W nocy nie
spałam, ciągle myślałam o wizji Banci, Nyks i mojej śmierci. Czy Bianca miała
podobne wizje? Czy udało jej się coś zmienić? Czy ktoś kiedykolwiek zmienił
bieg wydarzeń?
Na balkonie
usłyszałam cichy chrzęst. Odwróciłam się. Ben stał przed wejściem. Ręce ukrył w
kieszeniach. Niechętnie wstałam z łóżka i otworzyłam mu. Przez szparę wszedł
też zimny podmuch, muskając moją twarz. Usiadłam na materacu, opierając o zagłówek.
Wampir zrobił to samo. Nie odzywaliśmy się przez jakieś siedem minut. Nie było niezręcznie,
tylko po prostu nie mieliśmy nic do powiedzenia. Albo nie wiedzieliśmy, jak
ułożyć zdanie.
Okryłam się
kołdrą, aż po pachy. Było mi ciepło, lecz odczuwałam zimno na całym ciele. Ręce
mi drżały, a nóg prawie nie czułam. Coś mnie odblokowało. Pękłam. Oczy piekły,
a policzki i brodę miałam mokre. Oraz co chwilę pociągałam nosem.
Mężczyzna
przytulił mnie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie mogłam przestać
płakać. Jakby tama zniknęła, a cały ocean łez wylał się na powierzchnię.
- Ja nie
chcę umrzeć – powiedziałam cicho.
Ben nadal
mnie obejmował, mocniej, jakby nie chciał nigdy puścić. Nie wyrażał zgody na
to, aby śmierć mnie zabrała. Głaskał plecy, aż poczułam się lepiej.
Złapałam
jego bluzkę i wciągałam zapach. Pachniał mydłem oraz męskim dezodorantem.
Zamknęłam oczy, wtapiając się w niego. Czułam ten zapach nawet, gdy zasnęłam i
wstawałam. Miałam wrażenie, że dłoń Bena nadal trzyma się na moich plecach, a
materac już zawsze będzie miał jego odcisk ciała na tej połowie łóżka.
Gdy
wchodziłam do kuchni moja mama sypała płatki czekoladowe do miski z mlekiem.
Położyła ją na stole razem z łyżką.
- Myślałam,
że nie zdążysz zrobić sobie śniadania, więc ja je zrobiłam. Dla ciebie.
Co się
stało? Mama coś przeskrobała. Ostatni raz zrobiła mi śniadanie, gdy miałam
osiem lat.
- Dzięki –
powiedziałam i usiadłam na wskazanym krześle.
Od razu
wzięłam się za konsumpcję. Mleko już zmieniało swój kolor, a niektóre płatki
były nasiąknięte napojem. Rodzicielka usiadła obok i wpatrywała się we mnie. Na
początku nie przeszkadzało mi to, lecz później zaczęło to doskwierać.
- Co? –
zapytałam zbyt gniewnie.
Kobieta
złapała mnie za wolną rękę. Jej dłonie były zimne jakby kilka minut trzymała je
w lodówce.
- Słyszałam,
jak płakałaś w nocy – wyszeptała, jakby to było tajemnicą. Każdy przecież
czasami płacze. – Coś się stało? Jak byłaś u Bena?
Nie chciałam
mówić, o tym, że za kilka miesięcy umrę. To złamałoby jej serce. Już w ogóle
nie mogłabym wychodzić z domu, ciągle byłabym pod jej opieką. Jeszcze jest za
wcześnie na taką rozmowę. A może uda mi się zmienić bieg wydarzeń. Ben i Bianca
obiecali, że będą mnie chronić, a ja im ufam. Przynajmniej wampirowi.
- Nic mi nie
jest. Płakałam z powodu … Lexi.
- Wiem, że
jest coś jeszcze. Czuję to. – Westchnęła. – Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Nic mi nie
jest! – wrzasnęłam, szybko wstając, aż krzesło się przewróciło.
Niezapalone
lampki zaczęły migać, woda w czajniku się gotowała, obraz w holu spadł na
podłogę, a pusta miska przechodziła w jeden kąt stołu do drugiego.
Nie panowałam
nad swoją mocą, tak samo jak nad gniewem. Lecz w tym momencie czułam się wolna
i zrelaksowana, nawet gdy plecy miałam sztywne i wbijałam paznokcie w obrus.
Słyszałam swoje imię. Matka mówiła do mnie od jakiegoś czasu. Kiedy spojrzałam
jej w oczy, uspokoiłam się. Ale nie przeprosiłam. Wzięłam tylko torbę i wyszłam
z mieszkania.
Oczywiście w
szkole wszyscy gadali o balu: za kogo się przebiorą, jak będzie wyglądać sala,
kto wybierał muzykę. Gdybym była normalną nastolatką też bym się przyłączyła do
rozmowy, ale miałam ważniejsze sprawy na głowie. A mianowicie własną śmierć.
Kiedy to się stanie, jak to się stanie, w co będę ubrana.
Nie jestem
normalna.
- Anna. –
Zaczepiła mnie Sylvia Sheppard. – Chcę cię o coś zapytać. To ważne.
Przystanęłam
obok swojej szafki. Otworzyłam ją i wyjęłam potrzebne książki.
- Lepsze są
niebieskie światła czy zielone?
I to jest ta
ważna sprawa? Kolor świateł? Dla niej najważniejszą rzeczą w tej chwili jest
oświetlenie. A przecież są poważniejsze problemy na świecie.
Ja za około
trzy miesiące umrę!
Nie mam
czasu rozmawiać, o czymś takim.
- Nie wiem.
Nie obchodzi mnie to – syknęłam, zatrzaskując szafkę.
Czy wszyscy
muszą mnie dzisiaj wkurzać?
Sylvia mnie
dogoniła, złapała za prawe ramię i obróciła. Stłumiłam jęknięcie. Może już nie
mam żadnego śladu po ranie, ale to nie oznacza, że nadal mnie boli.
- Myślałam,
że idziesz na bal – rzekła, sprawdzając listę osób.
- No i co z
tego. – Krew mi się w żyłach gotowała. – Niektórzy ludzie mają ważniejsze sprawy.
Wybuchłam.
Usłyszałam, że na dworze rozpętała się burza z piorunami. Wiatr wiał silniej
niż przedtem.
- Wiem, że
Lexi zginęła. Już naprawdę. Ale nie musisz wyładowywać złości na mnie. – Nawet po
tym, jak na nią naskoczyłam, ona była miła dla mnie. – Niektórzy wiedzieli od
dawna, że ona nie żyje.
Zacisnęłam
mocno dłonie oraz zgrzytałam zębami. Ręce zaczęły mnie piec, lecz nadal je tak
trzymałam. Już przewracałam oczami, taki żeby tylko białko było widać, lecz
głośny dzwonek na lekcje mi przerwał.
A później
nagle wszystko ucichło. Nie padało za oknem, nie wiał tak ostry wiatr. Twarz
dziewczyny była czerwona. Miała uciec ode mnie, jednak ktoś ją powstrzymał. Ben
stanął przed nią i wpatrywał się w jej oczy. Sylvia kilkakrotnie zamrugała, a
nas już wtedy nie było.
Stałam z
wampirem przed szkołą. W tym momencie przestałam czuć gniew, a w jego miejsce
wstąpiło poczucie winy. Dwukrotnie w tym dniu użyłam magii i nie mogłam jej
kontrolować. Moc sama się wymsknęła na zewnątrz. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam
cichutko płakać.
Ben poklepał
mnie po plecach i przemówił:
- Co się tam
stało?
Pokręciłam
głową.
- Z byle
powodu zaczęłam być zła na koleżankę. I nie mogłam przestać.
Po chwili
wytarłam policzki. A wtedy przyszło do mnie pytanie. Co Ben tu robił?
- Poczułem,
że coś jest nie tak z tobą i przyjechałem – odpowiedział na pytanie, jakby
umiał czytać w myślach.
- Poczułeś? –
spytałam.
Zielonooki
przeczesał włosy ręką. Nie odpowiedział od razu, pewnie musiał najpierw sam to
sobie wytłumaczyć.
- To zaczęło
się dzisiaj. Wstałem, bo poczułem gniew. Głęboko w środku mnie. Po kilku
minutach przestało. Ale niedawno wyczułem to samo, tylko z większą siłą.
Nie
rozumiałam tego. Jak on mógł czuć to, co ja? Przecież nie jesteśmy jakoś ze
sobą powiązani. Właściwie, czy to możliwe?
- Jak?
Ben podniósł
ramiona.
- Powinnaś
już wracać na lekcje – powiedział szybko i odszedł.
Jeszcze tam
stałam, rozmyślając o tym. Czy to się wydarzyło po zaklęciu przedwczoraj miało
z tym do czynienia? Moja krew wpłynęła do jego ran. Czy tak się to robi?
Przez to
całe moje dziwne życie zaczęłam obgryzać moje pomalowane paznokcie.
Nazajutrz
odbył się pogrzeb Lexi. Pamele, matka dziewczyny, zaprosiła tylko najbliższą
rodzinę i mnie. Dziwnie tam się czułam. Nikogo nie było w moim wieku. Byłam
najstarszą z dzieci, a najmłodszą z dorosłych. W tym tłumie znałam tylko
rodziców zmarłej.
Przed mszą
ojciec Lexi, Felix, zaprosił mnie do małego pokoju. Pomieszczenie nie miało
okien, a wchodziło się do nich przez podwójne, drewniane drzwi. W kątach stały
ciemnobrązowe lampy, więc pokój wydawał się jasny. Na samym środku ustawiono
stół, a nim otwarta trumna. Podeszłam do niej. Strach zacisnął moje gardło,
które wyschło na wiór. W tym momencie nie mogłam nic powiedzieć, ani nawet
przełknąć śliny.
Lexi
wyglądała jakby spała. Długie blond włosy miała rozpuszczone, lekki makijaż, a
skóra wyglądała normalnie, tylko że błyszczała. Ręce dziewczyny trzymały
różaniec, pomalowane na bezbarwny kolor paznokcie wyglądały niezdrowo jakby
nigdy nie wydawała mnóstwo pieniędzy na manicure. Ubrali ją w kremową, prostą
sukienkę do kolan, białe pończochy i buty, które nigdy by nie włożyła.
Zauważyłam,
że zostałam sama w pomieszczeniu. Spojrzałam jeszcze raz na przyjaciółkę.
- Co tak
naprawdę się stało? – spytałam samą siebie. Nie wierzyłam w historię o ludzkim
przestępcy. Lexi była z Adamem tej nocy. Niemożliwe, aby złapał dziewczynę, a
drugiej osoby już nie. Może to się stało po tym, jak Azazel złapał Adama.
Wzięłam
blondynkę za rękę i pękłam. Ona była taka zimna. Jej już nie było, została
tylko pusta skorupa. Słone łzy popłynęły po policzkach, brodzie, aż do klatki
piersiowej. Wyjęłam z torebki chusteczkę, dzięki której wysmarkałam nos oraz
wytarłam twarz.
Nie mogę
uwierzyć, że ona odeszła. Wcześniej miałam wielką nadzieję, że się odnajdzie,
ale żywa.
Drzwi się
otworzyły. Nie odwróciłam się, byłam zbyt zajęta żegnaniem się z przyjaciółka,
niż oglądanie, kto przyszedł. Poczułam, jak kobiece ramiona mnie otulają.
Wyczułam też ostry zapach Coco Channel No5. Obok mnie stała Pamele,
wysoka kobieta o krótkich blond włosach i brązowych oczach. I tak samo, jak
córka, miała pod nadgarstkiem lewej ręki znamię w kształcie sierpa księżyca.
Dokładny jak
u córki. Którego nie widziałam. A żaden makijaż tego nie przykrywa.
Czy to jakaś
wskazówka?
Po mszy
wszyscy zebrani poszli na jeszcze pusty grób, gdzie za chwilę będzie leżało
ciało Lexi. Ksiądz odmówił modlitwę. Powiedział to samo zdanie, które słyszałam
kilka razy. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Następnie zamknięta
trumna powoli lądowała do głębokiej dziury. Matka Alexis miała schowaną twarz w
dłoniach, ale widziałam łzy rozpaczy. Felix stał niewzruszony, choć udawał, że
się przejął. Czemu nie jest smutny, czemu nie płacze? On wie, że to nie jego
córka mieści się w drewnianej skrzyni?
Wzięłam
garść piasku i rzuciłam w dół. Piach rozniósł się po trumnie. Zostanie tam, jak
rozpacz po utracie. Zrzuciłam też pojedynczą różę. Miałam jeszcze dwie w
zanadrzu. Dla Adama i babci. Dawno ich nie odwiedzałam.
Grób
chłopaka miał złote napisy oraz brakowało zdjęcia.
Tu leży Adam Ross Ackless
Imię się trochę
starło, jakby ktoś ciągle wodził palcem po nim.
Napisy
babuni były w kolorze brunatnym, a zdjęcie zrobiono za czasów, gdy miałam
dziesięć lat. W dzień, kiedy odwiedzałam babcię, robiłam mnóstwo fotografii nowym
aparatem. Sfotografowałam staruszkę, siebie na jej kolanach, wnętrze domu i
podjazd.
Tanisha
Becker. Żyła lat 77
Pomiędzy
nazwą a wiekiem kiedyś znajdowała się wyrwa, którą teraz wypełnia magiczny
kamień, Sodalit. Pamiętam, jak poprosiłam przyjaciółkę, aby zostawiła go przy
mogile. Ja byłam zbyt zdołowana, by wyjść z pokoju, czy nawet coś zjeść.
- Cześć,
babuniu – przywitałam się, klękając. – Stęskniłam się.
Dotknęłam
niebieski klejnot. Czułam w nim magię, silną i dobrą. Do nozdrzy wleciał zapach
pieczonych ciasteczek i perfum.
- Chciałam
ci opowiedzieć, co się działo w moim życiu przez te kilka miesięcy, ale pewnie
już to wiesz. Przecież mnie oglądasz.
Staruszka
zatrzymała się w Krainie Duchów, gdzie dusze czarownic mogą przyglądać się życiu
swoich dzieci lub wnucząt.
- Potrzebuję
cię. Chciałabym, żebyś była ze mną w każdej chwili. Sama nie daję rady.
Gdy już
miałam odejść zerwał się silny wiatr. Liście poruszały się w stronę kapliczki.
Zawszę jestem przy tobie.
Usłyszałam,
lecz mogło mi się przesłyszeć. Głos w głowie brzmiał tak samo jak babci.
Poczułam nawet zapach jej perfum i ciepło w środku mnie. Jeszcze raz spojrzałam
na grób. Kamień połyskiwał w słabym świetle słońca, jednak moim zdaniem to było
najjaśniejsze światło dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz