środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 24

Ben
 Otworzyłem lekko oczy. Co się stało? Czemu leżę na ziemi? Dopiero chwilę później przypomniało mi, co się wydarzyło. Ava strzelała do nas. Strzały były zanurzone w krwi nieżywego człowieka. Pamiętam, że Chris oberwał dwa razy. Ja najwidoczniej też musiałem, bo straciłem przytomność.
 Wstałem. Wszystko się kręcić. Prawdopodobnie trucizna nadal działała.
 Rozejrzałem się w poszukiwaniu kuzyna, albo wiedźmy. Nikogo takiego nie znalazłem. Zrobiłem cztery kroki naprzód. Kulałem. Wszędzie miałem ślady po strzałach. Jestem zbyt słaby, aby tkanka skórna w pełni się odnowiła. Potrzebowałem krwi. Jak najszybciej.
 - Obudziłeś się. – Odezwała się postać za mną.
 Dopiero teraz zauważyłem, że nie byłem sam.
 Nie myśląc ani chwili dłużej w wampirzym tempie zbliżyłem się do Avy. W dziąsłach poczułem ukłucie i kły się wysunęły. Gdy już miałem wbić je w skórę wroga, ona odepchnęła mnie na drzewo, niecały metr od niej.
 - Nie tak szybko – odparła.
 Podniosła prawą rękę i zacisnęła mocno w pięść. Zacząłem odczuwać palenie w brzuchu, gardle i w głowie. Krztusiłem się. Choć trudno było mi się poruszać, wstałem i powoli szedłem w stronę przeciwnika. Pieczenie się nasiliło. Ava najwidoczniej na to czekała. Wysunęła coś z paska i rzuciła we mnie. To był kołek. Na szczęście udało mi się zrobić unik, na nieszczęście drewno wbiło się w ramię. Szybko go wyjąłem i odrzuciłem do niej. Kobieta w ostatniej chwili zamroziła narzędzie, które sekundę     później upadło na ziemię.
 Wiedźma uniosła wzrok do nieba tak, że widać było tylko biała oczne. Ja w tej samej chwili wiłem się z bólu. To tak jakby wszystkie moje kości łamały się, a dzięki szybszego gojeniu, robiły to na okrągło. Przeciwniczka podeszła do mnie, rozkoszując się moim cierpieniem. Trzymając mnie za brodę, uniosła głowę i wymierzyła cios w lewe oko. Bolało jak cholera. Jak na kobietę miała siłę dwóch bokserów. Potem kopnęła mnie w brzuch. Wyplułem na bok ślinę z krwią.
 Ugryzłem ją w rękę. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Jej krew smakowała okropnie. Była nasycona złem i śmiercią. Zamiast zapachu metalu śmierdziało zgnilizną. Wiedźma wkurzyła się. Uniosła zamrożony kołek i wbiła mi go głęboko w miejsce niedaleko serca, a następnie odrzuciła mnie daleko od niej.
 Podczas upadku prawie skręciłem kark, lecz w ostatnim momencie zmieniłem pozycję i jedynie poturbowałem obie nogi. Z trudem wyjąłem drewno z klatki piersiowej. Jęknąłem głośno. Musiałem się napić krwi! Bez niej nie przeżyję tej nocy.
 Po pięciu minutach postanowiłem poszukać jakieś ofiary. Byle kogo. Może to być nawet wiewiórka.
 Czołgałem się tak długo, aż usłyszałem, że ktoś idzie w moją stronę. Słyszałem przyszybszone tętno osoby, krew, która płynęła w jej żyłach. Kły na samą myśl o słodkiej cieczy wydłużyły się.
 Kiedy wyczołgałem się zza krzaków, ujrzałem brązowowłosą dziewczynę, Anne. Odwróciła się przestraszona. Pewnie myślała, że jestem Azazelem. Podbiegła do mnie i pomogła mi wstać. Obejrzała moją twarz.
 - Co ci się stało?
 - Ava. Mnie torturowała.
 Z trudem odpowiedziałem na jej pytanie. Całe gardło paliło mnie od pragnienia. Ona to widziała i podniosła swój nadgarstek. Pokręciłem głową, w karku coś mi strzeliło. Nie mogłem pić jej krwi.
 Odtrąciłem jej pomoc, ale dziewczyna nalegała. Odeszła na chwilę, a gdy wróciła w jednej ręce miała kamień, a drugą zranioną. Czułem jak po raz kolejny kły się pojawiają, oczy się zmieniają. Doleciał do mnie zapach metalu. Nie mogłem się powstrzymać. Ugryzłem ją. Krew płynęła przez przełyk. Odzyskiwałem siłę. Rany się goiły i siniak pod okiem znikł.
 Krew czarownic jest inna niż zwykłych ludzi. Anna smakowała … Nawet nie da się tego opisać. Piłem z wielu dziewcząt i żadna nie była taka jak ona. Przy wykonywaniu tej czynności czułem się doskonale. Jakbym znów był człowiekiem: wciąż żył, mógł wychodzić na słońce bez strachu przed promieniami. A krew widziałem tylko w filmach.
 Brunetka oderwała dłoń ode mnie. Oblizałem wargi i podziękowałem. Obdarzyła mnie uśmiechem.
 - A teraz uratujmy Chrisa – powiedziałem.

 Zostałem przykuty do korzeni drzewa, które było chronione zaklęciem. Nie dało się uciec. Obok mnie siedział nieprzytomny Chris. W kąciku ust zastygła mu krew.
 - Znowu jesteśmy razem – rzekła zadowolona Ava.
 Prychnąłem.
 - Co chcesz teraz z nami zrobić? – zapytałem zaciekawiony.
 Wiedźma zaśmiała się złowieszczo.
 - Teraz nic. Ale później ty zostaniesz zabity, a twój kuzyn będzie na to patrzeć – odpowiedziała.
 A więc to ja umrę przy zaklęciu.
 - Jak widzę, nie macie jeszcze wszystkich osób – zauważyłem.
 Kobieta przyznała mi rację.
 Ominęła mnie. Chwile później zobaczyłem przed sobą Lydię. Miała spuchnięte oczy i poranione palce.
 - Co tu się dzieje? – Powiedziała to tak cicho, że tylko ja potrafiłem usłyszeć.
 - Teraz czekam tylko na ostatnią rzecz z listy.
 Na początku nie wiedziałem, o co jej chodzi. Dopiero po jakieś minucie uświadomiłem sobie. Potrzebowała jeszcze Anny.

Anna
 Zamknęłam oczy. Wyciszałam się, a moje zmysły powiększały. Chciałam jak najszybciej odblokować swoją magię. Taylor stoi na staży i jakby Azazel albo Ava tutaj szli ona mnie poinformuje i uciekniemy.
 Czułam na skórze zimne powietrze, słyszałam głosy ptaków i owadów. Pomyślałam, że w moim ciele, gdzieś bardzo głęboko, znajduje się klatka a w niej moje moce. Magia była … kolorowa: biała, zielona, niebieska i trochę pomarańczowa. Widziałam kłódkę, potrzebowała klucza, którego nie miałam. Co może być kluczem?
 Magia próbowała uciec przez wszystkie strony, jednak klatka była niezniszczalna. Ta energia wydawała się taka ogromna. Chyba naprawdę są tam moce trzech czarownic. 
   Anna.
 Otworzyłam szeroko oczy. Rozejrzałam się. Nikt mnie nie wołał, nikogo przy mnie nie ma, nawet Taylor.
   Anna, to ja, Ben.
   Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? – Przekazałam mu w myślach, chociaż nawet nie wiedziałam, czy to usłyszy.
   Uciekaj. Ava ma Lydię. A teraz szuka ciebie.
   Gdzie jesteś? Muszę was uratować!
 Wampirzyca pojawiła się u mojego boku, bacznie mi się przyglądając.
- Wyglądasz na przestraszoną. Słyszałaś coś? – spytała.
 Pokręciłam przecząco głową.
   Musisz sama siebie ratować.
 Z daleka jakiś wilkołak zawył. To był znak, że trzeba się zbierać. Totalnie zapomniałam, że dzisiaj jest pełnia i niektórzy ludzie przemieniają się w potwory.
 Blondynka pomogła mi wstać. Zaprowadziłam nas w stronę miejsca, gdzie miało odbyć się zaklęcie. Bałam się. I to bardzo. Ale co będzie, to będzie.
 - Dokąd idziemy – zapytała.
 - Idziemy ratować naszych przyjaciół – oznajmiłam.
   Nie zostawię was.
 Po około dziesięciu minutach zauważyłam niedaleko różowy golf. Widziałam taki sam na krześle w pokoju Lydii. Czy to ona? Przybliżyłam się. Ujrzałam ciemno rude włosy. To na pewno ona. Siedziała, podparła głowę kolanami i płakała. Uklękłam obok niej i przytuliłam.
 - Nic z tego nie rozumiem – wyszeptała.
 - Wszystko będzie dobrze.
 Podniosła głowę i pokazała podbite oko.
 - Taylor, zawieź ją do domu i przypilnuj, żeby nikt się do niej nie zbliżał – poprosiłam.
 Odwróciłam się do Kreye. Pomogłam jej wstać i powiedziałam:
 - Z nią będziesz bezpieczna.
 Wampirzyca chwyciła ją za rękę i ruszyły do domu.
 Głęboko westchnęłam. Szłam dalej. Byłam coraz bliżej. Czułam zapach siarki. Na ziemi dostrzegłam czerwone ślady. Ślady krwi. Czyjej? Bena? Chrisa? Lydii?
 Odsunęłam gałęzie, które zagradzały drogę. Nagle poczułam jak coś kapie mi na głowę. Uniosłam rękę i przetarłam tamto miejsce. Ciecz była lepka. Bałam się zobaczyć, co to było. Ale ciekawość zwyciężyła. Podniosłam głowę i głośno krzyknęłam.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.