W końcu przyszedł ten dzień. Dzień wielkiego
balu. Od samego rana brzuch mnie bolał od tego stresu.
W tym dniu nie było lekcji, więc uczestnicy
mieli czas na wyszykowanie się. Mogli spokojnie wziąć kąpiel, umyć włosy,
zrobić makijaż oraz sprawdzić czy ich kostium wygląda idealnie. U mnie było tak
samo. Tylko, że coś jeszcze dodałam.
Zebrałam
całą magię w oczach i otworzyłam oczy. Siedziałam na białym krześle w ogrodzie
i szukałam dziwnych stworzeń. Od Hayden nie miałam żadnych informacji na ten
temat.
Małe
zwierzaki ze skrzydłami.
Miałam
nadzieję, że je znajdę i przyjże się im. Były dla mnie wielką tajemnicą jak dla
naukowców ile planet znajduje się we wszechświecie oraz czy ktoś na nich żyje.
Rozglądałam
się niecierpliwie. Nigdzie ich nie widziałam.
Po pewnych
czasie oczy mnie rozbolały i musiałam przerwać misję, ale przed tym zadzwonił
Ben. Przepraszał mnie za ten wybuch dwa dni temu, a ja wmawiałam, iż to moja
wina. Nie powinnam wtedy wychodzić.
I w tym
samym czasie zauważyłam małe zwierze. Stało niedaleko mnie i się przyglądało
mojej osobie. Łepek miało przekrzywione jakby uważnie słuchało, co mówiłam.
Wyglądał na szarego kundelka, szczeniaka. Gdyby nie dodatek na grzbiecie byłby
normalnym psem.
Kiedy
wstawałam do niego, nadal miałam telefon przy uchu i żegnałam się z wampirem. Powoli
wyciągnęłam do niego dłoń. Zwierzak miał ją obwąchać, lecz zrezygnował. W tym
samym momencie, gdy chowałam aparat do kieszeni, dziwna istota zniknęła. Tak po
prostu wyparowała.
Pół godziny
przed rozpoczęciem balu przyjechał Dante. Ja byłam już cała wyszykowana. Strój
leżał idealnie, włosy miałam rozpuszczone, lekko wyprostowane. Z makijażem
miałam problemy. Nie wiedziałam, co zrobić ze swoją twarzą. Jednak
postanowiłam, że podkreślę oczy czarną kreską, a usta przejechałam
błyszczykiem. Ból w brzuchu się nasilił, lecz nie przeszkadzał mi.
Kiedy
otwierałam drzwi zobaczyłam partnera. Zdziwił mnie tym, że ubrał się w
garnitur.
- Za kogo się
przebrałeś? – spytałam, zamykając za nim drzwi.
- Jestem
Bond – odpowiedział, całując mnie w usta. – James Bond.
Uśmiechnęłam
się. Z brytyjskim akcentem brzmiał zabawnie, ale też i słodko. Przytuliłam go,
lecz najpierw wytarłam błyszczyk z jego warg.
- Idziemy
ratować świat?
To zdanie
nie miało żadnych podtekstów. Przypomniała mi się wizja, którą widziałam z
miesiąc temu. Ludzie patrzący na niebo, wyglądali jakby ktoś ich kontrolował.
Ktoś robił zamieszanie. A ja nie wiedziałam, kto to był. Ta myśl zepsuła mi
humor, lecz próbowałam nie pokazywać tego. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i
zaczęłam całować Dantego, miażdżąc jego wargi.
Chwilę
później mama przyszła z aparatem. Zrobiła nam kilka zdjęć i powtarzała, jaką
jesteśmy cudowną parą, jak słodko razem wyglądamy. Wspominała też o ojcu. Było
mi szkoda, że nie był blisko mnie. Tak dawno się nie widzieliśmy, bardzo za nim
tęsknie.
W drodze do
szkoły stresowałam się. Nawet nie wiedziałam czym. Byłam już na balu. Może
chodziło o Dante?
Przed
budynkiem stał szereg samochodów. Trudno było wyszukać jakiegoś wolnego
miejsca, choć udało nam się. Zanim wyszliśmy z pojazdu pocałowałam Dantego w
usta. Gdy go nie dotykałam czułam wielką tęsknotę, a kiedy to robiłam chciałam
więcej. Nigdy nie odczuwałam takiego pożądania.
Muzyka z sali
gimnastycznej przedostawała się na zewnątrz. Sylvia wybrała soundtracki z
różnych filmów, najczęściej popularnych. Kiedy weszliśmy do środka zapach
perfum i potu zaatakował mój nos. Do tego było duszno, że trudno się oddychało,
lecz to nie przeszkadzało w dobrej zabawie.
Od razu, co
przykuło moją uwagę były stroje rówieśników. Dziewczyny wyglądały jak
księżniczki, a chłopaki … Widziałam kilku kowbojów, postaci ze Star Treka,
zauważyłam też Chewbacce z filmu Star Wars. Zdziwiło mnie to, że tylko Dante
miał na sobie normalny strój.
W zasadzie
cały bal był niesamowity. Muzyka podobała się wszystkim, dekoracje pewnie też.
A najlepsze okazało się towarzystwo. Te kilka godzin spędziłam przy Dante.
Wracając pamięcią do poprzednich imprez, ta dostała złoty medal. Nawet po tym,
co się wydarzyło w połowie.
Wyszłam na
chwilę do łazienki. Przed lustrem poczułam słabe deja vu. Ja stojąca naprzeciw
kabin. Z jednej wypływała krew. Dużo krwi. Jednak to było tylko wspomnienie.
Właśnie
poprawiałam fryzurę, gdy dostałam wizję. Ręce zaczęły mi drżeć, w ustach miałam
sucho oraz oblały mnie zimne poty. W jednej chwili znajdowałam się w toalecie w
szkole, a w następnej – w lesie. Przynajmniej tak myślałam. Raczej można było
to miejsce nazwać polaną. Nie dało się nie zauważyć, że było grupo po północy.
Na ziemi bezwładnie leżała osoba.
To byłam
ja.
Anna z
przyszłości nie okazywała żadnych oznak życia, w jej oczach się nic nie kryło,
były puste, skóra już straciła kolor. A nad nią stała piękna i potężna kobieta.
Nyks. Włosy miały kolor krwi, a skórę ciemną jak mulat. Była obrana w czarną,
długą sukienkę. Biła od niej Moc. Tej magii było aż tak dużo, że nawet dziesięć
czarodziejów nie dałoby rady jej poskromić.
Gdy wróciłam
do teraźniejszości, siedziałam oparta o kaloryfer. Dygotałam. W myślach wołałam
Dantego. Z trudem mogłam oddychać, a jeszcze trudniej było mi opowiedzieć o
wizji swojemu chłopakowi.
Zasmuciło
mnie to, iż bal się skończył. Nogi bardzo mnie bolały (i pewnie będą boleć
przez następne dwa dni), lecz nie chciałam zakończyć tej zabawy. W głowie nadal
szumiała mi muzyka.
Szarooki
zawiózł mnie do domu i nawet odprowadził do drzwi. Szukając kluczy w torebce,
chłopak zaczął gładzić moje plecy. Odwracało to moją uwagę, ale to uczucie było
takie przyjemne. W końcu udało się odnaleźć klucze i otworzyć drzwi. W progu Dante
pocałował mnie delikatnie, żegnając się. Było mi smutno z tego powodu, już za
nim tęskniłam.
W pewnym
momencie, kiedy czarodziej się odwracał, złapałam go i pocałowałam w szyje. Nie
wyczuwałam matki w mieszkaniu, więc nie wstydziłam się tego robić.
Chłopak tym
razem całował mocniej. To było nieziemskie uczucie. Weszliśmy do środka, zamykając
drzwi z pomocą magii i weszliśmy na schody. Wziął mnie na ręce, a ja nie
przestawałam go całować w szyje, policzki, usta. Chciałam czuć jego wargi na
swoich, jego dłonie na moich. Nasze ciała przy sobie.
W sypialni
zrzuciłam z siebie gorset i od razu poczułam ulgę. Dante odrzucił na bok
marynarkę oraz koszulę. Stał przede mną w połowie nagi, a ja napawałam się tym
widokiem. Żaden pisarz nie byłby w stanie opisać tego, co się w tym miejscu dzieje.
Ja sama nie mogłam zgadnąć, co czuję ani co myślę.
W następnej
chwili leżałam na łóżku, a nade mną chłopak moich marzeń. Nie przestawaliśmy
się całować. W pomieszczeniu zrobiło się duszno, a na szybach wystąpiła para.
Serce biło mi jak oszalałe.
To tak
właśnie wyglądał mój pierwszy raz.
Nasze ciała
idealnie pasowały do siebie. Nie myślałam o niczym innym, tylko o tym momencie.
Był dla mnie ważny. Tak samo jak miłość moja i Dantego. Wiedziałam, że będzie
ona trwać wiecznie.
Byliśmy
razem przez całą noc. I ranek.