środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 21

 Obudził mnie swój własny krzyk. Albo Ben, bo właśnie targał mną we wszystkie strony. Przez chwile byłam zdezorientowana. Później przypomniało mi się, że znajdowałam się w domu Bianci, którą zabiłam, a wampir się mną opiekował. Nadal czułam poczucie winy wraz ze stratą. Chociaż utrata znajomej tak bardzo nie bolała jak pozbawienie jej życia.
 - Podaj mi wodę. – Głos miałam zachrypnięty od wrzasku.
 Zielonooki szybko wziął szklankę, nalał w nią wody i podał mi. Powolnymi łykami wyleczałam swoje gardło.
 - Co ci się śniło? – zapytał, siadając obok mnie.
 Oparłam się o niego i odpowiedziałam:
 - To tylko koszmar. Żadna wizja.
 Przynajmniej miałam taką nadzieję.


 Wieczorem tego samego dnia pojechałam do domu Dantego. Nadal byłam smutna z powodu Bianci i myślałam, że spotkanie z chłopakiem mi pomoże. Czułam, że kiedy go zobaczę, poczuję się lepiej, jakby szarooki był lekarstwem lub plastrem na rany.
 - Co się stało? – spytał, otwierając drzwi. Albo on wyczuwał moje emocje albo musiałam strasznie wyglądać.
 - Ja … - Rozejrzałam się na boki. – Musiałam się z tobą zobaczyć. Chcę ci coś powiedzieć, lecz boję się. Boję się, iż od tego momentu nie będziesz we mnie widział tej samej osoby.
 Jeśli przez ten przypadek Dante zmieni o mnie zdanie na gorsze, to się załamię.
 Chłopak objął mnie i zaprowadził do swojej sypialni. Zauważyłam, że pomieszczenie wyglądało normalnie. Już nie wisiały rysunki z moją podobizną. I to mi przypomniało, jak wcześniej zobaczyłam te ściany byłam wstrząśnięta, jednak to mnie nie zraziło do czarodzieja. Ale to inna historia. On nikogo nie zabił.
 - Jestem cierpliwym człowiekiem, lecz gdy patrzę na ciebie nie mogę tego znieść. Wyglądasz okropnie. Spałaś w nocy?
 Przytaknęłam. Zamknęłam oczy i próbowałam się, choć trochę rozluźnić.
 - Ja jestem straszną osobą. – Oczy miałam przeszklone. Myślałam, że całą wodę straciłam na wcześniejszym płakaniu.
 - O czym ty mówisz? Jesteś najwspanialszą osobą na całym świecie.
 Chłopak uniósł moją głowę. Kciukiem muskał mojego policzka. Jego dotyk był delikatny. Nie chciałam, aby ta chwila się zepsuła dzięki mojej wiadomości.
 - Ja … Kogoś zabiłam – wyszeptałam.
 Dante zamarł. Modliłam się, aby nie uznał mnie za bezwzględną morderczynię. Ja taka nie byłam. Ja nie zabiłabym nawet muchy. Ciężko mi było oddychać. Nie zabiłabym żadnej osoby, gdyby nie Nyks. To ona zrobiła Biance te rany. To z jej powodu skróciłam cierpienia dziewczynce.
 Dante westchnął i się odsunął. Wiedziałam! Wiedziałam, że zmieni zdanie o mnie. Nienawidzi mnie!
 - Przepraszam.
 Z oka wypłynęła pojedyncza łza. Poczułam, jakby cząstka człowieczeństwa wyparowała ze mnie. Nie byłam już niewinną dziewczyną, stałam się morderczynią.
 - Wszystko będzie dobrze. Przecież nie chciałaś tego zrobić – powiedział chłopak, znowu mnie obejmując.
 Zdziwiłam się. Po tym, co mu powiedziałam nie odwrócił się ode mnie. Siedział na kanapie razem ze mną. Wiedziałam, że z jakiegoś powodu pogodził się z tą myślą, ale nie chciałam się dowiedzieć, z jakiego.
 - Jak już sobie wszystko mówimy, to ja też coś zrobiłem. To się wydarzyło dawno temu i nawet nie wiedziałem, co robię.
 Widziałam, że boli go opowiadanie o tym. Uścisnęłam jego rękę, aby dać do zrozumienia, żeby przestał mówić. On ma mroczną historię. Ja też. Idealnie do siebie pasujemy.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 20

 Nazajutrz pojechałam do Bianci. W połowie drogi zadzwoniła do mnie, była czymś przerażona. Jej dziewczęcy głos drżał z silnych emocji, łkała cicho, ale i tak słyszałam. Mówiła po cichu.
 - Musisz natychmiast przyjechać do mnie. Mam poważne kłopoty.
 Zastanawiałam się, o jakie kłopoty miała na myśli. Jej strach zadziałał na mnie. Przycisnęłam pedał gazu. Poruszałam się szybko, jednak to nie było dość. Przyjechałam dziesięć minut po telefonie. Wystrzeliłam jak strzała z auta i weszłam do środka budynku. Nawet nie sprawdziłam, czy ktoś się tam znajdował. Na parterze nikogo nie widziałam, więc zeszłam do piwnicy. Już jak otworzyłam drzwi poczułam intensywny zapach. Dobrze go znałam. To był zapach śmierci zmieszany z siarką. Po przekroczeniu kilku schodków zaczęły mnie piec oczy. Ukryłam twarz pod bluzą. Przez materiał zauważyłam małą postać leżącą na ziemi. Wstrzymując oddech podbiegłam do niej. Odwróciłam osobę na plecy.
 Pierwsze, co zauważyłam było rozcięcie gardła. Nie głębokie, więc ofara umierała powoli. W klatce piersiowej widziałam drugą ranę. Wyglądało to, jakby ktoś wypalił dziurę pod lewą piersią. 
 - Bianca – szepnęłam. W oczach zebrały się słone łzy.
 Słyszałam jej bicie serca. Było ciche oraz powolne, lecz osoba nadal żyła.
 - Nyks. – Z rany na gardle wypłynęła strużka krwi. – Ona przybyła. Jest tutaj.
 Dziewczyna mówiła sylabami, a przez słaby głosik musiałam się przybliżyć.
 - Musisz uciec.
 Z każdym słowem życiodajny płyn wypływał z Bianci.
 - Nie, nie, nie. Nie! – powtarzałam jak modlitwę. – Nie umieraj mi tu.
 Przywołałam Moc w dłoniach. One zapłonęły jasnym światłem, uniosłam je nad ciałem dziewczyny. Ręce miałam całe zakrwawione, krople cieczy raz po raz skapywały na ubranie. Myślą przewodnią było tylko uratowanie blondwłosej. Chciałam, aby jej rany się zabliźniły, by było wszystko z nią dobrze.
 - To nic nie da. – Odepchnęła lekko moją pomoc. – Musisz mnie zabić.
 Na samą myśl o zabijaniu wywoływało u mnie mdłości. Nie mogłam pozbawić życia koleżanki. Nawet jeśli bardzo cierpiała, nie mogłam tego zrobić.
 Później przypomniała mi się wizyta u psychologa. Catherine opowiadała o psie, którego musiała uśpić. Tylko, że zwierzęta to nie ludzie, ona nie pozbawiła własnoręcznie życia. Jej historia nie przypominała mojej.
 - Proszę. Skróć moje cierpienie – powiedziała, a kolejna fala płynu wypłynęła z jej ciała.
 Moje łzy kawały na jej krew. Łączyły się ze sobą.
 Pokręciłam przecząco głową. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, którą opcję powinnam wybrać. Kiwałam głową na zgodę.
 Ponownie zebrałam magię w dłoniach. Zamknęłam oczy i poczułam lekkie ukłucia w opuszkach palców. Opuściłam ręce na rany Bianci. Tym razem myślałam o mrocznych rzeczach. Morderstwo, krew, cierpienie, śmierć. Czułam zimne dreszcze na plecach. Nie byłam w stanie określić moich uczuć w tamtym momencie. Nie było mi wygodnie z tą sytuacją. Robiłam coś złego, karalnego.
 Po niecałej minucie serce dziewczynki przestało już bić.
 Nie otwierałam oczu, dopóki nie odzyskałam władzy nad kończynami. Cała się trzęsłam. Z trudem patrzyłam na trupa. W tym ciele już nie istniała dusza. Zakryłam puste oczy pod powiekami. Schowałam swoją twarz w dłoniach. Nie obchodziło mnie to, że były całe czerwone i pozostawiały ślady. Wysłałam wiadomość do Bena i zaczęłam płakać.

Ben
 Do ust napłynęła świeża krew. Była tak słodka, że miałem ochotę na więcej, jednak musiałem się opanować. Nie mogłem za dużo wypić, bo kobieta, którą się w tej chwili karmię, mogłaby umrzeć. Nie chciałem, aby w telewizji znowu mówiono o morderstwach. Już i tak było ich dużo. Więc gdy usłyszałem, jak tętno dawcy zwalnia, przestałem się posilać. Wyciągnąwszy kły z żyły oblizałem resztki krwi językiem, a następnie schowałem. Nie byłem najedzony, ale ta ilość wystarczała na jakiś czas.
 - Zapomnij o mnie. Idź do domu i opatrz sobie ranę. – Zaczarowałem ofiarę.
 Zawsze po posiłku czułem się najsilniej. Rozsadzała mnie energia.
   Ben, musisz przyjechać do domu Bianci. Proszę.
 Usłyszałem głos Anny w swojej głowie. Poczułem, że była smutna. Bardzo smutna. W tym momencie nie obchodziły mnie uczucia. Byłem wampirem, one nie odczuwają takich rzeczy. Jednak emocje dziewczyny natarły na mnie i nie mogłem nic zrobić, jak tylko pojechać do Bianci. Jechałem szybko. Z każdą minutą odczuwałem rozpacz brązowowłosej coraz intensywniej. Po pewnym czasie nie wiedziałem, czy ja czułem smutek czy ona.
 Na miejscu od razu zacząłem szukać dziewczyn. Znalazłem je w piwnicy, gdzie Bianca organizowała seanse. Tym razem nie spotkałem kobiet w podeszłym wieku, które chciały porozmawiać ze zmarłymi członkami rodziny. Tym razem zobaczyłem dwie młode osoby. Obie leżały na ziemi, lecz tylko jedna oddychała. Pobiegłem do Anny. Zauważyłem, że niedaleko niej znajdowała się kałuża wymiocin. Zignorowałem to.
 - Anna. Anna, obudź się – prawie wykrzyczałem to zdanie. Słyszałem bicie serca dziewczyny. Odgłos był cichy oraz spokojny.
 - Ona umarła. Zabiłam ją. JA ją zabiłam. – Specjalnie podkreśliła słowo „ja”.
 - To nie twoja wina …
 - To moja wina. – Weszła mi w słowo. – Ona kazała się zabić, a ja tak zrobiłam.
 Przytuliłem ją, a ona zaczęła ponownie płakać. Anna mamrotała coś do siebie, nie słuchałem jej. Podniosłem ją i weszliśmy na górę. Następnie położyłem czarodziejkę na kanapie i wróciłem na dół. Ktoś musiał zakopać ciało Bianci. Wiedziałem, że ona wróci, tylko nie miałem pojęcia kiedy oraz gdzie. Będzie też wyglądała inaczej. Przerzuciłem zwłoki przez ramię, w kącie znalazłem łopatę i wyszedłem na dwór. Wyszukałem świetne miejsce na grób. Z dala od chatki, pomiędzy drzewami. One były nadzwyczajne. Każdy liść miał inny odcień zieleni, czerwieni oraz żółci. Kolory jesieni, choć mieliśmy późną wiosnę.
 Wykopałem dół i zrzuciłem tam nieboszczyka. Po zakopaniu odstawiłem łopatę na bok i tak stałem w ciszy. Nie byłem w bliższej znajomości z Biancą, jestem też wampirem, a one nie powinny odczuwać żalu czy straty. Jednak dla pamięci dziewczyny stałem.
 Po minucie usłyszałem kroki. Nie musiałem się odwracać, żeby dowiedzieć się, kto szedł. Anna przystanęła obok mnie. Zauważyłem, że nadal była cała brudna. Jej to najwidoczniej w tej chwili nie obchodziło.
 Dziewczyna zamknęła oczy, chyba się nad czymś skupiała. Po krótkim czasie w jej dłoni pojawiła się czarna róża. Podeszła chwiejnie do grobu i delikatnie położyła kwiat. Gdy nie odchodziła, przybliżyłem się do niej. Ledwo się trzymała na nogach. Cała się trzęsła. Anna popatrzyła na mnie i gwałtownie objęła mnie. Usłyszałem, jak bierze głęboki oddech. Nawet kilka. W objęciach wróciliśmy do mieszkania.

