czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 39 cz. 2

   Najpierw pojechaliśmy do szkoły. Była otwarta, choć nie było w niej żadnej żywej duszy. Chodziliśmy po budynku z dziesięć minut zanim czarodziej wybrał miejsce. Miejsce, które najmniej chciałem odwiedzić. Był to dach szkoły. To tutaj Anna, Chris i ja widzieliśmy swoje koszmary na jawie. I w tym samym czasie Alexis dowiedziała się nieco o moim świecie. Miałem nadzieję, że długo tu nie posiedzimy.
- Nienawidzę tego miejsca - rzekła wilczyca. Jej słowa zostały zagłuszone przez wiatr, ale i tak je usłyszałem.
- Taa ... Ja tak samo - odpowiedziałem szeptem.
- Nawet nie wiem, jak udało mi się normalnie chodzić do tej budy po tym, co tu przeszłam.
   Jak dobrze pamiętam, blondynka została zaciągnięta tu przez Avę. Ta wariatka zabiła przed jej oczami człowieka. Gdyby jeszcze ona żyła, zabiłbym ją bez zawahania. Nawet sobie nie wyobrażam, co musiała przeżywać. Codziennie uczęszczać do miejsca, w którym doświadczyła okrucieństwa. Oglądać dobrze jej znane sale przypominające o zdarzeniu. Dziewczyna była za słaba na to. Lecz się zmieniła. Ten pobyt wśród wilkołaków odmienił ją. Stała się twardsza. 
   Po dziesięciu minutach nadeszła pierwsza fala. Ta składała się z uczniów tej szkoły. Próbowałem nie uszkodzić żadnego z nich, jednak niektórzy byli zbyt pobudliwi. Zdarzyło się, że złamałem komuś rękę, obiłem nos czy zadrapałem do krwi. Nie licząc tych wypadków, odbyło się bez ofiar. Na kolejną falę czekaliśmy półgodziny. Widziałem, jak czarodziej ledwo wytrzymuje. Sam zaproponował ten pomysł. Nie czułem się z tym źle. Po dwunastej Dante skończył czarować. Podniósł się cały blady. Strużka krwi leciała mu z nosa.
- Nic ci nie jest? - spytała go Lexi.
- A czy wyglądam, jakby wszystko było dobrze? - Chłopak wyjął z torby chusteczkę oraz ciastka.
- Wybacz, że spytałam - prychnęła. Odwróciła się od nas i wyszła na klatkę schodową.
- Jestem pewny, że jeszcze jedno miejsce i Anna się pojawi. - Spojrzał na mnie. - Bądźcie ostrożni. Nie wiadomo, co mogła wchłonąć od innych czarodziei. 
- Damy sobie radę. - Na pewno.

   Następnym - i miejmy nadzieję ostatnim - przystankiem zdecydowaliśmy na cmentarz. Nawet wiedzieliśmy, gdzie zacząć poszukiwania. Grób Tanishy Becker, babci Anny. Wilczyca zapaliła znicz oraz wymówiła krótką modlitwę. Ja usiadłem obok, na nagrobku jakiegoś Davida Cooka. "Bóg tak chciał" - głosił napis na nim. Jeśli Bóg chce martwych ludzi, to po co taki Bóg? Szarooki przysiadł na ławce, na której brakuje jednej belki. Najpierw wypił całą puszkę napoju energetycznego, a później pogrążył się w czarowaniu.

