środa, 19 listopada 2014

Rozdział 27

 Przegadałyśmy całą noc. Tematy były różne: najpierw zaczęłyśmy o Dante, później przeszło na jedzenie, wspomnienia, a skończyłyśmy na magicznych stworzeniach. Tęskniłam za naszymi rozmowami. Mogłyśmy paplać bez sensu a i tak rozumiałyśmy wszystko. Tak powinny wyglądać przyjaźnie. 
 Zasnęłyśmy na kanapie. Zegar wskazywał czwartą nad ranem. Nie musiałyśmy się przejmować wczesnym wstawaniem. Były wakacje, nie pracowałyśmy. I byłyśmy same w domu. Bez rodziców. Normalne nastolatki urządziliby mega imprezę, jednak jak już wiele razy wspominałam, nie byłam normalna. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Taki mój urok.
 O w pół do jedenastej mój magiczny dzwonek powiadomił mnie, że nadprzyrodzona istota wkracza na moje terytorium. Leniwie się przeciągnęłam, ziewając. Lexi, która leżała na drugim końcu kanapy, nadal spała. Dwa razy lekko pociągnęła nosem i cichutko kichnęła. Teraz, jak już się dowiedziałam, że była wilkołakiem, utożsamiałam ją ze słodkim szczeniaczkiem.
 Podeszłam do drzwi. W tej samej chwili, gdy otwierałam je, Caleb Blackthorne chciał zadzwonić dzwonkiem. Chłopak wyglądał jak kupa nieszczęść. Jego teraz długie włosy były potargane, wyglądały jakby nie mył ich z miesiąc, ani nie czesał. Za duże ubrania wisiały na nim jak na wieszaku. Gdzieniegdzie dostrzegłam dziury wielkości małego palca u ręki. Zauważyłam też u niego wory po oczami.
- Wyglądasz okropnie - skomentowałam.
 Caleb warknął, pokazując przy tym swoje długie kły. Rozglądał się po mieszkaniu. Czy on wiedział, że Alexis tu była? Domyślał się?
- Szukasz czegoś? - spytałam, zakrywając większość widoków.
- Dam sobie radę - syknął.
 I zniknął.
 Czułam się spięta. Wilkołak szukał blondynki. Wiedziałam, że ona uciekła, jednak nadal nie znałam szczegółów. Dlaczego odeszła? Co się z nią działo podczas tych czterech miesięcy? Gdzie się ukrywała do tego czasu?
 Mimo wielkiej ciekawości, nie pytałam. Wilczyca musiała odetchnąć od przeszłości. Zapomnieć o niej. Nie chciałam, żeby znowu cierpiała, tylko dlatego, że ja chciałam wiedzieć. Więc postanowiłam czekać. Poczekam dopóty, dopóki ona nie zbierze odwagi, aby stanąć twarzą w twarz ze swoją historią.

