Przez resztę
nocy rozmyślałam nad tym, co powiedział Zankou. A jeśli mówił prawdę? „Azazel
jej nie złapał. Tylko ktoś kogo znała i ufała.” Lecz nadal nie byłam pewna, czy
Lexi żyje. Nie została porwana przez starszego wampira. To już coś. Jednak ktoś
inny to zrobił.
Znała i
ufała.
Jej ojciec?
To by było dziwne. Choć możliwe. Tylko on miał pokerową twarz na pogrzebie.
Teraz sobie przypomniałam, kogo nie zaprosili. Caleba Blackthorne, jej chłopaka.
Może nie mógł przyjść …
… Bo był z
prawdziwą Lexi – dopowiedziała moja podświadomość.
Jest taka
możliwość, że Felix i Caleb wiedzieli o dziewczynie? Kto jeszcze znał prawdę?
Pamele?
Tuż przed
wybiciem godziny szóstej mój mózg przypomniał mi o innych zdaniu, które
wypowiedział Zankou: „Gdyby tylko Chris widział, co robisz z jego kuzynem albo
tym ze sklepu.” Skąd on wiedział, co ja z nimi robię? Skąd on wiedział o Dante?
Śledzi mnie? Cały ten czas był w mieście? Gdzie się ukrywał przez te cztery
miesiące? Nad jeziorem?
Zadawałam
sobie tyle pytań, a ja nie znałam odpowiedzi na żadne z nich. Czułam się taka
bezradna i słaba.
Moja rozmowa
z Alexis. „Ja nigdy nie zginę. Nie szukaj odpowiedzi. Będzie jeszcze gorzej.
Oni wszystko zataili.” O czym ona mówiła? Kogo miała na myśli, mówiąc „oni”? I
czemu ukrywają prawdę o niej?
Mówiła o
kimś kogo znała i ufała.
Jej rodzice,
Caleb.
Czy ktoś
inny?
Przez cały
dzień, tylko o tym wszystkim myślałam. Przyjaciółka nie chciała, abym dowiedziała
się o jej sekrecie, lecz nie mogłam znieść tej niewiedzy. Powiedziała, że nigdy
nie zginie, czyli żyje. Oddycha, rusza się, w jej żyłach płynie krew.
Postanowiłam, że popytam wilkołaka o nią, a jeśli będzie ukrywał prawdę, to ja
znam sposoby na jej wydobycie.
Nie
obchodziło mnie to, że rozgniewam „ich”. Nawet nie wiedziałam, kim oni są. Ale
się nie bałam. Nic mi nie zrobią. Jestem potężniejsza od nich. Umiem się
bronić.
Już za dwa
dni bal. Żebym, chociaż na chwilę poczuła się, jak normalna osoba pomagam w
przygotowaniach. Główna opiekunka zwolniła mnie z całego dnia zajęć. Nie miałam
lekcji, ale przez te siedem godzin przywieszałam dekoracje oraz sprzątałam.
Musiałam myć podłogę, jakby sprzątaczki nie mogły tego zrobić. Jednak nie
protestowałam. Nie chciałam wybuchnąć w pobliżu tylu osób: opiekunki, Sylvii,
Olgii i trzech chłopaków, którzy nosili głośniki.
Podczas
krótkich przerw szukałam Caleba, lecz go nie znalazłam. On wagarował częściej
ode mnie. Pewnie spędza ten czas z Lexi.
Tylko gdzie?
Na pewno nie
w jej mieszkaniu. W domu Blackthornów? A może u ojca Alexis? Jakbym tylko wiedziała,
gdzie oni mieszkają. Przyjaciółka mówiła, że Felix zamieszkał poza miastem, ale
powiedziała szczegółów. A jeśli ona od dawna wiedziała, że pewnego dnia będzie
musiała „umrzeć”? Zamieszkała z ojcem, ponieważ nikt nie wiedział, gdzie się
podziewa.
To byłby
cios w sam środek serca. Albo poniżej pasa. Jak kto woli.
Kilka minut
przed wyjściem z sali pojawił się Dante. Na sam jego widok mój dzień stawał się
przyjemniejszy i szczęśliwszy. Nie mogłam panować nad uśmiechem, drżeniem rąk i
tego uczucia w brzuchu. A gdy stałam blisko niego było mi gorąco oraz duszno.
Wychodząc
chłopak objął mnie ramieniem, jakby zaznaczał, że jesteśmy parą. A chyba nie
jesteśmy. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
Myśląc o tym poczułam, jakbym coś straciła.
Może on nie chce być ze mną? Przyjaźń mu wystarczy? Ale wtedy by mnie nie
zaprosił na bal. Te pytania po raz pierwszy pojawiły się w mojej głowie.
Przytuliłam
się do Dantego. W daleko oddalonym zakamarku umysłu przypomniał mi się Chris. „Przecież
nadal go kocham. Mogę go uratować.” Jednak go odtrąciłam. Wepchnęłam jeszcze
dalej w nieoświetlone i zapomniane miejsce.
Cieszyłam
się tą chwilą. I nie pozwolę, aby wspomnienia o dawnym chłopaku to zrujnowało.
Wsiedliśmy
razem do auta. Siedzieliśmy tak blisko siebie. Czułam się, jakbym chodziła po rozżarzonych
węglach, tylko że żar rozchodził się po wszystkich częściach ciała. Serce
waliło mi w piersi, a ja nie próbowałam go spowolnić. Nie musiałam. Nikt tego
nie słyszał.
- Dokąd
jedziemy? – zapytałam, gdy dostrzegłam, że nie kierujemy się w stronę mojego
domu.
- Muszę ci
coś pokazać. – Był bardzo poważny i martwił się czymś. – To bardzo ważne.
Co chciał mi
pokazać? Coś co zmieni moje uczucia do niego. Tak samo jak życie.
Po około
siedmiu minutach zjechaliśmy z ulicy na drogę prowadzącą do małego osiedla.
Nigdy nie byłam w tej części miasta. Przejeżdżałam w tym kierunku milion razy,
lecz nigdy nie zwróciłam uwagi na kilka domków. Niby wyglądały normalnie,
jednak coś się w nich kryło. Nie byłam tylko w stanie powiedzieć co.
Samochód
zatrzymał się przed szarym budynkiem z numerem 9. Był to jednopiętrowy dom
zastawiony bordową bramą. Zauważyłam, że tylko ten go miał. Podeszliśmy do
brązowych drzwi, na wysokości głowy posiadały dekoracyjne okienko.
Nie wiem
czemu, ale się bałam. Chce mnie przedstawić swoim rodzicom? W końcu zobaczę,
jak on mieszka, jak wygląda jego pokój.
Powoli
weszliśmy do środka. W progu na chwilę przystanęłam i zaczęłam wdychać bardzo
ładny oraz znajomy zapach. Szałwia z lekką nutą Zimowitu.
Korytarz był
krótki, prowadził do salonu. Ściągnęliśmy buty i kurtki. W mieszkaniu nie było zimno,
ale też nie ciepło. Dante złapał mnie za rękę i szybko zaprowadził do swojej
sypialni. Najpierw musiało się przejść przez pokój główny. Przez te kilka
sekund zdołałam się trochę przyjrzeć. Jego ściany zostały pomalowane farbą w
kolorze musztardy, podłogę zdobiło ciemne drewno, a meble – ciemno pomarańczowe
albo jasno brązowe.
Drzwi do
prywatnej przestrzeni chłopaka wykonano z czarnego tworzywa, a na samym środku
przyklejono kartkę z napisem Nie otwierać.
Kiedy się otworzyły przed sobą zobaczyłam, coś czego się nigdy nie
spodziewałam.
Na ścianach
były przyklejone rysunki. Kartki zajmowały około 100% powierzchni, a wszystkie
przedstawiały … Mnie. Niektóre ukazywały mój portret, na kilku byłam ja w
całego okazałości, a na jeszcze innych rzeczy, które dokonałam: jak dusiłam
Ave, jak upadałam z dachu, jak ogień „tańczył” wokół mnie.
- Co to
jest? – Byłam zdezorientowana i trochę przestraszona. Czy Dante mnie śledził?
Ale trzeba
przyznać. Miał talent.
Zrozumiałam,
że to nie jest sypialnia chłopaka, tylko ołtarzyk. Lecz w rogu znajdowała się
biblioteczka z księgami. Tak, księgami zaklęć.
- Czy ty
jesteś …? – Nie dokończyłam. To słowo nie mogło mi przejść przez gardło.
- Tak. –
Spojrzałam na niego. – Jestem czarownikiem. Tak jak ty.
Co? Skąd on
wiedział?
- Tylko, że
ja umiem to ukrywać.
Przypomniałam
sobie tą wizję, którą widziałam po spotkaniu z Biancą. Kiedy wracałam i
spotkałam Dantego. To miejsce. Czy to była prawda?