- Myślisz, że to może być to? W tym miejscu spotkamy Annę? Nie chciałabym walczyć z nią na cmentarzu. Przecież tutaj są pochowani ludzie. A gdybyśmy tak zniszczyli czyjś grób?
- Już i tak 90% ich właścicieli zjadły robale. W tych trumnach nic już nie ma, więc nie masz czymś się przejmować - odpowiedziałem na pytanie Lexi. Kiedyś moja wypowiedź by była inna, jednak czas oraz liczba ofiar potrafi zmienić człowieka.
- Ale to i tak... dziwne. Cmentarz to miejsce przypomnienia, co nas wszystkich spotka. Każdy kiedyś umrze i trafi pod ziemie. Nawet ty. Tylko, że twoja śmierć będzie wyglądała inaczej. - Na chwilę zamilkła jakby się nad czymś zastanawiała. Patrzyła się w dal, w stronę wyjścia. Już myślałem, iż będziemy siedzieć w spokojnej ciszy, lecz się odezwała. - Nadal nie wiem, czy coś jest w moim grobie. Rodzice urządzili to całe przedstawienie z mordercą oraz moim pogrzebem, chociaż ja się nie zgadzałam. Nawet nie byłam na swoim pogrzebie. Nie wiem, ile osób przyszło. Już nigdy nie będę mieć takiej ceremonii. Wszyscy myślą, że gniję. Jak to się stało? Jak zostałam zamordowana i pochowana, ale nadal żyję? Nie mogę już mieszkać w ColbyHill ani w pobliżu. Kiedy to wszystko się skończy, kiedy przeżyję, muszę się stąd wyprowadzić. Zawsze chciałam pojechać do Kalifornii albo na Florydę. Co ty na to? - Spojrzała na mnie. - Pojedziesz ze mną?
   Wpatrywałem się w jej oczy, sprawdzając, czy nie robi sobie żartów. Mówiła prawdę. Wiedziałem, że Lexi nie mogła zostać w mieście. Nawet jeśli odzyskamy Annę. Wilczyca nie będzie chciała żyć w zamknięciu. Zresztą ja też nie. Jeśli przeżyjemy ...
- Kiedy to wszystko się skończy i przeżyjemy, to czemu nie.
   Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Wyciągnęła do mnie dłoń, lecz ktoś ją popchnął z niezwykłą siłą. Nie patrząc, kto to zrobił, biegłem za Alexis. Dzięki mojemu oku oraz niesamowitej szybkości byłem w stanie złapać ją w odpowiedniej chwili. Łapiąc dziewczynę potknąłem się i oboje upadliśmy. Na całe szczęście nic jej się nie stało. Ja miałem tylko obdarte plecy. Słyszałem, jak serce wilczycy biło trzy razy szybciej.
   Anna stała dziesięć metrów przed nami. Mogła bez problemu dostać się do czarodzieja i urwać mu głowę, jednak tylko stała. Stała i gapiła się na nas.
- Anna. - Głos Alexis się załamał. Poczułem na ręce krople jej łez. Próbowała wstać, ale jej nie pozwalałem. Ona nie mogła podejść do czarodziejki. Nie wiadomo, co by czarodziejka zrobiła. Już i tak użyła na niej magii. - Puść mnie. Słyszałeś! Masz mnie puścić!
   Im mocniej mnie drapała, tym mocniej ją trzymałem. Nie myślała racjonalnie. W tym stanie Anna mogła ją skrzywdzić, a nawet zabić.
- Ben, zaufaj mi. 
   To zdanie zabrzmiało jak zaklęcie. Wywołało u mnie rozluźnienie mięśni, ramiona opadły bezwładnie. Gdy dziewczyna wstała, krok po kroku przybliżała się do przeciwnika, mijając oświetlone groby. Ja mogłem tylko patrzeć. Chciałem pomóc, musiałem pomóc, obronić ją od głupiej decyzji. Uszanowałem to co zrobiła, choć było to niedorzeczne. Brązowowłosa stała z obojętną miną. Od naszego ostatniego spotkania bardzo się zmieniła. Jej włosy straciły blask. Skóra jej zszarzała, a oczy utraciły resztki człowieczeństwa. Wyglądała jak wrak człowieka. Kości policzkowe były wyraźnie widać. Wtedy zrozumiałem, co Zankou miał na myśli. "Ta Magia ją zabija.", "Coraz częściej zadaje sobie rany." Ta Moc zabija ją od środka. Możliwe, że Anny już tam nie było. Możliwe, że ktoś inny przejął kontrolę nad tym ciałem lub po prostu nikogo tam nie było. Ciało bez duszy. Zadaje sobie ból, bo może to lubi. Lubi czuć coś ostrego na skórze, pieczenie rany. Jedno jest pewne. Tam już nie było osoby, którą znaliśmy. 
- Nie! - krzyknąłem do Lexi.
   Tuż przed tym, jak odwróciła głowę w moją stronę, Anna podniosła ręce do góry, jakby zamierzała użyć magii. Zacząłem biec do wilczycy. W połowie drogi czarodziejka odrzuciła mnie na bok. Jednakże jeszcze nie straciła zainteresowania mną. Złamała mi wszystkie palce u rąk, później całe dłonie. Ból był okropny. Nawet, jak nie poruszałem żadną kończyną, kości mnie bolały. Gdy wszystko odrosło, Anna powtórzyła to. Tym razem wydobyłem z siebie głośny jęk, który przerodził się we wrzask.
- Przestań! Anna, przestań. Proszę cię. - Lexi krzyczała do dziewczyny. Widziałem, jak płakała, drżała. Ledwo stała na nogach. Nie mogła znieść tego widoku. - To nie jesteś ty! Anna nigdy by nie skrzywdziła bliskiej jej osoby. Nigdy!
   Czarodziejka łamała mi nogi. Czułem nawet, jak grzebała mi w środku ciała. Musiała coś uszkodzić, ponieważ zacząłem kaszleć krwią. Ten płyn zapełnić całe moje gardło. To przypominało tonięcie. Próbujesz nabrać powietrza, ale zamiast tlenu wdychasz krew. Dzięki Lexi i przyśpieszonej regeneracji wszystko wróciło na miejsce i już się nie dławiłem.
- Przestań!

