sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 26

 Nie wiedziałam, kogo wybierze na pierwszą ofiarę. Okazało się, że człowieka. Ale myślałam o nieznajomym, którego spotka nocą na parkingu. Myliłam się. Jak on mógł go wziąć?
 Czułam narastający we mnie gniew. Gorące łzy paliły moje policzki. Krew wrzała w żyłach. Byłam tak wkurzona, że mogłabym roztrzaskać głowę Azazela na milion kawałków.
 On zabił Adama.
 Mojego najlepszego przyjaciela.
 Nie daruje im tego.
 Jego ciało leżało bezwładnie na ziemi, obok dziury, nad którą stała Ava, nadal wypowiadając zaklęcie. Oczy mnie piekły, dłonie bolały od zaciskania w pieści. Serce mi pękało, ponieważ patrzyłam na niego, a on na mnie. Ale nie mógł tego robić. Jego już nie było.
 Nie mogłam tego znieść.
 Musiałam coś zrobić.

Chris
 Dopiero, co się ocknąłem. Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Dużo mnie ominęło. Ava stała nieruchomo, Taylor trzymała Bena, a Anna płakała. Lydia, która znajdowała się obok, trzęsła się i powtarzała jak mantrę:
 - To tylko sen. To tylko sen.
 Czułem się cały obolały. Nie odczuwałem większości ciała. Po chwili zrozumiałem, dlaczego. W klatce piersiowej miałem wszędzie powbijane gałęzie. Powoli wyciągałem je. Byłem osłabiony.
 - Anna – powiedziałem, wstając.
 Dziewczyna nie patrzyła się na mnie. Widziałem jak mocno zacisnęła pięści, że aż wyczułem trochę krwi. Odniosłem wrażenie, że się zmienia.
 Na gorsze czy na lepsze?
 Teraz jej oczy świeciły. Włosy okalała jasna poświata. Wiatr przybrał na sile, a z nieba zaczęły kapać krople wody. Raz po raz piorun oświetlał okolice.
 Taylor zaczęła się śmiać. Jednak to nie był jej głos. Był inny. Zły. Jakby Azazela.
 Powoli podszedłem do Anny omijając kuzyna i jego towarzysza. Nie rozumiałem, co się tutaj dzieje. Sądząc po fazie księżyca i mówiącej pod nosem Avy, uznałem, że To się zaczęło. Oni chcą kogoś przywrócić. Tylko kogo?
 Brązowowłosa wygięła rękę i przechyliła głowę do tyłu. Ciemnoskóra kobieta krzyknęła, przerywając zaklęcie.
 - Nie! Zostaw ją! – krzyknęła Taylor, której nagle zaczęły wypadać włosy, a te, które zostały zmieniły kolor na brązowy z siwymi końcówkami.
 Wiatr nasilił się, krople deszczu były coraz większe, a czasami zaczynał padał grad. Złapałem Anne, lecz odtrąciła mnie. Odwróciła się w moją stronę i otworzyła usta.
 A następnie ogarnęła wszystkich jasność słońca i gwiazd.
 Oślepłem. Czułem na ciele ogień. Wszystko mnie piekło, nawet włosy. Nie umierałem, ale tak myślałem. Kątem oka widziałem moją rodzinę, którą porzuciłem w 1965 roku. Wiedziałem, że to nieprawda. Ich dusze zostały przyjęte do Nieba. A ja nie mam jej. Więc, co mi zostało? Piekło? Czyściec? Albo miejsce, które jeszcze nie ma nazwy.
 Kiedy te uczucia i blask znikły, myślałem, że minęły stulecia. A tak naprawdę to około dziesięć minut.
 Otworzyłem oczy. Azazela nie było, tak samo jak Avy, Lydii i Bena. Anna leżała obok mnie. Kucnąłem i przytuliłem ją. Miała mokre policzki.
 - Gdzie … Gdzie oni są? – jęknęła. Cała drżała. Chciałem ją mocniej przytulić, ocieplić. Pocałowałem ją w czoło. – Co ja właśnie zrobiłam? Dokąd oni poszli? Nie ma Lydii i Bena. Oni są w niebezpieczeństwie. Taylor umiera na drzewie.
 Pomogłem jej wstać. Dopiero teraz zauważyłem, że coś się zmieniło. Nie jesteśmy na polanie, nie ma dziury. Nawet liście drzew powiewały w innym kierunku.
