Była noc. Na niebie nie znalazłam żadnej
chmury, a księżyc jest w pełni. Dodaje mi sił.
Szłam dalej. Ścieżka robiła się
coraz bardziej wąska. Wielkie i przerażające drzewa zasłaniały dalszą drogę.
Jedyny dźwięk, który można usłyszeć to huczenie sowy.
Trzęsłam się cała. Czy coś mi
groziło?
Nogi same mnie prowadziły.
Próbowałam przestać, ale odmówiły posłuszeństwa. Gdzie ja idę?
Odsłoniłam gałęzie, łamiąc
niektóre, niedaleko znajdowało się ognisko. Ostrożnie przybliżyłam się do
niego.
Czy to nie dziwne?
Teraz słyszałam odgłosy wydawane
przez palące się drewno i szelest liści.
Miałam ochotę dotknąć płomieni. Chciałam
czuć na skórze ciepło palących iskierek.
Pomocy! Co się dzieje?
Gdy moja dłoń była bardzo blisko
ognia zaczęła się topić jak wosk. Nie odsunęłam się. Dalej się przybliżałam, aż
cała stopniałam, zamieniając się w wielką kałuże wosku.
Spike lizał mój policzek i drapał
jedno z ramion.
- Dobra. Już wstaję – odparłam
zrzucając z siebie kołdrę.
Retriever pobiegł na dół, a ja
leniwie wstałam z łóżka. Przeciągnęłam się.
O co chodziło z tym snem?
Po około dziesięciu minutach
zeszłam do kuchni. Już w korytarzu usłyszałam charakterystyczny dźwięk
smażonych jajek i bekonu.
Na stole położone były dwa
talerze, kubki z herbatą i widelce. Na jednym z krzeseł zasiadł pies. Ciocia
odgoniła go po chwili. Spike ze spuszczonym łbem pognał do salonu gdzie zostawił
swoją piszczącą zabawkę.
- Za chwilę śniadanie będzie
gotowe – oznajmiła Hayden.
Kiedy zjadłyśmy jedzenie
zapytałam się ciotki:
- Ciociu, czy czarownice mają moc
przenikania do umysłu? Nawet wampirom?
Kobieta siedziała w milczeniu
zastanawiając się, co powiedzieć.
- Nawet, jeśli tak to musiałaby
użyć bardzo potężnej czarnej magii – odpowiedziała po chwili.
- Czarnej magii?
- Są dwa typy magii: biała i
czarna. Jak pewnie wiesz biała to dobro, a czarna – zło. – Dwa ostatnie słowa
powiedziała z wielką odrazą. – Więcej możesz
poczytać w księdze.
Może później.
- Ale pamiętaj, że absolutnie,
pod żadnym względem, nie możesz prosić o pomoc czarnej magii – ostrzegała, a
wyraz twarzy miała surowy.
- Zrozumiałam.
Po śniadaniu poszłam do Lexi,
sprawdzić jak się czuje. Od tego pamiętnego wieczoru nie odzywa się do mnie.
Prawdopodobnie do nikogo się nie odezwała.
Po drodze miałam wrażenie, że
ktoś mnie śledzi. Czułam mrowienie na karku. Ale gdy się odwracałam nikogo nie
widziałam. Po ostatnich wydarzeniach byłam podenerwowana.
Nieprzyjemne uczucie pozostało
przy mnie do momentu, aż weszłam do domu.
- Cześć, Lexi – powitałam ją
wchodząc do salonu, gdzie oglądała telewizję.
- Cześć – mruknęła.
Usiadłam obok niej. Dziewczyna
była przykryta kocem we wzroki o kształcie piesków. W jednej ręce trzymała pilota, a w drugiej
kubek z gorącą czekoladą.
- Jak chcesz wiedzieć, to czuję
się dobrze – powiedziała wyprzedzając moje pytanie.
Zamilkłyśmy na długo. Jedynym
dźwiękiem w pokoju był głos kobiety z reklamy.
- Przykro mi – szepnęłam odrywając
wzrok od ekranu.
Lexi kiwnęła głową na znak
zrozumienia. Grała odważną, ale tak naprawdę nią nie była. W tym momencie jej
emocje przypominały te, przez które ja przeszłam po śmierci babci.
Głęboko westchnęłam i zaczęłam
ponownie oglądać telewizje z przyjaciółką.
Znowu długie milczenie.
Spojrzałam na twarz Alexis. Jej
oczy były zaczerwienione i opuchnięte. Jęknęła. Zaczęła cicho płakać.
Przytuliłam ją. Kilka słonych łez opadło na moją rękę. Miałam wrażenie jakby
mnie paliły.