ALEXIS
- Przestań! - wrzasnęłam z całej siły. Z każdą sekundą traciłam wiarę na odzyskanie przyjaciółki. Moja Anna nigdy by nie skrzywdziła nikogo, a tym bardziej bliskiej jej osoby. To co robiła z Benem było przerażające. Nawet nie musiała na niego patrzeć. Wzrok miała utkwiony we mnie i tylko na krótką chwilę przenosiła go na wampira. Dantego nadal nie tknęła. Nie wiedziałam czy była z nim w zmowie czy chciała go zostawić na później. Albo chciała sprawdzić do czego był zdolny. - Przestań, proszę. Zostaw go.
   Z oczu zaczęły wypływać gorzkie łzy. Nie mogłam ich powstrzymać. Nie chciałam tego robić. Niech to coś co żyło w Annie wie, co to znaczy być człowiekiem. Niech wie, że jesteśmy słabi, lecz potrafimy o siebie walczyć. Niech wie, iż razem ze strachem, bólem oraz smutkiem możemy stać się potężniejsi. Razem z krzykiem zaczęłam się przemieniać. Nadal był dzień, więc nie mogłam stać się całkowitym wilkołakiem, z tego powodu tylko wyostrzyły mi się paznokcie oraz zęby, ale i także zmysły węchu, smaku oraz wzroku. Czułam nieprzyjemne mrowienie na ciele, bardzo podobne do tego etapu drętwienia, gdzie krew zaczyna dochodzić do kończyny i czujesz mnóstwo ukłuć. Z każdym ruchem je odczuwasz. Nie znosisz tego, lecz ot nawet nie boli. W tamtym momencie ten proces przemierzał cały centymetr mojego ciała. To i tak było lepsze od pierwszej przemiany.
   Dobrze widziałam, jak lewy kącik ust unosi się na twarzy brązowowłosej. To nie świadczyło nic dobrego. Z jednego grobu pękł kawałek marmuru, który zaczął lecieć w moją stronę. Dodam, że z niezwykłą prędkością. Jednak byłam na to przygotowana. Zrobiłam świetny unik. Kiedy Annie się to nie spodobało, kolejne kawałki mogił ruszyły na mnie. Coraz trudniej było mi unikać ostrych przedmiotów. Niektóre z nich odpychałam ręką. Przy drugim razie zacięłam się, ale zignorowałam pieczenie. Nawet nie zauważyłam, jak przysuwałam się do przeciwnika. Zostałam znowu zraniona, tym razem w policzek. Następnie w nogę pod kolanem.
   Nie poddam się. Będę walczyć. Uratuję Annę.
   Jedna chwila nieuwagi i bym była martwa. Na całe szczęście zielonooki pchnął mnie na ziemię, sam obrywając. Ja bym dostała w serce, on tylko w ramię. Szybko wstałam, zauważając kolejny pocisk. Tym razem to ja uratowałam wampira. Rzuciłam się na niego. Oboje upadliśmy, a kawałek drewna przeleciał mi centymetr nad głową. Moje serce biło jak oszalałe. Razem spojrzeliśmy na Annę, która była nieźle wkurzona. Przyszła tylko po to, aby nas zabić, a my jej tego nie ułatwialiśmy. Ona też nam nie upraszczała. Dante nadal był zajęty zaklęciem, chociaż pewnie i tak nic ono nie dawało. Mógłby nam pomóc, dureń jeden.
   Pomogłam Benowi wyjąć odłamek z rany, a następnie wstaliśmy z ziemi. Nie mieliśmy żadnego planu. Myśleliśmy, iż pokonanie czarodziejki będzie łatwiejsze. Przynajmniej ja tak myślałam. Sądziłam, że siła miłości zwycięży tą złą stronę i tak dalej. Niestety to nie działało. Jeśli nie było mojej przyjaciółki, to też nie było miłości. Trzeba było obmyślić nowy plan, jednak trudno to zrobić, jak wróg ciągle obrzucał nas ostrymi rzeczami. Udało mi się złapać jeden kawałek wycelowany pomiędzy moje oczy i odrzuciłam go. Nie miałam zamiaru rzucić nim w Annę, lecz tak  się stało. A ona tego nie zauważyła i nie uskoczyła. Kawałek drewna wbił się w jej udo. Na jej spodniach szybko utworzyła się ciemna plama, a z jej ust wydobył się jęk. Nie chciałam jej zranić, to było niechcący. Jednakże coś to zmieniło. Czarodziejka przestała interesować się nami, a zajęła się raną. Dzięki swoim wilczym genom mogłam dokładnie zobaczyć jej twarz. Jej blisko płaczu minę. I wtedy zrodziła się we mnie nadzieja. Przypomniałam sobie, że w tym miejscu, gdzie teraz tkwił odłamek, miała ranę po pazurze. Właśnie to wspomnienie, ten ból uaktywnił w Annie człowieczeństwo.
   Szybko ułożyłam plan. Nie miałam czasu przestawić go Benowi, więc sama musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. 
- Anna, pamiętasz swoją babcię? Tą która zmarła rok temu? Nie ocaliłaś jej. Spaliła się żywcem. Pamiętasz ten ból po jej stracie?
- Co ty wyprawiasz? Oszalałaś? Nie wkurzaj jej. - Wampir potrząsnął mną, ale drapnęłam go lekko.
- Zaufaj mi - powtórzyłam. Później zwróciłam się do brązowowłosej. - Właśnie stoisz obok jej grobu. Nie pomodliłaś się do niej, nie zaświeciłaś znicza dla niej. Twoja babcia musi być tobą rozczarowana. Mieć taką wnuczkę. - Nałożyłam na siebie maskę obrzydzenia.  - Niedaleko też jest grób twojego byłego przyjaciela. Byłego, bo nie żyje. Także przez ciebie. Chciałaś nas chronić przed prawdziwym niebezpieczeństwem tego świata. I jak to się skończyło? Adam został ofiarą, a ja musiałam przez trzy miesiące ukrywać się.
   Bolały mnie te słowa, nawet jeśli nie były skierowane do mnie. To ja je wypowiadałam w stronę przyjaciółki. Łzy skapywały po każdym ostrym słowie wychodzącym z moich ust. Miałam nadzieję, że jeśli będę opowiadała o okropnych momentach w życiu Anny, to w końcu coś poczuje. Możliwe, że będę musiała użyć też siły do tego.
   Zrobię wszystko, aby odzyskać przyjaciółkę.

