Chris
Razem z
Benem staliśmy niedaleko odprawiającego się zaklęcia. Anna powiedziała, że chce
iść tam sama. Ja się nie zgadzałem, lecz nie słuchała. Mówiła, że Azazel zaufa
jej wtedy, gdy nie będzie miała obstawy. Co ja mogłem zrobić? Posłusznie
zostałem. Czekałem na znak, żeby wkroczyć. Na niczym innym nie skupiałem uwagi,
tylko na jakiś dźwięk ze strony dziewczyny. Ta cisza była męcząca. Z jednej
strony cieszyłem się, że Annie nic nie jest, a z drugiej denerwowałem, bo może
wampir zdążył ją skrzywdzić.
- Słyszałeś
to? – Odezwał się Ben.
Przysłuchałem
się. Niczego podejrzanego nie usłyszałem. Czy on sobie robi jaja? W takim
momencie?
Gdy chciałem
nakazać kuzynowi nie robienia takich żartów jego już nie było. Rozejrzałem się
uważnie. Zniknął.
Ale jest
odpowiedzialny, pomyślałem sarkastycznie.
Ruszyłem w
stronę polany, co jakiś czas kucając i wsłuchując się w nocną ciszą. Wszystko
już spało, nawet ptaki. Czasami tylko dosłyszałem pohukiwanie sowy.
Kiedy
dotarłem na miejsce zobaczyłem Ave, która trzymała, jak sokół trzyma w szponach
mysz, Lydię. Kreye miała opuchnięte oczy, w których co chwile pojawiały się
łzy, które sekundę później lądowały na policzkach.
Rzuciłem się
na czarownicę. Jeden punkt do zaskoczenia. Złapałem ją i pociągnąłem do tyłu, w
ostatnim momencie ratując rudowłosą przed upadkiem z wrogiem. Odsunąłem ją na
bok. Gdy miałem zaatakować kobietę ona uniosła lewą rękę i poczułem ostre
pieczenie na całym ciele. Paliłem się, choć wiedziałem, że to tylko moja
wyobraźnia tak działa.
Stałem nad
przepaścią. Na dole znajdowała się lawa, a wszędzie indziej ogień. Skóra na
nogach zwęgliła się. Czułem jak kruszy pod ciężarem mojej osoby. W jednej
scenie ktoś mnie pchnął, w drugiej wleciałem do magmy, na końcowym ujęciu został
ze mnie sam szkielet, który dostał się do Jądra Ziemi.
Gwałtownie
otworzyłem oczy. Nade mną stał Ben, w jednej ręce miał pistolet, a drugą chował
Lydię za plecami. Podniosłem głowę. W karku coś mi strzeliło, po raz kolejny
poczułem pieczenie, ale nie tak duże. Kobieta stała niestabilnie, trzymała się
za brzuch. Do mojego nosa wleciał zapach krwi.
- Ty masz
broń, ale ja mam strzelca – powiedziała niewyraźnie.
Z kącika ust
wypłynęła jej strużka cieczy. Uniosła dłoń, którą sekundę później kuzyn
przestrzelił na wylot. Azazel, którego na początku nie zauważyłem, w wampirzym
tempie przybiegł do niego i przekręcił mu kark, a kiedy ciało upadło na ziemię
przygniótł głowę swoją stopą. Kreye rzucił wprost do rąk Avy. Z tą samą
szybkością ugryzł nadgarstek i napoił krwią kobietę. Ja wciąż czułem się
sparaliżowany. Nie mogłem nic zrobić, tylko patrzeć.
Czarownica powiedział
jedno zdanie po łacinie i lekko przecięła skórę na gardle Lydii. Ta jęknęła i
zacisnęła zęby. Ciemnowłosa ruchem głowy rzuciła mną w stronę Anny. Nie miałem pojęcia,
co się z nią stało. Pewnie została uśpiona przez wrogów.
Poczułem
słodki, metaliczny zapach i na samą myśl kły wysunęły się z dziąseł. Czekały,
aż zanurzę je w jakimś ciele i wyssę czerwoną ciecz do dna.
Przeciwnik
wypowiedział ostatnie słowa. Ziemia się zatrzęsła, na niebie pojawiło się kilka
piorunów, przez które widziałem las jak za dnia.
Anna
Głośno
krzyknęłam, płakałam, miotały mną konwulsje. Słyszałam wrzask zmarłych, lecz
wiedziałam, że to niemożliwe. Ich już nie było. Odczuwałam ich strach, ból. Słyszałam
myśli, które stworzyli przed śmiercią: „To nie może być prawda”, „Dlaczego
ja?”, „Nie, nie, nie …”. To było najstraszniejsze i najdziwniejsze uczucie, z
jakim przyszło mi się spotkać.