 Po południu przyszedł Dante. Blondynka ukryła się w moim pokoju, który wcześniej przygotowałam. Znaczy to, iż wykonałam parę zaklęć, żeby nikt nie wyczuł wilczycy w sypialni. Trochę się pomęczyłam, ponieważ jeszcze nigdy nie robiłam tego typu ochrony.
 Na dzisiejszych zajęciach nauczyłam się naginać wolną wolę u osoby. Wiedziałam, że to złe, jednak czarodziej wytłumaczył mi co nie co. Powiedział, że to pomoże mi w walkach. Jeśli będę wystarczająca silna, to nawet zdołam przekonać Nyks do poddania się. Oczywiście, w tym momencie byłam za słaba. Zdołałam tylko przekonać Dantego, aby podniósł rękę. Tylko na wysokość pięciu centymetrów i tylko na siedem sekund.
- Wyglądasz na wyczerpaną. Zróbmy sobie przerwę - zaproponował chłopak, całując moje dłonie. Czując jego usta na mojej skórze, rozpływałam się. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. - Musisz coś zjeść, wypić, a najlepiej się położyć. Zrób sobie drzemkę. Ja na chwilę muszę wpaść do wuja. Poradzisz sobie?
 - Jasne. - Kiwnęłam głową, uśmiechając się.
 Zanim chłopak wyszedł przytuliłam go i pocałowałam mocno w usta. On to odwzajemnił. W progu przesłał mi całusa i zamknął za sobą drzwi.
 Ja już odczuwałam skutki zbyt długiego używania mocnej magii. W gardle mi zaschło, głowa zdawała się za ciężka. Położyłam się na kanapie. Zamykając oczy, rozmyślałam o bitwie z Nyks. Zastanawiałam się, jaka ona była. Czy bym ją poznała, gdyby pokazała się na ulicy? I jaka ona była potężna? Jak Ja mam być potężna? 
 Słyszałam cichy dźwięk kroków. Nie myśląc o tym zaatakowałam osobnika resztkami magii. Otworzywszy oczy zauważyłam, że przy ścianie stała Lexi. Próbowała się wydostać z pułapki, jaką wyczarowałam. Szybko pomogłam jej. 
- Co to było? Dlaczego to zrobiłaś? Co w ciebie wstąpiło? Chciałaś mnie zabić?
- Przepraszam. Nie chciałam. Zaskoczyłaś mnie - powtarzałam. - To i tak by cię nie zabiło.
 Dostrzegłam u Lexi zmianę koloru oczu. Próbowała panować nad sobą, widziałam, jak napina mięśnie oraz stara się oddychać równo. Jednak to poszło na marne. Jej paznokcie zrobiły się dłuższe, tak samo jak kły.
- Przepraszam - powiedziała niewyraźnie.
 W następnej minucie rzuciła się na drzwi. Z trudem przekręciła gałkę, lecz kiedy jej się udało wybiegła na dwór. Na początku na dwóch nogach, później już na czterech. Chciałam za nią pójść. Ale tego nie zrobiłam. Czułam, że wolałaby pozostać w samotności. Zamknęłam drzwi za nią i wróciłam na kanapę.
 Pół godziny później wrócił Dante. Miał przy sobie paczkę ciasteczek zbożowych. Mówił, iż one pomagają na zregenerowanie Mocy. Wyjął z lodówki karton mleka i wlał po równo do dwóch szklanek. Podczas konsumowania pożywienia, nauczał mnie o bezpiecznym stosowaniu magii. Przypominał o najważniejszych rzeczach, których już wiedziałam od prawie roku. Też upominał o innych istotnych informacjach, których nie znalazłam w mojej Księdze Zaklęć. Na przykład o własnie tych ciasteczkach, które jedliśmy. Pomagają organizmowi wytworzyć magię, jednak to nie działa na dłuższą metę. Nie można ich jeść po jednym kilogramie dziennie. Tylko góra dziesięć. Inaczej Moc może zacząć szaleć albo w ogóle nie działać. Dlatego już po pięciu smakołykach sobie odpuściłam.

 Alexis wróciła wieczorem. Nic nie powiedziała, tylko zamknęła się w sypialni.