Anna
 Wszędzie była krew.
 Znajdowałam się przy jakimś jeziorze, lecz w nim nie płynęła przezroczysta woda tylko czerwona krew. Z nieba padało tym samym. Ja powoli podchodziłam do jeziora. Wcale tego nie chciałam, jednak nie miałam kontroli nad własnym ciałem. Byłam coraz bliżej gęstej cieczy. Nie dość, że byłam przemoczona przez „deszcz”, to jeszcze chciałam wejść do zbiornika wodnego. Kiedy dzieliło mnie tylko pół metra zauważyłam, że nad powierzchnią krwi pływają ciała. Położone plecami do góry dryfowały.
 Weszłam do jeziora. Czułam, jakby wszystko mnie dotykało. To dziwne uczucie, gdy pływasz w morzu i jakaś mała rybka dotnie twojej nogi. Zbiornik nie był, aż taki głęboki. W samym centrum „woda” sięgała mi do brzucha.
 Nagle usłyszałam pluśnięcie. Mrugnęłam kilkakrotnie i wszystkie zwłoki przybliżyły się do mnie. One były żywe! Najstraszniejsze było to, że się nie bałam. Nie okazywałam żadnego strachu. Zombie rzuciły się na mnie, próbowały topić, drapać, a nawet gryźć. Chciały mnie zabić. Czułam, jakby to było prawdziwe. W ustach miałam smak krwi, ręce mnie piekły. Pragnęłam się bronić, ale Ja we śnie tego nie robiła. Po prostu stała pośrodku jeziora i czekała na śmierć.

                                        ○○○○○
 Zaczynają się mroczne czasy dla Anny. Jesteście ciekawi, co będzie dalej?
 Jeszcze tylko dwa tygodnie szkoły! Cieszycie się? Ja już mam wszytko poprawione (na dwójki) i zdaję to drugiej klasy liceum. Nie wiem czy się cieszyć, ponieważ będzie o wiele gorzej i ciężej niż w tym. A ten czas był najgorszy. Mam nadzieję, że wy lepiej się uczycie :)
 Wakacje - a to oznacza więcej czasu dla bloga. W mojej głowie będą tylko pomysły na nowe rozdziały. Nadal chcę założyć nowego bloga, na którym będę opisywała historię któregoś z bohaterów, tylko jeszcze nie wiem którego.~
 Życzę wszystkim wesołych i długich wakacji! :D


środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 19

 Całe niebo zachmurzyło się. Nastała ciemność, a niedawno wybiła druga po południu. Na ulicach panował chaos. Ludzie biegali, krzyczeli. Kierowcy nie zważali na światła, ani na pieszych. Lecz po chwili wzrok wszystkich przeniósł się na coś nad nimi. Trudno było powiedzieć, co widzieli, jednak nagle ucichli. Deszcz zaczynał pokrapiać, wiatr coraz bardziej się rozkręcał, pioruny przecinały niebo. Koniec świata.
 Kolejna scenka ukazywała leżącą na ziemi dziewczynę. Wyglądała jakby spała. Osoba miała zapadnięte kości policzkowe, poszarzałą skórę, a klatka piersiowa nie podnosiła się ani nie upadała. Brązowowłosa nie żyła.
 Następna podróż.
 Była noc. W środku lasu znajdowały się sześć osób. Dwoje z nich wyzionęło już ducha, następna para siedziała bezbronna. Ci którzy stali posiadali więcej mocy, byli potężni. Czarownica odprawiała zaklęcie, a wampir czekał z niecierpliwością. Brązowowłosa dziewczyna obserwowała ich. Przed oczami miała sceny śmierci jej przyjaciół. Widziała jak złe charaktery rozlewali krew niewinnych na ziemie.
 Nadeszła pora na rudowłosą śmiertelniczkę. Zaczęła płakać i krzyczeć. Jednak nic się nie dało zrobić. Nóż dotarł do jej serca, wykonał wielką dziurę, przez którą wypłynęła ciemnoczerwona ciecz z płynem osierdziowym.
 Nie ma już nadziei. Wszystko przepadło.
 Nic nie da się zrobić.

                                                             •••

 Nie czułam już chłodnej, twardej ziemi ani równo skoszonej trawy. Nie wiał wiatr, nie słyszałam odgłosów ulicy. W miejscu, w którym się znajdowałam panowały cicho i ciepło. Domyśliłam się, że leże na materacu. Miałam zamknięte oczy. Chciałam wiedzieć, gdzie byłam. Jednak myśl o podniesieniu powiek napawała mnie jeszcze większym zmęczeniem. Wyostrzyłam swoje zmysły. Nie wyczuwałam nikogo. Byłam sama w pomieszczeniu. Może i nawet w całym budynku.
 Powoli otworzyłam oczy. Na początku światło lampy oślepiło mnie, lecz po chwili zdążyłam się przyzwyczaić. Usiadłam na łóżku. Zauważyłam, że znajdowałam się w sypialni Bena. Jednak po mnie przyszedł.
 Z trudem wstałam z kanapy. Wszystkie przedmioty się poruszały, a mi było niedobrze. Postanowiłam ponownie usiąść. Poczułam się trochę lepiej.
 - W końcu się obudziłaś. – Usłyszałam głos Bena.
 Odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku. Wampir właśnie wchodził do pokoju z kubkiem jakiegoś napoju. Podał mi go. W środku znajdowała się ciemnozielona ciecz, bez zapachu. Wzięłam jeden łyk. Gorzki smak zaatakował mój język, paląc przy tym przełyk. Trunek był okropny, ale czułam się po nim lepiej.
 - Ile czasu byłam nieprzytomna? – spytałam, pomiędzy jednym łykiem a drugim.
 - Niecałą godzinę. Co się stało?
 Odstawiłam kubek i wyprostowałam się. Wróciłam pamięcią do ostatnich zapamiętanych obrazów. Widziałam siebie, jak siadając trącę kontrolę nad rzeczywistością. Nie miałam pojęcia, co się działo w tym świecie. Moje ciało było jak pusta skorupa. Nic się w niej nie znajdowało. Następną rzeczą, która przypomniałam była wizja. Albo raczej aż trzy przepowiednie.
 - To co zwykle – stwierdziłam, podnosząc w połowie opróżniony kubek. – A właściwie, co ja piję?
 Wypiłam kolejne małe łyczki. Smak się nie zmieniał, ani odczucia związane z trunkiem.
 - Jakaś magiczna herbata. Bianca ją przygotowała.
 Na pewno była magiczna, jednak nie byłam w stanie rozpoznać składników.
 - Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie wcześniej. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jakbym nie była sobą.
 - Nic nie szkodzi.
 Uśmiechnęłam się słabo. Powoli zaczęłam wstawać, a wampir mi pomógł w tym. Już nie kręciło mi się w głowie, jak przedtem, a z żołądkiem było wszystko dobrze. Spojrzałam na zegar ścienny. Właśnie wybiła godzina siódma. Mimo godzinnej „drzemki” byłam bardzo zmęczona. Moim marzeniem było tylko wrócić do domu i położyć się spać.
 - Zawiozę cię do domu – oznajmił zielonooki.
 Gdy wsiedliśmy do pojazdu opowiedziałam wampirowi o przepowiedniach. Dopiero kiedy o nich mówiłam, zdałam sobie sprawę, że to były upomnienia. Dwie z nich już widziałam wcześniej, a trzecia to było wspomnienie. Tylko jeszcze nie rozgryzłam, co one mają wspólnego ze sobą. We wszystkich głównymi tematami były chaos i śmierć.

