sobota, 9 marca 2013

Rozdział 21 cz.1


 Weszłam do kuchni. Chris siedział na krześle, jedząc małą kanapkę z szynką. Usiadłam obok niego. Nie byłam głodna, ani nawet spragniona.
 - Jak ci smakuje śniadanie śmiertelników? – spytałam żartobliwie.
 - To jest okropne, ale da się przeżyć – odpowiedział z pełnymi ustami.
 Zastanawiałam się, czy opowiedzieć mu o wczorajszej wiadomości. O Azazelu również. Nie przeczytałam o nim żadnego zdania, ani o odtrutce. I miałam nadzieję, że nadal tam są . Ufałam mu. Pewnie pomoże mi w chronieniu Lydii. Nie wiadomo, kogo wampir chce wskrzesić.
 - Chcesz mi coś powiedzieć? – Jak on mnie dobrze zna.
 - W nocy znalazłam informacje o moim zatruciu. I o kimś jeszcze.
 - Kim?
 Wtedy opowiedziałam mu wszystko o mojej wędrówce do Krainy Duchów i o spotkaniu z babcią. On uważnie mnie słuchał. Nie przerwał mi nawet na chwilę.
 Pięć minut po tym poszliśmy do mojego pokoju i otworzyłam Księgę Czarów. Pokazałam mu strony, na których wszystko było napisane. Przez moment przypatrywał się kartkom.
 - Ale tutaj nic nie ma – oznajmił.
 Rzuciłam wzrokiem na księgę. Nic się nie zmieniło. Litery były takie same jak kilka godzin temu.
 - Przecież jest.
 - Tutaj nic nie ma.
 Przyjrzałam się dokładnie. Po chwili słowa zaczęły powoli znikać, a kiedy nie było ich widać, znów się pojawiały. Co się dzieje? Co się ze mną dzieje?
 - Masz halucynacje – stwierdził Chris. – To jeden z symptomów zatrucia.
 Ta wiadomość od babci była tylko w mojej głowie? Nie, nie wierzę. Może babunia nie chciała, żeby ktoś inny dowiedział się o Azazelu i dlatego tylko ja widzę treść.
Wzięłam do ręki telefon i przejrzałam galerie. Zdjęcia, które zrobiłam minionej nocy, zniknęły. Teraz nadal mam zwidy, czy wczoraj nie robiłam żadnych zdjęć? Zaczęłam drżeć.
 - Czy twoja babcia mówiła o ranie? – spytał Chris, obejmując mnie.
 Nie odpowiedziałam, tylko pokręciłam przecząco głową. Jakby coś powiedziała to bym wspomniała o tym w monologu, który wygłosiłam kilkanaście minut temu.
 Półgodziny później zadzwoniłam do Lexi. Zdziwiło mnie, że odebrała.
 - Co tam? – zapytała oschle.
 - Mam prośbę. Nie wychodź dzisiaj z domu.
 - Czemu? Co się dzieje?
 Wykonałam serię rozluźniających oddechów i zaczęłam jej tłumaczyć, że miałam wizję na temat jej i Adama.
 - Coś się nam stanie?
 - Tak. – Pominęłam wątek o śmierci.
 - Złamiemy coś? Ktoś nas porwie?
 Cała Lexi. Jestem szczęśliwa, że w końcu się pogodziłyśmy, lecz znowu muszę ją okłamać. Tęskniłam za naszymi rozmowami do trzeciej nad ranem, spotkaniami, co tydzień, żeby oglądać film i zajadać się popcornem lub chipsami. Zatęskniłam za wygłupami, jak przez godzinę mogłyśmy się śmiać z najgłupszych rzeczy.
 - Tak, ktoś was porwie. – Bardzo ciężko przeszło mi to przez gardło.
 Nienawidzę siebie za to, iż znowu ją okłamuję. I Adama. Jego to też dotyczy.
 - Więc razem z Adamem mamy zostać w domu i nigdzie nie wychodzić? – upewniła się.
 - Nawet, gdy będę ponownie do ciebie dzwonić i rozkażę wam wyjść – rzekłam.
 - Przez magiczne sztuczki – mruknęła.
 W oczach pojawiły mi się łzy. Jeśli mój plan pójdzie na marne to już nigdy nie zobaczę swoich przyjaciół. Właśnie, co się pogodziłam z Alexis i mogłabym ją stracić.
 Teraz przyszła pora na Lydię.
 - Właśnie dzwoniłem do Bena. Zgodził się obserwować Lydię. – Odezwał się brązowooki.
 - Czy to był Chris? Tak dawno nie rozmawiałyśmy, pewnie masz dla mnie jakieś pikantne historie.
 Wampir usłyszał Lexi i uśmiechnął się pod nosem, a ja zawstydzona odwróciłam się do niego plecami.
 - Pogadamy później. – Jeśli będzie to później.
 Rozłączyłam się. Chciałabym, aby ta historia skończyła się Happy Endem. Mogłam się tylko o to modlić.

