piątek, 2 października 2015

Rozdział 37

   Siedziałam na kanapie wraz z rodzicami. Babcia usiadła na fotelu obok nas. Nie odrywałam wzroku od wyłączonego telewizora, ponieważ wiedziałam, że spojrzę na babunię i znowu przeżyję koszmar. Podobno ten świat miał być dla mnie rajem. Za sprawą tylko jednego spojrzenia zamieniał się w koszmar. Nie umiałam tego zmienić. Nyks zniszczyła mnie. Zamieniła moją babcie w potwora. I pewnie bym tak samo zachowała się wobec Adama. Nie chciałam tego.
- Anno. To co się zdarzyło jest normalne. - Mama zwróciła się do mnie, trzymała za dłonie. Patrzała mi głęboko w oczy. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale one nic nie wyrażały. Były puste. - To wszystko się zmieni, gdy zostaniesz z nami.
- Nie będziesz już musiała cierpieć - dopowiedział ojciec. On też był pusty w środku. Chciał to ukryć, uśmiechając się szeroko. - Masz tutaj nas, babcie i  swoich przyjaciół. Wszyscy żyjemy i tylko czekamy, aż cię zobaczymy, odezwiesz się do nas czy tylko zerkniesz.
- Wszyscy chcemy twojego dobra - oznajmiła staruszka. Tym razem przeniosłam wzrok na nią. Nie zaatakowała mnie, jak myślałam. Nie czułam żaru na swojej skórze. Lekko uśmiechnęłam się do niej. Ona odwzajemniła to.
- W tym świecie nie jesteś czarodziejką. Nie musisz cierpieć i też nikt cię nie zrani. Żaden inny czarodziej, łowca czy wampir - rzekła rodzicielka.
- A co z Benem? Chrisem? - spytałam.
- Jesteśmy tylko my. Twoja rodzina i prawdziwi przyjaciele. - Ta odpowiedź dochodziła z przedpokoju. Zobaczyłam tam Lexi i Adama. Podeszli do mnie oraz przytulili.
   Znowu poczułam wibracje. Tym razem dochodziły do pasa. Przez chwilę górną część ciała miałam zdrętwiałą. Przestraszyłam się. Nie mogłam się ruszyć, a ludzie wokół mnie tylko się uśmiechali.
- Jeśli pozwolisz sobie na zapomnienie o tamtym życiu, zostaniesz z nami na zawsze - odparł chłopak. Mówił to szczerze. Wszyscy chcieli, żebym została w tym miejscu. Żebym już nigdy nie widziała wampirów.
   Zostałabym, lecz miałam ważną misję do wykonania. Bolało mnie to, iż musiała ich opuścić. Właśnie ich odzyskałam. Może jeśli udałoby mi się zostać tu tylko na kilka dodatkowych minut, poczułabym się lepiej.
   Przeszła przeze mnie kolejna fala wibracji. Uświadomiła mi, iż to nie prawda. Jeśli się stąd nie wydostanę teraz, to utknę tu na zawsze. Choć to nie byłoby takie złe. Była tu babcia, Adam, Lexi, no i oczywiście moi rodzice. W tym świecie nie istnieli Ben oraz Chris. Tęskniłabym za nimi.
- Anna - upomniała się mama.
   Po moich policzkach spływały łzy, serce biło nienaturalnie szybko, a dłonie były mokre, nawet jeśli je wycierałam o spodnie.
- Anna, kochanie. - Babcia już się niecierpliwiła.
   Wszyscy zaczęli podchodzili i łapać mnie. Przyjaciele trzymali za ręce, rodzice głowę, a babunia kucnęła i wzięła do rąk moją bluzkę. Wierciłam się, uciekałam od nich, jednak to nic nie dało. Byłam otoczona, zamknięta jak w klatce. Kopnęłam staruszkę, moja noga przeleciała przez nią. I znowu mnie podpalała. Zamknęłam mocno oczy, modląc się o zakończenie tego wszystkiego. Odszukałam w sobie resztki Mocy i poprosiłam ją o pomoc, albo raczej rozkazałam jej. Poczułam lekkie ukłucia w całym ciele. Tylko to mnie ochroni. Tak się stąd wydostanę. Wiedziałam, że nie starczy mi siły na pokonanie Nyks. W tym momencie chciałam się uciec z tego świata.
- Zostawcie mnie! Nigdy tutaj nie zostanę, potwory! - wrzasnęłam. Miotałam się we wszystkie strony.
   Ciągle krzycząc, posyłałam magię do ludzi. Oni puszczali mnie na chwilę, lecz nie odpuszczali. Ja tak samo. Nie dałam się im pokonać. Potrafiłam być silna.
- Zgińcie w piekle, wy śmiecie cholerne. Jesteście tylko wymysłem chorej wiedźmy, która mnie tu trzyma. Nie macie nade mną żadnej kontroli. To ja tu wygram!
   Moi najbliżsi zostali odrzuceni na ściany domu. Sądząc po tym, jak osunęli się na ziemię i przestali się ruszać, musieli stracić przytomność. Zawahałam się przez moment. Przecież to nie twoja rodzina - mówił mózg - Oni nie istnieją naprawdę. Idź już.
   Tak też zrobiłam. Otworzyłam drzwi wyjściowe. Przede mną rozświetliła się droga powrotna. Pewna siebie przeszłam przez nią. Drzwi zamknęły się z hukiem, ale ja nie obejrzałam się za siebie. Miałam przed sobą tylko jeden cel. Zniszczyć Nyks.
  
   Pojawiłam się w małym pokoiku, w którym znajdowała się tylko stara, dwudrzwiowa szafa. Odrzucając strach na bok, podeszłam do niej i otworzyłam. Z mebla wyleciał mały chłopiec. Zauważyłam, że jego szczęka się lekko trzęsie, jakby mu było zimno. Nie mogłam też nie dostrzec ciemnoczerwonej substancji na nim. Miał ją na włosach, ubraniach, a nawet kilka kropel na rzęsach. Nie podnosił wzroku. 
- Dante, nie musisz się już bać.
   Chłopak, jak posłuszny piesek, podniósł głowę. Jego mina się zmieniła. Szare oczy zabłysły, a usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
- Już mnie nie będą nękać? Już nigdy nie dostanę lania? - zapytał.
   Kobieta za mną położyła rękę na ramieniu Dantego. Czułam iskrzenie pomiędzy moim ciałem a ciałem Nyks. Wiedźmy, która z wielką chęcią zabijała innych czarodziejów. Wiedźmy, która chroniła Dantego? Tylko dlaczego?
- Pamiętasz naszą umowę? - Jej głos był o wiele znośny, nie wyrażał tyle gniewu co dzisiaj.
- Tak. - Kiwnął głową. - Wezwałem cię, żeby moja rodzina już nigdy mnie nie zbiła. Ty się ich pozbyłaś, więc teraz muszę się ciebie słuchać.
- Będziemy tworzyli prawdziwą rodzinę - odpowiedziała radośnie kobieta.
   Gdy wychodzili, mały czarodziej złapał Nyks za rękę. Nie wiedziałam czy ona po prostu tego nie zauważyła czy wspominając o "rodzinie" mówiła prawdę. Zza zarysu przeszłej wiedźmy pojawiła się teraźniejsza. Była wściekła. Nim zdołałam mrugnąć, ona mnie dosięgła. Trzymała mnie za gardło, lekko przyduszając.
- Jak się tu wzięłaś? Skąd miałaś tyle mocy, by pokonać trzecią część? Zresztą ... To i tak już nieważne. Zabiję cię w tej chwili. Będzie to dla mnie przyjemność.
-Nie ... Nie dam - syknęłam. - Nie dam się.
   Przestałam czuć ból w gardle, gdy przycisnęłam dłoń do klatki piersiowej wiedźmy. Działałam instynktownie. Wbiłam swoje paznokcie w jej skórę. Ciepła krew pociekła przez palce. Kobieta wzmocniła ucisk, to ja też. Nie odczuwałam bólu ani strachu. Poczułam się potężna. Wzywałam magię do siebie. Kiedy przeciwniczka wydała z siebie cichy jęk, z piersi, wraz z cieczą, wydobywała się Moc. Ciemna, kleista się magia podpływała do mnie, aby w końcu połączyć się ze mną. Moc wypełniała całe ciało. Stawałam się silniejsza.
   To nie trwało długo. Kobieta zniknęła, pozostały tylko po niej krople krwi i ciemny dym. Nie dawałam jej szans na ucieczkę. Z pomocą zdobytej magii, wyczułam ją w lesie, w którym zabijała Adama. Wyszłam drzwiami i przemierzałam puste korytarze. Wszędzie było tak biało, że aż raziło w oczy. Nie znałam tego miejsca, zaufałam Mocy. Wiedziałam, że ona nie była moja, nie musiała się mnie słuchać. Jednakże chyba była tak zależna od innych, że nawet nie protestowała. Pozwalała kontrolować siebie.
   Zgodnie z intuicją otworzyłam drzwi, które całe były pokryte mchem i gałęziami. Gdy je zamknęłam, znikły jakby nigdy tam nie stały. Nie przestając słuchać magii, która wyczuwała Nyks, podążałam za wydeptaną ścieżką. Po kilku minutach ostro skręciłam w stronę drzew. Miały one co najmniej cztery metry wysokości oraz straszyły swoim wyglądem. Usłyszałam krzyk z daleka. Od teraz już tylko biegłam. Nawet gdy nogi odmawiały posłuszeństwa a płuca paliły żywym ogniem, nie przestawałam. 
   Miałam tylko jedno zadanie.
   Zniszczyć Nyks. 
   Kiedy się zatrzymałam, musiałam się schylić, bo kręciło mi się w głowie i zapewne straciłabym równowagę. Nie wstawałabym, a wiedźma by mnie zabiła. Nie mogłam upaść. 
- Nigdy mnie nie pokonasz. Hahaha ... Nie wytrzymasz tego, twoje ciało tego nie wzniesie. - Od kobiety biło szaleństwo. Jej oczy poruszały się z szybkością godną wampira, a twarz nie wyrażała spokoju jak zawsze. Gdy się śmiała, jej głos był zachrypnięty. - Umrzesz albo tu albo w świecie, na którym ból jest czymś normalnym. Oddaj mi całą magię, a obiecuję, że twoja śmierć będzie szybka i bezbolesna.
   Włosy Nyks były rozczochrane i czymś oblepione. Wcześniej idealny strój był teraz brudny i poszarpany, a paznokcie obgryzione, aż do krwi. Nie wyglądała normalnie. To ona miała już dość. To ona nie wytrzymała. Jej ciało obumierało, nie miała już szans.
   Uśmiechnęłam się lekko. Pojawiła się we mnie dziwna siła, za którą musiałam podążać. Nakazywała mi stanąć do walki, zaatakować wiedźmę i wygrać. Mogłam podjąć decyzję: posłuchać się jej lub odgrywać, że tego nie zauważyłam. Coś mi mówiło, żebym zrobiła, to co mi każe. Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Pochwyciłam tą moc i pociągnęłam do siebie. Oblała mnie potężna aura. Magia zaczęła gwałtownie się ruszać, chciała wydostać się z mojego ciała. Palce u rąk drgały od tej siły. Musiałam się uwolnić od tego. Wypuściłam ją z siebie. Uderzyła w pobliskie drzewa, które zaczęły się palić albo tracić korę i gałęzie. Możliwe, że jedno z nich upadło z porywanymi korzeniami. Poczułam się lepiej, jakoś lekko. To było co innego niż utrata mocy przez Nyks. Tym razem kontrolowałam to. Ta siła chciała, żebym podeszła do kobiety. Tak zrobiłam. Miałam złapać jej głowę i wedrzeć się w nią. Tak też uczyniłam. Ona drapała mnie, pluła oraz rzuca`la zaklęciami, lecz nic na mnie nie działało. Miałam tą siłę przy sobie. 
