Nade mną,
pośród gałęzi, wisiała Taylor. Z jej ust, szyi i klatki piersiowej kapała krew.
Otworzyła oczy. Wciąż żyła.
- Taylor –
wyszeptałam, aby nie narobić hałasu, choć wiedziałam, że zrobiła go swoim
krzykiem.
Od jakiego
czasu tutaj wisi? Minęło około trzech minut, od kiedy ją ostatnio widziałam. A
jeśli to nie była Taylor, tylko Azazel? Co ja zrobiłam?! Co teraz będzie z
Lydią? Mówiłam, że może jej/jemu zaufać.
- Jak mam ci
pomóc?
Wampirzyca
chciała coś powiedzieć, ale tylko jęknęła. Lekko pomachała ręką, jakby kazała iść
dalej. Smutno mi się zrobiło. I też się wkurzyłam.
Ile jeszcze ludzi zostanie pokrzywdzonych?
- Wrócę tu.
Po ciebie – zapewniłam.
A potem zaczęłam
biec.
W pewnej
chwili zaczęła boleć mnie głowa. Złapałam się za nią i osunęłam na ziemię. Ból
rozchodził się po całej czaszce. Czułam jakby pękała.
- Ava, to
ty? – Z trudem wymówiłam.
- A niby,
kto inny.
Następnie
poczułam wielką ulgę. Puściłam głowę i wstałam otrzepując się z liści.
- Nadal nie
możesz się bronić.
Podeszła do
mnie. Teraz dzieliło nas tylko około piętnaście centymetrów.
- Wyglądasz
strasznie. Jak śmierć – dodała.
Pewnie miała
rację. Rana, którą wilkołak zostawił, sprawiała mi coraz większe cierpienie. Aż
chciałam umrzeć. Na Boga, ja już umieram. Blada twarz, zakrwawione oczy, chude
policzki i postrzępione ubrania – to mogła widzieć.
- Gdzie jest
Lydia? – Podniosłam głos. – Gdzie jest Chris? Ben?
Chwyciła
mnie za włosy i pociągnęła w swoją stronę. Śmierdziała spalenizną i siarką.
Totalne zło.
- Zaprowadzę
cię do nich – rzekła.
Rzuciła mną
o drzewo. Czułam ostry ból tam gdzie mnie trzymała. Na 100% wyrwała mi włosy.
Uderzyłam w
konar. Przez chwilę nic nie widziałam ani słyszałam, nawet nie mogłam oddychać.
Byłam w czarnej dziurze. Jednak potem wszystko wróciło.
Wiedźma
użyła telekinezy i jeszcze uderzyła mnie dwa razy w to samo miejsce. Za każdym
razem mocniej. Aż zapadła ciemność na dłużej.
Który już
raz z kolei straciłam przytomność tej nocy? Pewnie pobiłam rekord.
Najwidoczniej jestem zbyt słaba.
Otworzyłam
oczy i pokazał się obraz pod tytułem „Tortura”. Chris miał wbite gałęzie w całą
klatkę piersiową (pomijając serce), Lydia na lewym policzku miała ranę po nożu
i zawiązane mocno ręce. A naokoło Bena leżały puste strzykawki. Mogłam tylko
się domyślić, że jest teraz pod wpływem dużej ilości krwi nieżywego człowieka.
- Czas
zacząć przedstawienie – powiedziała do mnie Ava, stojąc przede mną.
Złapała moje
ramię i pociągnęła do góry. Jęknęłam z bólu. Jej palce wbijały się w skórę.
Wyciągnęła mnie na środek i puściła. Straciłam równowagę i upadłam na kolana.
- Powiedz,
jakie jest zaklęcie albo wymuszę to siłą – ostrzegła.
Nie mogłam
jej powiedzieć. Jeśli to zrobię ten stwór nas wszystkich pozabija. Nawet nie
wiem, czego się spodziewać. I tak mi się zdaję, że ona też.
Ciemnoskóra
kobieta złapała obiema rękami moją głowę i zaczęła coś mamrotać. Dziwnie się
przy tym czułam. Jakbym traciła kontrolę, ale nadal mogła wszystko samodzielnie
robić. Przed oczami pojawiły mi się litery i cyfry, które tworzyły zaklęcie.
Chciałam to wszystko powiedzieć, musiałam to zrobić, lecz wiedziałam, że nie
mogłam. To Ava każe mi to czynić. Nawet jakbym starała się próbować zamknąć
buzię, to i tak wymykały się słowa.
- Sanguinem magicae connectors damnatorum* – wymsknęło mi się.
- Już mam wszystko potrzebne. –
Głos Avy mnie przerażał. Było słychać, że jest pewny, władczy.
Teraz już nic ją nie powstrzyma.
- Już czas.
Azazel wyłonił się zza drzew.
Wyglądał jak Taylor: jej krótkie blond włosy, czysto niebieskie oczy, śnieżno
biała cera, zaróżowione policzki. Teraz byłam pewna.
Starszy wampir wyszedł na środek i zaczął kopać. Dopiero teraz zauważyłam, że miał przy sobie łopatę. Po trzech kupkach ziemi wyjął nóż i wbił go w dziurę.
* Korzystałam z google tłumacza - "Krew magiczna złącz się z potępioną."
Starszy wampir wyszedł na środek i zaczął kopać. Dopiero teraz zauważyłam, że miał przy sobie łopatę. Po trzech kupkach ziemi wyjął nóż i wbił go w dziurę.
- Ava,
zaczynaj.
Kobieta
stanęła obok niego i podniosła ręce. Na niebie zaczęły się zbierać czarne
chmury, z niedaleka usłyszałam piorun.
- Tempor de terra facta sunt et.**
Czułam
drżenie ziemi, jakby powstawała dziura. Wiedźma nie przerwała rytuału ani na
sekundę, wciąż mówiła. Skierowała wzrok na Bena. Teraz jego kolei, pomyślałam, musi
oddać całą swoją krew.
Chciałam
krzyknąć, żeby uciekał, lecz głos uciekł gdzieś głęboko. Gardło miałam tak
suche, że mnie bolało. W oczach pojawiały się łzy. Co ja miałam zrobić?
Przeczołgałam się do niego.
Miałaś uciec.
Z jego
wiadomości uświadomiłam sobie, że jest na mnie zły.
-
Przepraszam – wyszeptałam bardzo cicho.
Spojrzałam
na przeciwników. Kobieta przecięła ramię, a jej krew spłynęła do dziury.
Kolejny piorun przeciął niebo. Z oka
wyleciała mała łza, którą wytarł Ben.
Wszystko będzie dobrze.
Nie
wiedziałam, czy mam wierzyć jego słowom. Nic nas nie uratuje. Jesteśmy bez
szans.
Nagle ktoś
uniósł zielonookiego i pociągnął go. Stłumiłam krzyk. Azazel zaśmiał się pod
nosem. Zmieniłam pozycie, usiadłam na ziemi i zaczęłam się trząść. Po raz
kolejny stała się jasność. Wiatr stawał się silniejszy, wyginał gałęzie drzew.
- Chyba nie
uważasz na lekcji. – Usłyszałam. – Popatrz, kto tam jest. Możliwe, że to twój
kolega z ławki.
O co mu
chodziło?
Zrozumiałam,
gdy odwróciłam głowę.
* Korzystałam z google tłumacza - "Krew magiczna złącz się z potępioną."
** "Z prochu jesteś i czas abyś powstał."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz