piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 15

Chris
Za dwa dni jest Halloween i dlatego organizowana jest dyskoteka szkolna. Lecz ja na niej nie będę. Anna też. Zresztą nie obchodzę 31 października, od dawna moje życie jest jak Halloween. W ten dzień idziemy do Lydii, która jest Kreye i potrafi przetłumaczyć starożytny język na angielski. Moja intuicja podpowiadała mi, że zaklęcie powracające jest niebezpieczne i ma złe skutki. Jednak nic nie mówiłem, nie raz moja intuicja się myliła.
- Chris, podasz mi wreszcie tą pajęczynę? – zapytała podenerwowana Lexi. – Chris!
    Kiedy usłyszałem moje imię, które padło już potrójnie, wykonałem polecenie koleżanki. Ona była w samorządzie, wobec tego musiała udekorować salę gimnastyczną. Tylko dwie osoby jej pomagały, więc dołączyłem do nich.
- Weź siekierę i połóż ją … - zaczęła inna osoba. – Połóż ją w tym miejscu – dokończyła wskazując palcem miejsce obok dużej ilości „krwi” na ścianie i podłodze, i obok średniej wielkości skały.
   Na tym kamieniu miał pojawić się człowiek, który trzyma w ręku swoją głowę, ale jeszcze go nie przywieziono.
- I co, zaprosisz Annę na dyskotekę? – spytała blondynka, gdy skończyliśmy pracować.
- Właściwie to ja nie idę – odpowiedziałem po chwili. – Anna też.
- A więc pomagasz mi w urządzeniu, a ty i tak się nie pojawisz?
   Kiwnąłem głową. Razem z Anną idziemy do Lydii, żeby przetłumaczyła treść zaklęcia.

    Robiło się coraz ciemniej. Dzieci wraz z rodzicami wychodzili z domów, aby chodzić po sąsiadach i prosić ich o cukierki.
    Właśnie przed nami przebiegł chłopczyk w stroju wampira. Miał na sobie ciemne spodnie, granatową bluzkę i czarną, połyskującą pelerynę. Uśmiechał się do nas pokazując doczepione kły.
- Chcę krwi – powiedział śmiejąc się. Zaraz po tym pobiegł w stronę najbliższego domu.
- Jak byłam mała też się przebierałam za wampira, księżniczkę i raz za smoka. Co roku dostawałam tyle samo słodyczy. Dzieliłam się nimi z rodzicami – opowiedziała Anna.
    Wolno szliśmy do mieszkania rodziny Stahl.
    Dziewczyna zapukała do drzwi. Gdy nikt nie podchodził wcisnęła dzwonek. Po chwili otworzył nam mężczyzna w starszym wieku. Był ubrany w już rozciągnięty szary sweter, spodnie w kolorze khaki i niebieskie kapcie.
- Dobry wieczór panie Stahl – przywitała go Anna.
- Dobry wieczór – powiedziałem w tym samym czasie, co mężczyzna.
- Przyszliśmy do Lidii. Czy zastaliśmy ją w domu? – zapytała.
- Ależ oczywiście. Jest w swoim pokoju – oznajmił. – Od pogrzebu Carolyn nikt jej nie odwiedzał.
    Pokiwaliśmy głową ze zrozumieniem. Anna opowiadała mi, że od śmierci swojej siostry Lydia zachowywała się dziwnie. Dla wszystkich była złośliwa i oschła.
    Weszliśmy do środka i poszliśmy do pokoju Kreye. Przy sypialni Anna gwałtownie się zatrzymała.
- Co jest – spytałem zatroskany.
- Czy ty też to słyszysz?
 - Co?
- Taki szum – odparła.
     Pokręciłem przecząco głową. Jaki szum?
     Zapukałem i otworzyłem szeroko drzwi. W pomieszczeniu było ciemno. Znajdowało się tam tylko łóżko, a na nim siedziała Lydia.    
      Powoli weszliśmy do środka. Brązowowłosa trzymała się za głowę. Pewnie słyszała ten szmer coraz głośniej.
- Lydia? – Dziewczyna miała ciemno rude włosy, wyglądały jakby płonęły. Była blada i najwidoczniej szeptała coś do siebie.
- Lydia! – Anna, z moją pomocą, przybliżyła się do łóżka.
     Dziewczyna skierowała głowę w naszą stronę, lecz patrzyła na podłogę nadal szepcząc.
- Lydia, poznajesz mnie? – zapytała cicho.
     Rudowłosa przytaknęła.
- Słuchaj, musisz coś nam przeczytać. Tylko ty potrafisz, ponieważ jesteś …
- Kreye – dokończyła za mnie Lydia.
- Tak – przyznałem.
    Z gardła Anny wyciekł cichy jęk. Nie wiedziałem, co się u niej dzieje. Jeśli Lydia mówiła zaklęcie ochronne to, dlaczego on nie słyszy tego szumu?
     Przestała mówić do siebie pod nosem i Anna odetchnęła z ulgą.
- Co to było? – spytała pocierając skronie.
- Bałam się, że chcesz mnie zabić. Tyle razy czarownice chciały się mnie pozbyć – odparła.
- Czemu
 - Jestem Kreye. Umiem odczytać ważne informacje. Informacje, które są bardzo tajne.
    Po tym, co usłyszałem zastanowiłem się czy podać jej zeszyt z zaklęciem. Jednak brązowowłosa mnie wyprzedziła
 - Proszę, przeczytaj to dla mnie. 
   Kreye patrzyła raz na mnie, raz na Anne. Czy nam zaufa?
    Nieśmiało wzięła kartkę i zaczęła ją przeglądać. Szybko przeleciała oczami po tekście.
- To zaklęcie powracające – zaczęła.
 - To już wiemy – rzekła Anna.
 - Pozwala osobie zmarłej powstać zza grobu. Będzie wyglądać tak samo jak za życia. Tylko, jeśli przywoła ją zły charakter Umarlak też będzie zły – dokończyła.
    Nawet nie patrząc na dziewczynę, która kucała obok mnie, wiedziałem, że myśli o swojej babci.  

Anna
Myślałam o swojej babci. A gdybym tak użyła tego zaklęcia do powrócenia babuni do życia? Jestem dobra, czyli ona też by była.
- A jeśli chce się użyć tego zaklęcia trzeba mieć … - przystanęła.
 - Co trzeba mieć? – Nawet nie ukrywałam podekscytowania.
 - Krew wampira, normalnego człowieka i …
 - I?
    Musiałam trochę poczekać zanim Lydia odpowiedziała. Ten czas mnie wykańczał.
- I moja – wyszeptała.
   Otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak je zamknęłam.
   Nie mogłam użyć tego zaklęcia. Poświęciłabym wtedy trzy życia za jedno. To nie fair!
   Podrapałam się po głowie. To może, dlatego te zaklęcie było chronione czarodziejką magią.
 - Jest coś jeszcze napisane? – dopytywał Chris.
- Nie – odpowiedziała Kreye.

   Przez całą noc miałam koszmar, przez który nie mogłam się obudzić. Ten sen prześladował mnie jakiś czas temu, lecz przestał. Aż do teraz.
   Był o Benie, który mówił, że Adam i Lexi nie żyją. Później uciekałam przed tajemniczym wampirem. I tak w kółko aż do świtu.
- Anna.
   Ktoś wyszeptał moje imię. Czułam jego rękę na ramieniu. Zawsze rozpoznam to ciepło.
   Powoli otworzyłam oczy. Chris leżał obok mnie na łóżku.
- Nie mogłeś mnie obudzić wcześniej? – zapytałam oskarżycielskim tonem.
- Miałaś koszmar?
  Kiwnęłam głową.
  Opowiedziałam mu o tym śnie. Wcześniej tego nie zrobiłam. Po prostu nie było wtedy takie istotne.
- To tylko sen – zapewnił mnie.
- Oby był. Nie chciałabym, żeby to okazała się moja kolejna wizja – odparłam.
  Wstałam poprawiając bluzkę od piżamy, która miała na środku wielki obrazek Hello Kitty i do tego pasujące spodnie.
   Chłopak zaśmiał się pod nosem.
 - Jaka urocza piżamka.
- Nie śmiej się. – Rzuciłam w niego poduszką. On odpowiedział tym samym.
  I tak zaczęliśmy waleczną, choć krótką, bitwę na poduchy.
   Po tym wszystkim wampir przybliżył się do mnie. Objął w talii i delikatnie pocałował w usta. Zaczął całować mocniej, namiętniej i dłużej. Jego ręka powędrowała na moje udo, następnie kierowała się coraz wyżej, aż dotarła do początku bluzki. Ja miałam ręce na jego szyi. Dłoń chłopaka weszła pod spód górnej części ubrania. Dostałam gęsiej skórki.
  Lekko go odepchnęłam. Jeszcze byłam dziewicą i chciałam z nim uprawiać seks. Kocham go. Lecz chyba nie byłam gotowa. Chciałabym, żeby mój pierwszy raz odbył się po romantyczniej kolacji. Tak jak w filmach.
   Po tym jak się ubrałam i doprowadziłam włosy do porządku wyjrzałam za okno. Na ulicy i autach osadzał się biały puch. Padał śnieg. Od tak dawna nie było śniegu w ColbyHill. Już nawet zapomniałam, jakie to uczucie dostać śnieżką w plecy.
      Na dworze było tak biało, że aż oślepiało oczy.
- Idziesz na dyskotekę? – zapytał Chris.
   Dyskoteka Halloweenowa miała odbyć się wczoraj, ale pojawiły się problemy techniczne.
- Sama nie wiem.
- Moglibyśmy wpaść. – Nie odpuszczał.
 - Ok – mruknęłam. – Pójdziemy na tę zabawę.
 Co mu się stało, że chce iść? – pomyślałam.

   Wyszliśmy z domu pół do ósmej.
   Wsiedliśmy do jego samochodu, oczywiście Chris przytrzymał drzwi od strony pasażera, abym mogła usiąść. W środku, na początku, było zimno, lecz gdy zapalił silnik robiło się cieplej z każdą chwilą.
   Miałam na sobie kozaki ( o rozmiar za małe), kurtkę zimową, którą rodzice zamówili mi z Anglii. Szalik i czapka pasowały do całego stroju, w kolorze brązowym, w różnych odcieniach.
   Nie śpieszyło nam się, więc do szkoły dojechaliśmy za dziesięć. Na parkingu nie przebywał nikt oprócz nas. Czyżby wszyscy siedzieli w szkole?
   Mój chłopak był odwrócony do mnie plecami. To jedyna okazja, by rzucić w niego kulką śniegu. Zaczęłam formować śnieżkę.
- Chris – zawołałam niewinnie.
- Tak? – odparł i odwrócił się do mnie.
Rzuciłam w niego śnieżką, która trafiła go prosto w klatkę piersiową. Ruszył w kierunku swojej ofiary, czyli mnie.
Chciałam uciec, ale jego śnieżka trafiła prosto w mój tyłek. Dokładnie zaplanował ten ruch. Zaśmiał się lekko. Jego uśmiech się zwiększył, gdy wystrzeliłam w jego stronę kolejne dwie kulki i żadną nie trafiłam.
Przybiegł do mnie z szybkością wampira. Wziął trochę śniegu w dłoń i zrobił małą kulkę. Rzucił nią we mnie, dostałam w przód kurtki. Prześlizgnęła się aż do mojego stanika i na piersi. Zaczęłam piszczeć i biegać w kółko, dopóki topiący się śnieg nie zleciał na spod bluzy.
Chris patrzył na moje wygłupy i śmiał się coraz głośniej. Po około dwóch minutach przytulił mnie i pocałował delikatnie w usta.
Cali mokrzy weszliśmy do ciepłego budynku.
Po pierwszej lekcji poszłam do swojej szafki. Otworzywszy ją na podłogę upadła kartka. Podniosłam ja i przeczytałam na głos.
- Pójdziesz ze mną na dyskotekę! – Nie było to pytani, tylko rozkaz.
Wiadomość nie była podpisana, a nie rozpoznałam stylu pisma.
Rozejrzałam się. Na korytarzu nie znajdował się nikt, ale miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
  Pewnie ktoś pomylił szafki – pomyślałam.

Wieczorem ilość śniegu nie zmalała, lecz też nie wzrosła, a temperatura była dość wysoka. Ja, ubrana za policjantkę, wyszłam z domu, gdzie na podjeździe stał Chris, który był ubrany za kostuchę, ze swoim BMV.
-Tylko mnie nie zabij – zażartowałam.
- Spróbuje. – Twarz miał ukrytą za kapturem, ale zauważyłam, że się uśmiecha.
Po pięciu minutach przejażdżki, i kilkudziesięciu sekundach całowania, dojechaliśmy na dyskotekę.
Na parkingu czekali na nas Lexi i Adam. Dziewczyna była lekko zdenerwowana.
- Gdzie wy byliście?!
- Lexi, uspokój się. Przepraszamy za spóźnienie, ale byliśmy trochę zajęci – Przyjaciółka domyśliła się, co było tym zajęciem.
- Chris musi mi pomóc. Kevin i Sylvia jeszcze nie przyjechali, a właśnie dostarczono nam trupa. Ludzie, co go przywieźli, powiedzieli, że jest dla mnie za ciężki i żebym poszła po kogoś innego. – Ubrana za czarownicę, dziewczyna oznajmiła to na jednym wydechu. Tak przynajmniej mi się zdawało.
- Za chwilę się tym zajmę – odparł Chris.
Po chwili pocałował mnie w policzek, a Lexi go pociągnęła za rękę.
- Niezły kostium – rzekłam do Adama, gdy organizatorzy Halloween byli już w połowie drogi do truposza.
- Nie miałem innego ubrania – poinformował mnie Supermen.
- Też nie miałam. W ostatniej chwili znalazłam strój policjantki w szafie. – Rok temu też byłam przebrana za stróża prawa.
- Widzieliście gdzieś Lexi? – zapytał nas ktoś z tyłu.
Odwróciłam się. Mogłam się domyślić, że to Caleb. Chłopak był ubrany za … Wikołaka.
- Jaki oryginalny pomysł – szepnęłam.
- Dziękuję – odszepnął.
- To był sarkazm.
Adam najwidoczniej nie wiedział, o co chodzi, więc odpowiedział na zadane wcześniej pytanie:
- Lexi jest w szkole. Powinna być niedaleko sali gimnastycznej.
- Dzięki.
Wilkołak poszedł w stronę budynku. Ciekawe, jakie jeszcze niespodzianki na mnie czekają. Najpierw, Caleb spotyka się z Lexi, a później, co?
Znalazłam odpowiedź na moje pytanie, kiedy spojrzałam na drzwi wejściowe. Stał tam Ben oparty o ścianę.
Nie podeszłam do niego. Nadal czekałam na swoją przyjaciółkę i chłopaka.
Byłam zachwycona pomysłami udekorowania pomieszczeń. Kiedy się wchodziło było słychać trzepot tysięcy skrzydeł nietoperzy. Na korytarzu nie zapalili świateł tylko świeczki, pokryte pajęczynami, zwisały ze ścian. Przed wejściem na sale leżał trup, ten, który Chris przeniósł z ciężarówki, a wokół niego i oczywiście na nim znajdowała się krew. W środku od czasu do czasu grzmiało i huknął piorun.
Przy ścianie stała wielka skała udając stół z przekąskami i napojami. Z sufitu zwisały tekturowe nietoperze.
- Może chcesz się czegoś napić? – spytał Chris.
Kiwnęłam głową, a chłopak poszedł do skały, nalał ponczu, w kolorze krwi, do plastikowych kubeczków.
- Dziękuję – powiedziałam, gdy wręczał mi napój.
Od razu wzięłam duży łyk.
Impreza powoli się rozkręcała.
Po godzinie tańców wyszłam na zewnątrz. W budynku bywało duszno, aż mi się zakręciło w głowie.
Zimne powietrze ochładzało moją skórę. Przeszukałam torebkę w znalezieniu przenośnego lusterka.
Policzki miałam lekko zaróżowione, wyprostowane włosy zmieniły się w trochę kręcone.
- Dobrze się bawisz? – spytał Ben.
Nie odezwałam się do niego. Nadal poprawiałam wygląd.
- Obraziłaś się na mnie? Powiedz. – Mężczyzna przybliżył się do mnie tak, że dotykaliśmy się rękami.
Jego dotyk mnie poraził, że aż odsunęłam dłoń.
- Dlaczego wypuściłeś Caleba? – wyszeptałam.
Przez moment było cicho, pewnie zielonooki zastanawiał się, co powiedzieć.
- On mi uciekł. – Nie wierzyłam mu i on to wyczuł. – Jego łańcuchy były spalone. Nigdy nie widziałem, żeby ogień tak spalił srebro.
Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie.
- Pewnie i tak mi nie wierzysz – stwierdził.
 - Wierzę – rzekłam szybko.
Ben miał na sobie garnitur, żadnego kostiumu.
Przyszedł dzisiaj do szkoły, ponieważ nauczyciele błagali go o pomoc w obserwowaniu uczniów. I nawet oni się poprzebierali.
- Pięknie wyglądasz w tym stroju. – Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Do sali gimnastycznej weszłam z pełno zaróżowionymi policzkami.