   Otworzywszy umysł Nyks, zobaczyłam różne obrazy. Większość pokazywała jej ofiary. Kiedy obok mnie przeleciały Caera oraz Akari wkurzyłam się. Ona je zabiła. Ale skąd ...? Dante. Tylko on wiedział o tych czarownicach. Nie panując nad sobą, weszłam do byle jakiego wspomnienia. Poczułam jak tracę grunt pod nogami, chciałam się czegoś złapać, ale nie musiałam. Po chwili moje stopy mocno uderzyły o ziemię, aż wstrząsnęło moim ciałem. Znajdowałam się w pięknym ogrodzie. Wokół mnie porastały krzaki roślin oraz żywopłoty. Po mojej lewej i prawej wiodła kamienna dróżka, która w pewnych miejscach się rozchodziła w innych kierunkach. Pomyślałam o labiryncie, który gubi ludzi. Usiadłam na ławce za mną. Była zimna, choć słońce świeciło już od dobrych kilku godzin. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Nie czułam ciepłych promieni na skórze, co mnie zasmuciło.
   Ktoś wyszedł z tajemniczych korytarzy. Młoda dziewczyna o czarnych włosach, bursztynowych oczach oraz bladej jak mleko twarzy. Nyks wyglądała niewinnie i przerażająco w tym samym czasie. Jej białą sukienkę kontrolował wiatr, rzucając materiałem w różne strony. Zauważyłam, że nie miała na sobie butów.
   Dziewczyna usiadła na ławce, zupełnie nie zdając sobie sprawy moją obecnością. Wyglądała jakby czekała na kogoś. Rozglądała się co chwilę. Po paru minutach kolejna osoba wyszła z labiryntu, tym razem z prawej strony. Był to chłopak, może niewiele starszy od młodej Nyks. Jasna grzywka zasłaniała całe czoło, dwa pierwsze guziki białej koszuli były rozpięte. I on też nie nosił obuwia. 
- Znowu wygrałam - oznajmiła Nyks. Zaskoczyła mnie. Właśnie uśmiechała się szeroko i nawet oblała się rumieńcem. 
- Tylko dlatego, że mój ojciec mi przeszkodził. Właściwie to jego asystent - odpowiedział, prawie na mnie siadając, jednak dałam radę uciec. - Pewnie waćpanna chciałaby dostać swoją nagrodę?
   Wiedźma znowu miała czerwoną twarz. Nie mogłam w to uwierzyć. Zachowywała się jak normalna nastolatka. Ona nie była tą samą osobą, którą niedawno widziałam. Nawet przy Dante tak nie wyglądała. To nie było, aż tak dziwne. Ciągle zapominałam, że ona nadal była człowiekiem, nadal coś czuła. Choć nie byłam taka pewna, co do teraźniejszej Nyks. Ciekawe co się z nią stało? Czemu stała się taka zła?
   Chłopak obdarował usta dziewczyny krótkim pocałunkiem. To było słodkie. Czułam się jak jakiś zboczeniec, prześladowca. Już chciałam odwrócić się od nich i odejść, lecz Moc znowu się odezwała. Kazała mi skrzywdzić chłopaka tak samo jak wiedźma skrzywdziła Adama. Odmówiłam, ale ręce mnie świerzbiły. Czemu miałabym tego nie robić? Niech Nyks poczuje, to co ja odczuwałam. Wypuściłam magię i kazałam jej zatkać drogę do świeżego powietrza. Widziałam, jak szary dym wylatuje z moich palców i zaciska się na gardle chłopaka. On zaczął otwierać i zamykać usta jak ryba. Jego twarz robiła się sina z każdą próbą zdobycia tlenu do płuc. Masował sobie gardło jakby myślał, że to mogłoby pomóc. Nyks przez chwilę nie wiedziała, co robić, pytała się go, o co chodzi. W pewnym momencie zrozumiała i mamrotała coś pod nosem.  Pewnie zaklęcie. Jednak nic nie działało. Dziewczyna płakała oraz krzyczała o pomoc. Patrząc na jej twarz, poczułam ciężki kamień na sercu. Próbowałam to odczarować, nic to nie dało. Rozkazałam Mocy wrócić do mnie, zmieniałam cel czaru, nic nie poszło po mojej myśli. Chłopiec przestał się ruszać i upadł na ziemie z głuchym łomotem. Wstrzymałam krzyk, tak samo jak Nyks. 
   Coś ciężkiego uderzyło mnie w bok. Odrzuciło mnie kilka metrów dalej. Usłyszałam, jak coś mi przeskakuje w barku. Siła, która wróciła do mnie, uleczyła mnie. Niedaleko ławeczki stała prawdziwa Nyks. Jej oczy były zaczerwienione, trzęsła się. Ciągle zmieniała obiekt oglądania: raz patrzyła na mnie gniewnie, a raz na nieżyjącego chłopaka jakby miała się rozpłakać. 
- Kim on był dla ciebie? Czy on był czarodziejem, któremu odebrałaś magię? - Nie liczyłam się z tym, że ją ranię. Ona robiła to samo. - A może był dla ciebie tylko zabawką? Czy naprawdę go lubiłaś? Chociaż trochę? Czy ...
- Zamilcz! Przymknij się ty mała suko. Ty nic nie wiesz! Nie znasz się na życiu. Nic nie przeżyłaś.
- Ja nie znam się na życiu? Nic nie przeżyłam? - Tym razem ja byłam wkurzona. Na maksa. - Życie jest niesprawiedliwe. Życie jest cholernie wielką suką! Mój chłopak okazał się być wampirem, a ja czarownicą. Inna wiedźma zabiła moją babcie. Życie zabrało mi członka z mojej ukochanej rodziny. Mój przyjaciel Adam, przyjaciółka mojego kolegi, Taylor, dziewczyna, którą miałam chronić, Lydia. Życie zabrało mi nawet chłopaka. Ty nic o mnie nie wiesz. Przez pół roku myślałam, że moja przyjaciółka nie żyje. Przez pół roku! Tyle czasu byłam samotna. Nikt mnie nie rozumiał, nikt nie chciał zrozumieć.
   Gdy tak mówiłam, moja magia - jak wąż - wiła się w stronę kobiety. Nie kontrolowałam tego, nawet nie wiedziałam o tym. Ona chyba też, bo nic nie robiła. Wpatrywała się we mnie jakbym opowiedziała śmieszny żart. To mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Wrzasnęłam głośno, drażniąc swoje gardło. W tym momencie Moc rzuciła się na wiedźmę. Owijała się między jej nogami i rękami. W tych miejscach, gdzie skóra była nieokryta, pojawiły się bąble, które pękały, wylewała się z nich krew oraz kolejna fala mocy, która połączyła się z moją. Nyks nie odpuściła. Jej siła przeciwko mojej. Kiedy ona była skoncentrowana na ataku, ja pobiegłam do niej i znowu złapałam za głowę. Tym razem wejście w jej umysł było łatwiej. Poszukałam kolejnego wspomnienia, które byłoby idealne na zemstę. Chciałam zniszczyć Nyks tak samo jak ona zniszczyła mnie.
   Weszłam do bańki, w której wyświetlał się las. Słońce właśnie zachodziło, pozostawiając po sobie pomarańczowe smugi na niebie. Młoda Nyks siedziała na starym kocu wraz z dwiema dziewczynami. Najwidoczniej dobrze się bawiły, ponieważ dużo się śmiały. Niestety nie słyszałam o czym rozmawiały. W pewnym momencie zza drzew wyszła wysoka postać. Kobieta miała piękne czarne włosy, sięgające do połowy pleców, małe piwne oczy oraz ten sam odcień skóry co Nyks. Była wściekła. Obrzuciła spojrzeniem koleżanki dziewczyny. 
- Co ja ci mówiłam o spędzaniu czasu z normalnymi? - spytała podniesionym głosem. 
- Przepraszam, mama. Tylko, że ... Ja dobrze się z nimi czuję.
- Dość!
   Matka wiedźmy podniosła ręce i skierowała palce w stronę ludzi. One siedziały, zbyt skołowane, by zrozumieć powagę sytuacji. W następnej chwili znieruchomiały całkowicie. 
- Mama, przestań. Zrobię co zechcesz. Już przestanę się z nimi widywać, tylko proszę. Zostaw je - błagała jej córka. Dorosła jednak nie słuchała.
   Skóra dziewczynek robiła się czerwona, było czuć woń krwi. Kiedy one się powoli rozpuszczały, Nyks krzyczała. Nie mogła kontrolować potoku łez. Uklękła na ziemi i schowała twarz w dłoniach. 
- Mam nadzieję, że nauczyłaś się czegoś z tej lekcji. - Nie wiedziałam, co takiego było z głosem jej matki, ale przeszył mnie dreszcz.
   Patrząc na widok rozpuszczonych jak wosk dziewczyn, łkającej Nyks oraz jej rodzicielki, która z dumą odchodziła od tego wszystkiego, poczułam ukłucie w sercu. Mój wróg też nie miał łatwo w swym życiu.
   Ale nic nie usprawiedliwiało tylu morderstw - podpowiedział głosik w głowie.
   Tak, to prawda. Każdy morderca musi ponieść konsekwencje.
   Złapałamłodą Nyks i wbiłam pazury w jej pierś. Dziewczyna próbowała mnie powstrzymać, lecz była zbyt słaba. Wyczuwałam wychodzącą z niej magię, jeszcze nie skalaną złem. Kiedy ta Moc wchodziła we mnie, ja czułam, jak nogi uginają się pod ciężarem takiej siły. Ta cała magia nie mieściła się w moim ciele. Jak Nyks udało się uporządkować ją? Ja aż się gotowałam od tego. Musiałam wypuścić choć trochę Mocy. Z drżącymi palcami dałam ujście temu uczuciu. Gałęzie drzew wokół nas zaczęły szaleć, łamać się i upadać. Ciemne chmury zasłoniły całe niebo, z daleka można było słyszeć grzmoty.
   Młoda Nyks zniknęła, a ja zostałam pchnięta do przodu dzięki starszej Nyks. Uderzyłam tak mocno o ziemię, aż ciężki wstrząs objął moje ciało. Ugryzłam się też w język, więc poczułam metaliczny smak w ustach. Moje nogi uniosły się, później tułów, a na końcu głowa. Lewitowałam, od gruntu dzieliły mnie dwa metry, cała krew spłynęła do twarzy. Wyplułam to co miałam w ustach i spojrzałam na wiedźmę.
- Nigdy więcej nie waż się wchodzić do mojego umysłu! - wycedziła. - Zabiję cię!
   Najpierw usłyszałam rozpruwany materiał, następnie zapach krwi i coś mokrego na skórze. Krzyknęłam z bólu. Rana wyglądała na zrobioną biczem.Wysłałam Mocy, żeby mnie ochraniała, jednak w ciągu tej czynności, Nyks zdołała jeszcze dwa razy mnie uderzyć.
- To nie jest prawdziwy ból. Wiem, co to ból. To nie jest to - szeptałam sama do siebie. Kobieta rzuciła kolejnym biczem. Nie powstała żadna rana, lecz tarcza przepuściła cierpienie. - Ból to tylko iluzja.
   Nemezis nie przestawała atakować. Kiedy ochrona była zbyt słaba, rzuciłam magią w Nyks, która poczuła to samo cierpienie. Niestety nie wystąpiła żadna z ran. Z powoju jej nieuwagi, zaczęłam spadać. Źle to by się skończyło dla mnie, gdyby nie pomoc magii.
- Skąd ty ...?! - Oczy kobiety iskrzyły się czerwienią. - Ja spędziłam kilkanaście lat na szukaniu informacji, jak ukraść moce innych czarodziejów. Jak ty ...?
- Uczę się od najlepszych - powiedziałam tylko.
   Wiedźma rzuciła się na mnie. Przygniotła do ziemi, obiema rękoma złapała za gardło i dusiła. Ze środka jej klatki piersiowej wydobyła się czarna dłoń, sięgająca do mojego serca. Płuca domagały się tlenu, gardło zaczynało mnie palić i nie wiedziałam, jak się bronić przed niematerialną łapą. Moc znowu buzowała we mnie. Pozwoliłam jej robić co chce. Odepchnęła kobietę na drzewo. Jej oczy zrobiły się białe, pewnie straciła przytomność. Mogłam oddychać, jednak paznokcie wroga rozcięły mi skórę na gardle i teraz z ran leciała krew. Magia owinęła się wokół mojej czyi. Czułam przyjemne mrowienie w tym miejscu. Po dwóch minutach po ranie nie było śladu. 
   Nyks w tym czasie odzyskała przytomność i się podnosiła. Wstałam szybciej niż ona i wypuściłam całą Moc, żeby zaatakowała wiedźmę. Ciemna masa poleciała do niej, otaczając ją. Ona próbowała przepędzić tą masę jak muchy, jednak nic to nie dało. Skupiałam się tylko na swojej magii. Widziałam, jak coś wypełza z ciała kobiety. Miało ten sam stan skupienia, co moja siła. Zaczęły się bić. Trudno było powiedzieć, która wygra. Gdzieś głęboko w sobie wiedziałam, że to Nyks zdobędzie moją moc, ale nie dawałam tej myśli wyjść na wierzch. Musiałam wierzyć w siebie, w swoją magię. Tylko pewność siebie pomoże mi kontrolować ją. Więc podniosłam wysoko głowę i wyrzuciłam wszystkie inne emocje. 
   Moja moc pokona wroga.
- My obie ... Ty i ja jesteśmy bardzo do siebie podobne - szepnęła, a z jej oka wypłynęła pojedyncza łza. - Obie chcemy chronić naszych bliskich. Tylko, że ja o tym zapomniałam. Zapomniałam o swoich najważniejszym celu.
   Magia Nyks osłabła, stawała się przezroczysta. Ona traciła siły, cała się trzęsła, oczy, które były prawie zakryte powiekami, zaczerwieniły się. W pewnym momencie nie mogła ustać na nogach i uklękła. Nie mogłam w to uwierzyć. Pokonałam ją? Czy ja pokonałam Nyks? Tak, pokonałaś ją. Teraz musisz zrobić tylko jeszcze jedną rzecz - oznajmił głosik w głowie. To prawda. Musiałam dokonać jeszcze jedną, ważną czynność. Powoli podeszłam do wiedźmy. Ona cicho łkała, patrząc na mnie. Wiedziała, co chciałam zrobić. Wyciągnęłam rękę do jej serca, cała Moc wcisnęła się w nią. Palce weszły w skórę jak nóż w masło. Nie robiłam za dużo. Pozwoliłam to robić magii. To ona odnalazła źródło siły Nyks. To ona ją uwolniła oraz przyciągnęła na moją stronę. A ja powitałam ją z otwartymi ramionami.
   Czułam się potężna.
   Nie ...
   Ja byłam potężna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.