sobota, 5 października 2013

Rozdział 5

 Gdy w końcu wyszłam ze szkoły zamiast do domu poszłam się spotkać z Biancą. Musi mi wyjaśnić, czemu nazwała mnie córką Nyks. Przecież ja nie mam nic wspólnego z tą boginią.
 Nie wzięłam dzisiaj samochodu, więc musiałam iść na pieszo, a dom dziewczyny znajdował się na końcu miasta. Do tego pogoda nadal była ponura. Nie padało, lecz zrobiło się zimniej, a czarny płaszcz, który założyłam, nie był wystarczająco ciepły. Jeszcze ręce mi zmarzły na kość. W ogóle nie czułam, że przyszła wiosna. Koniec kwietnia. Powinno być słonecznie. Rośliny muszą się budzić, kwiaty pączkować. Wszyscy czekaliśmy na przybycie Persefony, aby Demeter oddała ziemi płodność. 
 Jedną godzinę później, wcześniej zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że wrócę później do domu, przybyłam na oczekiwane miejsce. Domek wyglądał tak samo jak go ostatnio zastałam. Tylko tym razem wyczułam więcej niż dwie osoby. W mieszkaniu znajdowało się osiem energii. Siedem z nich to starsze kobiety, jedna – człowiek, do którego tu przyszłam. Bianca najwyraźniej musiała o tej porze odprawiać rytuał, który umożliwia rozmawianie z duchami, nie wszystkimi.
 Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka. Usiadłam na krześle, czekając, aż skończą. Zauważyłam, że moja krew nadal znajduje się na dywanie.
 Przypominając ostatnią wizytę dostawałam dreszczy. Ta dziewczyna mnie przerażała. Wiedziałam, że nie była prawdziwą czarownicą, ale miała szerszą wiedzę na temat magii niż ja. Chociaż się nie dziwię. Ja dowiedziałam się, kim jestem jakieś pół roku temu. Nawet nie przeczytałam wszystkich stron Księgi Czarów. Zawsze nie miałam czasu, coś mi wypadało albo byłam zbyt leniwa.
 - Dziękuję, że przyszłyście i widzimy się za tydzień o tej samej porze. – Usłyszałam.
 Odwróciłam głowę w prawą stronę. Bianca i inne kobiety właśnie wychodziły z piwnicy. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Każda z nich jeszcze nie odreagowała. Czary mogą wykończyć czarownicę, a jeśli chodzi o kogoś bez mocy to skutki mogą być nawet zabójcze. Wdowy wyglądały na bardzo zmęczone i obolałe. Nic dziwnego, musiały oddać kawałek swojej energii, aby zobaczyć ducha lub z nim porozmawiać.
 Kiedy zostałam sama z Biancą, ona wlewała sobie kawy do kubka, dolewają troszkę mleka.
 - Musisz mi opowiedzieć o mojej krwi – zażądałam. – I o Nyks.
 Na jej twarzy wytworzył się uśmiech. Nie powiedziała nic, a ja wiedziałam, co chciała w zamian. Właśnie o to chodzi. Czemu? Dlaczego moja krew jest taka cenna dla niej? Nie jestem pełnokrwista.
 - Najpierw powiedz, czemu ją chcesz?
 Usiadłyśmy na kanapie, ona trzymała strzykawkę i probówkę.
 - Nyks była władczynią Nocy, najpotężniejszą boginią. Co kilka stuleci rodzi się czarownica, tak zwana „Córka Nyks”. Swoją mocą może zmienić dzień w nocy. Jasność w ciemność. Dobro w zło.
 Głośno przełknęłam ślinę.
 - A skąd wiesz, że to ja nią jestem? – spytałam, nerwowo skubiąc paznokcie.
 - Od kilku lat poszukuję następczyni. Uczyłam się jak odróżnić zwykłą krew od magicznej – odpowiedziała. A twoja … Twój zapach jest najintensywniejszy. Czuję od ciebie magię na kilometr.
 Pośpiesznie wstałam, odsuwając się od niej. Ona jest szalona. Dlaczego tu przyszłam?
Chciałam stąd uciec, lecz Bianca zatrzymała mnie.
 - Umowa to umowa – przypomniała.
