary, czyli mnie.
Chciałam uciec, ale jego śnieżka trafiła prosto w mój tyłek. Dokładnie zaplanował ten ruch. Zaśmiał się lekko. Jego uśmiech się zwiększył, gdy wystrzeliłam w jego stronę kolejne dwie kulki i żadną nie trafiłam.
Przybiegł do mnie z szybkością wampira. Wziął trochę śniegu w dłoń i zrobił małą kulkę. Rzucił nią we mnie, dostałam w przód kurtki. Prześlizgnęła się aż do mojego stanika i na piersi. Zaczęłam piszczeć i biegać w kółko, dopóki topiący się śnieg nie zleciał na spod bluzy.
Chris patrzył na moje wygłupy i śmiał się coraz głośniej. Po około dwóch minutach przytulił mnie i pocałował delikatnie w usta.
Cali mokrzy weszliśmy do ciepłego budynku.
Po pierwszej lekcji poszłam do swojej szafki. Otworzywszy ją na podłogę upadła kartka. Podniosłam ja i przeczytałam na głos.
- Pójdziesz ze mną na dyskotekę! – Nie było to pytani, tylko rozkaz.
Wiadomość nie była podpisana, a nie rozpoznałam stylu pisma.
Rozejrzałam się. Na korytarzu nie znajdował się nikt, ale miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
  Pewnie ktoś pomylił szafki – pomyślałam.

Wieczorem ilość śniegu nie zmalała, lecz też nie wzrosła, a temperatura była dość wysoka. Ja, ubrana za policjantkę, wyszłam z domu, gdzie na podjeździe stał Chris, który był ubrany za kostuchę, ze swoim BMV.
-Tylko mnie nie zabij – zażartowałam.
- Spróbuje. – Twarz miał ukrytą za kapturem, ale zauważyłam, że się uśmiecha.
Po pięciu minutach przejażdżki, i kilkudziesięciu sekundach całowania, dojechaliśmy na dyskotekę.
Na parkingu czekali na nas Lexi i Adam. Dziewczyna była lekko zdenerwowana.
- Gdzie wy byliście?!
- Lexi, uspokój się. Przepraszamy za spóźnienie, ale byliśmy trochę zajęci – Przyjaciółka domyśliła się, co było tym zajęciem.
- Chris musi mi pomóc. Kevin i Sylvia jeszcze nie przyjechali, a właśnie dostarczono nam trupa. Ludzie, co go przywieźli, powiedzieli, że jest dla mnie za ciężki i żebym poszła po kogoś innego. – Ubrana za czarownicę, dziewczyna oznajmiła to na jednym wydechu. Tak przynajmniej mi się zdawało.
- Za chwilę się tym zajmę – odparł Chris.
Po chwili pocałował mnie w policzek, a Lexi go pociągnęła za rękę.
- Niezły kostium – rzekłam do Adama, gdy organizatorzy Halloween byli już w połowie drogi do truposza.
- Nie miałem innego ubrania – poinformował mnie Supermen.
- Też nie miałam. W ostatniej chwili znalazłam strój policjantki w szafie. – Rok temu też byłam przebrana za stróża prawa.
- Widzieliście gdzieś Lexi? – zapytał nas ktoś z tyłu.
Odwróciłam się. Mogłam się domyślić, że to Caleb. Chłopak był ubrany za … Wikołaka.
- Jaki oryginalny pomysł – szepnęłam.
- Dziękuję – odszepnął.
- To był sarkazm.
Adam najwidoczniej nie wiedział, o co chodzi, więc odpowiedział na zadane wcześniej pytanie:
- Lexi jest w szkole. Powinna być niedaleko sali gimnastycznej.
- Dzięki.
Wilkołak poszedł w stronę budynku. Ciekawe, jakie jeszcze niespodzianki na mnie czekają. Najpierw, Caleb spotyka się z Lexi, a później, co?
Znalazłam odpowiedź na moje pytanie, kiedy spojrzałam na drzwi wejściowe. Stał tam Ben oparty o ścianę.
Nie podeszłam do niego. Nadal czekałam na swoją przyjaciółkę i chłopaka.
Byłam zachwycona pomysłami udekorowania pomieszczeń. Kiedy się wchodziło było słychać trzepot tysięcy skrzydeł nietoperzy. Na korytarzu nie zapalili świateł tylko świeczki, pokryte pajęczynami, zwisały ze ścian. Przed wejściem na sale leżał trup, ten, który Chris przeniósł z ciężarówki, a wokół niego i oczywiście na nim znajdowała się krew. W środku od czasu do czasu grzmiało i huknął piorun.
Przy ścianie stała wielka skała udając stół z przekąskami i napojami. Z sufitu zwisały tekturowe nietoperze.
- Może chcesz się czegoś napić? – spytał Chris.
Kiwnęłam głową, a chłopak poszedł do skały, nalał ponczu, w kolorze krwi, do plastikowych kubeczków.
- Dziękuję – powiedziałam, gdy wręczał mi napój.
Od razu wzięłam duży łyk.
Impreza powoli się rozkręcała.
Po godzinie tańców wyszłam na zewnątrz. W budynku bywało duszno, aż mi się zakręciło w głowie.
Zimne powietrze ochładzało moją skórę. Przeszukałam torebkę w znalezieniu przenośnego lusterka.
Policzki miałam lekko zaróżowione, wyprostowane włosy zmieniły się w trochę kręcone.
- Dobrze się bawisz? – spytał Ben.
Nie odezwałam się do niego. Nadal poprawiałam wygląd.
- Obraziłaś się na mnie? Powiedz. – Mężczyzna przybliżył się do mnie tak, że dotykaliśmy się rękami.
Jego dotyk mnie poraził, że aż odsunęłam dłoń.
- Dlaczego wypuściłeś Caleba? – wyszeptałam.
Przez moment było cicho, pewnie zielonooki zastanawiał się, co powiedzieć.
- On mi uciekł. – Nie wierzyłam mu i on to wyczuł. – Jego łańcuchy były spalone. Nigdy nie widziałem, żeby ogień tak spalił srebro.
Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie.
- Pewnie i tak mi nie wierzysz – stwierdził.
 - Wierzę – rzekłam szybko.
Ben miał na sobie garnitur, żadnego kostiumu.
Przyszedł dzisiaj do szkoły, ponieważ nauczyciele błagali go o pomoc w obserwowaniu uczniów. I nawet oni się poprzebierali.
- Pięknie wyglądasz w tym stroju. – Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Do sali gimnastycznej weszłam z pełno zaróżowionymi policzkami.
Przy automacie z jedzeniem zobaczyłam Lexi całującą się z Calebem. Przyłożyłam rękę do ust jakby mnie zemdliło.
Alexis szybko znalazła sobie nowego chłopaka. Gdy się dowiedziała, że Jared „wyjechał” i się z nią nie pożegnał była zdruzgotana. Aż miała ochotę jej wszystko powiedzieć, że Jared był wampirem, który mnie napadł i został zabity przez Chrisa.
Godzinę później wszyscy usłyszeli kobiecy krzyk. Pobiegliśmy do miejsca wychodzącego dźwięku. W korytarzu, naprzeciwko mojej szafki, pani dyrektor klęczała przed trupem. Najpierw myślałam, że to kukła, ozdoba na Halloween, ale gdy podeszłam bliżej zmieniłam zdanie. Na podłodze leżał … Jared.
Jak on mógł tu być jak został z niego tylko pył?
Wyglądał jak za życia wampirycznego. Ubrania wskazywały na to, że są nowe. Na klatce piersiowej miał wielką plamę krwi, zeschniętej.
 - Jared! – wykrzyczała Lexi.
Uklękła przy nim. Dotknęła miejsca serca. Zaczęła łkać.
- Jak to możliwe? Przecież go zabiłem – wyszeptał Chris.
Też chciałabym to wiedzieć.
- Czy to …
- Prawdziwa krew? – dokończył za mnie Ben. – Tak.
Poszukałam w tłumie wilkołaka. Nie było go. Czy to jego sprawka? Ale jak to zrobił? A jeśli użył zaklęcia powracającego? To znaczy, że …
- Lydia! – powiedziałam cicho.
- Co z nią? – zapytał brązowooki.
- Jeśli Jared, to znaczy ciało Jareda, tu jest to ktoś użył zaklęcia powracającego – wyjaśniłam.
- Niech ktoś zadzwoni po policję i pogotowie – krzyknął trener Benson.
Naomi Fields wyjęła szybko komórkę ze swojej nowej torebki od jakiegoś znanego projektanta i zadzwoniła pod dziewięćset jedenaście.
- Pojadę sprawdzić czy Lydia nadal jest w domu – zaproponował Chris.
Chciałam jechać z nim, ale zanim otworzyłam usta jego już nie było.
Przybliżyłam się do przyjaciółki, która nadal płakała. Przytuliłam ją. Ona położyła głowę na moim ramieniu, a zabrudzone ręce na plecach.
Kątem oka spojrzałam na nieboszczyka. Jego włosy miały ciemniejszy odcień niż były ponad miesiąc temu.
Po kilku minutach dojechała policja z ambulansem.
- Coś tu nie gra – oznajmił Ben.
- Co?
- Zaklęcia powracającego używa się tylko w pełnie – wyjaśnił.
- Przecież dzisiaj jest pełnia – odparłam.
- I przez około pół godziny ktoś użył zaklęcia, zabił Jareda i zostawił ciało w szkole. – Nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. – I do tego Jared był wampirem, więc jakby znowu ożył to nadal by nim był.
- Więc …
- Więc to musi być iluzja – dokończył. – Ktoś podstawił wszystkim ten obraz.
- Ten nieznajomy musi być potężny jak nawet tobie to wmówił. – Ben był najstarszym i najsilniejszym wampirem, którego do tej pory poznałam.
Wsiadłam do jego samochodu, a on zawiózł mnie do domu.
- Skąd tyle wiesz o tym zaklęciu? – zapytałam po drodze.
- Mam znajomych, co kiedyś znali Kreye – odpowiedział. – Co sto lat rodzi się taka istota.
Napisałam SMS’a do Chrisa o tym, że jego kuzyn domyślił się, że to pułapka. On po chwili odpisał, że się z nim zgadza i z Lydią wszystko w porządku.
Po pięciu minutach stałam przy drzwiach szukając kluczyków.
- Jak już wejdziesz to pamiętaj, zamknij drzwi – poprosił, albo raczej rozkazał zielonooki.
Posłuchałam się go. Mam nie otwierać drzwi i absolutnie nikogo nie wpuszczać do domu.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.