niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 9 cz. 1

Anna
 Obudziwszy się zastałam swoją mamę w progu. Była na mnie wściekła, co oznaczała jej mina i postura. Miałam wielkie poczucie winy przez to, że wyszłam na dwór. Sama. Około północy. O tej godzinie na mieście grasowało wiele wampirów i wilkołaków. Wspaniała okazja dla łowców.
 Rodzicielka podeszła do mnie, nadal trzymając ręce na piersi. Ta cisza z jej strony była dobijająca. Wolałabym, żeby na mnie wrzeszczała, dała mi karę, czy coś. A tym czasem prześwietlała mnie wzrokiem. Nie czułam się z tym dobrze.
 - Przepraszam – powiedziałam, zaciskając mocno oczy.
 Było mi wstyd i z tego powodu chciało mi się płakać. Dotknęłam palcami policzka. Pod lekkim naciskiem jęknęłam słabo. Piekło. Bolało. Ciekawe, jak wtedy wyglądałam. Całe fioletowe oko, zaczerwieniony policzek. A do tego rana na ramieniu. I jeszcze byłam strasznie blada.
 - Martwiłam się o ciebie. – Odezwała się kobieta. Podniosłam wzrok. – Myślałam, że już nie wrócisz. Bałam się, że cię już nigdy nie zobaczę.
 Podniosłam się na kolana i mocno przytuliłam mamę. Czułam jak dygocze, poczułam jej nerwowe bicie serca.
 - Nigdy więcej mi tego nie rób! – Jej głos był stanowczy, chociaż w pewnym momencie się załamał. – Nie chcę cię stracić.
 Nie puściłam jej, dopóki wszystkiego sobie nie wyjaśniłyśmy. Obiecałam, że nigdy nie będę wychodziła sama na dwór i wracała przed dwudziestą pierwszą. Oraz musiałam pomagać mamie w pracach domowych przez następny miesiąc. Nawet się nie sprzeciwiałam. Zawsze tak miałam, gdy zrobiłam coś złego. Nie odmawiałam niczego opiekunom.
 Między zmywaniem naczyń a odkurzaniem domu, spojrzałam przez okno. Pierwszy raz w tym miesiącu wzeszło słońce i nic go nie przykrywało. To był znak, że zima się skończyła, a nadeszła wiosna. Humor mi się poprawił. Dopóki nie zauważyłam kto do mnie dzwoni. Na wyświetlaczu pokazywało się imię Lexi. Na początku się wkurzyłam, bo myślałam, iż ktoś znalazł jej telefon i teraz robi sobie żarty. Odrzuciłam połączenie i robiłam swoje. Jednak po trzecim razie odebrałam.
 - Czego chcecie? – prawie krzyknęłam.
 Po drugiej stronie słyszałam tylko czyjś oddech. Był szybki jak po długim bieganiu.
 - Halo?
 Nadal nikt nie odpowiadał. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy złościć. Ktoś zrobił kawał. Ludzie, na pewno wczesna młodzież, nie mieli, co robić i naśmiewali się z przyjaciółki zaginionej.
 Zakończyłam rozmowę i wyciszyłam telefon. Po godzinie sprawdziłam, czy nadal do mnie wydzwaniali. Nie, nie było żadnego nowego połączenia nieodebranego.

 Wieczorem, gdy słońce zachodziło, wyszłam na balkon z kocem. Usiadłam na plastiku w kształcie krzesła i owinęłam się cieplej materiałem. Na dworze było cieplej niż kilka dni temu, ale nadal zimno. Oglądałam, jak kula chowała się za horyzontem. To był piękny widok. Niebo stawało się różowe, ocean stawał się spokojniejszy, a chmury znikały. W biurku miałam pocztówki, które pokazywały ten widok.
 - Ej! Na dole! – Ktoś wołał.
 Wstałam i podeszłam do balustrady. Na początku nikogo nie widziałam. Musiałam się napracować, aby zauważyć osobę. Na dole, pomiędzy krzakami, stał zielonooki.
 - Mogę wejść? – zapytał.
 Odwróciłam się, nasłuchując rodzicielkę, która znajdowała się w kuchni i robiła kolację. Pozwoliłam wampirowi wejść. Mężczyzna skoczył. Wyglądał na zmęczonego, a jego ubrania były przepocone i brudne. Zielona bluzka z wczoraj miała nawet kilka przypalonych dziur.
 Ben szybko wszedł do sypialni, po czym usiadł na łóżku.
 - Nic ci nie jest? – Wyglądał jak śmierć. Nie dziwiłam się, ponieważ rano prawie słońce go nie usmażyło. Zazwyczaj miał ciemniejszy odcień skóry, a w tej chwili taki szarawy. Nawet oczy miał jaśniejsze. – Nie wyglądasz za dobrze.
 Spojrzał się na mnie. Jego wzrok pokazywał smutek. I głód.
 - Po pierwsze, straciłem swój tatuaż i musisz mi zrobić nowy. A po drugie, nie mogę pić krwi. – odpowiedział, przeczesując włosy.
 - Co? – Byłam zaskoczona. – Jak to nie możesz pić krwi?
 Powoli się przyzwyczajałam do tego, że on pije ciecz płynącą w żyłach, lecz nadal to mnie obrzydzało.
 - Gdy przyjechałem do domu, wziąłem torebkę i próbowałem wypić. Całą zawartość albo wyplułem, albo zwymiotowałem. – Ben zrobił minę, jakby sobie przypomniał smak wymiocin. – To przez tych łowców. Nie wiem, co zrobili, ale to przez nich!
 Miałam takie samo zdanie, gdy to usłyszałam. Lecz to trochę dziwne. Wampir nielubiący krwi? A łowcy musieliby być w zmowie z czarownicą. Oni sami nie mają takich zdolności. Tylko kto im pomaga?
 - Jakbyś mogła, sprawdź w księdze, czy nie ma takiego zaklęcia.