 Następnego dnia miałam wizytę u psychologa. Mnóstwo się działo od ostatniej wizyty. Chciałam jej o wszystkim powiedzieć, jednak to było szalone. Miałam opowiedzieć o mojej przyjaciółce, która była wilkołakiem i przez kilka miesięcy się ukrywała? Czy o tym, że spotkałam swojego wroga, który okupuje ciało mojego chłopaka? Catherine wysłałaby mnie to psychiatryka. Chociaż może tam by było mi o wiele lepiej.
- Co taka mało rozmowna dzisiaj jesteś? Czy coś się stało? - spytała ostrożnie kobieta. 
 Pokiwałam głową na nie.
- Dobrze - powiedziała do siebie i zanotowała coś w zeszycie. - Na dzisiejszym spotkaniu porozmawiajmy o twojej przyjaciółce, Alexis. Jeśli ci to nie przeszkadza.
 Nie przeszkadzało. Jeśli nie będzie mnie pytać o sprawach objęte tajemnicą.
- Byłyście sobie bardzo bliskie, prawda? Kiedy się poznałyście?
 Wróciłam do tego pamiętnego dnia.
- W pierwszym dniu szkoły. Byłyśmy wtedy w pierwszej klasie podstawówki. Bałam się. Nie chciałam, żeby mama mnie zostawiała. Aż prawie się popłakałam. - Zachichotałam na to wspomnienie. - Po godzinie spędzonej w klasie, Lexi podeszła do mnie i się przedstawiła. Nie musiała, bo wcześniej cała grupa tak zrobiła. Podzieliła się ze mną ciastkiem. Pamiętam, jak mnie pocieszała. I od tamtego dnia się nie rozstawałyśmy.
 Catherine w czasie tego monologu pisała. Tylko raz na jakiś czas popatrzyła na mnie i kiwała głową. Później kobieta zapytała, czy odbyłam z Lexi kłótnie. Odpowiedziałam, że było kilka takich razy, lecz raczej tego nie można było nazwać kłótnią, tylko ostrą wymianą zdań. I godziłyśmy się kilka minut po incydencie. Ale ...
- Ale co?
- Przed jej śmiercią miałyśmy ostrą awanturę. To był nasz pierwszy taki raz. Nie odzywałyśmy się do siebie przez miesiąc. I już nigdy się nie pogodziłyśmy. - Albo raczej już nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Nie miałam pojęcia, czy Alexis miała jeszcze za złe przez ten sekret. Może już mi wybaczyła, ponieważ teraz żyłyśmy w zgodzie. 
- Czy możesz mi powiedzieć, o co się pokłóciłyście? - Catherine spojrzała na mnie, czekając cierpliwie.
 Tematem naszej kłótni był mój sekret. Nie wtajemniczyłam ją w magiczne życie, jakie prowadziłam. Nie powiedziałam też o wampirach. Bardzo się na mnie wkurzyła. A ja tylko chciałam ją chronić. Jednak teraz to ona ukrywała przede mną sekret. Jeszcze większy niż mój.
- Nie - odpowiedziałam, opuszczając głowę.
- Rozumiem. - Znowu coś zapisała. - A co z Adamem? Od kiedy się przyjaźniliście?
- Poznałam go rok później. Byliśmy razem w przedstawieniu.
 I tak przez całą godzinę. Opowiadałam o swoim dzieciństwie. Catherine kazała mi wspominać najlepsze i najgorsze chwile z moimi przyjaciółmi. Nawet nic mi się nie wymsknęło na temat dzisiejszej Lexi. Z wielką ulgą wychodziłam z budynku. Przed nim stało auto Dantego. On sam na mnie czekał przed pojazdem, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Zrobiłam to samo. Widzieliśmy się wczoraj, a ja już zdążyłam za nim zatęsknić. Najlepiej gdybyśmy się nigdy nie rozłączali.
- I jak poszło? - spytał, przytulając mnie.
- Jakoś. Chyba dobrze.
- Mam dla ciebie prezent - oznajmił, otwierając drzwi od samochodu. Z ciekawością wsiadłam do środka.
 Na tylnym siedzeniu znajdowała się mała paczuszka. Otworzywszy ją, zdziwiłam się. Moim prezentem była roślinka. Właściwie to jakieś zielsko. Końcówki liści miały małe haczyki, a w niektórych miejscach - czerwone kropki.
- Co to jest?
- Ta roślina pomoże ci w kontrolowaniu Mocy. Doda ci sił i nawet ułatwi nawiązywanie wizji.
- Wizji, powiadasz? - To mnie zaciekawiło. Chciałam wiedzieć więcej o mojej śmierci. Czy mogłam ją zmienić? I kiedy się to wydarzy? 
- Musisz tylko przed snem wypalić jeden listek w pokoju. A gdy pójdziesz spać powinnaś mieć kontrolę nad tym, co będziesz widziała - wyjaśnił.
 Podekscytowana nie mogłam się doczekać nocy. Z jednej strony się bałam. Przecież miałam zobaczyć swoją śmierć, ale z drugiej strony ... To wydawało się za ciekawe, żeby z tego zrezygnować. Może mogłabym przewidzieć inne wydarzenia. Taka szansa mogła już się nigdy nie zdarzyć.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.