piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 34

   Następnego dnia nie miałam co robić. Do południa czytałam księgę. Lexi gdzieś poszła, a Dante nie odpowiadał. Mogłam pójść do Bena, więc tak uczyniłam. Jednak nawet jego nigdzie nie znalazłam. Błąkałam się po mieście bez żadnego zamiaru. Czułam się samotna, opuszczona przez innych. Byłam wkurzona. Jak mogli mi coś takiego zrobić? Wiedzieli, że bardzo się bałam tego dnia, że potrzebowałam wsparcia, a oni ... Zapomnieli o mnie. 
   Tak samo jak ja zapomniałam o innych. - Pewien głos odezwał się akurat w tym momencie, gdy zauważyłam przed sobą cmentarz. Miałam odwiedzić Adama. Dawno też nie byłam przy grobie babci ani nawet Bianci. Do byłej czarodziejki było za daleko. Mogłam użyć projekcji astralnej, aby się przenieś do ogrodu, jednak nie chciałam marnować swojej Mocy i energii. Postanowiłam za to, że się za nią pomodlę.
   Nogi same mnie kierowały do mogiły chłopaka jakby znały drogę na pamięć. Mijałam opuszczone oraz za bardzo ozdobione nagrobki. Na niektórych znicze były przeogromne i wyglądały bajecznie. Tak samo jak sztuczne kwiatki. Były też takie, które miały zapalony tylko jeden znicz albo w ogóle nic nie posiadały. Nie licząc kilka listków z drzewa. Zatrzymałam się kilka kroków przed miejscem pochówka Adama. Złote napisy nadal lśniły jakby codziennie je polerowano. Nad nimi znajdowało się zdjęcie z pierwszej klasy liceum. Chłopak miał lekko zmierzwione włosy i eleganckie ubranie. Chciał jak najlepiej wyjść. Pamiętam, jak razem z Lexi, za plecami fotografa, robiłyśmy śmieszne miny i sceny, żeby go rozśmieszyć. I się udało.
   Usiadłam na drewnianej ławce i wzięłam do ręki mały, czerwony znicz. Nie miałam przy sobie zapalniczki ani zapałek, więc wyczarowałam ogień. Płomyki wyglądały normalnie, lecz jakby się przyjrzało dłużej można by było zauważyć odrobinę czegoś magicznego. Czułam się przywiązana do niego. Skądś wiedziałam, że ten ogień będzie istniał, dopóki ja istniałam. Odłożywszy przedmiot, odeszłam od nagrobka. Teraz szłam do babci. U niej zrobiłam to samo, co u Adama, jednak nie odczułam tego samego. To było coś innego. Coś mnie wzywało. Wołało mnie. Głośno.
   Okazało się, że to Sodalit. Głosił, że mam go wziąć ze sobą. Myślałam, iż to będzie ciężkie wyjąć kamień, ale nie było. Schowałam go do kieszeni. Od razu poczułam się lepiej. Wiedziałam, że babcia była ze mną. I będzie.
   Ostatnim miejscem był grób Lexi. Nie wiedziałam, dlaczego tam poszłam. Przecież nikogo tam nie było. Blondwłosa żyła, więc kimkolwiek była ta osoba w trumnie, to nie była ona. Jednak intuicja kazała mi tam iść. I dobrze, że się jej posłuchałam. Na grobie siedziała Alexis. Prawdziwa Alexis. Zauważyłam, że piła coś z butelki. Bardzo cicho podeszłam do niej. Ona i tak mnie usłyszała. Przecież miała super słuch.
- Nikogo tam nie ma. Ludzie myślą, że tam na dole, głęboko pod ziemią, rozkłada się mój trup. - Zaśmiała się. - Ale nic tam nie ma.
   Usiadłam obok niej, czując pod sobą lodowaty kamień. Dziewczyna wzięła łyk alkoholu. Przez naklejkę dowiedziałam się, że to Jack Daniels.
- Skąd to masz? - Pokazałam na szklane opakowanie. - Nie masz ukończonych dwudziestu jeden lat.
- Brzmisz jak dorosły.
   Nie wiedziałam, czy uznać to za komplement. W końcu musiałam nim zostać. Dziecko nigdy nie pokona potężnych wrogów.
- Ukradłam Benowi. Nie obrazi się. Pewnie nawet nie zauważy, że coś zniknęło - odpowiedziała pomiędzy kosztowaniem trunku.
- Byłaś u Bena? A jeśli on cię zauważył? A jeśli KTOŚ inny cię zauważył? - Już chciałam jej powiedzieć, jaka była lekkomyślna i nieuważna, lecz ona weszła mi w słowo.
- On wie. To on mi pomógł we wszystkim. Bez niego dalej bym siedziała na pustkowiu i marnowała życie. Tam ciągle albo musiałam uczyć się panować nad sobą albo właśnie pogodzić się z tym, że jestem potworem i wywoływać go na zawołanie.
   Lexi posmutniała. Od razu ją przytuliłam. "Jestem potworem", czyżby ona nienawidziła tym kim była? Nigdy się jej tego nie pytałam. I to była wielka pomyłka.
- Zresztą, umiem się dobrze chować przed innymi - rzekła, przełamując ciszę, jaka zaistniała przez kilka minut.
- Nie lubisz być wilkołakiem? - zapytałam prosto z mostu. Ona tylko pokręciła przecząco głową. - Mogę?
   Kiwnięcie głową. I połowa butelki z alkoholem była moja. W gardle mnie paliło od tego napoju, lecz przekazywałyśmy sobie je, co jeden łyk. Kiedy tylko poczułam, że w głowie zaczyna mi szumieć, odstawiłam trunek. Musiałam być trzeźwa przed bitwą.
   Gdy już nie było co pić, Alexis zaczęła opowiadać. Mówiła o dniu, w którym myślała, że umarła, kiedy dowiedziała się o swoim przekleństwie i o rodzinnych kłamstwach. Płakałam razem z przyjaciółką. Pod koniec tej smutnej historii znowu poczułam, że Lexi i ja byłyśmy nierozłączne.

                                                                                   ***       

    Myślałam, że gdy ten dzień nadejdzie będę się czuła inaczej, świat będzie się zachowywał dziwnie, pogoda będzie pochmurna, a tu nic. Czułam się jak zazwyczaj, sąsiedzi kosili trawniki i słońce świeciło. Było upalnie. Myślałam, że się pomyliłam, że w ten dzień nie musiałam spotkać się z Nyks. Źle myślałam. Jednak większość dnia opierała się na tym, że się stresowałam. Nie mogłam ustać w jednym miejscu nie dłużej niż dwie minuty. Posprzątałam cały dom, pomogłam Lexi w przygotowaniu się do pełni. Okazało się, że będzie odbywać tą noc w opustoszałej stodole na granicy miasta. To było doskonałe miejsce. Daleko od ludzi, dużo przestrzeni na  przywiązanie ciała do łańcuchów i chodzenia wzdłuż budynku. Nikt nie usłyszy jej wrzasków, gdy będzie się przemieniała. Wilczyca opowiadała mi o tym. Pierwszy rok jest okropny, lecz z każdą następną pełnią się polepsza.
   I właśnie sobie uzmysłowiłam, że moja przyjaciółka będzie sama męczyła się z tym. Nikt jej nie potowarzyszy, gdy jej kości będą się łamały i wzrastały pod dziwnymi kątami. Nikt jej nie poprawi humoru podczas - jak to sama nazwała - połowicznego umierania. Kiedy była u swojego ojca miała lepiej. Nie była jedyna. Chciałabym z nią zostać, ale to niemożliwe. Musiałam zająć się własnymi sprawami. 
   Nie mogłam zapomnieć, że miałam spotkać się z Nyks. W walce na śmierć i życie. 

   Późnym popołudniem dostałam telefon. Dzwonił Ben. Nie skłamię, ucieszyło mnie to. 

- Dobrze, że dzwonisz ...
- Miło mi z tego powodu. - W słuchawce usłyszałam nieznajomy głos. Nigdy go nie słyszałam, jednakże doskonale wiedziałam, kto znajdował się po drugiej stronie. Na samą myśl zaczynałam drżeć.
-Nyks. Skąd masz telefon Bena? - Chciałam odgrywać pewną siebie, potężną czarownicę, nie bojącą się byle kogo. Chyba wyszło odwrotnie.
- Ten wampir? Nic mu nie jest. Przynajmniej w najbliższym czasie. - Gdy to mówiła, wyobraziłam sobie wampira półżywego, przywiązanego do łańcucha. Miał wiele blizn po oparzeniach lub od czegoś ostrego. - Wiem, że czekałaś na ten dzień bardzo długo.
   Głośno przełknęłam ślinę. Ręce tak mi drżały, że ledwo trzymałam komórkę, a z ciała odparowało całe ciepło. Musiałam usiąść, potrzebowałam świeżego powietrza, umarłabym za gorącą herbatę i koc. Marzyłam o zimny prysznicu. 
- Spotkajmy się za półgodziny - powiedziała ostro i się rozłączyła. 
   Gdzie? Chciałam spytać.
   I wtedy dostałam wizję.
   Leżałam. Nad sobą widziałam ciemne niebo z mnóstwem gwiazd. Pod sobą miałam zimną wodę. Była ona delikatna. Coś dotknęłam stopą. Później ręką. Odwróciłam głowę na bok upadłam. Czerwona ciecz wleciała mi do ust. Miała lekko metaliczny smak. Krztusiłam się nią. Wokół mnie pływały trupy. Próbowałam przejść na brzeg, jednak to było trudne. Jezioro zrobiło się gęste i ciała podpływały do mnie. W połowie drogi, na trawie, ujrzała dwie osoby. Kobietę i mężczyznę. Najpierw się przytulali i całowali, później się oddalili oraz zaczęli się kłócić. Nie słyszałam słów. Widać było, że krzyczeli, ale z ich ust nie dobiegał żaden głos. Po chwili domyśliłam się, że ot byli Chris i ja. Zankou i ja. 
   Wiedziałam, gdzie miałam się spotkać z Nyks. 

