- Nyks! Pokaż mi się. Nie bądź tchórzem i stań do walki. Tylko ty i ja! - wykrzyczałam do niczego. Kiedy skończyłam wypowiadać ostatnie zdanie, przede mną pojawiła się wysoka, blondynka. Jej strój psychologa był perfekcyjny. Nie osiadł na nim żaden włos, ani nawet ziemia. Zielone jak trawa oczy świeciły jasnym blaskiem, które mogłam opisać wyłącznie jednym słowem: magiczne. To kobieta, której miałam zaufać, opowiadać historię z mojego życia, uczucia jakie mnie męczyły. Pani psycholog okazała się być Nyks. A ja jej mówiłam o swoich lękach, przyjaciołach.
Nie miałam szans.
Nim zdążyłam zamrugać sceneria się zmieniła. Opuściłyśmy arenę bitwy, by pojawić się w miejscu, które mnie najbardziej przerażało. Stałyśmy na dachu budynku. Ale nie byle jakiego. To była szkoła. Pani Catherine wyciągnęła jedno z moich najgorszych wspomnień i wpuściła w życie realne. Dobrze pamiętałam, gdzie byli wtedy Lexi, Caleb, Chris, nieznajomy wampir i Ava. Miejsca tych czterech osób były już zajęte. Zajmowały je manekiny, wyglądające jak ich poprzednicy, tylko ich twarze były zniekształcone. Ava i Nyks stały się jedną osobą. A ja osunęłam się na ziemię, ponieważ przestałam czuć swoje nogi.
- Czy tutaj nie jest wspaniale? - zapytała kobieta, tańcząc przy krawędzi dachu. - Ten widok, aż zapiera dech w piersi.
Ja nic nie widziałam. Jak dla mnie to było piekło. Próbowałam wyobrazić, że leżałam na łące pełnej pięknych, pachnących kwiatów. Słońce ogrzewało moją skórę, a wiatr owiewał włosy. Ptaki dawały koncert na swoich instrumentach. Tylko, że to długo nie trwało. Zwierzęta zostały zastąpione śmiechem wiedźmy, wiatr moim strachem, a słońce dreszczami.
- Chodź, powinnaś to zobaczyć.
Kobieta postawiła mnie, pociągając za ramię w stronę końca gruntu. Zamknęłam oczy w połowie drogi, jednak jej magia szeroko je otworzyła. Wierciłam się, kręciłam głową, krzyczałam. To nie pomogło. I tak spojrzałam na dół. Nic tam nie widziałam oprócz gęstej mgły, lecz wyobraźnia robiła swoje. Widziałam, jak lecę w dół. Próbowałam się czegoś złapać, włosy zakrywały całą twarz oraz nie mogłam oddychać. Albo może nie chciałam tego robić. I tak i tak bym umarła.
Za sobą usłyszałam ciche tupanie. Ciągle wpatrywałam się w dym szarości poniżej, więc nie zobaczyłam, co się działo.
- Czy to nie jest piękne? Mieć cały świat przed sobą? Móc kontrolować pogodę - zza chmurnego nieba wyjrzało Słońce, witając nas ciepłymi promieniami. - czas - Nagle pojawił się Księżyc walcząc o władze na niebie. - ludzi.
Catherine odwróciła mnie. Stanęłam oko w oko z nieznajomym wampirem. Tym samym, który wypchnął mnie z dachu. Zadrżałam na samo wspomnienie. Stwór ukazał rząd białym zębów, jego kły były długości igły od strzykawek. Kątem oka zauważyłam, jak podnosi jedną z nóg. Nie miałam czasu, żeby zareagować. Mężczyzna kopnął mnie z całej siły w brzuch. Poczułam metaliczny smak w ustach, mieszający się z żółcią. W następnej sekundzie spadałam. Wszystko się powtarzało. Upadałam z niezwykłą szybkością, płacząc i wołając o pomoc. Przypomniałam sobie, że kiedyś w tym momencie złapał mnie Ben. To on mnie uratował mnie przed śmiercią. Gdy tak przyjmowałam do rozumu swój koniec, coś niesamowitego się stało. Czułam, jak ktoś mnie łapie i przytula do siebie. Co? Co się działo? Jak? Otworzyłam oczy. To był Ben. Ale jak? Trzymałam go kurczowo. Nie mogłam go puścić, nawet jeśli to tylko halucynacja. Może już umarłam?
Chwilę później lekko upadliśmy na stopy. Nie chciałam opuszczać wampira. Nie wiedziałam, skąd się wziął, jednak nie obchodziło mnie to. W tym momencie mu dziękowałam. To nie trwało długo. Po tym, jak zauważyłam Nyks obok nas, zielonooki wyparował. Wiedźma nie była zadowolona. Jej brwi były wygięte, a dłonie zaciśnięte w pięści. Nienawiść wobec mnie, aż była namacalna.
- Jak to zrobiłaś? Nie masz już Mocy na takie sztuczki. - Jej głos, aż kipiał jadem.
Nie odpowiedziałam na jej pytanie. Przeważnie dlatego, że ja nie znałam odpowiedzi.
***
Siedziałam na kupce liści. Wokół mnie rosły wielkie drzewa, których gałęzie, aż dotykały ziemi. Czując zimny wiatr i śnieg pod palcami, wiedziałam że była zima. Mój kolejny koszmar. Przede mną pojawiła się Ava, trzymając czyjeś ciało za włosy. Rozpoznałam go. Adam Ackless, mój przyjaciel. Czekałam, aż wstanie i znowu zacznie mnie nękać, jednak to się nie stało. Tylko leżał bezwładnie. Ava, przypominająca teraz Nyks, pchnęła nóż w jego serce. Ostrze wbiło się jak do roztopionego masła. Nie mogłam oderwać wzroku od wylewającej się krwi. To była moja kara. Ale także i uwolnienie. Po prostu musiałam zmienić wersje wydarzeń, tak samo jak to niedawno zrobiłam. Tylko, że tamto było łatwiejsze. To co się stało na dachu, uratowanie przez Bena stało się naprawdę. Śmierci Adama nie zmienię. Nyks zaczęła się ze mnie śmiać z powodu tej bezradności.- Więc twój poprzedni wybryk był tylko przypadkiem - stwierdziła. Była wręcz wniebowzięta tym odkryciem. A ja nie mogłam na to pozwolić.
Nie poddawałam się.
Kobieta raz za razem dźgała chłopaka, tylko nie wiedziała, że w tym samym czasie ja też obrywałam. Jednak nie unikałam tego widoku, miałam nadzieję, że ten koszmar pomoże mi się stąd uwolnić. Gdy tamta się śmiała, ja wrzeszczałam. Aż w końcu nie wytrzymałam. Podeszłam do niej, zabrałam nóż i sama ją zaatakowałam. Niestety ostrze tylko przecięło puste miejsce. Mocniej zacisnęłam drewnianą rączkę. Nigdy nie musiała używał takiej broni do ochrony, nie miałam pojęcie jaką pozycję przyjąć, jak atakować. Ale adrenalina robiła swoje.
- Lepiej się poddaj. Nie wygrasz ze mną. Ledwo stoisz na nogach. - Usłyszałam głos za mną. Po sekundzie pchnęłam nóż w tamtą stronę. Nyks znowu uciekła.
Opadałam już z sił. Czułam każdy mięsień w swoich kończynach, lecz nadal stałam. Już prawie nie wyczuwałam swojej magii, jednakże nadal miałam nadzieję. Może jakiś cud się wydarzy, pojawi się prawdziwy Ben i mi pomoże. Trzymałam się tej myśli. Mocno. Bałam się pomyśleć, co mogło by się zdarzyć, gdybym puściła.
