niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 27

 Strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Patrzyłam na brązową sierść wilkołaka, który pokazywał ostre jak brzytwa kły, i kogoś mi przypominał. Znałam tylko jedną osobę zamieniającą się, co miesiąc w bestię. Ale czy to był on? A jeśli tak, to mnie rozpoznaje? Ugryzłby mnie?
 Kątem oka spojrzałam na Chrisa i Lydię. Oni nie widzieli tej bestii. Chciałam, chociaż jęknąć, żeby wampir wiedział, że jestem w niebezpieczeństwie, lecz wtedy Azazel też by usłyszał. I byłoby po nas.
 Tak, więc w pozycji kucającej patrzyłam się na wilkołaka. I on na mnie też.
 W pewnej chwili Lydia krzyknęła, a przestraszony stwór przewrócił mnie na plecy. Głośno warknął i uciekł w głąb lasu.
 - Ostatnia rzecz z listy – powiedział starszy mężczyzna. – Kreye, kochana istoto, mogłabyś wyjść na sam środek albo ci w tym pomogę, a to już nie będzie takie przyjemne.
 Przełknęłam gulę w gardle. Już za chwilę Lydia umrze, a wtedy Ava dokończy zaklęcie. Musiałam to wszystko skończyć.
 Zamknęłam oczy, otworzyłam umysł. Zaczęłam słyszeć szum liści, świergot ptaków, nawet usłyszałam warczenie wilkołaka z oddali. Wyobraziłam sobie, że Lydie otacza niewidzialna poświata, warstwa chroniąca, która się uaktywni, gdy ktoś będzie chciał ją skrzywdzić. Nie miałam pewności, czy zadziała. Chris powiedział, że to ja nas przeniosłam. Jest tylko jeden sposób, by sprawdzić, czy magia się odblokowała.
 W umyśle pojawiła się mała biedronka z czterema kropkami. Leciała w stronę żółtego Rzepika Pospolitego, lecz na nim nie wylądowała. Na jej drodze pojawiła się przeszkoda. A tak dokładniej, moja ręka. Usiadła na niej. Otworzyłam zamknięte oczy i zobaczyłam właśnie tego owada. To ten znak.
 Odzyskałam swoją moc.
 Uśmiechnęłam się. Wreszcie nie czułam tej pustki w środku. Mogłam czarować. Byłam tak szczęśliwa, ale przez chwilę. Przypomniałam sobie, że znajduję się w lesie i Ava odprawia zaklęcie przywracające.
 - Kogo my tu mamy. – Usłyszałam znajomy głos. – Myślałaś, że ukryjesz się przede mną? Ja wszystko widzę i słyszę.
 Nie chciałam widzieć tej okropnej twarzy. Tego jego uśmiechu triumfu. Zaczęłam trząść się ze strachu. Znalazł mnie. Co miałam zrobić? Uciekać? On i tak mnie dogoni.
Poczułam zimną rękę na moim ramieniu. Jednak nie była ona szorstka, jakiej się spodziewałam. To nie Azazela. Tylko Chrisa. Odetchnęłam z ulgą. Jednakże nadal musiałam ratować Kreye. Nie miałam stu procentowej pewności, że tarcza będzie działać wystarczająco długo. Może zniknąć po jednym uderzeniu.
 Usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Chris złapał mnie mocniej. Czułam jak pociągnął do przodu. Moje nogi były dla niego za wolne, więc wziął mnie na ręce i uciekliśmy, w wampirzym tempie, przed Azazelem. W czasie tego przemieszczania wszystko, co miałam w żołądku przeniosło się do gardła. Zatrzymaliśmy się kilka metrów dalej.
 - Spróbuj wyczuć Bena – poprosił chłopak.
 Kiwnęłam głową. Zamknęłam oczy, zmysły się wyostrzyły. Oddychałam powoli i głęboko, jakbym medytowała. Słyszałam ściszone głosy Avy i starszego wampira, Lydia zapłakała i chyba upadła na kolana. Skupiłam się na kuzynie mojego towarzysza. Wyobraziłam go sobie: stojącego, bez ran. Pomyślałam o jego szmaragdowych oczach oraz czarnej, jak noc, czuprynie. Był ubrany w granatową koszulę i szare spodnie, zupełnie tak samo, kiedy się poznaliśmy. Serce zabiło mi szybciej, ale tylko jeden raz, dłonie się spociły. Co się ze mną dzieje?
 Powoli podniosłam ciężkie powieki. Byłam zmęczona. Jak tylko wrócę do domu od razu położę się spać.
 Jak wrócę. Czy przeżyję?
 Widziałam mnóstwo kolorów. Jak wtedy, gdy szukałam Lexi w szkole.
 Lexi.
 Jest bezpieczna? A może umarła w tym samym czasie, co Adam?
 Popatrzyłam na Chrisa. Wokół niego nie latała żadna poświata. A to znaczyło, że nie żył. To znaczy, poruszał się, ale nie było w nim życia, jego własna krew nie płynęła w żyłach. Wampiry nie mają aury. Będzie trudniej znaleźć Bena. 
 Nagle przypomniałam sobie, że on wypił moją krew. Jak na zawołanie poczułam, że coś rozcina wnętrze mojej dłoni. Ciemnoczerwona ciecz wypłynęła jakby chciała od dawna uwolnić się od tego więzienia. Płyn zaczął skapywać na ziemię, tym samym pokazując drogę. Wiedziałam, dokąd prowadzi.
 - Anna – zaczął cicho Chris. Kiedy spojrzałam na jego twarz zmieniała się. Był głodny. Kiedy ostatnio spożywał krew? Kilka dni temu? – Krwawisz.
