Trzy godziny
temu wypiłam filiżankę napoju, który miał mi pomóc. Nie zadziałał. Próbowałam
zasnąć. Liczyłam owce, odliczałam od stu do zera, słuchałam muzyki – na marne.
W końcu wyszłam na balkon. O tej porze na niebie lśniły gwiazdy, a światło
księżyca odbijało się od morza. Wiatr był zimny, właśnie takiego chłodu
potrzebował mój organizm. Usiadłam na brązowym krześle. Gdy pupa zetknęła się z
plastikiem podskoczyłam. Moje spodnie od piżam były krótkie, a tworzywo
sztuczne takie lodowate. Natychmiast wróciłam do pokoju i owinęłam się kocem.
Po chwili znowu siedziałam na balkonie.
Podkurczyłam
nogi i podniosłam głowę. Na górze znajdowało się wiele gwiazd. Kiedyś babcia
opowiedziała mi historię o tym, że gwiazdy to dusze zmarłych, którzy nie
zdążyli pozałatwiać ziemnych spraw. Spadająca gwiazdka oznaczała, że któremuś
duchowi się udało, a że mówiono o życzeniach, to tylko dodatek, spełniający się
tylko tym, którym naprawdę tego potrzebują. Ja jeszcze nie miałam takiej możliwości.
Nigdy nie widziałam upadającej gwiazdy.
Spojrzałam
na plażę, w moje ulubione miejsce. Kiedy ostatnio tam byłam siedziałam z
Chrisem. Serce zacisnęło się w mocny supeł, kiedy o nim wspominałam. Jak dobrze
pamiętam był to pierwszy Września, po szkole. Minął tydzień od tego wypadku,
gdy ktoś pierwszy został zamordowany w Colby Hill. Kto by pomyślał, że mój
świat w przeciągu sześciu miesięcy zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Wtedy
nie wiedziałam, że jestem czarownicą, że one naprawdę istnieją, tak samo jak
wampiry i wilkołaki. Nie miałam pojęcia, że później babcia, Adam i Lexi zginą z
powodu istoty, którą przywoła Azazel. Nie musiałabym teraz tak strasznie
tęsknić za tymi osobami i miłością mojego życia. Gdybym mogła zmieniłabym
przyszłość, moją teraźniejszość. Najważniejsi dla mnie ludzie nadal by żyli.
Ostatni raz
rzuciłam okiem na niebo. W tym momencie zauważyłam spadającą gwiazdę.
- Chciałabym
już nie cierpieć – zażyczyłam.
I weszłam do
sypialni. Nie pamiętam czy zasnęłam albo czy kładłam się do łóżka. Jedyne, co
przypominam sobie to żółte światło kierujące się ku ziemi.
- I jak.
Usnęłaś na trochę? – spytała ciekawa rodzicielka.
Pokręciłam
głową, którą miałam tak ciężką, że ledwo ją utrzymywałam. Nie mogłam patrzeć na
jajecznicę z bekonem. Nie, żeby śniadanie wyglądało nie apetycznie, tylko że
czułam się jakbym miała kaca. Tak w połowie. Mogłabym wypić całą beczkę zimnej
wody niż zjeść, choć trochę jajka albo czegoś innego.
- Coś
kiepsko wyglądasz – stwierdziła matka, po czym dotknęła mojego czoła. – Nie masz
gorączki.
A czuję,
jakbym miała, pomyślałam.
- Jak się
tak bardzo źle czujesz możesz nie pójść dzisiaj do szkoły. Ale to tylko
jednorazowe wagary – ostrzegła.
Ucieszyłabym
się, gdyby nie to, że dzisiaj musiałam zaliczyć podciągnięcia na wychowaniu
fizycznym. Nie cierpiałam tej lekcji. Nie jestem wysportowana, tak jak inne
dziewczyny w klasie. Codziennie musiałyśmy albo biegać, albo grać w siatkówkę,
w którą nie umiałam za żadne skarby się nauczyć. Przepuszczałam prawie każdą
piłkę. Prawdę mówiąc, wolałabym spotkać się z Azazelem i Zanou niż grać w tą
grę.
- Pójdę do
łóżka.
Wzięłam ze
sobą szklankę wody i poszłam na górę. Po drodze zakręciło mi się w
głowie, więc usiadłam na jednych ze schodków. Powoli traciłam jasność. Wiedziałam,
czego to są oznaki. Za chwilę dostanę wizję. Od dawna jej nie miałam. Cieszyłam
się tym, ponieważ zawsze przepowiadałam złe wieści. Tym razem było tak samo.
Widziałam ciemną chmurę dymu unoszącą się nad miastem. Wszyscy dziwnie się
zachowywali, tak spokojnie. Na ulicy zdarzył się wypadek samochodowy, a
przechodni nie zareagowali. Byli pochłonięci czymś innym. Na niebie, pośród
chmury ktoś się unosił. Postać była zamazana i nie mogłam dostrzec twarzy.
Gdy wizja
się skończyła trzęsłam się jak galareta. Mama siedziała przy mnie i przytulała.
Dopiero, kiedy podała mi chusteczkę uświadomiłam sobie, że płaczę jak bóbr.
Materiałem wytarłam oczy oraz wydmuchałam nos. Rodzicielka pomogła mi wstać i pójść
do pokoju. W łóżku owinęła mnie kołdrą i usiadła obok. Odgarnęła z twarzy swoją
ciemnoblond grzywkę. Jej skóra była ciemniejsza niż zapamiętałam. Na przedramieniu
miała poparzoną skórę, ale tylko trochę. Nigdy nie opowiedziała jak to się
stało. Teraz wiem, że to przez magię. Nie potrafiła zapanować nad swoją mocą i
przez przypadek się poparzyła. Dlatego tak ważna jest kontrola.
- Opowiesz
co widziałaś?
Wzięłam
głęboki oddech. Musiałam najpierw sama to strawić. Ciemna chmura może oznaczać
zło. Zankou wróci do miasta i zapanuje nad ludźmi?
Opowiedziałam
mamie o swojej wizji. Ona czekała uważnie, aż ja skończę. Nie powiedziała nic nawet,
gdy zamilkłam na dłuższą chwilę.
- To poważna
sprawa – zaczęła. – Musimy być przygotowane na Mrok.
- Czy to
taki Mrok, jakim była Ava? – Jeśli tak, to będzie trudno uratować Colby Hill.
- Możliwe,
że gorszy, potężniejszy – odpowiedziała poważnie.
W jej
wyrazie twarzy zobaczyłam strach. Jeśli moja mama się boi to znaczy, że to
będzie grubsza sprawa.
Zamknęłam
oczy. Miałam już dość tej magii. Wolałabym być zwykłą dziewczyną ze zwykłymi
problemami. Takie życie straciłam pod koniec wakacji.
Szybko
wypiłam wodę ze szklanki i przekręciłam się na bok. Próbowałam zasnąć, o dziwo
udało się. Na godzinę, ale to coś. Wypoczęłam, a przy tym myślałam nad wizją.
Kto jest na tyle potężny, aby kontrolować całe miasto? Bałam się na samo
wspomnienie tego, co widziałam. Ava była potężna, a ja jej nie pokonałam. A
teraz będzie o wiele gorzej. Kto zniszczy ten Mrok?