 W południe wyszłam na spacer, zaczerpnąć świeżego powietrza. Śniegu już prawie nie było widać. Szłam w kierunku parku, gdzie ostatnio miałam wizję. Wzięłam ze sobą Spike’a, żebym czuła się bezpieczniej. To Chris chciał ze mną pójść, ale powiedziałam mu, że lepiej będzie jak będę sama. A wtedy zaproponował, żebym wzięła psa. Jak mogłam odmówić. Zrobił minę smutnego psiaka. Oczywiście mówię o Spike’u.
 Kiedy dotarliśmy na miejsce, usiadłam na ławce, na której są Lexi i moje inicjały. W szóstej klasie zaznaczyłyśmy, że ta ławka jest nasza. Znajduje się najbliżej lodziarni i sceny, po której najczęściej dzieciaki chodziły i udawały, że śpiewają.
 Odpięłam smycz od obroży psa. Spike pobiegł do wodopoju. Ja zamknęłam oczy. Właściwie, co ja tu robię? Powinnam być teraz w domu i przygotować się na konfrontację z Azazelem.
 Podniosłam powieki. Niby wszystko było takie same, lecz coś się zmieniło. Powietrze zrobiło się cięższe. Udo zaczęło mnie piec. Gwizdnęłam, przywołując przy tym psa. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam się ławki, by nie upaść. Po chwili wszystko ustało.
 Słyszałam śmiechy dzieci, wodę tryskającą z dysz i mogłam normalnie oddychać. Jedyne, co pozostało to pieczenie.
 - Spike, wracamy do domu – odezwałam się słabo.
 Chciałam zapiąć smycz, ale Spike zaczął uciekać. Przy ostatniej próbie pobiegł w stronę ulicy. Wołałam go. Nie zatrzymał się. Udałam się za nim. Biegłam coraz szybciej, a on nie zwalniał.
 - Spike, stop! – krzyknęłam, po czym gwizdnęłam.
 Pies wszedł na ulice. Na szczęście nie przejeżdżał żaden samochód. Zatrzymał się na środku jezdni. Szybko przybliżyłam się do niego. Złapałam go za kark. Już miałam zaciągnąć psa na bok, a zauważyłam granatowe auto. To był Peugeot 206.  Próbowałam poruszyć nogą, lecz ta odmówiła posłuszeństwa. Tak samo było z drugą. Nie mogłam się ruszyć. Bałam się.
 Auto było coraz bliżej. Krzyknęłam, aby kierowca się zatrzymał. Nie zrobił tego.
  Proszę, niech to nie będzie mój koniec – pomyślałam.
 Poczułam ostry ból w każdej części ciała. Ponownie nie mogłam oddychać. Widziałam tylko oślepiające światło. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, znalazłam się w parku.
 Siedziałam na ławce, tak jak wcześniej. Poruszyłam jedną kończyną, później drugą. Dotykałam też brzucha, gardła, głowy. Nic nie bolało. Wszystko było na swoim miejscu.
 Spike polizał mnie w rękę. Czuł, że ze mną jest coś nie tak. 
 Jednak Chris miał rację. Mam halucynację.
 20 minut później weszłam do swojego domu. Na drzwiach od kuchni zauważyłam karteczkę. Było na niej napisane, że Chris pojechał do własnego mieszkania i niedługo wróci. Pewnie musiał napić się krwi.
 Poszłam do sypialni i wzięłam Księgę Czarów. Przestudiowałam ją. Musiałam się nauczyć wszystkich zaklęć, bo inaczej nie przeżyję jutra.
 Po godzinie głowa zaczęła mnie boleć od nadmiaru informacji, nogi mi zesztywniały i musiałam się wykąpać. To wkuwanie zmęczyło mnie. Teraz tylko muszę poćwiczyć.
 W łazience odkręciłam kurek i gorąca woda zaczęła wypełniać wannę. Ja tymczasem zaczęłam się rozbierać. Szarą bluzkę położyłam na półce, na której wcześniej znajdowały się perfumy cioci, jeansowa spódniczka trafiła do kosza z brudnymi rzeczami. Upięłam włosy w niedbały kok.
 Do wanny nalałam trochę zimnej wody i wskoczyłam do niej. Tego mi właśnie było trzeba, chwilę relaksu.
 Kilka minut później zdecydowałam, że poćwiczę moce na wodzie. Uniosłam lewą rękę tak żebym koniuszkami palców dotykała tafli. Palcem wskazującym u drugiej ręki kreśliłam kółka. Rozluźniłam się. Oddychałam spokojnie i powoli. Woda zaczęła bulgoczeć. Wystraszyłam się a także zdekoncentrowałam. Cała się ochlapałam. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Powtórzyłam czynności. Woda stawała się cieplejsza, a mnie to nie przeszkadzało.
 Usłyszałam skrzypce. Wiem, że to dziwne, ale naprawdę słyszałam muzykę, którą ktoś grał na tym instrumencie. Lecz ja w domu nie miałam skrzypiec. 
 Wstałam pośpiesznie, wylałam wodę i zaczęłam się wycierać beżowym ręcznikiem.  Gdy się ubrałam wyszła na korytarz, najpierw się rozglądając. Nikogo nie było. Podążałam za muzyką. Uznałam, że ktoś gra na dole. Na schodach pomyślałam, że to może być kolejna halucynacja. Skąd mam wiedzieć, co jest prawdziwe, a co nie?
 Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Chrisa. Po czwartym sygnale włączyła się poczta głosowa. Zadzwoniłam jeszcze raz. Znowu nie odebrał.
 Na parterze rozejrzałam się po kuchni, salonie i małej łazience. Nikogo nie znalazłam, a muzyka klasyczna nie przestawała grać. Wydawało mi się, że staje się coraz głośniejsza, lecz nie wiedziałam skąd pochodzi. Dźwięk skrzypiec przyprawiał mnie o dreszcze, ale i jednocześnie przyjemność. Takie dziwne uczucie w sercu, jakbym już kiedyś słyszała te nuty. Nie mogłam sobie przypomnieć.
 Otworzyłam drzwi wejściowe. Zimny podmuch wiatru otoczył moje ciało. Na zewnątrz też nikogo nie widziałam, co trochę było dziwne.
 Instynkt podpowiadał mi, żebym wyszła, więc włożyłam na siebie płaszcz i oddaliłam się od domu.
 Przeszłam kilka kroków, a muzyka ucichła. Przeraziłam się. Trzęsłam się, nie tylko z zimna.
 Na ulicy nic się nie działo, zatem odwróciłam się, aby wejść do środka budynku, ale zamiast patrzeć na mieszkanie, widziałam ciemność. Ktoś założył mi worek na głowę. Próbowałam wymachiwać rękoma, lecz zostały związane liną. Przywołałam moc ognia i chciałam spalić ją, nie raniąc przy tym mnie. Niestety, sznur był czymś nasączony, nie mogłam użyć swojej magii.
 Bałam się. Chciałam krzyczeć, kopać albo drapać napastnika, tylko żeby mnie puścił. Nie mogłam uczynić żadnych z tych rzeczy. Poczułam ucisk na nogach. Byłam teraz unieruchomiona.
 Usłyszałam odgłos otwieranego zamka i nieznajomy pchnął mnie do środka … wozu. Możliwe, że ciężarówki.