   Dokładnie półgodziny później byłam na miejscu. Rozglądałam się, ale nikogo nie znalazłam. Jezioro wyglądało pięknie, tak jak go ostatnio widziałam na żywo. Czasami, jak wiatr zawiał, lekka mgiełka osiadała na moim ciele, pomagając mi się uspokoić. Słońce, które zaczęło już zachodzić, zarumieniło niebo. Wyglądało przepięknie. Jednak nie przyszłam tutaj, aby podziwiać krajobraz. Przyszłam po Bena. Którego nie wyczuwałam.
     To pułapka - krzyknął głosik w głowie.
   Możliwe.
   Ale nie obchodziło mnie to.
   W końcu i tak bym musiała spotkać się z Nyks twarzą w twarz. Już bardziej przygotowana być nie mogłam.
- Nyks, wiem, że tu jesteś. - Powinna tu być, chociaż jej też nie wyczuwałam. - Pokaż się!
   Rozglądałam się cały czas. Nikogo nie widziałam. Moje ręce zaczęły się pocić. Wytarłam je w spodnie, jednak to nic nie dało. Wiedziałam, że za chwilę coś się stanie. Byłam przygotowana.
   Byłam?
- Anna.
   Ten głos. Znałam go. Ostatni raz go słyszałam ponad pół roku temu.
- Adam - wyszeptałam, odwracając się do niego. 
   Chłopak stał dwa metry ode mnie. Miał na sobie niebieską koszulę i jasne spodnie oraz lekko zmierzwione włosy. Tak go sobie zapamiętałam. Mój przyjaciel, który zmarł, teraz stał niedaleko mnie. I wyglądał na żywego. Jego mina wyrażała, że był zdezorientowany, ale i jednocześnie odczuwał ulgę.
   Adam podszedł i mnie przytulił. Czułam jego ciało, żywe. Lecz nie mógł być. Więc jak to się stało? Czy mój mózg już płatał mi figle? Albo to dzieło Nyks. Gdy się odsunął, ujrzałam, że nie byliśmy już przy jeziorze. Staliśmy w lesie. Chłopak miał wielką ranę na szyi. Krew się z niej lała strumieniami, brudząc jego ubrania.
- Ty mi to zrobiłaś - powiedział gniewnie. - To przez ciebie nie żyję.
   W oczach miałam łzy. Szybko pokręciłam głową. Zakryłam nos i usta dłonią, ponieważ poczułam ostry zapach krwi. Chciałam zaprzeczyć. Naprawdę chciałam. Jednak nie mogłam. Wiedziałam, że to była moja wina. Ja go nie ochroniłam. Gdybym wtedy była lepszą czarodziejką, do niczego takiego by nie doszło. Adam nadal by żył, tak samo jak babcia. Zankou byłby zamknięty i nie zajmował ciała Chrisa. Lexi by mnie nie opuściła. 
   Opadłam na kolana, a przede mną pojawiła się Bianca. Stara czarownica w ciele kilkuletniej dziewczynki miała płytkie rozcięcie na gardle oraz głęboką ranę na piersi. Patrzyła się na mnie jak na swojego wroga. Wiedziałam, co za chwilę wypowie. "Ty mnie zabiłaś." W tym też była prawda. To ja wypędziłam z niej resztki życia. Chciałam jej tylko pomóc. Miała nie czuć już bólu.
   Dziewczynka stanęła obok Adama. Z ich ran ciągle wypływała ciecz. Wyglądali jakby nie czuli przemęczenia przez utratę tylu płynu. Złość była dla nich kofeiną. Adrenalina - krwią. Zemsta - powietrzem.
   Łzy zaczęły mi spływać po twarzy, gdy tylko dojrzałam kolejną osobę. Nowa postać miała całą skórę poparzoną. Resztki skóry zwisały z kości, na palcach nie znalazłam żadnego paznokcia, lecz te miejsca były koloru popiołu. Serce podeszło mi do gardła, wraz z całą zawartością żołądka. Przełyk bardzo się skurczył i miałam trudności z oddychaniem. Z jednej strony chciałam podnieść głowę i zobaczyć całą postać, jednak z drugiej - chciałam schować twarz w dłoniach oraz zamknąć mocno powieki. Poczułam lekki ucisk na ramieniu, który z każdą sekundą się wzmacniał. Kiedy miałam już strzepnąć to coś ze mnie, poczułam ciepło. Na początku było przyjemne, jak promienie słońca. Jednak później się zmieniło. Temperatura wzrosła. Nie mogłam już dłużej wytrzymać tego gorąca. Czułam się jakbym dotykała rozgrzanego żelazka. Wyrywałam się, ale to tylko pogarszało sprawę. Krzyczałam, wołałam o pomoc, lecz nikt nie przyszedł.
   Moja własna babcia paliła mnie żywcem.

1 komentarz:

  1. Mam nadzieje ze da sobie rade z ta Nyks. To okropne ze widzi ich duchy i one ja tak oskarzaja. Rozdzial swietny, nie moge doczekac sie kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.