Siedziałam na kanapie, naprzeciwko
mnie stał kubek z wodą. Z każdym dniem staje się lepszą czarodziejką, a nie
potrafię unieść kilku kropel zwykłej wody z kranu.
To denerwujące!
Skupiłam się na niej. W myślach
miałam tylko jedną scenkę. Ja siedząca obok kubka, zaś wokół mnie znajdują się
duże krople wody.
A w rzeczywistości nic się nie
dzieje.
Po kilku minutach męczenia się Spike
zaczął głośno szczekać. Wstałam i podeszłam do niego. Stał on pod drzwiami,
usłyszał, że ktoś idzie.
Zaczęło się pukanie.
Zaciągnęłam psa do innego pokoju.
Na tarasie stał Chris. Zaprosiłam
go do środka.
- To dla ciebie – oznajmił wyciągając
zza pleców rękę z jedną, lecz idealną różą.
- Dziękuję. – Wzięłam od niego
kwiat i pocałowałam go w usta.
Wzięłam wolny wazon, nalałam tam
wodę i wrzuciłam do niego różę.
- Widzę, że trenujesz – powiedział,
kiedy zjawiłam się w progu. – Nie chciałem ci przeszkodzić.
- Nie przeszkadzasz. I Tak nic mi
się nie udawało.
Do szczeku psa dołączyło
drapanie drewna. Nie wiem, czemu, ale on nie lubi Chrisa. Ani Bena. Może
wyczuwa, że są inni. Że są wampirami.
- Wyjdziemy gdzieś? – spytał trzymając
mnie za ręce.
- Chodzi ci o randkę. – Oby chodziło
właśnie o to.
- Tak. Chodzi o randkę.
Wyjęłam z szafy letnią kurtkę i
założyłam na siebie.
Od kilku dni nie pojawił się śnieg i była taka sama temperatura jak na późną wiosnę.
Gd wyszliśmy z domu zauważyłam, że na niebie jest bardzo dużo gwiazd.
- To ... Gdzie mnie zabierasz?
- To niespodzianka - wyszeptał mi prostu do ucha.
Po około dziesięciu minutach doszliśmy do lasu. Nie wydawał się przerażający, wręcz przeciwnie, zachęcał ludzi do wejścia.
Trzymając Chrisa za rękę prowadził mnie on. Następnie kilka minut szliśmy w ciszy, która aż dźwięczy w uszach. Nie chciał mi powiedzieć, do jakiego miejsca wędrujemy.
Doszliśmy po pięciu minutach. Tafla wody, w jeziorze, odbijała światło księżyca. Widok był przepiękny.
Chłopak położył koc i usiedliśmy na nim. Od razu wzięłam głęboki wdech. Zapach powietrza był słodki, ale jednocześnie pachniał rybami.
Słyszeliśmy tylko szelest liści i szum wody. Na niebie znajdowało się milion gwiazd. Kilka lśniło naprawdę ostro.
Dotknęłam dłoń Chrisa i jak zwykle moje zmysły kręciły się na wysokich obrotach. Jego ręka uniosła się do tyłu mojej głowy i tam spoczęła. Przybliżyliśmy głowy do siebie.
- Kocham cię - rzekł szeptem wampir.
- Ja ciebie też - odszepnęłam.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jego wzrok mnie hipnotyzował, czułam dreszcze na plecach i rękach. Pocałowaliśmy się
Trochę to trwało zanim oderwaliśmy się od siebie.
- Anna - zaczął patrząc się na jezioro.
Odwróciłam wzrok od niego na wodę. Nad nią pojawiły się tysiące małych kropel. Szeroko się uśmiechnęłam. On zrobił to samo, pokazując proste, śnieżnobiałe zęby.
- Udało się. A nawet nie koncentrowałam się nad tym. - Powoli wstałam i szłam do wody.
Od kilku dni nie pojawił się śnieg i była taka sama temperatura jak na późną wiosnę.
Gd wyszliśmy z domu zauważyłam, że na niebie jest bardzo dużo gwiazd.
- To ... Gdzie mnie zabierasz?
- To niespodzianka - wyszeptał mi prostu do ucha.
Po około dziesięciu minutach doszliśmy do lasu. Nie wydawał się przerażający, wręcz przeciwnie, zachęcał ludzi do wejścia.
Trzymając Chrisa za rękę prowadził mnie on. Następnie kilka minut szliśmy w ciszy, która aż dźwięczy w uszach. Nie chciał mi powiedzieć, do jakiego miejsca wędrujemy.
Doszliśmy po pięciu minutach. Tafla wody, w jeziorze, odbijała światło księżyca. Widok był przepiękny.
Chłopak położył koc i usiedliśmy na nim. Od razu wzięłam głęboki wdech. Zapach powietrza był słodki, ale jednocześnie pachniał rybami.