 - Tylko tak znajdę twojego kuzyna – wyjaśniłam i ani słowa więcej opuściłam go i szłam za śladami.
 Nie chciałam go zostawiać samego, lecz nie może wytrzymać, gdy krwawię. A ja nie mogę odszukać Bena, kiedy tego nie robię.
 Minęłam z kilkadziesiąt drzew zanim ujrzałam ciało. To był on. Czułam to. Mężczyzna nie miał na sobie górnej części ubrania. Zobaczyłam jego tatuaż. Był podobny do Chrisa, tylko że u niego znajdowały się jeszcze dwa symbole. Szara spirala oznacza życzenie, które chce, aby się spełniło, i tym samym kolorem odwrócona piramida, a nad nią szlaczek, który się rysuje, gdy tworzy się fale – pierwszy raz widziałam ten symbol.
 Podeszłam bliżej do ciała i przewróciłam na plecy. Na brzuchu zauważyłam ślad po strzykawce. Ktoś podał mu kolejną dawkę.
 - Ben, wstawaj! – mówiąc to klepałam wampira po policzkach. W filmach to pomagało.
 Po kilkunastu sekundach udało się zbudzić zielonookiego. Stwierdziłam, że pytania odnośnie nieznanego znaku na plecach mogą poczekać. Nie było na to czasu.
 - Co się stało. I czemu czuję krew? – Moja ręka była już zdrowa.
 - Chris na nas czeka – powiedziałam i pomogłam Benowi wstać. Był cięższy niż się spodziewałam.
 Droga powrotna wydawała się taka długa. Z każdym krokiem czułam się mniej bezpieczna i osłabiona. Zaschło mi w gardle, musiałam się czegoś napić. Na moim czole pojawiły się kropelki potu, a wcale nie jest mi gorąco, wręcz przeciwnie, marzłam. Chyba miałam gorączkę. W połowie drogi nogi zaczęły się trząść, tak że nie mogłam ustać. Wynikiem tego było przewracanie się, co chwilę z Benem.
 - Jesteś osłabiona. Teraz ja muszę się asekurować. – Oczywiście nie zapomniał o uśmiechu.
 - Dam sobie radę – wymówiłam z trudem.
 Grałam silną osobę, lecz w środku byłam taka miękka jak plastelina po kilku godzinach zabawy.
 Wampir nie słuchał mnie. Zacisnął swoją dłoń na moim ramieniu. W ciągu następnych trzech minut znaleźliśmy Chrisa. 
 - Jesteś rozpalona – rzekł, gdy dotknął mojego czoła. – Skończmy jak najszybciej ten rytuał.

 Krzyk Lydii rozniósł się po mojej całej czaszce. Ten hałas przeciskał się do ścianek, myślałam, że zaraz głowa mi eksploduje.
 Ja już umierałam.
 - Widzę, że coraz gorzej z tobą.
 Miał rację. Jestem jak cholerny żywy trup z gorączką około 39 stopni i bolącą jak diabli nogą.
 - Dobrze, że przyszłaś. Ava zapomniała odebrać od ciebie jednego zdania zaklęcia. – On myślał, że pomogę?
 - Jeśli tak bardzo chcecie coś ode mnie musicie odebrać to tylko po mojej śmierci – syknęłam.
 Wciąż podtrzymywałam się gałęzi drzewa. Nogi mi się wyginały, lecz ja nadal stałam.
 - Mogę skrócić twoje męki. – Powiedziawszy to, Azazel przybliżył się do mnie. – Już cię nie będzie bolało. Ani trochę.
 Czy on chciał mnie zabić?
 Z pewnością chciał to zrobić.
 Wampir wziął pasmo moich włosów i trzymał pomiędzy palcami. Słyszałam jak ktoś zakrada się od tyłu. Wiedziałam, kto. Zamknęłam oczy i wyobraziłam otaczający mnie ogień. Azazel nadal trzymał pukiel, nawet, gdy płomienie raniły rękę. Nie pokazał żadnego grymasu. Jego twarz nie pokazywała nic. A ja i tak poczułam mokre dłonie na głowie. Pulsowały mi oczy, nos, usta.
 Dotknęłam ciała obcego. Niespodziewanie wszystko pociemniało, żołądek zrobił fikołka. Gdy odzyskałam zdolność widzenia zobaczyłam wielką szafę. Odwróciłam głowę.  Pokój był mały i słabo oświetlony. Stały w nim tylko stara, brązowa komoda, kanapa pokryta przezroczystą folią oraz biały stolik, na którym była wypalona świeca.
 Kiedy znów zwróciłam uwagę na szafę ona się otwierała. W progu stanął mały chłopczyk. Cały był we krwi. Nie swojej. Ta myśl mnie przeraziła. Zabił kogoś? Wyglądał tak niewinnie. Nie mógłby. W jego szarych oczach widziałam rozpacz.
 Wróciłam na polanę.
 Leżałam w pozycji embrionalnej płacząc. Przy mnie kucał Chris.
 - Gdzie … Lydia? – wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
 Chłopak głośno westchnął. Miał łzy w oczach.
  - Przykro mi – powiedział tylko.
 Wiedziałam, co to oznacza. Kreye dopełniła zaklęcie. Zaczęłam się trząść. Oczy zamieniły się w wielkie jezioro. W sercu zawitała ostatnia rana, która zniszczyła narząd. Miałam ocalić Lydię. A co z jej tarczą? Nie zadziałała? Tyle zmarłych przyjaciół. Ta noc będzie mnie prześladowała do końca życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.