Krew prysnęła na twarz. Starłam ją ręką. Wiedziałam do kogo należała. Nie musiałam się upewniać. Ciało Adama wybuchło. Wiedźma polizała ciecz, która na nią trysła. Wyglądała jakby próbowała surową masę do ciasta. Ja zdusiłam w sobie krzyk. To się nie działo naprawdę! Adamowi nic nie było. To tylko iluzja. I wtedy coś głupiego mi naszło na myśl. Czy jeśli się zabiję, to przeżyję? Jeśli nie znajdowałam się w prawdziwym świecie, tylko we wspomnieniu, to nic mi się nie stanie. Te pytania mnie przeraziły. Skąd się one wzięły w mojej głowie? Miałam się ich posłuchać? Kiedy zobaczyłam kolejnego umierającego chłopaka, podjęłam decyzję.
Raz się żyje.
I wbiłam ostrze w swoje serce.
Ben
To było wkurzające, nie móc wiedzieć, co się działo z Anną. Jej ciało leżało płasko na ziemi. Wzrok miała pusty jakby właśnie toczyła bitwę wewnątrz siebie. Była taka możliwość. Nyks klęczała nad nią, trzymając jej głowę. Obie się nie ruszały. Kilka razy próbowałem pomóc dziewczynie, jednak otaczająca ją tarcza odpychała mnie. Zaraz po tym dolatywały do mnie brzydkie stwory. Były małe, ale za to bardzo szybkie i zwinne. Czasami obronienie się przychodziło mi z trudem. Z każdym atakiem słabłem. Potwory raniły mnie swoimi długimi oraz cienkimi kłami. Gdy udało mi się złapać jednego z nich, napoiłem się jego krwią. Była gorzka i starczała mi na góra dwadzieścia minut.
Łowcy też już zaczynali opadać z sił. Nie wiedziałem, skąd Anna ich wytrzasnęła, lecz byłem wdzięczny za nich. Odwalali za mnie połowę roboty. Kiedy zobaczyłem ich, jak wkraczali na ten teren, wzbudzili we mnie gniew. Chciałem ich zaatakować. I tak też zrobiłem. Jednakże szybko mnie unieruchomili. Chłopak z czarnymi włosami i niebieskimi oczami oznajmił, że przyszli złapać Nyks. Z wielką niechęcią pojednaliśmy się i razem stanęliśmy do walki. Po tym, jak pokazali swoje zdolności, poczułem do nich szacunek. Nie byli amatorami, każdy ruch był dobrze przemyślany. Gdy wiedźma i jej pomagier zaczęli wytwarzać coraz wiecej stworzeń, łowcy ukazali prawdziwą siłę. Biła od nich jakaś dziwna moc. Przerażająca moc. Nigdy nie widziałem czegoś takiego w całym swoim życiu. Wyglądali jak demony z piekieł. Stali się szybsi, mocniejsi oraz zdobyli kilka pomocnych umiejętności.
- Masz jakiś plan, jak zniszczyć te dziwne Cosie? - spytałem przywódce, pomiędzy atakami.
Zauważyłem wokół jego rąk coś w rodzaju pancerza. Pozwalał mu chronić się przed przeciwnikiem, ale także świetnie działał jako ofensywa.
- Trzeba będzie zając się ich stwórcą - odpowiedział, uderzając coś za mną. Ja się odwdzięczyłem wbijając kły w pseudo psa. Jego krew też smakowała ohydnie, lecz pozwoliła mi nabrać sił.
- Więc współpracujemy? - Nie miałem na to ochoty. Przecież może już następnego dnia ten koleś będzie na mnie polował. A nie chciałem mieć za przeciwnika żadnego z tej grupy łowców. Chociaż wiedziałem, że w pojedynkę nie miałem szans.
- Tylko ten jeden raz - ostrzegł, unikając zielonej mazi, która okazała się być kwasem.
Oddaliłem się od niego, tylko dlatego by łapać kolejne zbiorniki krwi. Przypomniałem sobie, jak spróbowałem Avy. Nic się z nią nie równało, jednak te istoty były bardzo blisko do przekroczenia tej granicy.
Gdy tylko dobiłem ostatnich wrógów, rzuciłem się na Dantego, który był zainteresowany sprawą Anny i Nyks. Nie zauważył, jak wielki, owłosiony stwór pada na niego. Wilkołak zaczął drapać czarodzieja. On krzyknął w agonii i próbował go odepchnąć. Przez jedną sekundę zobaczyłem oczy wilka. Miały normalny kolor jak na istoty swego przekroju, lecz wyglądały niewinnie. Te same, które widziałem kilka miesięcy temu. Zrozumiałem, że przede mną była Lexi. Skąd ona się tu wzięła? Teraz miałem chronić dwoje ludzi? To znaczy, Alexis jakoś sobie radziła, ale to nie mogło trwać długo. Ona nie była przygotowana na walkę.
Przez te rozmyślania nie obserwowałem, co się wokół mnie działo i prawie bym został opluty, lecz przywódca łowców mnie odepchnął. Kwas minął mnie tylko o kilka centymetrów.
- Dzięki.
- Nie wiem, co rozumiesz przez pojęcie "współpraca", ale to co przed chwilą chciałeś zrobić, na to nie wskazuje - syknął.
W tym momencie Anna coś krzyczała. Spojrzałem na nią. Ona stała i była przytomna. Już chciałem do niej podbiec, gdy przed nią pojawiła się kobieta. I ponownie wciągnęła ją do innego wymiaru. Kątem oka widziałem, jak chłopak obok trząsł się. Chciał dopaść Nyks i ją zniszczyć. I nie mógł wytrzymać, że jego cel był tak blisko, a nie mógł go osiągnąć.
- Phil!
Przywódca odwrócił głowę w stronę swoich towarzyszy. Jeden z nich, mający tatuaże na całym ciele, leżał obezwładniony na ziemi, otoczony przez stwory. Razem z nim ruszyłem do niego. Phil użył katany, aby pozbyć się połowy przeciwników, ja wraz z drugim łowcom zająłem się drugą połową. Odrywałem im łby, wyrywałem serca lub przecinałem ciała na pół. Kątem oka obserwowały ruchy łowców. Byli opanowani, nie robili niczego pochopnie. Byli idealnymi wojownikami.
Pomiędzy falami wrogów można było usłyszeć ryk wilka. Okazało się, że Lexi oberwała i nie mogła wstać. Ruszyłem do niej. Podniosłem ją, odeszliśmy od wszystkich. Zagłębialiśmy się coraz bardziej w środek lasu. Odgłosy walki nie były już tak wyraźne. Położyłem Alexis w miejscu trudnym do znalezienia. Jej wilcze ciało drżało, co chwilę wydobywała z siebie ciche skomlenie. Nie wiedziałem, czy w tej postaci blondynka nadal mnie rozpoznawała, lecz w tym momencie nawet ją to nie obchodziło. Była ciężko ranna. Z ran na łapach i ciele leciała czerwona ciecz, którą próbowała zlizać. Nie podałem jej swojej krwi - nie zadziałałaby. Zostawiłem ją samą, obiecując, że wrócę, gdy księżyc straci swoją moc.
Wróciłem na arenę walk. Nie obchodzili mnie łowcy ani nawet ohydne stwory. Chciałe dorwać w ręce tego oszusta, czarodzieja, który zdradził Annę. Nic innego nie widziałem, tylko jego głowę oraz serce w moich dłoniach.
- Ej ty, wampirze! - Phil wypatrzył mnie i od razu podbiegł. Zignorowałem go. Wpadłem w szał. Nie mogłem o niczym innym myśleć, tylko o śmierci Dantego. Najpierw zranił czarodziejkę, później wilczycę.
A teraz ja go zranię, aż do kości. Będzie błagał mnie o śmierć.
A ja się będę nim bawił.
Rzuciłem się na czarodzieja. On uniknął mego ciosu, jednak drapnąłem go, aż pojawiła się strużka krwi na ranie. Kilka kropel zostało na moich palcach. Zlizałem je. Była zepsuta złem, choć można było poczuć jeszcze normalny smak. Można było się nią napoić bez chęci zwymiotowania. Pokazałem mu kły. Syknąłem cicho i zacisnąłem ręce na jego ramieniu. Słyszałem, jak jego kości się łamią i kruszą. Z drugiej strony przywódca przeciął mu ścięgna. Widać było, że z trudem powstrzymuję chęć wrzeszczenia. Jeśli żadna z dłoni nie będzie sprawna, to nie użyje magii. Nic bardziej mylnego. Jego szare oczy pociemniały, nabierając czarną barwę. Już chciałem złapać go za głowę, kiedy coś mnie odepchnęło. Upadając na plecy kilka pseudo psów opluło mnie zieloną mazią. Te miejsca zaczęły mnie piec, czułem jak kwas rozpuszcza mi skórę, dobierając się do kości. Łowca odpychał pancerzem te dziwolągi. Wstałem dopiero, gdy przestałem czuć ból. Jedynym plusem tej śliny był krótki czas działania. Nagle poczułem jakbym spadał. Podchodząc do Dantego, miałem wrażenie, że ziemia wchłania stopy. Moją twarz przecięło zimne powietrze. To mi przypomniało, jak Anna stała na dachu z Avą. Myślałem, że nie zdążę, że za wolno biegłem, jednak udało mi się złapać dziewczynę. I ją uratować.
- Wstawaj. Nie czas na omdlenia. - Phil uderzył mnie w policzek. To mnie przywróciło do rzeczywistości. Nie spadałem.
Spojrzałem na czarodziejkę. Czyżby Nyks przypominała dziewczynie najgorsze chwilę? To jeszcze mnie bardziej rozzłościło. To co się przed momentem wydarzyło ... To chyba przez moje przywiązanie do brązowowłosej.
Znowu zaatakowałem Dantego. Próbowałem współpracować z łowcą. Nadal trudno było mi się z tym pogodzić. Pewnie on wczoraj na mnie polował i nadal będzie to robić od jutra. Jednak próbowałem. Udało mi się ugryźć czarodzieja, a Phil psuł jego tarczę swoim pancerzem. W pewnym momencie przywódca stracił równowagę. Pękły mu żyłki w oczach, miał całą twarz mokrą od potu i jego nogi uginały się pod ciężarem ciała. Zauważyłem, jak blondyn rzuca w niego czymś podobnym do błyskawicy. Nie zastanawiając się, zasłoniłem czarnowłosego. Poczułem tylko wibracje rozchodzące się od prawej piersi aż do całego ciała. Miotały mną konwulsje. Gdy upadałem, widziałem tylko ciemność.
Anna
Ocknęłam się w swoim domu. Szybko oddychałam, byłam cała spocona. W okolicy serca czułam nieprzyjemne wibracje. Zastanawiałam się, skąd się tutaj wzięłam. Przed chwilą znajdowałam się głęboko w lesie, patrząc na zwłoki Adama. I wtedy wspomnienia uderzyły, że aż rozbolała mnie głowa. Spojrzałam na piersi, dotykałam rannego miejsca. Tylko, że tej rany nie było. Żyłam cała i zdrowa. Odetchnęłam z ulgą. Czułam się lepiej, przez krótki moment. Rozglądałam się, szukając Nyks. Gdy jej nie znalazłam, wstałam z kanapy, na której leżałam. Wtedy usłyszałam dźwięki dobiegające z kuchni. Z wahaniem podeszłam do tego pomieszczenia. Przy kuchence stała moja mama. Uśmiechnęła się na mój widok. Z początku chciałam do niej podbiec i przytulić mocno, jednak powstrzymała mnie myśl, że mogłam nadal znajdować się w świecie stworzonym przez wiedźmę.
- Co tak stoisz w progu? Wejdź, za chwilę obiad powinien być gotowy - powiedziała nakrywając stół.
Moja rodzicielka miała przyjechać za niecałe dwa tygodnie. Wraz z tatą. Co ona tu robiła tak wcześnie?
- Wróciłem! - Usłyszałam ojca z przedpokoju. Aż podskoczyłam z radości. I on tutaj? Wyszłam, żeby przywitać się z nim. Do moich oczu zebrały się łzy. Tęskniłam za rodzicami.
W sercu nadal nie przestawało wibrować, to uczucie rozrosło się na całą klatkę piersiową. Jednak to nie mnie zatrzymało przez uściskaniem tatusia. On był lekko zaskoczony tą czułością.
- A to za co? Mam urodziny, o których zapomniałem?
Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem. Mój ojciec był wysokim mężczyzną, o trochę ciemnej skórze, siwymi już włosami oraz piwnymi oczami, nad którymi porastały gęste, czarne brwi. I nie mogłam zapomnieć o jego piwnym brzuszku, który zajmuje połowę tematów do żartów. Powiesił swoją torbę na wieszaku i poklepał mnie po głowię. Następnie podszedł do swojej żony, złożył jej krótkiego całusa w policzek.
- Tanisha powiedziała, że przyjdzie za około dziesięć minut. I ostrzegła, że jeśli po raz kolejny wyjdzie ci zakalec z ciasta, to urządzi ci taki kurs gotowania, że będziesz śniła tylko o wypiekach. I to nie będą dobre sny - poinformował kobietę.
A mnie wmurowało.
- Babcia? Ona tu przyjdzie? - W gardle mi zaschło i musiałam napić się wody.
- Tak. Zapomniałaś? To chyba twój pierwszy raz. Zawsze nam przypominasz o takich dniach, co kilka minut - odpowiedziała mama.
Usiadłam na krześle. Jednak nie byłam w prawdziwym świecie. Nyks wmówiła mi, że rodzice ciągle byli w domu, a babcia nadal żyła. Tak naprawdę to co się tutaj tworzyło wolałam bardziej niż rzeczywistość. Tylko co z Lexi? Adamem?
- No, zdarza się. Za chwilę przyjdę.
Wstałam i pognałam do swojego pokoju. Wzięłam swój telefon i wybrałam numer Alexis. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Co tam?
- Jak dobrze się słyszeć.
- Taa. Nawzajem. Chyba.
Wiedziałam, że była zdezorientowana, lecz nic nie wyjaśniałam. Chciałam ją zapytać tylko o jedną rzecz, która mi ciążyła.
- Kiedy ostatnio widziałaś Adama?
Wstrzymałam oddech. Jeśli babcia żyła, to on też powinien. Prawda?
- Jakieś pięć sekund temu. Właśnie jesteśmy w Retro - odpowiedziała, chichocząc. Ja ponownie odetchnęłam z ulgą. Chciałam zobaczyć chłopaka, przeprosić za tamtą noc (która w tym świecie się nie wydarzyła).
Kiedy usłyszałam głos babuni na dole, szybko się pożegnałam z przyjaciółmi i zbiegłam na parter. W połowie schodów zobaczyłam jej siwe loki, pomarszczoną skórę. W moich oczach pojawiły się łzy, dwie z nich spłynęły po twarzy. Wibracje w klatce piersiowej pojawiły się także w brzuchu. Serce podskoczyło mi do gardła. Stałam tak, trzęsąc się z radości. Gdy spojrzała na mnie, coś we mnie pękło. Zaczęłam ryczeć, usiadłam na schodku i schowałam twarz w dłoniach. Pierwsze co poczułam, patrząc jej w oczy, był strach. Przypomniałam sobie o tym cieple, których obdarzyła mnie osoba podobna do niej. Znowu zaczęła mnie podpalać, choć tego nie chciałam. Ojciec przytulił mnie. Tak samo chciała babcia, ale odepchnęłam ją od siebie. Próbowałam na nią nie patrzeć, nie dotykać ją.
Co Nyks ze mną zrobiła?
○○○○○
Trochę długi ten rozdział. Chciałam podzielić go na części, ale szczerze, nie chciało mi się. To przez moją klawiaturę. Litera "m" się zacina, a alt w ogóle nie działa, więc muszę korzystać ze Shiftu i tego przycisku pod Esc (nie znam nazwy). Tak myślę, że jeszcze co najmniej będą dwa rozdziały, może trzy. Chciałabym już skończyć pisać tą część mojej powieści, lecz jednocześnie nie chcę. Mam już pomysł na trzecią część (jeśli ktoś jeszcze będzie czytać), jednak chcę jeszcze tyle opowiedzieć w tej części.
Aaa ... I powodzenia w nowym roku szkolnym (jeśli chodzicie) albo w pracy. ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz