niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 1

 Przy otwieraniu szklanych drzwi usłyszałam klasyczny dzwonek, który alarmuje sprzedawcę o nowych klientach. Właśnie wchodziłam do sklepu, w którym sprzedawano rośliny lecznicze, sole do kąpieli, stare księgi itp. Musiałam kupić coś, co pozwoli mi zasnąć. Od jakiegoś czasu nie mogłam spać, a jak usnęłam to nad ranem czułam się gorzej, bardziej zmęczona. Mama zaproponowała, żebym kupiła liście melisy, korzeń kozłka leczniczego, ziele dziurawca i trochę szałwii. Podobno mieszanka ich zwalcza bezsenność.
 Pomieszczenie miało ciemnobrązowe deski: na ścianach i podłodze, a w powietrzu unosił się zapach zakurzonych ksiąg. Naprzeciwko wejścia znajdowała się lada z kasą, a za nią drzwi, prawdopodobnie, na zaplecze. Po prawej stronie były dwa regały z rzeczami do kąpieli, obok nich stały zapachowe świeczki. Przed nimi były zioła, a pod spodem książki. Podeszłam do działu z roślinami. Wyszukałam prawie wszystkie produkty, jakie miałam do kupienia oprócz korzenia kozłka.
 - Pomóc w czymś? – Usłyszałam za sobą i podskoczyłam przestraszona, że aż wszystko, co trzymałam, upadło na podłogę.
 Z czerwoną, jak burak, twarzą kucnęłam i zaczęłam zbierać artykuły. Nieznajomy zrobił to samo. Pomógł mi.
 - Pracujesz tu? – zapytałam, gdy nie zauważyłam na jego ubraniu żadnego znaczka z informacją.
 - Nie, ale mój wujek tak. Czasami przychodzę do niego – odpowiedział.
 Powiedziałam, że szukam korzenia, on wyszedł na zaplecze i po paru sekundach wyszedł stamtąd. W ręce trzymał woreczek z tym produktem. Podziękowałam mu. Poczułam jak policzki zaczynają mnie boleć. Przez cały ten czas się uśmiechałam. Nie wiem, czemu, ale gdy patrzę w jego szare oczy rozpoznaje w nich coś znajomego.
 - Dziękuję za zakup i zapraszam ponownie – powiedział tą samą kwestię, którą słyszę w większości sklepach. Lecz gdy on to mówił nie denerwowało mnie to.
 - Jestem Anna.
 Myślałam, że przyjdę tu tylko kupić parę rzeczy, a poznałam kogoś. Przystojnego chłopaka o blond włosach.
 Nie! Nie mogę o tym myśleć! Ciągle rozpaczałam po utracie Chrisa. Minęły trzy miesiące, od kiedy jego ciało przywłaszczył sobie Zankou. W tym czasie szukałam zaklęcia, które przywróci mojego chłopaka.
 - Miło mi cię poznać, Anna. Ja jestem Dante.
 Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem wyszłam i wróciłam do domu. Gdy moja mama wróciła z podróży odwiozła Spike do wujka Petera. Pies ciągle mi przypominał o TEJ nocy, ten moment, kiedy retriever zamieniał się w Azazela. Na samą myśl przechodziły mną dreszcze. Od tamtego czasu nie słyszałam o nim ani o Zanou. Bena widywałam rzadko. Raz na tydzień albo dwa przychodzi do mojego pokoju i pyta jak się czuję. Ja dopytywałam się, co robi, wtedy zawsze zamyka buzię lub wychodzi. Czasami dzwoniłam do niego, kiedy musiałam z kimś porozmawiać. Nie odbierał. Unikał mnie.
 Odłożyłam zakupy na blat w kuchni i poszłam do sypialni. Nie wyczułam matki, więc byłam sama w mieszkaniu. Kiedyś zadzwoniłabym do Lexi i Adama. Teraz już tego nie robię. Oni umarli. Ciało przyjaciela odnaleziono trzy dni po pełni przez osoby uprawiające jogging w tamtych okolicach. Pogrzeb odbył się dwa dni później. Musiałam odgrywać, że jestem zaskoczona jego śmiercią, zrozpaczona. Może i taka byłam, ale wcześniej, kiedy widziałam to wydarzenie. Ciała Lexi jeszcze nie znaleźli. To mnie najbardziej martwiło. Cały czas rozmyślałam nad tym. A co jeśli moja przyjaciółka nadal żyje? Co jeśli dostała amnezji?
 Ją też szukałam. Przeszukałam cały las, lecz jej nie wyczułam.
 Weszłam do łazienki i rozebrałam się. Musiałam zmyć z siebie te depresyjne myśli. Związałam włosy w kucyk i upięłam go dużą spinką. Odkręciłam letnią wodę i pozwoliłam, aby kropelki ściekały po moim ramieniu. Pod prysznicem stałam około piętnaście minut. Skóra na palcach była pomarszczona, a ja nadal bawiłam się wodą. Unosiłam ją, tworzyłam kółka, trójkąty czy kwadraty. Moja moc zwiększyła się odkąd ją uaktywniłam. Trochę mnie smuciło to, że mama nie może jej używać. Przeze mnie. Ona i babcia oddały magię, żebym mogła żyć.