 - Przenieśliśmy się – wyszeptałem zaskoczony.
 Dziewczyna uniosła głowę, prosząc, abym powtórzył.
 - Przenieśliśmy się. To, dlatego ich nie ma.
 Rozejrzała się. Pokręciła głową. W oczach pojawiły się łzy, które powstrzymywała.
 - To niemożliwe. Moja magia jest nieaktywna – powiedziała, ukrywając twarz w dłoniach.
 Ben coś tam mi mówił o tym, tylko nie pamiętam szczegółów.
 - Najwidoczniej to już przeszłość. Uaktywniłaś ją.
 Anna nie miała siły, by dopowiedzieć. Widziałem, że to zabrało jej za dużo. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy szukać innych. Jednak po kilku krokach dziewczyna złapała się za udo i krzyknęła.
 - Co się dzieje? – zapytałem przerażony.
 Domyślałem się, co to oznacza, ale chciałem mieć pewność.
 - Pewnie kolejny objaw. – Powstrzymywała się od wrzasków. Ciągle trzymała się za nogę.
 Wziąłem ją na ręce i tak szybko jak tylko potrafiłem ruszyliśmy na polane, gdzie niedługo miał się skończyć rytuał przywołania.
Anna
 Ból w udzie się nasilił. Nie mogłam nawet stać, a co dopiero chodzić. Czułam się okropnie. Nie miałam siły na nic i do tego nie pamiętałam, co zrobiłam, żeby się tu dostać. Ostatnie, co przypominam to Adam. Jego ciało leżące z poderżniętym gardłem. Jak Azazel i Ava mogli go zabić? On miał być dzisiaj u Lexi. A jeśli ją też porwali? W jednej z wizji Ben mówił, że starszy wampir zabił ją i Adama.
 Zaczęłam płakać i trząść. Chris od razu przytulił mnie mocniej. Straciłam najważniejsze osoby w moim życiu: babcie, Adama. Nie pozwolę, żeby ktoś inny odszedł. Musiałam uratować Lydię, bez niej zaklęcie się nie powiedzie.
 Gdy dotarliśmy na miejsce Ava trzymała krwawiącego wampira. Krew tryskała prosto na mokrą ziemię. Głowa ledwie, co trzymała się na szyi. Zrobiło mi się niedobrze na ten widok. Jak można coś takiego zrobić? I to z zimną krwią?
 Chris i ja chowaliśmy się w krzakach i jeszcze dzięki nimi kobieta nie wie, że tu jesteśmy.
 Dopiero, gdy martwy wampir upadł obok ciała Adama zauważyłam blond włosy. To nie był Ben. Tylko Taylor. Na moim sercu pojawiła się kolejna niewidzialna rana. Nie znałam Taylor za dobrze. Poznałyśmy się niecały miesiąc temu. Ale od tamtego czasu stała się moją przyjaciółką. Miałam ochotę krzyknąć na całe gardło, podbiec do niej i płakać. Próbowałabym coś zrobić, aby przywrócić ją do świata żywych. A tym bardziej Adama.
 - Długo jeszcze? – zapytał zniecierpliwiony Azazel.
 - Nie poganiaj mnie. Robię to najszybciej jak mogę – syknęła kobieta, nie odwracając się do rozmówcy.
 Jeszcze mamy szanse, pomyślałam, musimy tylko uratować Lydię.
 Chris pokazał miejsce, gdzie siedziała Kreye. Miałam zamiar sama do niej podejść, ale gdy postawiłam lewą nogę ból przeszedł po całej kończynie. Otworzyłam usta, przez które miałam jęknąć, lecz chłopak je zakrył. Właśnie miałam zrobić najgłupszą rzecz w tym momencie i wskazać wrogowi, gdzie się ukrywamy. Na całe szczęście miałam przy sobie towarzysza, który myśli racjonalnie w takich sytuacjach.
 On sam poszedł do Lydii, a ja zostałam na swoim miejscu. Rzuciłam okiem na polane. Nigdzie nie widziałam Bena. Zdołał uciec?
 Poczułam coś mokrego na ramieniu. Spojrzałam na nie i zamarłam. Stał przy mnie wilkołak, a z jego paszczy kapała strużka śliny. Strużka? Chciałam powiedzieć wodospad. Całą rękę miałam mokrą.
 Próbowałam się nie ruszać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.