poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 17


 Obudziłam się w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek. Ekran pokazywał dziesiątą czterdzieści trzy. Tak długo spałam? Jak się tu znalazłam? Byłam na dachu szkoły, starszy wampir, którego nie znałam, zepchnął mnie z krawędzi. W locie złapał mnie Ben. Co z Chrisem? A Lexi? Czy Caleb jej opowiedział o wszystkich nadnaturalnych istotach? Pewnie tak. Pewnie Alexis zamęczała go swoimi pytaniami.
 Powoli wstałam z łóżka i weszłam do łazienki. Po dwudziestu minutach wyszłam stamtąd odświeżona, uczesana i lekko umalowana. Ubrana w jasne jeansy i fioletową bluzkę z cekinami na górze zeszłam na dół. Hayden właśnie oglądała telewizję, przy czym piła kawę. Czy wiedziała o tym, że wczoraj wymknęłam się z domu?
 - Anna, chodź tu – poprosiła łagodnie. 
Może nie miała o tym bladego pojęcia.
Usiadłam obok niej.
 - Wiem, co się wczoraj wydarzyło. – Już po mnie. – Bardzo mi z tego powodu przykro.
 Przytuliła mnie. Byłam zdezorientowana.
 - Wiem, że chciałaś chronić swoją przyjaciółkę przed światem magicznym.
 Lexi. Chciałabym wiedzieć, co u niej.
 - Muszę do niej zadzwonić – oznajmiłam wstając z kanapy.
 Pobiegłam do swojej sypialni. Wzięłam komórkę z biurka i z pamięci wciskałam przyciski. Następnie czekałam aż odbierze. Po trzech sygnałach odezwała się poczta głosowa.
Trzy sygnały. Mogła zobaczyć, kto do niej dzwoni i odrzucić połączenie. Była na mnie zła. Ukrywałam przed nią największy sekret. Że jestem czarownicą.
Zadzwoniłam jeszcze raz. Nie odebrała. I znowu wybrałam jej numer, ale tym razem zostawiłam wiadomość.
 - Lexi, wiem, że jesteś na mnie wściekła, lecz chcę z tobą porozmawiać … wyjaśnić. Zadzwoń od razu jak odsłuchasz wiadomość. 
 Po trzynastu minutach chodzenia w tą i z powrotem przypomniałam sobie o Chrisie i Benie. Musiałam ich odwiedzić i dowiedzieć się o stanie młodszego wampira.
Wzięłam kluczyki od samochodu i wyszłam na dwór. Po dwudziestu minutach dojechałam do nich. Gdy chciałam zapukać do drzwi ktoś już je otworzył. W progu stała krótko blond włosa kobieta. Oczy miała nieskazitelnie błękitne. Wyglądała na dwudziestolatkę.
 - Ty jesteś Anna? – spytała poprawiając grzywkę.
 - Tak. Przyszłam do Chrisa i Bena – odpowiedziałam.
 Schwytała mój nadgarstek i wciągnęła mnie do środka.
 - Nie ma ich w tej chwili – dodała. – Pewnie nie wspominali o mnie.- Nie.
 - Jestem Taylor. Taylor Bloom.
 Jedno krótkie spojrzenie na nią i wiedziałam, że jest wampirem. Rozpoznałam to nie tylko po lodowatym dotyku, ale też po aurze. A raczej po jej braku
  - Słyszałam o tym, co się wczoraj zdarzyło – powiedziała, kiedy ja otwierałam usta.
Każdy już wiedział o ubiegłym wieczorze?
  - Bardzo mi przykro z powodu twojej przyjaciółki. – Dziewczyna pobiegła do kuchni, a po kilku sekundach z dwoma kubkami z herbatą. – Wiem jak się czujesz.
 Podała mi jeden z nich. Od razu wzięłam duży łyk. Zielona herbata, tego mi było trzeba.
Usiadłyśmy na kanapie w salonie i rozmawiałyśmy o swoich przeżyciach. Prawie
zapomniałam, w jakiej sprawie się tu znalazłam.
 - Kiedy wrócą? – zapytałam, gdy zaczęłyśmy mówić o wampirach.
 - Powinni za kilka minut. Musieli się pożywić.
 Pożywić. Czemu to słowo zaczęło mnie obrzydzać?
 - A i jeszcze jedna sprawa. Z Chrisem coś się dzieje. Nie ma już takiej siły, co przedtem. 
 - Wczoraj potężna czarownica wyrwała z niego moc - wyjaśniłam dobierając odpowiednie słowa.
 - Więc jak zacznie patrzeć na ciebie jak na jedzenie to się nie bój. Ochronię cię. - Uśmiechneła się szczerze.
 To samo było wcześniej. Wiem, że Chris nie umie w pełni kontrolować swojego pragnienia. Ben mówił, że nawet on ma czasami problemy.
 - Jak to jest być wampirem? - spytałam nie przemyślając tego. 
 Taylor na chwilę posmutniała. Pewnie jest ciężko. Ciągle trzeba wyjeżdżać, żeby sąsiedzi nie zauważyli, iż się nie starzeją. Muszą się ukrywać, panować nad sobą.
 - Na początku jest trudno. Nie możesz przebywać w jednym pomieszczeniu z normalnymi osobami. Ich krew pulsuje w żyłam i tętnicach, i ... - przerwała.
 Dotknęłam ją na znak, że nie musi o tym opowiadać. Ona lekko pokiwała głową. 
 - Z każdym rokiem jest lepiej. Nie czuje się już takiego głodu - dokończyła.
 - A ty, od kiedy jesteś wampirem? - Niedługo moja ciekawość zaprowadzi mnie w kłopoty.
 - Sześć miesięcy, dwa tygodnie i dwa dni - odpowiedziała automatycznie.
 Wypiłyśmy ostatnie łyki napoju w zupełnej ciszy. Czekałyśmy, aż wrócą gospodarze.
 Po dziewięciu minutach usłyszałyśmy rozmowę chłopaków. Otworzyli drzwi i weszli do salonu. Wstałam z kanapy i przywitałam ich:
 - Cześć, chłopaki.
 - Witaj – powiedział ciemnowłosy patrząc mi w oczy.
 Serce od razu mi przyśpieszyło, co zresztą oni usłyszeli. Zrobiło mi się głupio.
 - Chciałam się dowiedzieć, co z tobą. I podziękować za uratowanie życia – dodałam patrząc na Bena.
 Młodszy wampir odsunął się w głąb korytarza. Przez moment nie wiedziałam, dlaczego, lecz przypomniałam sobie. Nawet jak wypił krew był głodny. 
 - Chodź, Chris! – zawołała dziewczyna wchodząc na schody.
 Po minucie zostałam z zielonookim w jednym pokoju.
 - Nie ma, za co – rzekł podchodząc do mnie.
 - Jedna rzecz mnie zastanawia. Czy ty się bałeś tego wampira, który zepchnął mnie z dachu?
 Mężczyzna spuścił wzrok. Odpowiedź już znałam.
 - Co on ci zrobił?
 Westchnął siadając wygodnie na skórzanym fotelu.
 - On mnie stworzył – mówił. – To przez niego jestem tym, kim jestem.

Ben
1685 rok, Filadelfia

 Przywitał mnie ciepły wieczór. Właśnie wracałem z wojny, byłem zmęczony i poraniony. Ledwo doczłapałem się do bazy. Nie zdejmując ubrań położyłem się na pryczy. Zamknąłem oczy, lecz ktoś nie pozwolił mi zasnąć.
 - Witaj, Benjaminie Colby.
 Szybko wstałem i zasalutowałem, ale nikogo nie widziałem. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważyłem czerwone kółka na wysokość oczu.
 - Kim ty jesteś? – zapytałem chwytając za broń, którą trzymałem przy łóżku.
 - Przyjacielem – odpowiedział przybliżając się.
 Księżyc wyjrzał zza chmur i oświetlił pomieszczenie. Wtedy ujrzałem mężczyznę z długimi włosami związanymi w kucyk. Był ubrany w mundur sierżanta.
 - Co tutaj robisz?
 - Przyszedłem z propozycją układu?
 - Jakiego układu?
 Osoba zrobiła dwa małe kroki w moją stronę. Kąciki jego ust uniosły się.
 - Dam ci nowe, lepsze życie, lecz będziesz mi służył – rzekł ze swoim brytyjskim akcentem.
 - Czyli? – spytałem odsuwając się.
 - Zobaczysz – powiedział tajemniczo.
 Przyszedł do mnie z niezwykłą szybkością. Pokazał swoje długie kły w górnym rzędzie. Ja nawet nie myśląc odblokowałem broń i strzeliłem w niego. Ten trochę się ugiął i uśmiechnął się szeroko.
 - To mnie nie zabije. – Wyrwał mi strzelbę i rzucił za siebie.
 Zacząłem się bać. Miałem do wyboru bić się z nim, choć to może się źle skończyć, albo zgodzić się.
Z paska od spodni wyciągnął ostry nóż i przeciął rękę, a z niej wypłynęła czerwona ciecz.
 - Pij! – rozkazał.
 Sprzeciwiłem się. Dostałem cios w brzuch. Poczułem coś mokrego w kącikach ust.
 - Pij!
 Nie chcąc czuć dodatkowego bólu z nie chęcią wypiłem jego krew, która była nawet dobra. Po kilku łykach cofnął rękę.
 - Do zobaczenia za kilka godzin – powiedział.
Następnie odczułem ból w karku i nastąpiła ciemność.


Anna
 - To straszne – skomentowałam. – Ale czemu to zrobił? Tworzył jakąś armię?
 Ben schował twarz w dłoniach. Westchnął i odpowiedział:
 - Nie. Na początku myślałem, że chce stworzyć sobie nową rodzinę. Kiedy oprzytomniałem
zrozumiałem. Nudziło mu się. Przemieniał ludzi dla zabawy, żeby mu służyli.
 Dalej opowiadał o swoim nowym życiu. Na początku źle się działo, a później było coraz gorzej. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Historia okazała się przerażająca. Jego stwórca znęcał się nad nim. Nie tylko nad nim, nad wszystkimi wampirami.
 - Wiesz gdzie jest teraz? – zapytałam niepewnie.
 - Nie żyje. Zabiłem go.
 Przez kilka minut się nie odzywaliśmy, aż wróciła Taylor.
 - Nic mu nie będzie – poinformowała. – Coś się stało?
 - Nie, nic – oznajmił szybko zielonooki.
 - Ja muszę już iść – powiedziałam wstając.
 Pożegnałam się i wyszłam z budynku. Weszłam do auta i usiadłam na miejscu kierowcy. Przez szybę obserwowałam niebo, które zaczyna się chmurzyć.
 Ponownie zadzwoniłam do przyjaciółki. Kolejna próba nieudana. Co mam robić? Pojechać do niej? Nie wpuści mnie do środka. Dzwonić, aż odbierze? Lexi pewnie jest na mnie tak wkurzona, że już nigdy nie odbierze.
 W połowie drogi do mojego domu odrzuciłam na bok problemy, a na głównym miejscu wsadziłam Ave. Musiałam wszystko się o niej dowiedzieć. Dlaczego jest tak potężna? Nie znałam adresu Caleba, więc zadzwoniłam do niego. Odebrał po drugim sygnale.
 - Musisz mi wszystko powiedzieć o Avie – wyrzuciłam zanim zdołał coś rzec.
 Czekałam przez minutę na odpowiedź.
 - Spotkajmy się w kafejce Retro za dwadzieścia minut – mówił ściszonym głosem, a następnie zakończył rozmowę.


Ben
 - Jak się czujesz? – zapytałem Chrisa wchodząc do jego sypialni.
 - Czuję się jak … Jak wtedy, gdy się przemieniałem – wyjąkał cicho. – Tylko, że po wypiciu
krwi byłem silniejszy.
Nie wiem, co zrobiła ta wiedźma, ale się dowiem i mu pomogę.
 - Pamiętasz jak pożywiłeś się pierwszą osobą? – Odezwał się już głośniej.
 - Tak. To była Amy Smith.
 Pamiętam dokładnie, co się wtedy wydarzyło.

                                                                                       1685 rok, Filadelfia

 - Witaj w swoim nowym domu – oznajmił wampir.
 Do mieszkania wszedłem niepewnie. Rozejrzałem się. Wszędzie było ciemno. Dopiero jak moje oczy przyzwyczaiły się do nocy zauważyłem niektóre elementy jak np. zegar ścienny wybijający godzinę drugą nad ranem, dywan w kolorze chyba zielonym (trudno stwierdzić przy tym oświetleniu) i blond włosy.
Blond włosy?
 W rogu stała kobieta. Włosy miała długie, kręcone, opadnięte na lewe ramie. Oczy, jak dobrze widziałem, miały barwę morza. Ubrana była w białą suknię z dużym dekoltem i gorsetem upinającym jej ciało.
 Wampir pchnął mnie do przodu. Ja łapiąc równowagę poczułem wielki głód, który odszedł tak szybko jak się zjawił. Poprawiłem mundur i ukłoniłem się witając niewiastę. Ona uniosła skrawek ubrania i powiedziała melodyjnym głosem:
 - Witam pana …
 - Proszę do mnie mówić Benjamin – rzekłem zbliżając się do kobiety.
 Gdy pochyliłem się, by ucałować jej dłoń, usłyszałem odgłos pompowanej krwi do serca. Miałem ochotę na tę ciecz. Wiedziałem, że to nie możliwe, lecz przypomniałem sobie, co wypiłem kilka godzin temu. Krew tego mężczyzny. Czy ja stawałem się nocnym demonem? Przecież to niemożliwe. W prawdziwym świecie nie istnieją wampiry. Prawda?
 - Pewnie jesteś głodny – zgadła.
 Byłem głodny jak jeszcze nigdy w życiu. Z każdą chwilą to uczucie rosło. Teraz zamiast patrzeć na blondwłosą obserwowałem jej szyje, wsłuchałem się w pulsowanie żyły. To tam znajduje się moje pożywienie.
 Przy moim boku znalazł się Kevan. Podniósł rękę i swoim długim paznokciem przeciął skórę kobiety. Od razu zrobiło się gorąco. Po chwili cały lepiłem się od potu. Wyczułem słodki zapach unoszący się w powietrzu. Wiedziałem, co to było. Przez to stałem się jeszcze bardziej głodny.
 - Zapraszam do bufetu – powiedział stwórca odsuwając się bym mógł skosztować.
 Chciałem nad tym zapanować, ale nie mogłem. Moja mroczna natura była silniejsza. Rzuciłem się na szyje jak pies na mięso. Najpierw oblizałem miejsce, w którym spływała krew, a następnie wbiłem zęby – jeszcze nie ostre – w ciało ofiary. Po krótkiej chwili spożywania czułem euforie. Metaliczny smak dawał mi siły jednak odbierał kontrolę. Nie mogłem skończyć. Otworzyłem oczy, nawet nie wiedziałem, że je zamknąłem, i zaczęły mnie piec. Dziąsła swędziały tak bardzo, że odruchowo wbiłem zęby głębiej w organizm, lecz szybko je wyjąłem. Palcami dotknąłem końcówki kieł. Były wyostrzone i dłuższe. 
 Na ścianie zawieszone było lustro. Zerknąłem na nie. Moje oczy zmieniły barwę. Zamiast zielonych stały się czerwone. Zęby, tak jak myślałem, są upaćkane krwią. Właściwie miałem ją nawet na brodzie i policzkach. W następnej chwili złapałem się za głowę. Miałem wrażenie, że za chwilę pęknie. Otworzyłem usta by krzyknąć, lecz nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Głos utknął mi w przełyku. Nie miałem pojęcia, co się dzieje.
 - Przechodzisz przemianę – wyjaśnił starszy wampir jakby czytał w myślach.
 Po kilku minutach uspokoiłem się. Usiadłem na starej i zakurzonej kanapie. Teraz wszystko
widziałem inaczej. Wszędzie spostrzegłem kurz i pajęczyny. W niektórych miejscach znajdowały się dziury prowadzące do piwnicy. We wszystkich oknach zawieszone były firanki. Wiem, dlaczego.
 - Benjaminie – odezwał się Kevan przywracając mnie na ziemie. – teraz to twój nowy dom.
Był. Tylko przez trzy lata.

 Teraźniejszość
 - Pierwsze miesiące były okropne – stwierdziłem śmiejąc się pod nosem.
 Kuzyn wstał i powoli podszedł do kubka stojącego na biurku. Wziął go do ręki i wypił parę łyków. Od wczoraj musiał, co jakiś czas pić krew. Był jak nowonarodzony. Nie umiał panować nad głodem narastającym w nim. Każde bliższe spotkanie ze śmiertelnym będzie niebezpieczne. Ledwo, co wytrzymał te trzy minuty przy Annie. 



Anna


 Ostatni raz odwiedziłam do miejsce w drugi dzień września. Minęły tylko trzy miesiące a kafejka zmieniła się nie do poznania. W pomieszczeniu zamiast pomarańczowego wyglądu dominowały brązowy i szary. Fotele były z czerwonego materiału, a stoliki drewniane. Na środku sali stała fontanna życzeń, w której leżały pieniądze. W kafejce znajdowało się dużo ludzi. Pewnie, dlatego, że w niej był Internet.
 Caleba znalazłam przy małym telewizorze. Szybkim krokiem udałam się do niego.
 - Wszystko. Powiedz mi wszystko – powiedziałam stanowczo siadając naprzeciwko niego.
Poczekaj. Muszę coś zamówić. – Chłopak podniósł rękę.
 Po krótkiej chwili przy naszym stoliku pojawiła się rudowłosa kelnerka w czerwono żółtym (albo musztardowym) stroju.
 - Co podać? – zapytała znudzona.
 - Kawę, a dla mojej przyjaciółki butelkę Sprite.
 Kobieta napisała coś w swoim notatniku i odeszła pokazując nam wymuszony uśmiech.
 - Przyjaciółki?
 - Nie lubisz Sprite?
Nie lubiłam, gdy nie odpowiadał na moje pytania.
 - Lubię – odpowiedziałam szybko.
 Niecierpliwie stukałam palcami o stół. Od czasu do czasu sprawdzałam godzinę na zegarze wiszącym nad wejściem do kuchni. Dopiero, kiedy kelnerka postawiła przed nami zamówione napoje Caleb raczył się odezwać.
 - Ava jest najpotężniejszą wiedźmą, o jakiej słyszałem.
 - Właśnie, dlatego współpracowałeś z nią przy uprowadzeniu mojej babci i cioci? – przypomniałam mu o wcześniejszym wydarzeniu.
 - Nie chciałem, żeby to tak się skończyło. Po prostu musiałem zdobyć to, co twoja rodzina ukrywa.
 Moja rodzina? Czy chodzi mu o zaklęcie powracające? Moja rodzina go ukryła?
 - Skąd wiesz, że to moja rodzina go ukryła? – spytałam upijając picie.
 - Wiem to od … - urwał, ale po chwili dokończył. – Od niej.
Skąd Ava wiedziała o tym?
Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
 - I to ona pomogła ci uciec? – pytałam dalej.
 - Tak, to ona. Choć trudno było ją zmusić.
Wypił połowę kawy jednym haustem.
 - Szczerze powiedziawszy, to tak dokładnie jej nie znam.
 To mnie nie zdziwiło. Raczej zasmuciło. Jak on mi może pomóc w pozbyciu się potężniej czarownicy.
 - Powiedz mi, co wiesz. To dla mnie ważne – poprosiłam.
 Pół godziny później wyszłam z kawiarni z kilkoma nabytymi informacjami. Wiem, że Ava czerpie moc z czarnej magii toteż jest taka silna. Potrzebowała zaklęcia z niewiadomych powodów, a że tylko czarownice z mojej rodziny mogły otworzyć komnatę sama nie potrafiła odblokować zamka. Podobno współpracuje z jakimś demonem. Ten fakt wymyślił wilkołak, lub usłyszał od kogoś. To plotka. Ostatnią rzeczą, jakiej się dowiedziałam to, że ona ukryła magię w naszyjniku, w którym cały czas chodzi. Spotkałam ją dwa, może trzy razy i nie zauważyłam żadnej biżuterii. Możliwe, że chowała takie rzeczy, żeby nikt jej nie odebrał. Na koniec zapytałam się o Lexi. Odpowiedział, że do niego też się nie odzywa i powinniśmy dać jej trochę czasu. Miał rację. Ja też szybko nie mogłam przywyknąć do mojego i Chrisa sekretu.

 W nocy śnił mi się kolejny koszmar. Tym razem nie znajdowałam się w lesie, tylko w parku. Nie było ciemno. Nie miałam przy sobie zegarka, ale wiedziałam, że jest czwarta nad ranem. Czułam się dziwnie. Taka nienajedzona. Burczało mi w brzuchu. Chciałam poczuć coś słodkiego w ustach, lecz nie cukierka, coś innego. Trudno mi było zgadnąć, co to takiego.
 Przeszłam kilka kroków w stronę fontanny. Gdy już ją ujrzałam rozbolała mnie głowa, żołądek fiknął kozła. Próbowałam nie wymiotować. Mimo to odwróciłam się zwróciłam jedzenie. Teraz brzuch mnie rozbolał. Pomimo tego szłam dalej. Odniosłam wrażenie, że powinnam stać przy tym wodotrysku. Kiedy doszłam do wody usłyszałam sapanie. Spojrzałam przez ramię. Nikogo nie zobaczyłam. Westchnęłam i usiadłam na ziemi. Przeszły mnie dreszcze z powodu zimnego wiatru. Wstałam szybko słysząc kroki za mną. Sapanie stało się głośniejsze.
 - Anna. – Odezwał się ktoś.
 Kiedy się odwróciłam nikogo nie widziałam. Nagle stałam się senna. Oczy same się zamykały. Ostatni raz rzuciłam okiem na fontannę. Widok mnie przeraził. Woda zamiast być niebieska była czerwona, a wokół niej leżały trupy.
 Obudziłam się drżąc z zimna. Rozejrzałam się. Zakryłam otwarte usta dłonią. To nie był sen, tylko prawda. Jeden z nieżywych ludzi upadł na moje ciało. Krzyknęłam i zrzuciłam go ze mnie. Zerwałam się na równe nogi. Wzięłam do ręki telefon. Miałam zamiar zadzwonić do Chrisa, lecz przy jego stanie nie byłam pewna czy mnie uratuje z tego Później pomyślałam o Taylor, ale ona nie może wychodzić na światło dzienne.
 - Ben. – Nie miałam innego wyboru, wiec zadzwoniłam do niego. – Jesteś mi potrzebny.
Zamknęłam oczy czując mokre policzki.
 - Bardzo potrzebny – dodałam.

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 16 cz.2

Ben
 Siedziałem na swoim łóżku wpatrując się w okno. Na dworze już było ciemno, lecz to nie przeszkadzało innym w odwiedzinach. Anna zapukała do drzwi. Żaden człowiek nie usłyszałby tego dźwięku z pierwszego piętra. Ale wampiry mają udoskonalony słuch. Możemy usłyszeć odgłos nawet z trzech kilometrów.
 - Idź się przywitać – rozkazał miłym tonem starszy wampir.
 Prychnąłem. Ominąłem go i zamknąłem drzwi od sypialni.
 Nie posłuchałem go, wiem, jakie będą konsekwencje. Nawet, jako projekcja astralna, duch lub kim on teraz jest, bałem się go. Był on niebezpieczny, groźny. Dla każdego, którego stworzył był okropny. Ja zostałem jego ulubieńcem, lecz też byłem karany. Częściej i boleśniej.
 - Idź tam na dół! – krzyknął, aż mnie uszy rozbolały.
 Złamał nogę od stolika i wbił mi go na wylot. Cicho jęknąłem chcąc robić jak najmniej hałasu. Kevan przekręcił kilka razy kołkiem. Mocno zacisnąłem powieki powstrzymując potok łez.
Gdy je otworzyłem jego już nie było. Klękałem trzymając się za brzuch, z którego  nic nie wystawało.
 W całym ciele czułem ostry ból, pieczenie. Potrzebowałem krwi. Świeżej krwi.

Anna
 Po rozmowie wyszłam z domu ze łzami w oczach.
                                          „Nie możemy przebywać blisko siebie.”
                                          „Czy ty ze mną zrywasz?”
                                          „Przykro mi.”
 A więc to już koniec. Już po naszym związku. Powoli szłam do czarnego Mercedesa GL. Wsiadłam na miejsce kierowcy, zatrzasnęłam drzwi z hukiem. Pierwsze łzy popłynęły po moim policzku.
 Byłam na siebie wkurzona. To ja go kusiłam swoją magiczną krwią. Dlaczego musiałam być tak blisko niego?
 Wyjęłam chusteczkę ze schowka i wydmuchałam nos. A przy okazji wytarłam policzki. Włączyłam silnik.
 Po trzech minutach nie było widać ich domu. Kolejne łzy pojawiły się zakrywając pole widzenia.
 Jechałam coraz szybciej. Nie zauważyłam, że coś przedarło się przez krzaki na drogę. Nie widziałam, co to takiego, tylko dostrzegłam poruszenie wśród głębokiego cienia. Potem jeleń się zatrzymał. Odwrócił głowę, wbijając wzrok w jasne światła samochodu.
Usłyszałam dźwięk dzwonka, który ustawiłam dla ciotki. Zignorowałam go.
 Gdy skierowałam oczy na jezdnie zauważyłam zwierze. Z całej siły nacisnęłam hamulec. Nie mogłam złapać równowagi. Raz auto skręcało w lewo, a raz w prawo. Po chwili opanowałam kierownicę, ale było już za późno. Od drzewa dzielił mnie tylko metr.
40 centymetrów, 30, 20, 10.
Następne, co pamiętam to ciemność.