BEN
   Tylko się gapiłem na Alexis i zastanawiałem, co ona robiła. "Zaufaj mi". Przecież ciągle jej ufałem. Nie mogłem jednak pozwolić, by igrała ze śmiercią. Przeniosłem wzrok na Annę. Ten widok mnie zaskoczył. Ona ... Ona płakała. Czy to było możliwe? Czyżby plan wilczycy działał? Przybliżyłem się do niej, żeby ją ochronić, gdyby czarodziejka chciała ją skrzywdzić. Dziewczyna powoli ominęła mnie, szła w kierunku przyjaciółki. Chciałem ją powstrzymać. Ryzykowała swoje życie.
- Pomyśl o ludziach, których skrzywdziłaś. Pomyśl o wszystkim krzywdach, które wyrządziłaś. Czy to ciebie nie nauczyło? Niczego? Jesteś aż taka głupia? Taka beznadziejna?
   Zatrzymała się przez czarodziejką. Gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby ją złapać za ramię. Słyszałem, jak jej głos drży, widziałem, jak z jej oczu wypływały łzy. Jeśli to się nie uda, Lexi się załamie. Już nigdy się nie otrząśnie z tej porażki.
-  Ale się zmieniłaś. Stałaś się mocniejsza. Nie dzięki Mocy. Nie dzięki widoku tych przerażających chwil w twoim życiu. Stałaś się silniejsza, ponieważ się nie poddałaś. Widziałam, jak przeżyłaś śmierć swojej babci. Byłaś zdruzgotana. Pamiętam, że przez miesiąc nie chciałaś niczego jeść ani pić, nie wychodziłaś z pokoju. Już myślałam, że straciłam ciebie. Ale po tym czasie odzyskałaś chęć do życia. I kiedy straciłaś Adama i mnie, to nadal żyłaś. Nie dałaś się. Jesteś moją bohaterką. Stałaś się silniejsza, bo nawet w trudnych sytuacjach nie schowałaś się w czarnej dziurze, zwanej Zapomnieniem. Nie zapomniałaś o swoim życiu, o swoim szczęściu. I za to cię kocham.
   Dostrzegłem ruch ze strony brązowowłosej. Podnosiła rękę, nadal płacząc. Wzrok miała skierowany na udo. Gdy jej dłoń miała złapać Lexi, Zankou pojawił się znikąd. Odepchnął wilczycę, a sam wskoczył na jej miejsce. Wepchnął coś w usta czarodziejki, nakłaniając ją do połknięcia tego. Ja szybko podszedłem do blondynki, sprawdzając, czy nic sobie nie zrobiła. 
- Co ty wyprawiasz?! - To pytanie było skierowane do przybysza.
- Pomagam. Nie widać? - odpowiedział, cofając się kilka kroków.
   Usłyszałem, jak Dante wraca do normalnego świata, a przy tym zachłystując się powietrzem. Anna złapała się za szyje, nabierając tlen do płuc. Wyglądało na to, że się dusiła.
- Chcesz ją zabić? Co jej tam włożyłeś? Wyjmij to! Ona się dusi! - Lexi zaczęła krzyczeć. Podeszła do przyjaciółki, podtrzymując ją.
- Ja ... Ja... Nie wiedziałem, że tak będzie. Miała odzyskać rozum. Anna miała wrócić. Nie rozumiem. Zrobiłem wszystko dobrze. - Zankou coś mamrotał do siebie. Wyglądał teraz taki zagubiony. Oczy miał wielkie jak spodki, wyliczał coś na palcach. - To nie tak miało być. Trzeba jej pomóc.
   Dziewczyna, jako jedyna znająca się na pierwszej pomocy, sprawdziła gardło czarodziejki. Następnie położyła ją w pozycji bocznej. Ja z drugim wampirem oraz czarodziejem staliśmy, gapiąc się na tą scenę. Szarooki mógłby użyć swojej magii, żeby pomóc, lecz nie chciał ryzykować zasłabnięciem. Zużył dużą ilość Mocy na zaklęcie, które moim zdaniem i tak nie zadziałało.
- To nie działa. Musimy dać jej krew - podsunął wampir. To nie był głupi pomysł. Chłopak rozciął sobie nadgarstek, który zbliżył do ust dziewczyny. Strużka cieczy wypłynęła bokiem, a reszta zwymiotowała czarodziejka.
- Czy jest inny sposób na podanie krwi? - wyszeptała Lexi. Miała wielkie oczy z przerażenia oraz bladą skórę. Wyglądała jakby sama miała za chwilę zwrócić pokarm.
- Prosto do żyły - odpowiedziałem, klękając obok leżącej.
   Nie mieliśmy czasu, aby się naradzić w tej sprawie, dziewczyna już traciła przytomność. To była odpowiednia chwila. Rozciąłem swój nadgarstek oraz Anny, złączyłem nasze dłonie i czekałem. 
- Ben, musisz ją uratować. Musisz coś zrobić - poprosiła.
   Modliłem się o to, żeby się udało, by Anna przeżyła i wróciła do nas. Słyszałem, jak jej serce zaczynało słabnąć. Nie chciałem tego słyszeć. Nie! Ona nie mogła umrzeć.
   Nie mogła!