 Wychodząc spod prysznica wytarłam się i okryłam ciało miękki, niebiesko – fioletowym ręcznikiem. Wtem poczułam, że nie jestem sama. Odwróciłam się do drzwi, które były otwarte – a dobrze pamiętam, że je zamykałam – i zobaczyłam wampira. Szmaragdy wpatrywały się we mnie jak w ulubiony obraz.
 - Co ty to robisz? Nie znasz czegoś jak odrobina prywatności? – zapytałam gniewnie.
 Kąciki jego ust uniosły się w górę. On chyba lubi wprawiać mnie w złość.
 - Chciałem wiedzieć czy już się pozbierałaś po stracie – odpowiedział, siadając na półce.
 - Mogłeś poczekać kilka minut.
 Popchnęłam go do wyjścia i zamknęłam za nim drzwi, lecz zanim to zrobiłam odparł:
 - Widzę, że nadal masz bliznę. Chyba nie zniknie tak szybko.
 Przekręciłam zamek i zawstydziłam się. W lustrze dostrzegłam czerwone policzki.
 Ile jeszcze razy zawstydzę się tego dnia?
 Opuściłam wzrok na udo. To prawda, nadal miałam ślad po pazurze wilkołaka. Żadne zaklęcie nie pomogło, nawet napar z ziół, które mama przywiozła z podróży. Nic nie zadziałało. Najwidoczniej blizna zostanie ze mną na zawsze. Będzie trudno pokazywać się z nią w lato, kiedy będę musiała nosić krótkie spodnie i spódniczki.
 Po pięciu minutach wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Zastałam Bena siedzącego na moim łóżku z ramką w kształcie serca. W niej trzymałam swoje zdjęcie z Chrisem. Przysiadłam się.
 - Powinnaś wyrzucić tą fotografię – rzekł nagle.
 Byłam zszokowana. Jak mógł to powiedzieć? To jedyna rzecz, która przypomina mi o nim.
 - Niby czemu? – Wyrwałam mu ramkę i położyłam ją na stoliku nocnym. – Czuję się lepiej, jeśli chodzi o wcześniejsze pytanie. Więc teraz możesz już sobie pójść.
 Szybko wstałam i pokazałam wampirowi drzwi. Ten najwidoczniej nigdzie się nie wybierał. Kładąc się położył głowę na swoich dłoniach.
 - Powinieneś wyjść. Moja mama może wrócić w każdej chwili, a ona nie lubi osób twojego gatunku – oznajmiłam, po czym podniosłam poduszkę leżącą na podłodze i rzuciłam nią w Bena. Jednak on złapał ją zanim przeleciała połowę drogi.
 - Czyli nie spodobało jej to, że umawiałaś się z jednym z tej grupy.
 Rozwścieczona nie zauważyłam, że nie kontroluję swojej mocy. Wynikiem tego były wybuchająca lampka oraz pootwierane okna i drzwi. Mimo wszystko, nie przeszkadzało mi to. Ben musiał dostać nauczkę.
 - Uspokój się – krzyknął.
 W milisekundę pokonał drogę dzielącej nas przestrzeni i złapał moje ręce. Stałam jak skała. Nie mogłam mu się wyrwać ani nawet poruszyć palcem czy głową.
 - Uspokój się – powtórzył szeptem.
 Kazał mi oddychać głęboko. Robiłam to mimo woli. Wdarł się do mojego mózgu i kontrolował mnie. Gdy tylko przestanie to robić poczuje moją zemstę. Położyłam się na łóżku i zamknęłam mocno oczy. Tym razem nie czułam jak wampir mną steruje, ja też nie robiłam tego. W ciemnościach pojawiła się wizja. Nie. To wspomnienie.
 Byłam w lesie. Strasznie płakałam. Serce mi pękało na miliony kawałków. Nie było to spowodowane utratą chłopaka, tylko kogoś innego. Lydii, Adama, babci, Lexi i Taylor. Musiałam się wybudzić, otworzyć oczy tak szeroko jak to tylko możliwe. Nie chciałam przeżywać tego na nowo.
 Gdy uniosłam powieki zobaczyłam Bena, siedział niespokojnie. Głowę miałam położoną na jego kolanach. Czułam się niekomfortowo.
 - Co mi zrobiłeś? – W gardle miałam teraz pustynię. Słowa drapały mi podniebienie.
 - To nie ja! Próbowałem cię uspokoić, a ty zasnęłaś. Szamotałaś się i krzyczałaś – wyjaśnił. – Co widziałaś?
 Do oczu wpłynęły łzy. Zacisnęłam usta, prosząc, abym się nie popłakała.
 - Nic nowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.