Chris
 Położyłem nieprzytomną Anne na swoim łóżku. Nadal żyła, lecz tętno miała słabe. Usiadłem obok niej.
 - Ocaliłeś ją w ostatniej chwili. – W drzwiach pojawił się Ben z zimnym okładem, który położył na czole dziewczyny.
 - Co się stało z wozem? – spytałem nie ukrywając smutku.
 - Palił się przez kilka minut, teraz powinien stać w nienaruszonym stanie – odpowiedział.
 Teraz wiem, że te halucynacje spowodowały czarownice. Dowiedziały się, czego boimy się najbardziej.
Teraz musimy poszukać tych wiedźm.
 Anna poruszyła się niespokojnie. Przysunąłem palce do jej palców, splotły się. Powoli otworzyła oczy. Kilka razy mrugnęła szybko. Jej druga dłoń uniosła się do czubka głowy.
 - Co … się stało? – wyjąkała cicho.
 - Miałaś wypadek – odpowiedziałem trochę się odsuwając.
 Tętno zaczynało wracać do normy, krew pulsowała w jej żyłach. Ogarniała mnie fala gorąca.
 - Co? Jak to? – Gwałtownie usiadła, co wywołało u niej ból głowy.
 - Odpocznij. Później opowiemy, co właśnie się dowiedzieliśmy.
 Zostawiliśmy dziewczynę samą w sypialni. Po wyjściu na korytarz zapragnąłem wypić trochę krwi. Na całe szczęście w piwnicy zostały jeszcze dwie torebki ze szpitala.

Anna

 Ja miałam wypadek. Ale jak to? Ja nic nie pamiętam! Ostatnią zapamiętaną sceną jest wyjście z mieszkania wampirów. A później pustka. Tak jakbym zasnęła, ale nie śniło mi się nic.
                               „Później opowiemy, co właśnie się dowiedzieliśmy”
 Co to oznaczało? Sądząc po tonie głosu uważam, że coś groźnego.
 Poprawiłam okład. Zakręciło mi się w głowie, więc położyłam się i zamknęłam oczy. Zasnęłam po kilku minutach.
 Nie spałam długo. Obudziłam się pół godziny później. Nic mi się nie śniło.
 Powoli otworzyłam oczy. Światło lampki nocnej mnie oślepiło. Przymrużyłam oczy.
 - Jak się czujesz? – spytał Ben.
 - Lepiej – powiedziałam wyłączając lampę.
 - Na szczęście nie masz wstrząsu mózgu.
Powoli usiadłam krzyżując nogi.
 - Chciałeś mi coś opowiedzieć – przypomniałam.
Mężczyzna podrapał się po brodzie.
 - A no tak. Wiemy, kto ci to zrobił – odparł pokazując na wielkiego sińca na głowie.
 Czekam aż opowie dalszą część. Po trzech minutach ciszy zapytałam niecierpliwie:
 - Kto?
 - Wiedźmy. A zwłaszcza jedna.
Nadal nie wiedziałam, o kogo chodzi.
 - Twoja znajoma się odezwała. Ta od ognia.
Ognia. Przechodzą mnie dreszcze na myśl o niej.
 - Ona chce mnie zabić – wyszeptałam.
 - Ona też chce doprowadzić Chrisa i mnie do szału – rzekł siadając na najbliższym krześle
 Pokój Chrisa był urządzony w stylu orientalnym. Ściany w kolorze jasno pomarańczowym, na których były zawieszone obrazy. Przy dużym oknie stał regał z książkami. Naprzeciwko niej znajdowała się wielka ciemno brązowa szafa. Niedaleko niej stało nowoczesne biurko, przy którym było obrotowe krzesło. Na stole leżał czarny laptop.
 Siedziałam na jego wygodnym łóżku. Pościel była biała jak śnieg, cienka kołdra miała dwa kolory, jasno i ciemno brązowy. Poduszki pasowały do niej i prześcieradła, dodatkowo miały wzory.
 - Wiesz, co się dzieje z Chrisem? – Zmienił temat.
 - Właśnie ze sobą zerwaliśmy – powiedziałam szybko.
 Nie miałam zbytniej ochoty rozmawiać właśnie z nim o zerwaniu. Lecz musiałam komuś, gdybym tego nie zrobiła pewnie bym wybuchła.
 - Czemu? – Albo Ben jest dobrym aktorem, albo naprawdę się przejął.
 - To … Przeze mnie. Przez moją krew – wyjąkałam. – Mówił, że jest za słaby, by panować nad sobą.
 - Przykro mi.
 - A ty? Panujesz nad sobą, gdy jesteś blisko mnie?
Długo się zastanawiał nad odpowiedzią. Pewnie jego też kusiłam.
 - Gdybym nie panowałbyś już nie żyła – odpowiedział z miłym uśmiechem na twarzy.
 Zielonooki zawiózł mnie do domu swoim autem Dodge Chargerem z 2008 roku. Denerwowałam się powrotem. Hayden dzwoniła do mnie pięć razy. Kilka minut temu zatelefonowała do mojego byłego, aby dowiedzieć się gdzie jestem. Nie słyszałam, co dokładnie on mówił, ale wiedziałam, że dostanę szlaban nawet jak Chris prosił, żeby go nie było.
 Ben zaparkował tuż przy mieszkaniu. Zgasił silnik, a ja nie miałam zamiaru wychodzić
 - Boję się.
 - Szlabanu? Szybko ci minie – rzekł.
 - Nie. Chodzi o tą czarownicę. Ona wie, czego się boję – odparłam patrząc na niego.
 - A czego się boisz?
 Pokręciłam głową. Nie lubiłam mówić o swoich lękach, słabościach. Ale ja sama nie potrafiłam się chronić, z wampirami czułabym się bezpieczniej.
 - Mam lęk wysokości – odpowiedziałam wpatrując się w niebo. – Boję się też stracić bliskie mi osoby.
A jedną już straciłam.
 - A ty, czego się boisz? – zapytałam, lecz nie dostałam odpowiedzi.
Na schodach pojawiła się ciotka, która czekała na mnie.
 - Musisz już iść – powiedział mężczyzna.
 Otworzyłam drzwi, a gdy już wyszłam z auta, lekko je zamknęłam. Kiedy dochodziłam do drzwi pojazdu już nie było.

 W szkole miałam wrażenie, że jestem obserwowana. Tak samo było jak szłam do Lexi by się dowiedzieć jak się czuje po tym wypadku z Jaredem. Rozglądałam się jednak nikt na mnie nie patrzył. Co było też dziwne, bo w szkole jestem jedną z popularnych osób.
 Odizolowanie. Tego się nie bałam. Nawet czasami potrzebowałam. Choć nie teraz.
Znalazłam przyjaciółkę wyjmującą książki ze swojej szafki. Miałam ochotę jej powiedzieć o zerwaniu z Chrisem. Jednakże zacznie zadawać pytania typu: Dlaczego?, Co się stało? A ja nie mogłam odpowiedzieć nie zdradzając sekretu.
 - Cześć, Anna. – Zauważyła mnie. Nie ma odwrotu.
 - Hej!
 - Co się stało? – Ona wiedziała o mnie wszystko. Wiedziała, kiedy się smucę, kiedy jestem radosna czy podekscytowana, choć ukrywam te emocje. – Powiedz.
Głęboko westchnęłam.
 - Chris ze mną zerwał.
 Lexi odruchowo mnie przytuliła. Teraz zacznie planować cały tydzień naszych pocieszycielskich, babskich wieczorów, żebym tylko poczuła się lepiej.
 - Tak mi przykro – mówi podnosząc głowę z mojego ramienia. – Dlaczego? Byliście taką idealną parą.
 Właśnie o to mi chodziło. Co ja mam jej powiedzieć? Prawdę? Nie! Mam kłamać? Najwidoczniej muszę.
 Na całe szczęście, gdy już otwierałam usta, zadzwonił dzwonek.
 - Powiem ci później – obiecałam bezgłośnie.
 Tej lekcji nie miałam razem z przyjaciółką, tylko z Calebem. Oddajemy referaty. Następną lekcję mam z Chrisem ( co będzie trochę nie zręcznie), a ostatnią z nią. 
Miałam czas. Czas na wymyśleniu odpowiedzi. Musiałam kłamać, lecz to jest trudne. Jak mogę okłamywać przyjaciółkę?
 - A więc … - Ostatnia lekcja przyszła tak szybko.
 - Co? – Wiedziałam, o co jej chodzi, ale nie chce zaczynać znowu tego tematu.
 - Co się stało? Dlaczego Chris i ty zerwaliście? – Niebieskooka jest dobrą przyjaciółką, lecz nie wie, kiedy odpuścić. Ciągle nie miałam pomysłów, co jej powiedzieć.
 - Lexi, nie gniewaj się, nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam ze smutną miną.
 - Rozumiem. Za wcześnie. – Przyjęła tą informacje.
 Wcześniej czy później dowie się o nadprzyrodzonych istotach, które ją otaczają. Wtedy będzie na to gotowa.
A kiedy będzie?
Sama nie wiem.
 Od razu po szkole pojechałam do domu. Nigdzie indziej nie mogłam. W środku Spike mnie pilnuje, żebym nie wyszła.
 Ja siedziałam na kanapie czytając książkę, pies położył się obok mnie i z łbem na moim kolanie zaczął cicho szczekać. Jego wzrok był smutny, miał szkliste oczy, jakby wiedział, że stanie się coś złego. I to właśnie mi.
 Godzinę później ktoś niecierpliwie zapukał do drzwi. To był Caleb Blackthorne.
 - Co ty tu robisz? – Byłam zaskoczona. Jak skończyliśmy projekt obiecał, że nigdy więcej nie przyjdzie do mojego domu.
 - Lexi. Ktoś ją porwał. – Chłopak zaczął dyszeć.
 Ktoś porwał Alexis? Ale kto? Jedyna osoba, która mogła to zrobić stała przed moim nosem. Ale to nie możliwe!
   Powtórka z rozgrywki – pomyślałam.
 - Skąd to wiesz? – pytam przeskakują z nogi na nogę.
 - Nagrała mi się na poczcie. Mówiła, że ktoś ją złapał i zaciągnął do szkoły. Chciała też powiedzieć jak ta osoba wygląda, lecz przerwało połączenie – rzekł.
 - Jedźmy tam – poprosiłam zakładając kurtkę.
 Spike podszedł do mnie i podniósł się na dwie tylnie łapy. Pogłaskałam go. On pozwalał mi wyjść. Pewnie wyczuł mój niepokój i domyślił się, że chodzi o kogoś bliskiego.
Wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Zauważyłam, że wilkołak nie przyjechał samochodem, tylko … Motorem.
 - Coś nie tak?
 - Nie. Po prostu nigdy nie jechałam na motocyklu – oznajmiłam.
 Caleb lekko się uśmiechnął. Dał mi kask, który od razu włożyłam na głowę. Gdy usiadłam za chłopakiem poczułam się niezręcznie. Podczas jazdy będę musiała się go trzymać, żebym nie spadła. Jednak nie było tak źle. Poczułam się lepiej odczuwając zimny wiatr.
Po około dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wieczorem szkoła wyglądała ponuro, strasznie.
 - Jesteś pewnie, że ona tu jest? – szepce.
 - Na sto procent.
 Powoli szliśmy na przód. Zaczęłam się trząść. Miałam deja vu. To tutaj zepchnięto mnie z dachu.
 Ciemnowłosy próbował otworzyć główne wejście. Były zamknięte.
 - Mogłabyś?
Nie wiedziałam, o co mu chodzi, dopiero po kilku sekundach zaczaiłam.
 - Spróbuje – mówię.
 Łapiąc klamkę zamknęła oczy. Oddychałam głęboko. Moje wszystkie zmysły się wyostrzyły. Słyszałam ciche ćwierkanie ptaka na dachu, dźwięk otwieranej puszki napoju, plotki dwóch nastolatek. Pozwoliłam, żeby cała moja moc przeniosła się do rąk. Mrowienie zaczynało się od ramienia aż po czubki palców. Z całej siły pociągnęłam za uchwyt i …
 - Nadal zamknięte. Musiała zamknąć je inaczej – rzekłam otwierając oczy.
 - Musiała? Myślisz, że to kobieta?
Tak właśnie myślałam. 

Alexis


 Siedziałam skulona w bibliotece szkolnej pomiędzy regałami. Miałam całe mokre policzki, oczy piekły mnie od płakania. W pomieszczeniu czymś bardzo śmierdziało i musiałam zatykać nos albo oddychać ustami. Na wargach mam resztki mojej krwi.
 - Przedstawienie czas zacząć – rzekła kobieta.
 Trzymając moje włosy pociągnęła mnie do góry. Z bólu jęknęłam. Kim ona jest?
 - Pamiętaj, jak zaczniesz krzyczeć lub uciekać rozetnę cię na pół – zagroziła.
 Posłuchałam się jej. Boję się. Widziałam, co ona zrobiła jednej ze sprzątaczek.
                                                    „ Co wy tutaj robicie?”
                                                    „Zwiedzamy.”
                                                    „Nie możecie tu zostać.”
 I krew była wszędzie. Nadal mam ją na koszulce i spodniach. Jedna połowa sprzątaczki leżała przede mną a druga przy drzwiach wejściowych.
Czy krew da się zmyć?
Co ja myślę!? Nie pora na to!
 Ciemnoskóra kobieta zaciągnęła mnie na schody prowadzące na dach budynku.
 - Są coraz bliżej. Zawołaj Anne – rozkazała.
Kiwnęłam głową, a w oczach miałam łzy.
 - Anna, Anna! – Głos mi się łamał
 - Bardzo dobrze.
 Wchodziłyśmy po schodach coraz szybciej. Coraz mocniej nieznajoma ciągnęła mnie za włosy. I przez to wszystko bardziej płakałam.
 - Anna!
 - Lexi, gdzie jesteś? – Usłyszałam głos przyjaciółki.
 Przyszła by mnie uratować. Ale jej się to nie uda.
 W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Drzwi były otwarte. Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam się trząść.
 - Kim ty jesteś? – spytałam, gdy mnie puściła, a ja zyskałam trochę odwagi.
Zachichotała i spojrzała na mnie.
 - Jestem twoim największym koszmarem.
 Zauważyłam, że kiedy wypowiadała te słowa jej oczy zrobiły się całe czarne.
 - Pomocy! – wrzasnęłam.
 Kobieta mocno mnie spoliczkowała, aż upadłam na kolana.
 - Zostaw ją. – Przy drzwiach stała Anna z Calebem.
 - Nareszcie jesteś – powiedziała przyjaznym głosem nieznajoma. – I widzę, że przyprowadziłaś Caleba.
To oni się znają?

Anna
 Weszliśmy inną drogą. Przez drzwi od stołówki. Od razu wyczułam ostry zapach siarki. Ona tu była.
 Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać tak samo jak kilka minut temu. I tak jak wcześniej zmysły się powiększyły. Szukałam Lexi i tej wiedźmy, która za wszystkim stoi. Otworzyłam oczy. W powietrzu pojawiły się przeróżne kolory. Czarny – siarka, biały – magia, czerwony – krew.
Krew? O nie!
 Kilkakrotnie mrugnęłam i świat stał się taki sam jak przedtem. Pobiegłam na korytarz. Caleb też.
 - Anna! – To był głos Alexis. – Anna!
Pognałam w stronę dobiegającego krzyku.
 - Lexi!
Nie odpowiedziała.
   Może jest już za późno? – pomyślałam. – Nie, nie myśl o tym.
 - Anna. – Kolejny krzyk.
 - Lexi, gdzie jesteś?
 Strach, tak samo jak gniew, narastał we mnie. Emocje tkwiły w bańce, która może lada chwila wybuchnąć.
 Weszłam szybko po schodach na dach. Usłyszałam ciężkie kroki Caleba. Nadal biegł za mną.  Otworzyłam drzwi za pomocą umysłu i zobaczyłam klęczącą Lexi, a nad nią pochylała się czarownica.
 - Zostaw ją.
 Przyjaciółka była zdezorientowana i się bała. Bardziej ode mnie.
 Kobieta uniosła ręce. Chłopak, który stał obok mnie podniósł się do góry.
 - Jego też zostaw.
 Zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu. Zauważyłam, że na szyi miała wytatuowanego węża. Kobrę. 
 Odepchnęła wilkołaka na drugi koniec dachu. Pstryknęła palcami i powiedziała:
 - Kogo wybierasz?
 - Co?
 Niedaleko nas pojawił się starszy mężczyzna trzymający za ramię nieprzytomnego Chrisa.
 - Chris! – wrzasnęłam.
 - Kogo wybierasz? – powtórzyła.
 Nie mam zamiaru nikogo wybierać. Lexi jest moją najlepszą przyjaciółką, a Chrisa kocham ponad życie.
 Kobieta powoli podeszła do mnie. Złapała za kosmyk moich włosów i wyszeptała mi do ucha:
 - Pomogę ci. Wybierz Lexi.
 Poczułam dreszcze na plecach. Dlaczego mam wybierać? I czemu ona chce, żeby to była Alexis?
 - Ona jest twoją przyjaciółką. Najlepszą przyjaciółką – mówi jakiś głos w mojej głowie. – Znajdziesz sobie innego chłopaka. Jest ich wiele, a takiej przyjaciółki już nigdy nie znajdziesz.
 Przestań! Nie chcę nikogo wybierać!
 - Czas minął – odparła.
 Kiwnęła głową w stronę mężczyzny. Ten uniósł głowę Chrisa i nożem kuchennym, którego wcześniej nie miał, dźgnął go w ramie. Chłopak się poruszył. Jęknął. Po chwili otworzył oczy. Spostrzegłam, że zmieniły barwę. Widać w nich żądze krwi, pragnienie i przeogromny ból.
      Anna, weź ze sobą Lexi i uciekajcie – rzekł słabo. Nie, on tego nie powiedział. Tylko ja go słyszałam.
 - Nie – wyszeptałam tak cicho, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
 Nie mogłam go tak zostawić. Nie był dość silny. 
 Czułam jak mój gniew narastał, a wraz z nim moja magia.
 Mężczyzna, który okazał się wampirem, wbił nóż w drugie ramie Chrisa. Krew wypłynęła z rany.
 - Przestań – poprosiłam zachowując spokój.
 - Jedno albo drugie – przypomniała czarownica.
 - Nie będę nikogo wybierała – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
 - Trudno.
 Uniosła swój nadgarstek i przekręciła o 180 stopni. Lexi głośno jęknęła z bólu. Przewróciła się na bok i trzymała a brzuch. Albo raczej przyciskała pięść do klatki piersiowej. Próbowała złapać oddech.
 W oczach pojawiły się łzy, które piekły w oczy. To już koniec. Lepiej skończę z tą wiedźmą zanim zabije kogoś niewinnego.
 Wiatr zaczął wiać od północy. Z każdą chwilą stawał się mocniejszy. Włosy wszystkich przybyłych tańczyły wokół głów.
 Nie mogłam dłużej oglądać cierpiących bliskich. Czarne chmury, przez które zaczęły padać krople deszczu, leciały w naszą stronę. Z dala usłyszałam odgłos pioruna. Czy ja to robiłam?
 - Uważaj! - wykrzyczał młodszy wampir.
 Spojrzałam się na kobietę, podchodziła do mnie ze wściekłością wypisaną na twarzy. Chris oswobodził się z ucisku i przybiegł do mnie z szybkością wampira. Nieznajoma wbiła długie paznokcie w jego plecy. Przez chwilę wyczułam metaliczny zapach. Odsunęłam się od chłopaka i wtedy zauważyłam, że ona całą swoją pięść miała w jego ciele. Zdusiłam w sobie krzyk.
 Chris upadł na jedno kolano, a później na drugie. Ciemnowłosa nadal trzymała w nim swoją dłoń. Po chwili zaczęła powoli wyciągać. Trzymała coś fioletowego. Właściwie to miało kilka kolorów: biały, niebieski, fioletowy i czarny. To się ruszało.
To była moc.
Chłopak upadł na twarz. Nie ruszał się. On nie żyje?
 Cała aż płonęłam. Mój gniew osiągnął maksymalną miarę. Nawet nie wiedziałam, co teraz robię. Nie panowałam nad sobą.
 Uniosłam dwa place u lewej ręki (wskazujący i środkowy), a huk piorunów wydawał się głośniejszy. Przez chwilę zrobiło się jasno. I znowu, i znowu.
 - Annabell Walker, zdumiewasz mnie - odparła.
 Mój wzrok utknął na jej szyi. Wyobraziłam, że się skurcza, nie może oddychać. Tak też się stało. Kobieta złapała się w tym miejscu i zaczęła z trudnością łapać powietrze.
 - Anna.
Powoli osunęła się na ziemię.
 - Anna! – Głos Chrisa był słaby, ale stanowczy.
 Zaszłam za daleko. Teraz próbowałam zabić czarownicę, choć tego nie chciałam. Nie miałam nad tym kontroli.
      Uspokój się.
Znowu chłopak przemówił do mnie przez myśli.
      Oddychaj głęboko.
 Po chwili się go posłuchałam. Zamknęłam oczy, próbowałam się rozluźnić, uspokoić. Gdy podniosłam powieki kobieta łapała równowagę. Spojrzałam się na Lexi. Odwróciła wzrok. Nie mogła na mnie patrzeć. Zresztą nie dziwię jej się.
 - Masz wielką moc, lecz jesteś słaba – stwierdził wróg.
 Patrzałam na swoje buty. Słone łzy pociekły po policzkach.
 Zauważyłam, że Caleb podchodzi do swojej dziewczyny i ją przytula.
 - Czas skończyć ten teatrzyk – oznajmiła czarnowłosa.
 Z kieszeni wyciągnęła strzykawkę, w której znajdował się czerwony płyn. Rzuciła w wampira i za pomocą powietrza wstrzyknęła w jego żyłę. Ten kiwał się przez chwilę i upadł.
 - Krew umarlaka – wyszeptałam.
 Przez jej ramię ujrzałam Caleba i Lexi wstających z ziemi. Cicho podążają do wyjścia. Ja zrobiłam kilka kroków w lewo, a kobieta odwróciła się do mnie. Za jej plecami para weszła do budynku.
      Ona nazywa się Ava.
 Tym razem to nie był Chris tylko … Ben. Ale gdzie on jest? I skąd wie jak ona się nazywa.
      Uciekaj stąd jak najprędzej. Nie pokonasz jej!
Wiem, że muszę uciekać, ale nie zostawię Chrisa.
 Ava wyprostowała się. Wzięła wdech, a następnie wydech. O jeden krok przybliżyła się do mnie. Drugi krok. Trzeci krok. Aż wreszcie byłyśmy tak, blisko, że stykałyśmy się nosami. Dopiero teraz zauważyłam, ze mamy ten sam wzrost.
 Kobieta delikatnie dotknęła moje serce. Dosłownie. Poczułam gorąc w tym miejscu, krew nie wypływała z ran. Ona coś ze mnie wyciągała.
Magie!
 Stawałam się słabsza, zmęczona. Chciało mi się spać. Zamykałam oczy. Gdy już ledwo, co czułam jej dotyk otworzyłam je szeroko. To nie może być koniec. Nie dam się. Będę silna.
Mocno złapałam ją za nadgarstek wbijając w skórę swoje paznokcie. Czarownica cicho jęknęła i zaśmiała się pod nosem.
 - Auć. Szczypie.
 Chodziło tylko o to, żeby oddała mi magię. I chyba podziałało. Wyciągnęła ze mnie swoje palce. W tym miejscu nie znalazłam żadnych śladów.
 - Uważaj – szepnęła.
 Pchnęła mnie na skraj dachu. Wstałam i obejrzałam się przez ramię. Żołądek podszedł mi do gardła. Działo się to samo w mojej wizji. Chciałam się poruszyć, odsunąć, lecz nie mogłam. Nogi miałam jak ze stali, wzrosły się z podłogą. Chciało mi się wymiotować. Przełknęłam ślinę. To nic nie dało. Kwas był w gardle.
 Odwróciłam wzrok. Straszy wampir stał przede mną. Uśmiechał się ironicznie. Z dala usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Stał tam Ben. Patrzył na mnie i na faceta, który za chwilę ma mnie zrzucić. W jego oczach zobaczyłam strach. Bał się go. Ale czemu?
 Wampir pchnął mnie do tyłu. Łapałam równowagę, lecz na nic. Spadłam. Krzyczałam tak głośno jak tylko potrafię. Przycisnęłam mocno powieki, by nie widzieć szybko poruszających się okien i mieć to już z głowy. Jednak poczułam czyjś dotyk. Zimny i elektryzujący. Trzymał mnie zielonooki.
      Nie otwieraj oczu.
 Nie otwierałam. Nie tylko, dlatego, że mi kazał, tylko bałam się. Nie czując już chłodnego wiatru usnęłam. To dziwnie brzmi, ale tak było. Możliwe, że to przez Bena.



O mnie

Moje zdjęcie
Miłośniczka fantasy, magii, wiedźm oraz rocka.