 Przez pół godziny szukałam zaklęcia ochronnego dla wampira oraz informacji o … Klątwie? Nie wiedziałam, jak nazwać tą przypadłość. Ciało Bena nie toleruje krwi z torebki. A prosto z żyły? Jak zareaguje?
 - Anna, kolacja – zawołała rodzicielka.
 Musiałam zostawić poszukiwania na później.
 Pytanie. Moja mama ma poznać zielonookiego? Ona nie za bardzo lubi wampiry. A jeśli się wścieknie? 


Ben
 Na słowo „kolacja” mój brzuch zaczął wydawać głośne dźwięki. Od bardzo dawna nie przeżyłem tego uczucia. Burczenie w brzuchu zakończyło się, gdy przemieniłem się w wampira. Od tamtego czasu głód przypominał o sobie w inny sposób
 Anna wstała, wzięła mnie za rękę i pociągnęła. Niechętnie wstałem.
 Co ona zamierzała zrobić? Miałem z nią zejść na dół? Poznać jej matkę?
 - Zrobimy takie doświadczenie – wyjaśniła. – Zobaczymy, co się stanie, jak zjesz coś normalnego.
 Przystanęła.
 - Jak w ogóle coś zjesz – poprawiła.
 Uśmiechnąłem się. Nie miałem zbytniej ochoty wychodzić z sypialni dziewczyny. Jak jej matka zareaguje na mnie?
 Przez chwilę stałem w progu, ale Anna ciągnęła za rękę i nie chciała odpuścić.
 Jest uparta jak osioł.
 Korytarz był ciemny. Nie oświetlała go żadna lampa, a kolor ścian w tym nie pomagał.
 Gdy zeszliśmy po schodach, usłyszałem nucącą pod nosem kobietę. Wyciągała coś z mikrofalówki. Nie. Z piekarnika. W powietrzu pojawił się zapach sera, szynki i pieczonego chleba. W brzuchu jeszcze bardziej mi zaburczało.
 Co mi zrobili łowcy?
 Stawałem się człowiekiem?

Anna
 Chrząknęłam głośno, aby mama zwróciła na mnie uwagę. Trochę mnie to stresowało, ale przecież Ben nie był moim chłopakiem, nie musiałam się bać, o to czy rodzicielka go zaakceptuje, albo że zabroni mi się z nim spotykać.
 Puściłam dłoń wampira i oznajmiłam:
 - Mamo, chciałam ci kogoś przedstawić. – Przełknęłam ślinę, czekając, aż dorosły się odwróci. – To Ben, kolega.
 Zielonooki uśmiechnął się oraz podał rękę. Kobieta odwzajemniła tym samym.
 Jak na razie idzie jak z płatka.
 - To ty jesteś tym wampirem, z którym chodziła moja córka? – spytała niewinnie.
 A ja spaliłam buraka. Ben najwidoczniej cieszył się tą sprawą.
 - Nie. To był Chris. Jego kuzyn – poprawiłam szybko.
 Matka zachichotała i postawiła na środku stołu pełny talerz z mini zapiekankami.
 - Przepraszam. – powiedziała. – Chciałam się zapytać, czy zjadłbyś z nami, ale ty w ogóle nie jesz, więc …
 - Właściwie to chciałbym. Dziękuję – dokończył Ben.
 Byłam ciekawa, jak się skończy to spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.