Przy automacie z jedzeniem zobaczyłam Lexi całującą się z Calebem. Przyłożyłam rękę do ust jakby mnie zemdliło.
Alexis szybko znalazła sobie nowego chłopaka. Gdy się dowiedziała, że Jared „wyjechał” i się z nią nie pożegnał była zdruzgotana. Aż miała ochotę jej wszystko powiedzieć, że Jared był wampirem, który mnie napadł i został zabity przez Chrisa.
Godzinę później wszyscy usłyszeli kobiecy krzyk. Pobiegliśmy do miejsca wychodzącego dźwięku. W korytarzu, naprzeciwko mojej szafki, pani dyrektor klęczała przed trupem. Najpierw myślałam, że to kukła, ozdoba na Halloween, ale gdy podeszłam bliżej zmieniłam zdanie. Na podłodze leżał … Jared.
Jak on mógł tu być jak został z niego tylko pył?
Wyglądał jak za życia wampirycznego. Ubrania wskazywały na to, że są nowe. Na klatce piersiowej miał wielką plamę krwi, zeschniętej.
 - Jared! – wykrzyczała Lexi.
Uklękła przy nim. Dotknęła miejsca serca. Zaczęła łkać.
- Jak to możliwe? Przecież go zabiłem – wyszeptał Chris.
Też chciałabym to wiedzieć.
- Czy to …
- Prawdziwa krew? – dokończył za mnie Ben. – Tak.
Poszukałam w tłumie wilkołaka. Nie było go. Czy to jego sprawka? Ale jak to zrobił? A jeśli użył zaklęcia powracającego? To znaczy, że …
- Lydia! – powiedziałam cicho.
- Co z nią? – zapytał brązowooki.
- Jeśli Jared, to znaczy ciało Jareda, tu jest to ktoś użył zaklęcia powracającego – wyjaśniłam.
- Niech ktoś zadzwoni po policję i pogotowie – krzyknął trener Benson.
Naomi Fields wyjęła szybko komórkę ze swojej nowej torebki od jakiegoś znanego projektanta i zadzwoniła pod dziewięćset jedenaście.
- Pojadę sprawdzić czy Lydia nadal jest w domu – zaproponował Chris.
Chciałam jechać z nim, ale zanim otworzyłam usta jego już nie było.
Przybliżyłam się do przyjaciółki, która nadal płakała. Przytuliłam ją. Ona położyła głowę na moim ramieniu, a zabrudzone ręce na plecach.
Kątem oka spojrzałam na nieboszczyka. Jego włosy miały ciemniejszy odcień niż były ponad miesiąc temu.
Po kilku minutach dojechała policja z ambulansem.
- Coś tu nie gra – oznajmił Ben.
- Co?
- Zaklęcia powracającego używa się tylko w pełnie – wyjaśnił.
- Przecież dzisiaj jest pełnia – odparłam.
- I przez około pół godziny ktoś użył zaklęcia, zabił Jareda i zostawił ciało w szkole. – Nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. – I do tego Jared był wampirem, więc jakby znowu ożył to nadal by nim był.
- Więc …
- Więc to musi być iluzja – dokończył. – Ktoś podstawił wszystkim ten obraz.
- Ten nieznajomy musi być potężny jak nawet tobie to wmówił. – Ben był najstarszym i najsilniejszym wampirem, którego do tej pory poznałam.
Wsiadłam do jego samochodu, a on zawiózł mnie do domu.
- Skąd tyle wiesz o tym zaklęciu? – zapytałam po drodze.
- Mam znajomych, co kiedyś znali Kreye – odpowiedział. – Co sto lat rodzi się taka istota.
Napisałam SMS’a do Chrisa o tym, że jego kuzyn domyślił się, że to pułapka. On po chwili odpisał, że się z nim zgadza i z Lydią wszystko w porządku.
Po pięciu minutach stałam przy drzwiach szukając kluczyków.
- Jak już wejdziesz to pamiętaj, zamknij drzwi – poprosił, albo raczej rozkazał zielonooki.
Posłuchałam się go. Mam nie otwierać drzwi i absolutnie nikogo nie wpuszczać do domu.

1 komentarz:

  1. Z powodu urlopu MissBloody, Twój blog trafił do Wolnej Kolejki. Możesz wybrać inną oceniającą lub pewna oceniająca sama wybierze Twój blog. Przepraszamy za kłopot! [raj-ocen.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.