 Następnego dnia po południu miałam kolejną lekcję z Dante. Na początku powtarzaliśmy wcześniej poznane zaklęcia. Przywołałam białego gołębia, zmieniłam kolor poduszki, z niebieskiego na pomarańczowy. Nie zdołałam jednak wejść do głowy chłopaka. W tym przypadku musiałam bardziej się skoncentrować niż na wcześniejszych. Myślałam o wszystkim innym, na przykład o pięknych oczach szarookiego, o jego włosach, o mojej miłości do niego. Nadal nie wiedziałam, czy on czuje to samo do mnie, co ja do niego.
 Wspominałam też o wizjach z poprzedniego dnia. Łączyła je ze sobą, zastanawiając się, co one znaczą. Śmierć. Widziałam swoje zwłoki, a także Adama, Lydii oraz Taylor, wampirzycy, z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić.
 - O czym tak rozmyślasz? – Głos Dantego obudził mnie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
 - O wszystkim.
 Chłopak położył swoją dłoń na moim udzie. Moje serce zaczęło szybciej bić, temperatura ciała się podwyższyła oraz na policzkach wystąpiły rumieńce. Kiedy mnie dotykał przestawałam myśleć. W głowie miałam pustkę. No, nie zupełnie. Cały umysł wypełnił się Dante. On był dla mnie wszystkim. Oddała mu się i zrobiłabym to po raz kolejny, i kolejny.
 Chłopak zauważył, jak na mnie zadziałał, więc odsunął się trochę. Jeden mały gest, a mnie zranił. Już mnie nie chciał czy chciał, żebym się skupiła na lekcji?
 - Nieźle ci idzie, jednak nadal musisz poćwiczyć – oznajmił.
 Kiwnęłam głową. Miał rację. Byłam czarodziejką od prawie roku, a znałam tylko podstawowe zaklęcia. Nie licząc tych, które używałam w walkach, lecz nie wiedziałam, jak je przywołać nie będąc wkurzoną. Musiałam się jeszcze dużo nauczyć.
 - Czytałem, że niektórzy czarodzieje potrafią się teleportować. Nie raz próbowałem się przemieścić za pomocą magii, ale nigdy mi nie wyszło. Możemy zobaczyć, czy ty byś potrafiła.
 Teleportacja znacznie ułatwi mi życie.
 - Co muszę zrobić? – spytałam podekscytowana.
 - Po pierwsze trzeba się wyciszyć. Nie myśl o otaczającym cię świecie, masz nie mieć w głowie obrazu swojego pokoju. Nie myśl też o mnie. Musisz się tylko skupić na miejscu, w którym chcesz się znaleźć.
 Na początku było trudno. Jego głos był tak wspaniały, że myślałam tylko o nim. A gdy przestał mówić, pomyślałam o pierwszym miejscu, które przyszło mi do głowy. Była to łąka. Nie taka zwykła, ale piękna, magiczna. Wyobraziłam sobie polanę, którą widziałam jakiś czas temu. Ten krajobraz stworzył Dante. Nie wiedziałam, czy naprawdę istnieje to miejsce, lecz warto było sprawdzić.
 - Teraz pomyśl, że tam stoisz, że dotykasz rzeczy znajdujące się tam. Czujesz zapach.
 Naprawdę tam byłam. Stałam pomiędzy żółtymi tulipanami, dotykałam ich płatków, czułam zapach. Promienie Słońca ogrzewały moją skórę. Niebo było błękitne, nie posiadało żadnej chmury. Zielona trawa mnie łaskotała.
 - Zbierz całą Moc w czubkach palców u rąk oraz u nóg, w oczach, uszach, nosie. A najważniejsze w głowie.
 Mnóstwo rzeczy musiałam wypełnić magią. Stawałam się coraz bardziej zmęczona, jednak się nie poddawałam. Miałam motywację.
 - A teraz otwórz oczy. – Słyszałam głos Dantego z daleka. Jakby faktycznie udało mi się przenieść w inne miejsce.
 Podniosłam powieki i moim oczom ukazał się mój wyobrażony krajobraz. Wydałam z siebie cichy odgłos w stylu „WOW”. Nie mogłam uwierzyć, że mi się udało. Byłam taka szczęśliwa, że aż chciałam zatańczyć. Chwilę później zorientowałam się, że nie mogę dotknąć roślin ani nie czuję promieni słonecznych. Mój entuzjazm trochę zmalał.
 W następnym momencie wróciłam do sypialni.
 - Nie udało się – stwierdziła smutno.
 Szarooki objął mnie i pocałował w szyje. Zaśmiał się cicho. Śmiał się ze mnie.
 - Oczywiście, że ci się udało. Nie tak jak sobie wyobraziłaś, ale jednak udało się. – Nie rozumiałam nic, więc czarodziej musiał mi wyjaśnić. – Przeniosłaś się tylko duszą. Byłaś projekcją astralną. Tylko z pięć czarodziejów to potrafi.
 Nie miałam pojęcia, jak na to zareagować. Pocałowałam chłopaka w usta i mocniej się do niego przytuliłam.

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.