Anna
Obudziwszy się
zastałam swoją mamę w progu. Była na mnie wściekła, co oznaczała jej mina i
postura. Miałam wielkie poczucie winy przez to, że wyszłam na dwór. Sama. Około
północy. O tej godzinie na mieście grasowało wiele wampirów i wilkołaków. Wspaniała
okazja dla łowców.
Rodzicielka
podeszła do mnie, nadal trzymając ręce na piersi. Ta cisza z jej strony była
dobijająca. Wolałabym, żeby na mnie wrzeszczała, dała mi karę, czy coś. A tym czasem
prześwietlała mnie wzrokiem. Nie czułam się z tym dobrze.
-
Przepraszam – powiedziałam, zaciskając mocno oczy.
Było mi
wstyd i z tego powodu chciało mi się płakać. Dotknęłam palcami policzka. Pod
lekkim naciskiem jęknęłam słabo. Piekło. Bolało. Ciekawe, jak wtedy wyglądałam.
Całe fioletowe oko, zaczerwieniony policzek. A do tego rana na ramieniu. I
jeszcze byłam strasznie blada.
- Martwiłam
się o ciebie. – Odezwała się kobieta. Podniosłam wzrok. – Myślałam, że już nie
wrócisz. Bałam się, że cię już nigdy nie zobaczę.
Podniosłam
się na kolana i mocno przytuliłam mamę. Czułam jak dygocze, poczułam jej
nerwowe bicie serca.
- Nigdy
więcej mi tego nie rób! – Jej głos był stanowczy, chociaż w pewnym momencie się
załamał. – Nie chcę cię stracić.
Nie puściłam
jej, dopóki wszystkiego sobie nie wyjaśniłyśmy. Obiecałam, że nigdy nie będę
wychodziła sama na dwór i wracała przed dwudziestą pierwszą. Oraz musiałam
pomagać mamie w pracach domowych przez następny miesiąc. Nawet się nie
sprzeciwiałam. Zawsze tak miałam, gdy zrobiłam coś złego. Nie odmawiałam
niczego opiekunom.
Między
zmywaniem naczyń a odkurzaniem domu, spojrzałam przez okno. Pierwszy raz w tym
miesiącu wzeszło słońce i nic go nie przykrywało. To był znak, że zima się
skończyła, a nadeszła wiosna. Humor mi się poprawił. Dopóki nie zauważyłam kto
do mnie dzwoni. Na wyświetlaczu pokazywało się imię Lexi. Na początku się
wkurzyłam, bo myślałam, iż ktoś znalazł jej telefon i teraz robi sobie żarty.
Odrzuciłam połączenie i robiłam swoje. Jednak po trzecim razie odebrałam.
- Czego
chcecie? – prawie krzyknęłam.
Po drugiej
stronie słyszałam tylko czyjś oddech. Był szybki jak po długim bieganiu.
- Halo?
Nadal nikt
nie odpowiadał. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy złościć. Ktoś zrobił
kawał. Ludzie, na pewno wczesna młodzież, nie mieli, co robić i naśmiewali się
z przyjaciółki zaginionej.
Zakończyłam
rozmowę i wyciszyłam telefon. Po godzinie sprawdziłam, czy nadal do mnie
wydzwaniali. Nie, nie było żadnego nowego połączenia nieodebranego.
Wieczorem,
gdy słońce zachodziło, wyszłam na balkon z kocem. Usiadłam na plastiku w
kształcie krzesła i owinęłam się cieplej materiałem. Na dworze było cieplej niż
kilka dni temu, ale nadal zimno. Oglądałam, jak kula chowała się za horyzontem.
To był piękny widok. Niebo stawało się różowe, ocean stawał się spokojniejszy,
a chmury znikały. W biurku miałam pocztówki, które pokazywały ten widok.
- Ej! Na
dole! – Ktoś wołał.
Wstałam i
podeszłam do balustrady. Na początku nikogo nie widziałam. Musiałam się
napracować, aby zauważyć osobę. Na dole, pomiędzy krzakami, stał zielonooki.
- Mogę
wejść? – zapytał.
Odwróciłam
się, nasłuchując rodzicielkę, która znajdowała się w kuchni i robiła kolację.
Pozwoliłam wampirowi wejść. Mężczyzna skoczył. Wyglądał na zmęczonego, a jego
ubrania były przepocone i brudne. Zielona bluzka z wczoraj miała nawet kilka
przypalonych dziur.
Ben szybko
wszedł do sypialni, po czym usiadł na łóżku.
- Nic ci nie
jest? – Wyglądał jak śmierć. Nie dziwiłam się, ponieważ rano prawie słońce go
nie usmażyło. Zazwyczaj miał ciemniejszy odcień skóry, a w tej chwili taki
szarawy. Nawet oczy miał jaśniejsze. – Nie wyglądasz za dobrze.
Spojrzał się
na mnie. Jego wzrok pokazywał smutek. I głód.
- Po
pierwsze, straciłem swój tatuaż i musisz mi zrobić nowy. A po drugie, nie mogę
pić krwi. – odpowiedział, przeczesując włosy.
- Co? –
Byłam zaskoczona. – Jak to nie możesz pić krwi?
Powoli się
przyzwyczajałam do tego, że on pije ciecz płynącą w żyłach, lecz nadal to mnie
obrzydzało.
- Gdy
przyjechałem do domu, wziąłem torebkę i próbowałem wypić. Całą zawartość albo wyplułem,
albo zwymiotowałem. – Ben zrobił minę, jakby sobie przypomniał smak wymiocin. –
To przez tych łowców. Nie wiem, co zrobili, ale to przez nich!
Miałam takie
samo zdanie, gdy to usłyszałam. Lecz to trochę dziwne. Wampir nielubiący krwi?
A łowcy musieliby być w zmowie z czarownicą. Oni sami nie mają takich
zdolności. Tylko kto im pomaga?
- Jakbyś
mogła, sprawdź w księdze, czy nie ma takiego zaklęcia.
Przez pół
godziny szukałam zaklęcia ochronnego dla wampira oraz informacji o … Klątwie?
Nie wiedziałam, jak nazwać tą przypadłość. Ciało Bena nie toleruje krwi z
torebki. A prosto z żyły? Jak zareaguje?
- Anna,
kolacja – zawołała rodzicielka.
Musiałam zostawić
poszukiwania na później.
Pytanie.
Moja mama ma poznać zielonookiego? Ona nie za bardzo lubi wampiry. A jeśli się
wścieknie?
Ben
Na słowo „kolacja”
mój brzuch zaczął wydawać głośne dźwięki. Od bardzo dawna nie przeżyłem tego
uczucia. Burczenie w brzuchu zakończyło się, gdy przemieniłem się w wampira. Od
tamtego czasu głód przypominał o sobie w inny sposób.
Anna wstała,
wzięła mnie za rękę i pociągnęła. Niechętnie wstałem.
Co ona
zamierzała zrobić? Miałem z nią zejść na dół? Poznać jej matkę?
- Zrobimy
takie doświadczenie – wyjaśniła. – Zobaczymy, co się stanie, jak zjesz coś normalnego.
Przystanęła.
- Jak w
ogóle coś zjesz – poprawiła.
Uśmiechnąłem
się. Nie miałem zbytniej ochoty wychodzić z sypialni dziewczyny. Jak jej matka
zareaguje na mnie?
Przez chwilę
stałem w progu, ale Anna ciągnęła za rękę i nie chciała odpuścić.
Jest uparta
jak osioł.
Korytarz był
ciemny. Nie oświetlała go żadna lampa, a kolor ścian w tym nie pomagał.
Gdy
zeszliśmy po schodach, usłyszałem nucącą pod nosem kobietę. Wyciągała coś z
mikrofalówki. Nie. Z piekarnika. W powietrzu pojawił się zapach sera, szynki i
pieczonego chleba. W brzuchu jeszcze bardziej mi zaburczało.
Co mi
zrobili łowcy?
Stawałem się
człowiekiem?
Anna
Chrząknęłam
głośno, aby mama zwróciła na mnie uwagę. Trochę mnie to stresowało, ale
przecież Ben nie był moim chłopakiem, nie musiałam się bać, o to czy rodzicielka
go zaakceptuje, albo że zabroni mi się z nim spotykać.
Puściłam
dłoń wampira i oznajmiłam:
- Mamo,
chciałam ci kogoś przedstawić. – Przełknęłam ślinę, czekając, aż dorosły się
odwróci. – To Ben, kolega.
Zielonooki
uśmiechnął się oraz podał rękę. Kobieta odwzajemniła tym samym.
Jak na razie
idzie jak z płatka.
- To ty
jesteś tym wampirem, z którym chodziła moja córka? – spytała niewinnie.
A ja
spaliłam buraka. Ben najwidoczniej cieszył się tą sprawą.
- Nie. To
był Chris. Jego kuzyn – poprawiłam szybko.
Matka
zachichotała i postawiła na środku stołu pełny talerz z mini zapiekankami.
-
Przepraszam. – powiedziała. – Chciałam się zapytać, czy zjadłbyś z nami, ale ty
w ogóle nie jesz, więc …
- Właściwie
to chciałbym. Dziękuję – dokończył Ben.
Byłam
ciekawa, jak się skończy to spotkanie.