 Obiecałam, że oddam trochę swojej krwi. Ale miała mi szczerze odpowiedzieć na zadane pytania. Czy tak zrobiła?
 Wyciągnęłam rękę, podwijając rękaw. Zawszę dotrzymuję słowa. Dziewczyna odszukała żyłę i wbiła w nią igłę. Poczułam lekkie ukłucie. Widziałam jak życiowa substancja wpływa do pojemniczka. Gdy był już pełny wyciągnęła ze skóry igłę, za pomocą chusteczki, którą miałam w kieszeni, zatamowałam krwawienie. Blondynka wlała ciecz do probówki.
 W końcu zadałam pytanie, które ciążyło mi od wczoraj.
 - Nie jesteś za młoda na takie rzeczy?
 Ona się zaśmiała. Włożyła krew do lodówki, wypiła do końca kawę i dopiero odpowiedziała:
 - Tak naprawdę mam 68 lat.
 To na pewno był żart, tylko nie śmieszny
 - Na serio. Pewna czarownica rzuciła na mnie klątwę i co pięć lat zmieniam ciało – wyjaśniła.
 To było już na maxa dziwne. Dlaczego miałaby coś takiego robić?
 - I dlatego wyglądasz jak mała dziewczynka? – To chyba było oczywiste, ale zadałam to pytanie.
 - Nie ja wybieram jak będę wyglądała.
 Przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Pewnie nikt nie uznaje ją za poważnie. Nie może prowadzić samochodu, chodzić do klubów, czy kupować alkoholu. Nikt wtajemniczony nie wie, że w ciele ośmiolatki znajduje się dusza już doświadczonej kobiety, staruszki. 
 - Co takiego zrobiłaś? Nikt nie zostaje zaklęty bez powodu.
 Z uśmiechu Blanci został tylko niewidoczny ślad. To dla niej przykre wspomnienie. Ale byłam bardzo ciekawa. Nie mogłam się powstrzymać.
 - Zabiłam jej męża – wymówiła to zdanie tak cicho, że ledwo usłyszałam.
 Zassałam powietrze i zachłysnęłam się nim. Dobrze usłyszałam? Ona zabiła kogoś? Znam osoby, które zabiły już kilka, czy kilkaset ludzi, lecz te nieprzyjemne uczucie nadal trzyma się mnie i nie chce puścić. Czuję obrzydzenie do dziewczyny i złość. Jednak, gdy widzę poczucie winy na jej twarzy, one znikają. Gdyby mogła z pewnością wróciłaby do tamtego dnia i zmieniła bieg wydarzeń.
 - Nie chciałam tego robić. To nie było celowe. – W jej głosie słyszałam rozpacz. – Moim celem była Nyks.
 I znowu wracamy do tej bogini.
 - Dlaczego chciałaś ją zabić?
 Jak już postanowiła być szczera, to czemu by z tego nie skorzystać? Muszę się dowiedzieć jak najwięcej o Nyks, skoro jestem jej córką.
 - Zrujnowała mi życie! Czy cieszysz się tą odpowiedzią?
 Ze smutku przerzuciła się na złość. Nie chciałam ją doprowadzić do tego stanu.
 Wstałam, wyrzuciłam przeprosiny i wyszłam stamtąd. W jej domu brakowało mi świeżego powietrza. Przez długi czas miała zamknięte okna i na początku czułam zapach stęchlizny i potu, lecz po chwili zdążyłam się przyzwyczaić.
 Na dworze zrobiło się ciemno, wiał chłodny wiatr, a gwiazdy powoli pojawiały się na niebie. Świecące ciała niebieskie sprawiały, że się uśmiechałam. Nie wiem czemu, ale tak było. Szłam ścieżką, patrząc na nie. Po chwili jedna kropla wody kapnęła na mój nos. Później druga wylądowała na policzku, a po niecałej minucie byłam cała mokra. Musiałam przyśpieszyć. Nie wzięłam parasolki, a mój kaptur był cieniutki. Wyjęłam z kieszeni telefon, ale w tym samym czasie usłyszałam za sobą klakson. Gdy się odwróciłam samochód miał otwarte drzwi od strony pasażera. Na miejscu kierowcy zobaczyłam osobę, którą poznałam kilka dni temu.
 - Wchodź. Nie będziesz szła w taką pogodę – powiedział, uśmiechając się.
 Bez zastanowienia wsiadłam do auta. W środku było włączone ogrzewanie oraz pachniało lasem.
 - Dzięki.
 Powiedziałam mu, gdzie mam mnie podwieźć. Nie wspominałam, jaki mam adres zamieszkania. Nauczyłam się, aby nie ufać dopiero, co poznanym. Ta osoba mogłaby być wilkołakiem, wampirem albo czarownikiem, który chce mnie zabić. Jednak od Dante nie wyczułam nic nienormalnego. Miał aurę. Nie czułam od niego żadnej magii. Był normalnym człowiekiem. Takiego kogoś mi brakowało.
 - Pomogły zioła? – Próbował zacząć rozmowę.
 - Nie za bardzo. – Aby podkreślić moje słowa pokręciłam głową. – Chyba potrzebuję czegoś mocniejszego.
 Krople biły przednią szybkę, jakby chciały się przedostać do środka, lecz wycieraczka niszczyła ich plan. Pogoda tak szybko się nie poprawi.
 - Mogę ci z tym pomóc – oznajmił blondwłosy.
 Popatrzyłam na niego. Wątpię, żeby udało mu się pokonać moją bezsenność. Nawet moja mama pomagała z różnymi olejkami. Nic mi nie pomogło.
 - Jak? – zapytałam, podtrzymując rozmowę.
 Zazwyczaj wolałam siedzieć w ciszy, ale w tym momencie potrzebowałam czegoś takiego jak rozmowa. Nawet, jeśli mówimy z dużymi odstępami.
 Nagle miałam ochotę go dotknąć. Poczuć dotyk jego skóry. Sprawdzić, jaka jest. Wiem, to trochę nieodpowiednie. I mega głupie. Chciałam wyciągnąć rękę i położyć ją na jego wolnej dłoni. Nic mnie nie powstrzymywało. Byłam już i tak blisko niego. Z moich ust zaczęły pojawiać się obłoczki, jak przy paleniu papierosów. Robiło się duszno. Zamknęłam oczy, oddychałam nosem. Zaschło mi w gardle. I … Poczułam to. Jego skórę. Miał zimną, trochę szorstką od pracy, dłoń. Zerknęłam na nasze złączone ręce, a później na jego twarz. Dante patrzył na mnie. 
 Uświadomiłam sobie, że zatrzymaliśmy się na uboczu. Przełknęłam ślinę, nawilżając przełyk. Poczułam ukłucie w brzuchu.
 Coś błysło i oślepłam.
 Znajdowałam się teraz w innym miejscu. Stałam na łące. Wokół mnie były różnorodne kwiaty, od żółtych tulipanów do czerwonych róż. Gdzieniegdzie stały mocne drzewa, na których jeszcze nie pojawiły się liście. To miejsce wyglądało przepięknie. Promienie słońca ogrzewały mnie i dawały życie roślinom.
 Czy to wizja?
 - Można to tak ująć. – Usłyszałam głos Dantego.
 Odwróciłam się do niego. Nie rozumiałam tego. Jak się tutaj znaleźliśmy? Czyżby …
 - Tak. Jestem czarownikiem – odpowiedział na moje niezadane pytanie.
 Podeszłam do niego. Byłam w tym momencie zmieszana. Przecież nie wyczuwałam od niego żadnych nadprzyrodzonych mocy.
 - Ukrywałem je. Wiesz ile ludzi chce zabić czarownika?
  Pełnokrwistych? – dodał w myślach.
 Kolejne jasne światło odurzyło mnie.
 Znowu znajdowałam się w samochodzie. Ale kogoś brakowało. Za kierownicą nikt nie siedział. Zauważyłam, że pojazd zatrzymał się przed moim domem. Wzięłam torbę i wysiadłam. Zbliżyłam się do drzwi. Kiedy wyciągnęłam kluczyki od zamka, słyszałam jak auto się wycofuje, a następnie odjeżdża, zostawiając mnie z uczuciem, że znalazłam innego czarodzieja.
 Bez samotności.
 Bez kolejnych złych ludzi.
 I się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.