Na niebie
zabłysły kolejne pioruny. Ostatni z nich trafił wprost do dziury ze zmieszaną
się osób krwią. W tamtym miejscu powstał mały pożar, a ja czułam się gorzej. W
środku cała płonęłam. Zauważyłam, że noga już mnie nie boli. Chociaż w tej
chwili było to mało ważne.
Przytuliłam
się do Chrisa. Zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na ten okropny widok. Miałam
powstrzymać Azazela i Ave przed odprawieniem rytuału – zawiodłam. Miałam
chronić Lydię – nawaliłam.
Usłyszałam
krzyk kobiety. Podniosłam powieki. Czarownica trzymała się za serce, upadła na
kolana i cicho załkała.
- Co … się
dzieje? – zapytała, z trudem łapiąc powietrze w kurczące się płuca.
Odsunęłam
się od chłopaka i podniosłam. Ta scena niepokojąco mnie cieszyła. Chciałam
zobaczyć jak mój wróg umiera w męczarniach. Napawałam się tą śmiercią.
- Ostatnia i
prawdziwa ofiara zaklęcia – wyjaśnił Azazel.
Myślałam, że
Kreye była ostatnia. Wampir wiedział od samego początku.
- Zmarły
musi dostać mrok swego przywoływacza – dodał.
I pomyśleć,
że sama chciałam użyć tego zaklęcia do przebudzenia babci. Musiałabym wtedy
umrzeć, by była dobra. Zakręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji.
Ava
ostatnimi siłami złapała wspólnika za rękę i zacisnęła swoje ostre paznokcie w
jego zimną skórę.
- Idź do
diabła. Smaż się w piekle. – Przeklinała go na różne sposoby, na trzy języki:
angielskim, łacinie i francuskim.
Mężczyzna
zaśmiał się pod nosem i powiedział, że już to robi. Oderwał od siebie
czarownice, która padła na ziemie. Jej oczy były puste, klatka piersiowa nie
unosiła się w górę, a skóra traciła już kolor.
Poszłam do
Bena zobaczyć jak mocno oberwał. Ukucnęłam przy nim i przyjrzałam się głowie.
Cała lewa strona była zmiażdżona, lecz powoli dochodziła do siebie. Chris
złapał mnie za ramię. Spojrzałam na starszego wampira. Uśmiechał się przez cały
czas. Oczekiwał na coś. Po chwili dowiedziałam się, na co tak czeka. Z wnętrza
dziury wyłonił się ciemnoszary dym. Ukształtował się w ludzką postać, ale po
momencie rozproszył się jak chmara owadów.
Chris
przyjął broniącą postawę. Jednak nic to nie dało. Żadna ochrona, by nie
zadziałała. Dym szybko przeniósł się do ciała wampira, przez uszy, usta, nawet
dziurki od nosa. Krzyknęłam cicho. Jego oczy stały się całe czarne.
- Coś ty mu
zrobił? – spytałam podniesionym głosem.
- Moja
droga, poznaj Zankou – przywitał nas, jakbyśmy byli na imprezie.
Odsunęłam
się od opętanego wampira. Chciałabym mieć teraz przy sobie kogoś, kto mógłby mnie
uratować. Ben nadal leżał nieprzytomny, więc byłam sama. Zamknęłam oczy,
wzięłam kilka wdechów i otoczyłam siebie tarczą ochronną.
- Nie musisz
się mnie bać – powiedział Zankou głosem Chrisa.
Przeraziłam się.
Przeszły mną dreszcze. Na zewnątrz był tym samym chłopakiem, którego poznałam
pod koniec wakacji, który uratował mnie przed Jaredem, razem świetnie się
bawiliśmy na dyskotekach szkolnych. A w środku był tylko szary dym i uwięziony
mój chłopak.
- Anna,
Anna, Anna. – Niech on przestanie wymawiać moje imię. – Wiem, co wampir do
siebie czuje.
Ale mimo
naszej miłości, on nie puści go wolno. Zostanie w nim dopóki nie wyjmę tego ducha
z ciała.
- Czuję, że
pożąda twojej krwi. Tylko to. – Co? – On cię nie kocha.
Wiedziałam,
że to nie prawda, lecz i tak mnie to zabolało. Poczułam jakbym dostała mocny
cios w twarz.
Zankou
dotknął mojego policzka. Nagle jakaś ręka zacisnęła się na jego przedramieniu.
Podniosłam głowę.
Ben.
Uszczęśliwiło
mnie to, że chociaż on żyje i ma zamiar mnie chronić.
Wampir odrzucił
Chrisa w stronę Azazela, on w ostatniej chwili, jak kot upadł na cztery łapy.
Zielonooki wziął mnie na ręce i jak najszybciej opuściliśmy ten straszny las. Kiedy
wsiedliśmy do jego auta zaczęłam płakać.
- A co
będzie z Chrisem? – załkała.
- Jego już
tam nie ma – odpowiedział Ben i odpalił silnik,
Po
czterdziestu minutach wysiadłam z wozu, a mężczyzna postąpił jak ja.
Odprowadził mnie, aż do sypialni. Dopiero wtedy zauważyłam jak wyglądam. Miałam
potargane włosy, na ubraniu znalazłam zaschniętą krew. Nie miałam siły, by się
teraz wykąpać lub przebrać w piżamę.
Położyłam
się na łóżku i próbowałam zasnąć, lecz sen nie nadchodził. Za każdym razem, gdy
zamykałam oczy widziałam przerażone twarze przyjaciół. Ben usiadł obok mnie i
przykrył nas kocem.
- Czy kiedyś
Chris wróci? – zapytałam go, próbując nie tracić kolejnych litrów wody w organizmie.
- Nie mam
pojęcia.
Podniosłam z
podłogi swojego białego misia, którego dostałam od taty na szóste urodziny.
Nadal go trzymałam, ponieważ odpędzał złe sny, pomagał mi zasnąć. Nie słyszałam
żadnego śmiechu ze strony Bena. Podniosłam głowę, aby lepiej go widzieć.
Wyglądał na przybitego. Przecież on też stracił osobę, którą kochał. Wyciągnęłam
rękę i pochwyciłam jego, dodając mu otuchy. On najwidoczniej jej nie chciał, bo
odepchnął ją.
- Jeśli nie
masz nic przeciwko, to zostanę z tobą dopóki twoi rodzice nie wrócą.
- Dziękuję. –
Po tym słowie od razu zasnęłam.
Alexis
Obudziłam
się łapiąc świeże powietrze w płuca. Rozejrzałam się dookoła strasznie dysząc.
Leżałam w domu, ale nie w swoim. To było nowe mieszanie mojego ojca.
Zastanawiałam się jak się tutaj dostałam. Nagle przypomniała mi się miniona
noc. Byłam w domu z Adamem, później Anna do mnie zadzwoniła i przepraszała za to, że ukrywała przede mną sekret stulecia. Powiedziała, żebyśmy przyjechali
po nią, do lasu. Nie wyjaśniła, dlaczego się tam znalazła. Gdy podjechaliśmy po dziewczynę i wyszliśmy z auta Adama, usłyszeliśmy trzask łamanej gałęzi
przed sobą. Myślałam, że to Anna narobiła tyle hałasu.
Odwróciłam
się do przyjaciela, który wydał z siebie cichy jęk.
- Adam! –
krzyknęłam.
W serce miał
głęboko wbity srebrny nóż. Krew, która trysnęła z jego rany, stanęła jakby
zastygła. Ktoś chwycił moje ramię. Dłoń była ciepła, wręcz gorąca, jak wrzątek.
Ciało Adama upadło na ziemię, a ja usłyszałam znajomy głos.
-
Przepraszam – wyszeptał.
Znałam ten
głos bardzo dobrze. Ale dlaczego on to zrobił?
- Caleb? –
Odwróciłam się do niego.
-
Przepraszam – powtórzył, a następnie szybko wyciągnął nóż z Adama i wbił go w
moje serce. Cały świat zrobił się ciemny. Nie czułam już nic.
Umarłam! To
jak ja żyłam?! Dotknęłam miejsca, gdzie miałam narzędzie. Podniosłam bluzkę.
Nie było żadnej rany, nawet blizny. Za to strasznie bolało.
Byłam przerażona tym wszystkim. Czytałam
artykuły na temat wampirów. Było tam napisane, że żeby stać się tą istotą
trzeba wypić jej krew i umrzeć. Ale to nie możliwe.
Ja nie wypiłam żadnej
takiej cieczy.
Więc czemu
żyłam?
○○○○○
To był ostatni rozdział. Ale po krótkiej przerwie zacznę pisać drugą część opowiadanie. Myślę, że się podobało. Jeśli są jakieś błędy, powiadomcie mnie w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz