- Kochanie. –
Usłyszałam. – Kochanie.
Znałam ten
głos. Czy to naprawdę ona? Ale jeśli ją słyszę to …
Powoli
otworzyłam jedno oko, później drugie. W pomieszczeniu było jasno. Ściany
zostały pomalowane białą farbą, podłogę tworzyły kafelki w tym samym kolorze. A
wokół mnie nic. Niczego nie było, ani okien, ani drzwi. Cisza aż szumiała w
uszach. Rozejrzałam się niespokojnie.
- Jest tu kto? – Pytanie odbiło się od murów, tworząc echo.
Powtórzyłam
pytanie głośniej. Nikt nie odpowiedział.
Chodziłam w
tą i z powrotem, rozmyślając gdzie ja jestem. Czy ja umarłam? Czy tak wygląda
niebo?
- Kochanie. –
Powtórzyło się słowo.
Ukucnęłam
chowając głowę w ramionach. Dobrze znałam ten głos. Ale to niemożliwe! Jeśli ja
ją słyszę to znaczy, że … Umarłam.
Przypomniałam
sobie ostatnie zapamiętane sceny. Ja z Benem idziemy przez las. Dostałam wizję.
Znaleźliśmy Chrisa. A co dalej?! Jedynie czarna pustka.
- Anna!
Wstałam
szybko. Przede mną stała brunetka o kręconych włosach. Wyglądała na mój wiek. O
Boże! To byłam ja! Miałam na sobie czarny płaszcz, na którym znalazłam dziury,
jakby je zrobiono pazurami. Przód ubrania był mokry, a w niektórych miejscach
przykleiła się ziemia. Dlaczego patrzę na samą siebie? Czy to iluzja? Patrzę w
lustro?
Wokół ciała
zaczęła pojawiać się szara aura. Nie wiedziałam, co ten kolor oznacza.
Wiedziałam tylko, że czarny oznacza śmierć. A więc nie jest ze mną aż tak źle.
Ale szary też chyba oznacza coś złego. Mój klon powoli znikał, stawał się przezroczysty.
Poczułam nadchodzący
atak paniki i nie potrafiłam go powstrzymać. Płuca ścisnęły się, a ja zaczęłam
się trząść. Ciągle patrzyłam w to miejsce, gdzie stał mój sobowtór. Z każdą
sekundą pomieszczenie robiło się ciemniejsze. Z trudem walczyłam o utrzymanie
powietrza w płucach. Kolejna próba zaczerpnięcia tlenu okazała się o wiele
trudniejsza i opadłam na kolano.
- Kochanie. –
Znowu ten głos.
Uniosłam
głowę. Niedaleko stała moja babcia, a właściwie latała. Jej stopy nie dotykały
podłogi.
- Babciu?
Nie mogłam
uwierzyć, że to ona. Jej siwe włosy były związane w elegancki kok, a na sobie
miała prostą, białą suknię. I nie miała butów.
Pobiegłam do
niej. Chciałam ją przytulić, jeszcze raz czuć jej ciepło, bezpieczeństwo.
Jednak się nie udało. W ostatniej chwili babunia zniknęła. Poczułam słone łzy
płynące po moich policzkach.
- Jestem
tylko duchem, Anna – powiedziała Tanisha.
Odwróciłam
się. Podeszłam do niej, lecz już nie dotknęłam.
- Gdzie my
jesteśmy? – Na język wysuwały mi się tyle pytań, jednak stwierdziłam, że
zapytanie o miejsce będzie najlepsze jak na początek.
Babcia
zachichotała. Usiadła na krześle, które zjawiło się dopiero wtedy, gdy ona już
siedziała.
- To jest
korytarz do Krainy Duchów – wyjaśniła.
- Kraina
Duchów? – Czyli, że ja umarłam.
- Nie, nie
umarłaś, kochanie. – Czy babunia czyta mi w myślach?
Dowiedziałam
się, że Kraina Duchów jest to miejsce, gdzie dusze wszystkich czarownic mogą
obserwować swoje córki, synów albo wnuczęta. Jeśli tutaj trafia to miną lata
zanim mogą wrócić do Nieba. W tym miejscu magia czarownic nie istnieje. One nie
mogą kontaktować się z rodziną, pomagać im.
- Co ja
tutaj robię? – zapytałam.
Nie
odpowiedziała od razu. Zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Nie wiem,
cukiereczku. To jeszcze nie twój czas.
W pewnym
momencie uczuwam ból w klatce piersiowej. Łzy na nowo zaczęły wypływać z oczu.
Zgięłam się w pół. Co się dzieje, do jasnej cholery?
- Zostało
nam tylko dwie minuty – stwierdziła. – Słuchaj! Musisz wrócić do lasu. Jutro jest pełnia, a Azazel czeka na ofiarę. Czeka na Kreye.
- Co…?
Babcia otwierała usta, by mówić dalej, lecz
ból zwiększył. Czułam jakby ktoś wyrywał mi serce. Wszystko pociemniało. Byłam
w tunelu. Wołałam babcię, ale ona nie odpowiadała. Nikt tego nie zrobił.
Chris
Obudziłem
się niedawno, z kilka minut temu. Po otworzeniu oczu, zauważyłem, że leżę w
swoim łóżku, a obok mnie nieprzytomna Anna. Była przykryta kocem. Co jej się
stało? Usiadłem. Rozmasowałem sobie kark. Jak długo spałem? Co się stało z
dziewczyną? Wstałem z łóżka, które, o dziwo, nie zaskrzypiało.
Rozejrzałem
się po wnętrzu. W powietrzu wyczułem zapach krwi i czegoś jeszcze, co nie
mogłem zidentyfikować. Ta krew nie była zwykła, tylko magiczna. Musiała być
czarownicy i to bardzo potężniej.
- Co się
stało z Anną? – spytałem Taylor, która właśnie wchodziła do sypialni.
- Wilkołak
ją zaatakował – wyszeptała, spuszczając głowę.
Na jej
twarzy pojawił się smutek. Gdyby była człowiekiem najprawdopodobniej nie
czułaby takiego żalu, co teraz. Przemiana w wampira zmienia wszystko. Emocje są
zwiększone kilkakrotnie. Na początku nie rozpoznajesz, co jest dobre a co złe.
- Jeden z
pazurów wbił się w jej nogę.
- Przecież jeszcze
nie ma pełni. Jak to możliwe, że są wilkołaki?
- To musiał
być już doświadczony człowiek – zamiast wampirzycy odpowiedział Ben. – W nocy
zamienił się w przerośniętego psa i zatruł dziewczynę.
A to wszystko
przeze mnie. Gdybym nie uciekł do tego przeklętego lasu Anna teraz czułaby się
wspaniale.
- Jak on ją
zatruł? – zapytałem, podchodząc do brunetki.
- Myślimy,
że pazurem zrobił głęboką ranę, żeby później podzielić się swoją krwią z nią –
odpowiedziała Taylor.
Co teraz
będzie z Anną? Będzie miała gorączkę? Umrze? Czytałem kiedyś o wilkołakach,
lecz to wszystko było fikcją. Prawie wszystko.
Półgodziny
czekałem, aż dziewczyna się obudzi. Chodziłem tam i z powrotem. Nawet nie byłem
już głodny. Ciągle myślałem o Annie, a to ogłuszyło wszystkie inne potrzeby.
Musiałem jej pomóc.
W końcu
usłyszałem ciche mamrotanie. Szybko przybliżyłem się do dziewczyny. Do tych
odgłosów doszło wiercenie się.
- Anna, to
ja, Chris. Ocknij się – powiedziałem, trzymając ją za ramię.
Przez kilka
sekund nadal ruszała się niespokojnie, a później usiadła i zaczęła
krzyczeć. Złapała się za serce, oczy nadal miała zamknięte. Zaczęła płakać. Ale
to nie były zwykłe łzy. Tylko krew, albo raczej substancja podobna do niej.
- Anna! –
zawołała Taylor.
Opadła na
poduszki. W pokoju zapanowała cisza. Nikt się nie ruszał ani oddychał. Jedynym
głosem było bicie serca. Jeśli Anna znów będzie miała napad to, co ja mam
zrobić?
W pewnym momencie brunetka otworzyła oczy, były zaczerwienione. Uśmiechnąłem się. Prawie zapomniałem, co wydarzyło się przed chwilą. Usiadłem obok Anny.
- Jak się czujesz?
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nie wypowiedziała żadnego słowa. Taylor podała jej szklankę wody. Wypiła ją jednym haustem.
- Dziwnie – odpowiedziała, głos miała zachrypnięty.
Przytuliłem ją. Poczułem ciepło jej skóry. Kiedyś ja miałem taką samą temperaturę ciała. Odgarnąłem włosy z jej twarzy. Była blada.
- Nie czuję nogi – odparła.
- To normalne – rzekła wampirzyca.
W pewnym momencie brunetka otworzyła oczy, były zaczerwienione. Uśmiechnąłem się. Prawie zapomniałem, co wydarzyło się przed chwilą. Usiadłem obok Anny.
- Jak się czujesz?
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nie wypowiedziała żadnego słowa. Taylor podała jej szklankę wody. Wypiła ją jednym haustem.
- Dziwnie – odpowiedziała, głos miała zachrypnięty.
Przytuliłem ją. Poczułem ciepło jej skóry. Kiedyś ja miałem taką samą temperaturę ciała. Odgarnąłem włosy z jej twarzy. Była blada.
- Nie czuję nogi – odparła.
- To normalne – rzekła wampirzyca.
Anna
Minęła
godzina zanim zostałam sama w sypialni Chrisa. Nic się nie zmieniło od mojego
ostatniego przyjścia tutaj. Nawet książki znajdowały się w tym samym miejscu.
Powoli wstałam,
uważając na nogę. W takim stanie nie wrócę do domu sama. Prędzej przewrócę się
na górę śniegu. Musiałam poszukać informacji na temat Azazela. Może znajdę go w
Księdze Czarów. Babcia nie zdążyła mi o nim opowiedzieć. Jedyne, co wiem to to, że
Azazel jest wampirem i chce kogoś wskrzesić. Tylko kogo?
Spojrzałam w dół. Nie miałam na sobie spodni. Stałam w czarnych majtkach
na środku pokoju. Ale kto mi je ściągnął? Ben? Na samą myśl przebiegły mnie
ciarki. Miałam nadzieje, że to była Taylor. Dobrze, że ranę miałam zabandażowaną.Podeszłam bliżej lustra. Odwróciłam się do niego tyłem. Podciągnęłam sweter, który został pobrudzony moją krwią i spojrzałam prze ramię. Rany na plecach zniknęły. Pewnie któryś z wampirów mnie napoił krwią.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Szybko, jak tylko potrafiłam z poszkodowaną nogą, pobiegłam
do łóżka i schowałam kończyny pod kołdrą. Drzwi się otworzyły. W przejściu
pojawiła się blond wampirzyca. W jednej ręce trzymała talerz z kanapką, a w
drugiej kubek z herbatą, którą obiecała mi zrobić. Wszystko położyła na stoliku
nocnym.
- Dziękuję –
podziękowałam jej. Głos nadal miałam zachrypnięty przez dłuższe nie odzywanie
się.
Dziewczyna
posłała w moim kierunku przyjemny uśmiech.
- Pewnie
zauważyłaś, że czegoś ci brakuje – powiedziała.
Przytaknęłam.
- Nie martw
się. To ja zadbałam o twoją nogę. – Ulżyło mi. – Nie pozwoliłabym, żeby jakiś
napalony facet widział ciebie w samych majtkach.
Mówiąc „napalony
facet” miała na myśli zielonookiego Bena.
Chwyciłam
kanapkę z serem i skonsumowałam ją, od czasu do czasu popijając herbatę z
cytryną i dwiema łyżkami cukru. Taką, jaką lubię.
- Muszę
wrócić do domu – rzekłam, odstawiając pusty kubek.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
Spojrzała w miejsce, gdzie miałam nogi. Ja musiałam wydostać się z tego budynku i nie mogę powiedzieć nikomu, w jakiej sprawie. Zatrzymaliby mnie, a ja nie mam czasu na wyjaśnianiu im, że liczy się ludzkie życie. Niedługo Lydia ma być wykorzystana do wskrzeszenia dowolnego nieżywego.
- Proszę – nie odpuszczałam. – A jeśli w Księdze Czarów będzie napisane o odtrutce?
Taylor głęboko westchnęła. Pokazała na zegar i rzekła:
- Nie mogę teraz wychodzić na zewnątrz. Może Chris cię zawiezie?
Przygryzłam dolną wargę. Mogłabym go o to poprosić, ale jeśli zostanie to będzie mi tylko przeszkadzał. I do tego nie chciałabym, żeby ktoś się dowiedział, że szukam informacji na temat wampira, która będzie miał ochotę mnie zabić. Jak przypominam
sobie mój sen to ciarki mnie przechodzą. On też zabije moich przyjaciół.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
Spojrzała w miejsce, gdzie miałam nogi. Ja musiałam wydostać się z tego budynku i nie mogę powiedzieć nikomu, w jakiej sprawie. Zatrzymaliby mnie, a ja nie mam czasu na wyjaśnianiu im, że liczy się ludzkie życie. Niedługo Lydia ma być wykorzystana do wskrzeszenia dowolnego nieżywego.
- Proszę – nie odpuszczałam. – A jeśli w Księdze Czarów będzie napisane o odtrutce?
Taylor głęboko westchnęła. Pokazała na zegar i rzekła:
- Nie mogę teraz wychodzić na zewnątrz. Może Chris cię zawiezie?
Przygryzłam dolną wargę. Mogłabym go o to poprosić, ale jeśli zostanie to będzie mi tylko przeszkadzał. I do tego nie chciałabym, żeby ktoś się dowiedział, że szukam informacji na temat wampira, która będzie miał ochotę mnie zabić. Jak przypominam
sobie mój sen to ciarki mnie przechodzą. On też zabije moich przyjaciół.
Był kwadrans
po pierwszej jak przeszłam przez prób domu, a za mną wszedł Chris. Ostrożnie
zdjęłam płaszcz, nadal wszystkie mięśnie mnie bolały, chociaż już nie tak
bardzo. Taylor pożyczyła mi różową spódniczkę, która jest o wiele za krótka. W
wejściu przywitał mnie Spike. Był uradowany moim powrotem. Na szczęście nie
musiałam się martwić, że natrafię na jakąś kałużę, albo i gorzej, ponieważ na
drzwiach z tyłu domu ciocia zamontowała przejście dla psów.
Od razu
poszłam na górę do swojego pokoju, gdzie trzymałam księgę. Otworzyłam szafę i
wyjęłam ją z pudełka po butach. Usiadłam na brzegu łóżka i szukałam. Po chwili
ktoś się przysiadł, wziął mnie za rękę i zapytał:
- Mogę ci w
czymś pomóc?
Pokręciłam
głową.
- Nie musisz
– upewniłam go.
Ale on
ciągle pozostawał przy mnie. Z jednej strony to było słodkie, lecz z drugiej
denerwujące. Miałam ochotę krzyknąć do niego, żeby już sobie poszedł i chciałam
go też pocałować.
- Chociaż …
- zaczęłam cicho. – Możesz mi przynieść trochę wody.
Chris
pogłaskał mnie po głowie i wreszcie wstał, udając się na dół. Miałam najwyżej
pięć minut zanim wróci.
Położyłam
księgę obok mnie, moje ręce wisiały nad nią. Myślałam o Azazelu. Prosiłam swoją
moc, by pomogła mi w poszukiwaniach. Nie minęły nawet trzy sekundy, a pożółkłe
kartki zaczęły przesuwać się raz w jedną stronę, raz w drugą. Chwilę później
ustały. Na tych stronach nic nie było napisane. Czyżby moja własna moc mnie
zawiodła? Coś tu nie pasowało. Dlaczego kartki zatrzymały się akurat tutaj?
Drzwi do
sypialni otworzyły się, a ja podskoczyłam przestraszona. Chris podał mi
szklankę. Wypiłam dwa małe łyki.
- Znalazłaś
coś? – spytał wampir, patrząc na Księgę Czarów.
- Nic, a nic
– odpowiedziałam, a następnie westchnęłam z niezadowolenia.
W nocy nie
mogłam zasnąć, więc otworzyłam magiczną księgę, włączając lampkę nocną. Tym
razem nie szukałam informacji o wrogu, tylko o truciźnie, lecz o niej też nie
było ani słowa.
Usłyszałam
trzeszczenie podłogi. Na początku przestraszyłam się, ale przypomniałam sobie,
że Chris obiecał mi, iż zostanie tutaj na noc, żeby czuwać nade mną. Nie będzie
spać ze mną w łóżku, tylko na kanapie. Chociaż proponowałam spanie w sypialni
rodziców. On odmówił.
Wróciłam do
księgi. Otworzyłam ją na stronach, które kilka godzin temu pokazała moja magia.
Nadal nic na nich nie było. Z frustracji zaczęłam obgryzać skórki na
paznokciach, aż zaczęły krwawić. Jedna mała kropelka poleciała prosto na pustą
kartkę. Zamiast tam zostać, ona wchłonęła w środek.
- Cholera – zaklęłam
cicho.
Gdy zaczęłam
przeklinać, dołączając do wcześniej wypowiedzianego słowa inne wyrazy, w
Księdze Czarów zaczęły pojawiać się litery. Poczułam zapach atramentu. Styl
pisanych słów był mi bardzo znany. Wszystkie były pisane kursywą i samogłoski „a”
oraz „o” miały uśmiechnięte buźki. Babcia tak pisała. W dzieciństwie, gdy
jeździłam z rodzicami po świecie, babunia wysyłała mi listy właśnie tak
napisane.
- Babcia?
Na pierwszej
stronie zostały napisane informacje na temat Azazela, a na drugiej krótki opis
mojej rany.
W oczach
pojawiły mi się łzy. Moja ukochana babunia mogła tu być, przekazała mi
wiadomość. Wstałam z łóżka i podniosłam komórkę. Zrobiłam parę zdjęć obu
kartkom. Jakby znikły, ja nadal miałabym te wiadomości.