1 komentarz:

  1. Po pierwsze pragnę przeprosić za moją, przedłużającą się nieobecność. Niby po zawodach, ale wywalczyłam kwalifikacje na mistrzostwa europy i przez najbliższe 3 miesiące jadę ostry program przygotowujący, który zawiera w sobie niestety 7 treningów tygodniowo, więc mój wolny czas został jeszcze bardziej ograniczony.
    Z drugiej strony trochę się z tego cieszę. Wiesz Twoje opowiadanie ma w sobie to coś, co mają seriale. Wściekam się, że mam tylko jeden odcinek, którego nie widziałam, który bardzo chcę obejrzeć, ale wiem, że jeśli to zrobię będę musiała czekać minimum tydzień na kolejny. A tak mam kilka rozdziałów, dzięki czemu mogę się nimi w pełni delektować.
    Powiem Ci, że tamten wilkołaczy napad był świetnym posunięciem. Zbudował napięcie i akcję. Szybkość i pewność działań. Super.
    Czytając te ostatnie posty zauważyłam, że coraz lepiej, wychodzi Ci to, co bardzo cenię; łączenie całości. Twój tekst się nie rozpada, jest płynny, ciekawy, a przy tym dobrze skonstruowany. Wszystko z czegoś wynika, nie ma oderwanych, fruwających fragmentów. Bardzo się z tego cieszę.
    W poprzednim rozdziale zauważyłam błąd: "Jakby znikły, ja nadal miałabym te wiadomości" - gdyby zniknęły, powinno być.
    Kiedy Cię czytam czuję magię i napięcie. W jednej chwili rozmawiam z przyjacielem, w innej mam koszmarne halucynacje, a w następnej koszmar naprawdę wkrada się w moje życie jak napastnicy w Jej. Podoba mi się ta odczuwalność, Twoja kreacja zdarzeń.
    Pozdrawiam, clair.

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.