niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 12

 W nocy nie spałam, ciągle myślałam o wizji Banci, Nyks i mojej śmierci. Czy Bianca miała podobne wizje? Czy udało jej się coś zmienić? Czy ktoś kiedykolwiek zmienił bieg wydarzeń?
 Na balkonie usłyszałam cichy chrzęst. Odwróciłam się. Ben stał przed wejściem. Ręce ukrył w kieszeniach. Niechętnie wstałam z łóżka i otworzyłam mu. Przez szparę wszedł też zimny podmuch, muskając moją twarz. Usiadłam na materacu, opierając o zagłówek. Wampir zrobił to samo. Nie odzywaliśmy się przez jakieś siedem minut. Nie było niezręcznie, tylko po prostu nie mieliśmy nic do powiedzenia. Albo nie wiedzieliśmy, jak ułożyć zdanie.
 Okryłam się kołdrą, aż po pachy. Było mi ciepło, lecz odczuwałam zimno na całym ciele. Ręce mi drżały, a nóg prawie nie czułam. Coś mnie odblokowało. Pękłam. Oczy piekły, a policzki i brodę miałam mokre. Oraz co chwilę pociągałam nosem.
 Mężczyzna przytulił mnie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie mogłam przestać płakać. Jakby tama zniknęła, a cały ocean łez wylał się na powierzchnię.
 - Ja nie chcę umrzeć – powiedziałam cicho.
 Ben nadal mnie obejmował, mocniej, jakby nie chciał nigdy puścić. Nie wyrażał zgody na to, aby śmierć mnie zabrała. Głaskał plecy, aż poczułam się lepiej.
 Złapałam jego bluzkę i wciągałam zapach. Pachniał mydłem oraz męskim dezodorantem. Zamknęłam oczy, wtapiając się w niego. Czułam ten zapach nawet, gdy zasnęłam i wstawałam. Miałam wrażenie, że dłoń Bena nadal trzyma się na moich plecach, a materac już zawsze będzie miał jego odcisk ciała na tej połowie łóżka.

 Gdy wchodziłam do kuchni moja mama sypała płatki czekoladowe do miski z mlekiem. Położyła ją na stole razem z łyżką.
 - Myślałam, że nie zdążysz zrobić sobie śniadania, więc ja je zrobiłam. Dla ciebie.
 Co się stało? Mama coś przeskrobała. Ostatni raz zrobiła mi śniadanie, gdy miałam osiem lat.
 - Dzięki – powiedziałam i usiadłam na wskazanym krześle.
 Od razu wzięłam się za konsumpcję. Mleko już zmieniało swój kolor, a niektóre płatki były nasiąknięte napojem. Rodzicielka usiadła obok i wpatrywała się we mnie. Na początku nie przeszkadzało mi to, lecz później zaczęło to doskwierać. 
 - Co? – zapytałam zbyt gniewnie.
 Kobieta złapała mnie za wolną rękę. Jej dłonie były zimne jakby kilka minut trzymała je w lodówce.
 - Słyszałam, jak płakałaś w nocy – wyszeptała, jakby to było tajemnicą. Każdy przecież czasami płacze. – Coś się stało? Jak byłaś u Bena?
 Nie chciałam mówić, o tym, że za kilka miesięcy umrę. To złamałoby jej serce. Już w ogóle nie mogłabym wychodzić z domu, ciągle byłabym pod jej opieką. Jeszcze jest za wcześnie na taką rozmowę. A może uda mi się zmienić bieg wydarzeń. Ben i Bianca obiecali, że będą mnie chronić, a ja im ufam. Przynajmniej wampirowi.
 - Nic mi nie jest. Płakałam z powodu … Lexi.
 - Wiem, że jest coś jeszcze. Czuję to. – Westchnęła. – Możesz mi powiedzieć wszystko.
 - Nic mi nie jest! – wrzasnęłam, szybko wstając, aż krzesło się przewróciło.
 Niezapalone lampki zaczęły migać, woda w czajniku się gotowała, obraz w holu spadł na podłogę, a pusta miska przechodziła w jeden kąt stołu do drugiego.
 Nie panowałam nad swoją mocą, tak samo jak nad gniewem. Lecz w tym momencie czułam się wolna i zrelaksowana, nawet gdy plecy miałam sztywne i wbijałam paznokcie w obrus. Słyszałam swoje imię. Matka mówiła do mnie od jakiegoś czasu. Kiedy spojrzałam jej w oczy, uspokoiłam się. Ale nie przeprosiłam. Wzięłam tylko torbę i wyszłam z mieszkania.

 Oczywiście w szkole wszyscy gadali o balu: za kogo się przebiorą, jak będzie wyglądać sala, kto wybierał muzykę. Gdybym była normalną nastolatką też bym się przyłączyła do rozmowy, ale miałam ważniejsze sprawy na głowie. A mianowicie własną śmierć. Kiedy to się stanie, jak to się stanie, w co będę ubrana.
 Nie jestem normalna.
 - Anna. – Zaczepiła mnie Sylvia Sheppard. – Chcę cię o coś zapytać. To ważne.
 Przystanęłam obok swojej szafki. Otworzyłam ją i wyjęłam potrzebne książki.
 - Lepsze są niebieskie światła czy zielone?
 I to jest ta ważna sprawa? Kolor świateł? Dla niej najważniejszą rzeczą w tej chwili jest oświetlenie. A przecież są poważniejsze problemy na świecie.
 Ja za około trzy miesiące umrę!
 Nie mam czasu rozmawiać, o czymś takim.
 - Nie wiem. Nie obchodzi mnie to – syknęłam, zatrzaskując szafkę.
 Czy wszyscy muszą mnie dzisiaj wkurzać?
 Sylvia mnie dogoniła, złapała za prawe ramię i obróciła. Stłumiłam jęknięcie. Może już nie mam żadnego śladu po ranie, ale to nie oznacza, że nadal mnie boli.
 - Myślałam, że idziesz na bal – rzekła, sprawdzając listę osób.
 - No i co z tego. – Krew mi się w żyłach gotowała. – Niektórzy ludzie mają ważniejsze sprawy.
 Wybuchłam. Usłyszałam, że na dworze rozpętała się burza z piorunami. Wiatr wiał silniej niż przedtem.
 - Wiem, że Lexi zginęła. Już naprawdę. Ale nie musisz wyładowywać złości na mnie. – Nawet po tym, jak na nią naskoczyłam, ona była miła dla mnie. – Niektórzy wiedzieli od dawna, że ona nie żyje.
 Zacisnęłam mocno dłonie oraz zgrzytałam zębami. Ręce zaczęły mnie piec, lecz nadal je tak trzymałam. Już przewracałam oczami, taki żeby tylko białko było widać, lecz głośny dzwonek na lekcje mi przerwał.
 A później nagle wszystko ucichło. Nie padało za oknem, nie wiał tak ostry wiatr. Twarz dziewczyny była czerwona. Miała uciec ode mnie, jednak ktoś ją powstrzymał. Ben stanął przed nią i wpatrywał się w jej oczy. Sylvia kilkakrotnie zamrugała, a nas już wtedy nie było.
 Stałam z wampirem przed szkołą. W tym momencie przestałam czuć gniew, a w jego miejsce wstąpiło poczucie winy. Dwukrotnie w tym dniu użyłam magii i nie mogłam jej kontrolować. Moc sama się wymsknęła na zewnątrz. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam cichutko płakać.
 Ben poklepał mnie po plecach i przemówił:
 - Co się tam stało?
 Pokręciłam głową.
 - Z byle powodu zaczęłam być zła na koleżankę. I nie mogłam przestać.
 Po chwili wytarłam policzki. A wtedy przyszło do mnie pytanie. Co Ben tu robił?
 - Poczułem, że coś jest nie tak z tobą i przyjechałem – odpowiedział na pytanie, jakby umiał czytać w myślach.
 - Poczułeś? – spytałam.
 Zielonooki przeczesał włosy ręką. Nie odpowiedział od razu, pewnie musiał najpierw sam to sobie wytłumaczyć.
 - To zaczęło się dzisiaj. Wstałem, bo poczułem gniew. Głęboko w środku mnie. Po kilku minutach przestało. Ale niedawno wyczułem to samo, tylko z większą siłą.
 Nie rozumiałam tego. Jak on mógł czuć to, co ja? Przecież nie jesteśmy jakoś ze sobą powiązani. Właściwie, czy to możliwe?
 - Jak?
 Ben podniósł ramiona.
 - Powinnaś już wracać na lekcje – powiedział szybko i odszedł.
 Jeszcze tam stałam, rozmyślając o tym. Czy to się wydarzyło po zaklęciu przedwczoraj miało z tym do czynienia? Moja krew wpłynęła do jego ran. Czy tak się to robi?
 Przez to całe moje dziwne życie zaczęłam obgryzać moje pomalowane paznokcie. 


 Nazajutrz odbył się pogrzeb Lexi. Pamele, matka dziewczyny, zaprosiła tylko najbliższą rodzinę i mnie. Dziwnie tam się czułam. Nikogo nie było w moim wieku. Byłam najstarszą z dzieci, a najmłodszą z dorosłych. W tym tłumie znałam tylko rodziców zmarłej.
 Przed mszą ojciec Lexi, Felix, zaprosił mnie do małego pokoju. Pomieszczenie nie miało okien, a wchodziło się do nich przez podwójne, drewniane drzwi. W kątach stały ciemnobrązowe lampy, więc pokój wydawał się jasny. Na samym środku ustawiono stół, a nim otwarta trumna. Podeszłam do niej. Strach zacisnął moje gardło, które wyschło na wiór. W tym momencie nie mogłam nic powiedzieć, ani nawet przełknąć śliny.
 Lexi wyglądała jakby spała. Długie blond włosy miała rozpuszczone, lekki makijaż, a skóra wyglądała normalnie, tylko że błyszczała. Ręce dziewczyny trzymały różaniec, pomalowane na bezbarwny kolor paznokcie wyglądały niezdrowo jakby nigdy nie wydawała mnóstwo pieniędzy na manicure. Ubrali ją w kremową, prostą sukienkę do kolan, białe pończochy i buty, które nigdy by nie włożyła.
 Zauważyłam, że zostałam sama w pomieszczeniu. Spojrzałam jeszcze raz na przyjaciółkę.
 - Co tak naprawdę się stało? – spytałam samą siebie. Nie wierzyłam w historię o ludzkim przestępcy. Lexi była z Adamem tej nocy. Niemożliwe, aby złapał dziewczynę, a drugiej osoby już nie. Może to się stało po tym, jak Azazel złapał Adama.
 Wzięłam blondynkę za rękę i pękłam. Ona była taka zimna. Jej już nie było, została tylko pusta skorupa. Słone łzy popłynęły po policzkach, brodzie, aż do klatki piersiowej. Wyjęłam z torebki chusteczkę, dzięki której wysmarkałam nos oraz wytarłam twarz.
 Nie mogę uwierzyć, że ona odeszła. Wcześniej miałam wielką nadzieję, że się odnajdzie, ale żywa.
 Drzwi się otworzyły. Nie odwróciłam się, byłam zbyt zajęta żegnaniem się z przyjaciółka, niż oglądanie, kto przyszedł. Poczułam, jak kobiece ramiona mnie otulają. Wyczułam też ostry zapach Coco Channel No5. Obok mnie stała Pamele, wysoka kobieta o krótkich blond włosach i brązowych oczach. I tak samo, jak córka, miała pod nadgarstkiem lewej ręki znamię w kształcie sierpa księżyca.
 Dokładny jak u córki. Którego nie widziałam. A żaden makijaż tego nie przykrywa.
 Czy to jakaś wskazówka?


 Po mszy wszyscy zebrani poszli na jeszcze pusty grób, gdzie za chwilę będzie leżało ciało Lexi. Ksiądz odmówił modlitwę. Powiedział to samo zdanie, które słyszałam kilka razy. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Następnie zamknięta trumna powoli lądowała do głębokiej dziury. Matka Alexis miała schowaną twarz w dłoniach, ale widziałam łzy rozpaczy. Felix stał niewzruszony, choć udawał, że się przejął. Czemu nie jest smutny, czemu nie płacze? On wie, że to nie jego córka mieści się w drewnianej skrzyni?
 Wzięłam garść piasku i rzuciłam w dół. Piach rozniósł się po trumnie. Zostanie tam, jak rozpacz po utracie. Zrzuciłam też pojedynczą różę. Miałam jeszcze dwie w zanadrzu. Dla Adama i babci. Dawno ich nie odwiedzałam.
 Grób chłopaka miał złote napisy oraz brakowało zdjęcia.

 Tu leży Adam Ross Ackless

 Imię się trochę starło, jakby ktoś ciągle wodził palcem po nim.
 Napisy babuni były w kolorze brunatnym, a zdjęcie zrobiono za czasów, gdy miałam dziesięć lat. W dzień, kiedy odwiedzałam babcię, robiłam mnóstwo fotografii nowym aparatem. Sfotografowałam staruszkę, siebie na jej kolanach, wnętrze domu i podjazd.

Tanisha Becker. Żyła lat 77

 Pomiędzy nazwą a wiekiem kiedyś znajdowała się wyrwa, którą teraz wypełnia magiczny kamień, Sodalit. Pamiętam, jak poprosiłam przyjaciółkę, aby zostawiła go przy mogile. Ja byłam zbyt zdołowana, by wyjść z pokoju, czy nawet coś zjeść.
 - Cześć, babuniu – przywitałam się, klękając. – Stęskniłam się.
 Dotknęłam niebieski klejnot. Czułam w nim magię, silną i dobrą. Do nozdrzy wleciał zapach pieczonych ciasteczek i perfum.
 - Chciałam ci opowiedzieć, co się działo w moim życiu przez te kilka miesięcy, ale pewnie już to wiesz. Przecież mnie oglądasz.
 Staruszka zatrzymała się w Krainie Duchów, gdzie dusze czarownic mogą przyglądać się życiu swoich dzieci lub wnucząt.
 - Potrzebuję cię. Chciałabym, żebyś była ze mną w każdej chwili. Sama nie daję rady.
 Gdy już miałam odejść zerwał się silny wiatr. Liście poruszały się w stronę kapliczki.
   Zawszę jestem przy tobie.
 Usłyszałam, lecz mogło mi się przesłyszeć. Głos w głowie brzmiał tak samo jak babci. Poczułam nawet zapach jej perfum i ciepło w środku mnie. Jeszcze raz spojrzałam na grób. Kamień połyskiwał w słabym świetle słońca, jednak moim zdaniem to było najjaśniejsze światło dla mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.