- Co
oznaczają wszystkie te rysunki? – Przeniosłam wzrok na nie. – Prześladujesz mnie?
Od jak dawna?
Moje mięśnie
stały się sztywne, a całe ciało naprężone.
- To jesteś
ty.
- Wiem o
tym. Czemu je namalowałeś?
Chłopak
usiadł na czarnej sofie, zrobiłam to samo.
- Jesteś
moim zadaniem. - Co? – Mam cię chronić.
Przed czym?
Trochę już na to za późno. Wiem, że umrę i nic nie da się z tym zrobić.
-
Przychodziłaś do mnie każdej nocy. Od dwóch miesięcy. Gdy wstawałem miałem w
ręce twój portret.
Nadal tego
nie rozumiałam.
Właściwie musiałam
najpierw to wszystko sobie poukładać. Dante był czarodziejem. Ukrywał to przede
mną, ponieważ? On miał wizję ze mną w roli głównej. I do tego narysował chyba
każdy moment, w którym używałam magii.
- Czemu się
mi ujawniłeś, właśnie teraz?
Chłopak się
nie odzywał przez chwilę. Przeczesał włosy palcami i wolno wstał z kanapy.
Czułam, że to poważna sprawa. Podszedł do regału i wyciągnął coś z najwyższej
półki. Zauważyłam, że to tubka. Podał mi ją, a ja wyciągnęłam to co było w
środku. Wyglądało na plakat w formacie A1. Trochę się bałam spojrzeć, co
przedstawia. Aż w końcu rozwinęłam papier. Widniała na nim moja postać. Leżała.
Oczy miała otwarte. Były puste, nie ukazywały strachu, ani nic. Klatka
piersiowa była obniżona, a twarz wychudzona, jakby coś wyssało wszystko, co tam
było. Poniżej mnie Dante napisał słowo „Mort” dużymi i pogrubionymi literami.
Upuściłam plakat
i przytuliłam się do szarookiego, przyciskając głowę do jego torsu. Słyszałam
bicie jego serca, było szybsze niż normalnie. Poczułam ciepło jego ciała oraz
zapach dezodorantu. Chłopak mnie objął. Czułam się bezpieczna przy nim. Nawet
perspektywa mojej śmierci nie wydawała się już taka straszna.
Podniosłam
głowę. Oboje patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie czekając, aż Dante zrobi
pierwszy ruch pocałowałam go. Był to delikatny całus, można uznać go za
muśnięcie. Lecz Dante nie chciał skończyć na tym. Przycisnął mnie do siebie,
jedną ręką trzymając mój kark, a drugą plecy. Ja zagłębiłam swoje palce w jego
blond włosach. Przycisnął swoje usta mocno do moich. Chwilę później otworzyliśmy
lekko wargi i nasze języki wreszcie się dotknęły. Przeszedł mnie przyjemny
dreszczyk.
Oderwałam
się, aby złapać oddech. W pokoju zrobiło się duszno. Miałam wrażenie, że
wdychamy własne powietrze.
Nic innego
się nie liczyło oprócz tej chwili.
Całowaliśmy
się mocniej, namiętniej. Moje ręce podwinęły jego granatową koszule i dotknęłam
skóry. Była rozpalona. Palce sunęły po idealnie wyrzeźbionym brzuchu. Chłopak
zaczął rozpinać guziki. Jeden po drugim. Ja nie mogłam wytrzymać. To ciepło
między nami atakowało mnie z każdej strony. Pomogłam ściągnąć mu ubranie jak najszybciej.
Był nieźle umięśniony. Zaczął całować mnie po szyi.
Chris.
Gdzieś
głęboko w moim umyśle odezwał się głos.
A jeśli
Zankou mnie śledzi? Widzi co ja teraz robię?
Gwałtownie
oderwałam się od Dantego. Oddychaliśmy szybko.
Szybko
wstałam z kanapy. Poczułam lekkie poczucie winy, że zdradziłam Chrisa.
-
Przepraszam – wydukałam. – Chyba jeszcze nie jestem gotowa.
To
oczywiście było kłamstwo. Byłam gotowa, oczekiwałam ten moment. Ale już nie
mogę przestać myśleć o wampirze, który ma całe moje serce.
Z
przepraszającą miną, opuszczonymi ramionami, wyszłam z mieszkania.
Na zewnątrz
było strasznie zimno. Chciałam powrócić do tego cieplutkiego domku i
obściskiwać się z Dante. Niestety nie mogłam, dopóki Chris nie zniknie z mojego
życia.
I serca oraz
umysłu.