***
ANNA
   Leżałam na środku jasnego pokoju z okropnym bólem głowy. Nie mogłam się ruszyć. Nie. Nie chciałam się ruszyć, bo wiedziałam, że gdy to zrobię cała rzeczywistość spadnie na mnie i pochłonie. Już kiedyś byłam w tym miejscu. Było to tak dawno, że zapomniałam o tym. Ostatnio widziałam tutaj babcię. Całą, szczęśliwą oraz prawdziwą.
   Białe ściany raziły mnie w oczy, więc musiałam je zamknąć. Próbowałam sobie przypomnieć, czemu znalazłam się w tym pomieszczeniu. Czyżbym znowu zemdlała? Babcia miała dla mnie jakąś wiadomość? Co ja ostatnio robiłam? W głowie miałam wielką pustkę. Ta czarna dziura powoli pożerała kolejne wspomnienia. Zabierała wydarzenia związane z Benem, Lexi czy Zankou, chowając do wielkiej torby zwanej Pustką. 
- Anna, kochanie.
   Słysząc ten głos, otworzyłam szeroko oczy. Powoli się podniosłam. Przede mną stała babcia. Nie wyglądała na szczęśliwą, jednak próbowała to ukryć. Nałożyła na siebie maskę uśmiechu, choć w środku czuła zupełnie co innego.
- Coś się stało? - spytałam, a dźwięk wydobyty z mojego gardła nie brzmiał tak samo jak zawsze.
- Niestety tak. - Westchnęła, a następnie podeszła do mnie i wzięła za ręce. - Obawiam się, że ... Że nie żyjesz.
   Co?
- Co? Co to znaczy? Jak mogę nie żyć? Przecież ja...
- Przykro mi, ale taka jest prawda - wtrąciła się.
   Już otwierałam buzię, by się czegoś więcej dowiedzieć, lecz jej mina mówiła wszystko. Mam się nie odzywać, tylko pogodzić się z tym. Rodzisz się, masz gówniane życiu, a na samym końcu umierasz. Taka jest kolei rzeczy. Nic z tym nie zrobię.
- Chodź ze mną. Proszę.
   Staruszka się odwróciła i powoli szła do drzwi, które się pojawiły przed nami. Już miałam wykonać pierwszy ruch, kiedy coś mną wstrząsnęło. To było jak odczucie chłodu, tylko że nie było mi zimno. Drugi wstrząs nastąpił po trzech krokach. Tym razem był mocniejszy. Straciłam równowagę, ale babcia przy mnie była i przytrzymała. Ona dobrze wiedziała, co się działo. Chwyciła mnie mocniej i kazała iść dalej. Jednakże nie mogłam. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Bałam się. Nie mogłam ustać na nogach, miałam zawroty głowy oraz chciało mi się wymiotować. Czy można umrzeć po raz drugi? W Zaświatach?
   Ostatni wstrząs był jak porażenie prądem. Upadłam, nie mogąc się ruszyć, a z ust wypływała mi piana. Przed oczami pojawiły się mroczki, a w następnym momencie wszystko znikło.



   I się obudziłam.


I to już koniec drugiej części mojego opowiadania. Nie wiem, co myśleć o tym rozdziale. Chciałam, jak najszybciej skończyć, więc nie wyszedł idealnie. Podoba mi się ... Z połowa, może trochę mniej.
Jeśli chcecie może być trzecia część, jednak najpierw muszę mieć trochę przerwy. Chcę wreszcie zacząć się uczyć na maturę, zdać ją z dobrymi wynikami oraz pomyśleć o mojej przyszłości. Jeśli będzie kolejna część, to najwcześniej pod koniec maja. 
Mam nadzieję, że podobało Wam się moje opowiadanie ;)

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 39 cz. 1

   Podążaliśmy za czarodziejem od pokoju do pokoju. Zatrzymywaliśmy się tylko na chwilę, aby mógł "wyczuć więź". To było nudne zajęcie. Przynajmniej dla mnie. Lexi rozglądała się po pomieszczeniach ze łzami w oczach. Jakby się mogło spodziewać, najlepszym miejscem okazał się pokój Anny. Usiadłem na fotelu, czekając na przeciwników, podczas gdy Dante zapalał świece i mamrotał coś pod nosem. Dziewczyna położyła się na łóżku, przytulając misia. 
   Czekaliśmy.
   Nie wiedziałem, ile czasu minęło do przybycia posłańców. Czarodziejka się nie zjawiła, ale za to pojawili się jej wierni. Nikogo z nich nie rozpoznałem.
- Tylko ich nie zabijaj, dobrze? - zażądała wilczyca.
- Niech będzie. Spróbuję tylko pozbawić ich przytomności. - Zgodziłem się. A jaki miałem inny wybór?
   Przyszło pięcioro wiernych. Odurzyłem ich jednym ciosem. Rozczarowałem się. Myślałem, że ta robota będzie bardziej ekscytująca. Wilczyca, jakby mi nie wierząc, sprawdziła tętno osób. Gdy się okazało, że nadal żyją, odetchnęła z ulgą.
- No co? Warto sprawdzić.
-A gdyby jeden z nich się obudził i cię zaatakował?
- Na pewno byś mnie obronił - odpowiedziała pewnie. Nie chciałbym tego robić, lecz jakby taka możliwość się trafiła, zrobiłbym to.
   Czarodziej jeszcze nie skończył mruczeć pod nosem, więc nadal byłem przygotowany na prawdziwą walkę. Wyszedłem na balkon. Niebo było bezchmurne, tylko Słońce świeciło wysoko. Było tak upalnie, że nawet ja to czułem. Nawet przeszło mi przez myśl, iż mój tatuaż przestaje działać. Wytężyłem wzrok i zauważyłem kolejną grupkę osób podchodzącą do budynku. Szli powolnie jakby zmęczeni.
- Idzie kolejna fala- krzyknąłem do ludzi w środku.
   Wróciłem do pokoju, a następnie zszedłem na dół. Drzwi były szeroko otwarte, zapraszając kolejnych Zombie. Jeden z nich rzucił się na mnie, jednak go odrzuciłem do tyłu. Wylądował na stole, który się złamał pod jego naciskiem. Reszta nie była taka chętna do walki ze mną. Obrzucili mnie wzrokiem jakby się mną brzydzili i wchodzili po schodach. Spychałem ich na dół, jednak niektórzy chcieli mnie uderzyć. Z łatwością unikałem ciosów. Złapałem dwie głowy, a następnie uderzyłem jedną o drugą. Ich posiadacze jęknęli i stracili przytomność, spadając ze schodów, a przy tym zabierając ze sobą kolejną dwójkę. Został jeszcze jeden, który był już w połowie drogi. Z szybkością wampira pojawiłem się przed nim, a następnie uderzyłem w szczękę. Ten w ostatniej chwili się uchylił. Trochę mnie to zdziwiło. Uznałem, że wszyscy posłańcy Anny będą głupi. Taaa, myliłem się. Przeciwnik złapał mnie za włosy i kopnął w brzuch. To wszystko zdarzyło się w jednej sekundzie. A ten cios nie był słaby. Chciałem się pochylić, ale nie mogłem, nadal trzymany przez człowieka. Wysunąłem kły. On zaczął, ja skończę.
   Jedną ręką złapałem go za gardło, drugą za jego dłoń. Usłyszałem trzask łamanych kości, widziałem, jak wykrzywia twarz. Kiedy puścił mnie, wykręciłem jego rękę. Mężczyzna otworzył usta jakby chciał krzyknąć, jednak wzmocniłem ucisk na szyj. Wydobył tylko ciche mrukniecie. Kątem oka zauważyłem wstającego posłańca, więc jednym ruchem złamałem kark swojemu przeciwnikowi i rzuciłem w drugą osobę. Człowiek nie miał czasu na reakcje. Upadł ciśnięty ciałem, uderzając głową o podłogę.
   Spojrzałem na ciała. Będę musiał się nimi zająć po tym wszystkim. Jak połowa tu zebranych się ocknie i zobaczy te trupy, to nie będą zachwyceni. Nieprzytomnych związałem ze sobą, a zabitych schowałem do małego schowka. Później wróciłem na górę.
- Co tam się działo? - Alexis podbiegła do mnie. Jej oczy się powiększyły, gdy coś przykuło jej uwagę. - Masz krew na rękach. Coś ty zrobił? Miałeś ich nie zabijać!
- To nie moja wina, że jeden z nich mnie uderzył. Ciesz się, że jego śmierć była szybka. Kolejny dostał w głowę i to nie z mojej winy. No, może trochę. Lecz nie zabiłem wszystkich.
- Ktoś cię uderzył? Jednak nie jesteś taki dobry, jak myślałem - skomentował to Dante. Siedział przy biurku, trzymając chusteczkę przy nosie. 
- I vice versa. - Jednym palcem wskazałem na nią.
- Okazało się, że to zaklęcie wymaga więcej Mocy niż sądziłem.
- Powinniśmy trochę odpocząć zanim pójdziemy na plażę - odezwała się Lexi. Zgodziliśmy się z nią.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę coś zjeść. - Dante chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju.
- Chciałabym ci pomóc. Wiem, że mogę zamienić się w pół wilkołaka, jednak nie jestem w stanie tego dokonać. Mogę jedynie zamienić kolor oczu oraz warczeć - oznajmiła dziewczyna, upewniając się, czy chłopak był wystarczająco daleko. - Czasami udaje mi się wysunąć pazury, ale nie jestem w stanie jego kontrolować.
 - Nie musisz się tłumaczyć. Ja sam się z tym uporam. Ty tylko ostrzeż mnie, gdy ktoś będzie blisko tego palanta. 
   Kiwnęła głową. 

   Następnym miejscem, gdzie czarodziej miał odprawić zaklęcie było specjalne miejsce Anny na plaży. Wokół niego znajdowały się duże skały, które dawały nieco prywatności. Lexi rozłożyła koc, na którym stanęły świece. Były lekkie trudności z nimi, ponieważ płomienie nie chciały się palić wystarczająco długo, aczkolwiek Dante sobie z tym poradził. Podczas gdy ja czekałem na kolejną falę przeciwników, Alexis weszła do oceanu. Kiedy woda sięgała jej do kolan, zatrzymała się i obserwowała fale. Były wyjątkowo spokojne. Nawet gdy Anna kontrolowała każdy żywioł, nawet gdy próbowaliśmy ją ocalić wszelkimi sposobami, one powoli się podnosiły oraz powoli opadały. 

- Co wy wyprawiacie?
   Zankou stał niedaleko nas. Wyglądał na zirytowanego, lecz także rozglądał się we wszystkie strony jakby się czegoś bał. 
- Mógłbym o to samo się ciebie zapytać - odpowiedziałem.
   Podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na Lexi czy Dantego.
- Anna wie, że próbujecie przypomnieć jej kim jest. Albo raczej kim była. Jeśli nie przestaniecie tego robić, ona tu przyjdzie. Uwierzcie mi. Nie chcecie z nią teraz walczyć. Jest nie do powstrzymania.
- A skąd możesz to wiedzieć? - Lexi odwróciła się do nas. Kiedy podchodziła, piasek oblepiał jej całe stopy. 
- Na pewien czas stworzyliśmy sojusz. Pomagam jej na różne sposoby, a przy tym zyskuję jej zaufanie - wyjaśnił Zankou.
- Czyli jesteś jej psem na posiłki - dopowiedziałem. - Po której stronie stoisz? Wiem, że w tobie nic nie ma z Chrisa, nic do niej nie czujesz, więc o co ci chodzi? Na pewno nie próbujesz nam pomóc.
- To nie prawda - wysyczał. Widziałem, jak jego oczy zmieniając kolor, jednak Zankou próbował to powstrzymać. Zacisnął mocno pięści, a woda zaczęła wrzeć. - Tak samo jak wy próbuję powstrzymać Annę od robienia rzeczy, których będzie żałować, jeśli znów będzie sobą. Tak samo jak wy chcę, żeby Anna znowu zachowywała się jak ona. Ta magia ją zabija. Jej oczy już nie wyrażają żadnych emocji, są puste. Coraz częściej zadaje sobie rany. Wciąż myślę, że okalecza się dlatego, bo jej mózg, jej dusza nadal walczą. Anna walczy, chce znowu czuć ból. Jednakże, jak na nią patrzę ta myśl blaknie. Zaczynam sądzić, iż ona po prostu jest znudzona.
   Usłyszałem, jak Alexis pociąga nosem. Dante nadal rzucał zaklęcie, całkiem niewiadomy, co się w tym czasie działo. Ja miałem pustkę w głowie. Czy to co powiedział Zankou było prawdą? Nie, nie mogło być. Zankou to ohydny pasożyt, który zabrał ciało mojego kuzyna. Zankou był zepsuty do szpiku kości, on nie chciał nikomu pomagać. Pewnie właśnie teraz cieszy się, że kupiliśmy to kłamstwo. A za chwilę wyciągnie z naszych piersi serca. Tak, właśnie tak zrobi. Tylko czemu w to nie wierzyłem? Czemu ta informacja zasiała we mnie uczucie, że on nie kłamał? Spojrzałem mu w oczy, on szybko odwrócił wzrok. Coś w nim się zmieniło. Coś się pojawiło i Zankou nie umiał tego zidentyfikować.
- Czy ... Czy jest jakaś szansa? Na odzyskanie Anny? - zapytała wilczyca.
   Wampir westchnął, ale odpowiedział:
- Nie wiem. Możliwe. Jeśli wcześniej ona nas nie zabije.
- Wiec co mamy robić? Tylko siedzieć na tyłku? Musimy obudzić tą Annę, którą znamy. Tylko jeśli odnowimy jej więzi, możemy w stanie to zrobić - sprzeciwiłem się. Nie będę czekał, aż stanie się cud. Musimy zacząć działać.
- Nie zamierzacie przestać? - Pokręciliśmy głową. - Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałem was.
   I zniknął.
   Już do końca zaklęcia nikt nie przyszedł. Postanowiliśmy, że na dzisiaj to koniec. Wszyscy musieliśmy zregenerować siły na walkę z Anną. Tak bardzo nie chciałem, żeby do tego doszło. Jednak nie mieliśmy wyjścia. Jeśli to jedyna opcja na uratowanie dziewczyny, to musieliśmy się jej trzymać i nie puszczać. 

   Następny ranek spędziłem na spożywaniu swojego posiłku. Lexi przyszła do mnie około dziesiątej. Miała na sobie niebieskie szorty i ciemną bluzkę, a włosy upięła w kucyk. Wyglądała, jakby szła na plażę z przyjaciółmi, a nie przygotowywała się na walkę z jedną z nich. Wpatrywała się w ekran telefonu. 
- Nie uwierzysz, co właśnie przeczytałam w internecie - zaczęła, ale zrobiła przerwę, jakby chciała, żebym ciągnął tą gierkę. - Koniec świata? Tak nosi tytuł tego artykułu. A więc ... Ubiegłego dnia można było zauważyć nagłe zmiany pogody. Nadal nie wiadomo, czym to było spowodowane, jednak nasi naukowcy badają tą sprawę. Kiedy rano wyszłam na zakupy musiałam wziąć ze sobą parasolkę. W połowie drogi nagle zaczął padać śnieg. Tak, jakby ktoś pstryknął palcami i zmieniła się pogoda, powiedziała Alice, jedna z naszych czytelniczek. Już spotkałem podobne przypadki dotyczących wahań pogody, rzekł fizyk Bina, lecz ten rodzaj jest inny. Świeci słońce, ale po niespełna pięciu minutach pada deszcz. Za moment sypie śnieg. Odwiedziliśmy wczoraj doktora Kahna. W skrócie wyjaśnił nam na czym polega ten zabieg ...
- Oni nic nie znajdą. Dla nich magia nie istnieje, a wszystko, co jest nienaturalne to dla nich zagadka - prychnąłem. - Tacy naukowcy, jak ten Kahn czy ten drugi obliczają każdy dziwny ruch, a później tłumaczą jakąś teorie fizyczną. Bzdury.
- Ty nic nie rozumiesz. - Alexis znowu zaczęła wyłamywać palce. Robi to zawsze, gdy się czymś niepokoi lub denerwuje. - Ten artykuł jest z Nowego Jorku. Czyli, że Anna przeniosła się dalej. A to znaczy, że skończyła z Colby Hill. 
   To naprawdę niepokojące. Jeśli Anna się stąd wyniosła, możliwe, że poszła po kolejne źródła Mocy. O ile dobrze pamiętam, to miasto było na drugim miejscu w kategorii "Największa ilość nadnaturalnych istot". Jeśli nie pokonamy czarodziejki jak najszybciej, to ona może naprawdę stać się Bogiem.
- Ben ... A co jeśli już nie zdołamy uratować Anny? Może jej wcale już tam nie ma.
- Nie przekonamy się, dopóki nie staniemy z nią twarzą w twarz.
   Oczy Lexi zrobiły się czerwone. Zniżyła głowę, bym nie widział, jak łzy ściekają jej po policzkach. Zauważyłem, że zaczyna się trząść. Wilczyca zrobiłaby wszystko, żeby tylko odzyskać swoją przyjaciółkę. Tak samo było, kiedy jej wataha zabroniła kontaktować się ze światem. Moje ciało zaczęło się samo poruszać. Ręce się unosiły, a następnie objęły dziewczynę. Ona przez chwilę stała zaskoczona, jednak odwzajemniła uścisk. I zaczęła płakać.
   Nie wiedziałem, ile czas tak staliśmy. Blondynka się wypłakała, a teraz przytulała mnie jakbym był pluszakiem. Nawet nie zauważyłem, jak Dante podchodzi do nas.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy świat do uratowania.
   Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. Lexi spaliła buraka, a ja patrzałem wszędzie tylko nie na tą dwójkę. Ja tylko pocieszałem koleżankę, więc czemu ten debil gapi się na mnie jakbym zamordował samą królową?
- Anna zaatakowała Nowy Jork, czyli mamy mniej czasu niż się spodziewaliśmy - zaczął czarodziej. Poklepał torbę, którą trzymał przy sobie. - Mam całkiem dużo wspomagaczy, dzięki którym uda mi się wytrwać cały dzień rzucając zaklęcia. I mam nadzieję, że wy też jesteście przygotowani.
- Czy teraz, gdy Anna jest w innym mieście, uda nam się ją przywołać? - spytała dziewczyna.
- Oczywiście, że tak. Nauczyłem ją wywoływać projekcje astralne, w związku z tym jeśli ona sama nie przyjdzie, to pojawi się jej duch.
- Co to jest proje ..?
- Nie mamy na to czasu. Gdzie chcecie jechać najpierw? Cmentarz, szkoła czy knajpa? - Dante nie dał dokończyć pytania Lexi. Kiedy mówił, odwrócił się i skierował do wyjścia.


Miałam nadzieję, że szybciej uda mi się skończyć tą część, jednak ciągle tworzą mi się nowe scenariusze. Muszę zacząć się uczyć na maturę, ale nie mogę, kiedy myślami jestem w Colby Hill. 
I chciałam przypomnieć o moim drugim blogu Sekret Wilka, który na razie wstrzymałam, jednak mam napisane kilka rozdziałów, które tylko czekają na publikacje. Mam też taki pomysł, żeby trochę pozmieniać pierwsze rozdziały. Zobaczę, jak to wszystko pójdzie. 

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.