Słyszeliśmy tylko szelest liści i szum wody. Na niebie znajdowało się milion gwiazd. Kilka lśniło naprawdę ostro.
Dotknęłam dłoń Chrisa i jak zwykle moje zmysły kręciły się na wysokich obrotach. Jego ręka uniosła się do tyłu mojej głowy i tam spoczęła. Przybliżyliśmy głowy do siebie.
- Kocham cię - rzekł szeptem wampir.
- Ja ciebie też - odszepnęłam.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jego wzrok mnie hipnotyzował, czułam dreszcze na plecach i rękach. Pocałowaliśmy się
Trochę to trwało zanim oderwaliśmy się od siebie.
- Anna - zaczął patrząc się na jezioro.
Odwróciłam wzrok od niego na wodę. Nad nią pojawiły się tysiące małych kropel. Szeroko się uśmiechnęłam. On zrobił to samo, pokazując proste, śnieżnobiałe zęby.
- Udało się. A nawet nie koncentrowałam się nad tym. - Powoli wstałam i szłam do wody.
Chris
Czułem pulsującą krew w jej
żyłach. Pragnąłem jej. Od kilku dni nic nie jadłem, musiałem w końcu zaspokoić
potrzebę głodu.
Zacząłem całować ją w policzek,
później w brodę. Powoli przybliżyłem się do odkrytej szyi. W ostatniej chwili się
powstrzymałem.
Odepchnąłem ją lekko.
- Wróćmy do mojego domu. –
Mrugnęła do mnie uśmiechając się zalotnie. – Cioci nie będzie aż do jutra.
Zgodziłem się.
Powróciliśmy do mieszkania
rodziny Walker. W drodze do jej sypialni całowaliśmy się namiętnie.
Zapominając, co zdarzyło się
kilka chwil temu, położyłem ją na łóżko.
Nie mogłem dłużej wytrzymać. Kły
wysunęły mi się odruchowo. Wyczułem jak moje oczy zmieniły barwę, wręcz piekły.
Anna przez chwilę leżała nieruchomo.
Najpierw była zaskoczona, potem
zdezorientowana, a na koniec śmiertelnie przerażona.
Nie czekając ani minuty dłużej
ugryzłem ją w szyje. Moje kły mocno wgryzły się tętnice. Od razu do moich ust pocieknął
życiodajny płyn.
Metaliczny smak został przy mnie nawet,
gdy wszystkiego się pozbyłem.
- Nie – wyszeptałem.
Dziewczyna się nie ruszała. Nie
oddychała.
Umarła.
- Nie! – wrzasnąłem.
Kiedy otworzyłem ponownie oczy
ciało zniknęło. Rozejrzałem się we wszystkie strony.
- Chris, przyniosłam ci szklankę
Whisky – odparła Anna. – Ciocia chyba nie zauważy.
Szeroko otworzyłem oczy.
- No co? Nie chcesz?
Po chwili podała mi trunek, który
wypiłem jednym haustem.
O co w tym chodzi?
Przed momentem na łóżku leżała
nie żywa brunetka, a teraz ona siedziała na moich kolanach przytulając mnie i
uśmiechając się.
Ben
Właśnie piłem krew nieznajomej kobiety,
gdy za mną usłyszałem tajemniczy śmiech.
Oderwałem się od jasnowłosej i
spojrzałem przez ramie.
Mężczyzna, wyglądający na
trzydzieści parę lat, mający ciemnoblond włosy do pasa, oczy tak czarne jak
węgiel i z ostrymi rysami twarzy, groźnie się na mnie patrzył.
- Zostało coś dla mnie? – Wampir miał
chrypę, która pasowała do jego brytyjskiego akcentu.
- Kevan, co tutaj robisz? –
spytałem ukrywając strach.
Zrobił trzy kroki do przodu tak
duże, że przekroczył większość dzielącej nas uliczki.
- Usłyszałem, że tutaj jesteś.
Chciałem przywitać się ze swoim synem.
- Ostatnie słowo powiedział z naciskiem.
- Nie nazywaj mnie tak! –
krzyknąłem.
Od kiedy wyrzekłem się go, to
znienawidziłem ten wyraz. Już nie byliśmy rodziną.
- Opanuj się, Ben. – W jednej
chwili pojawił się obok nieznajomej. Wyrwał ją z mojego ucisku i przyssał się
do ran.
Po wypiciu krwi spojrzał na mnie
swoimi upiornymi oczami. Nawet nie patrząc na nie miałem wrażenie jakbym
znajdował się w czarnej dziurze.
Jest tam zimno, ponuro. Za ciemno
- Trzeba było się mnie słuchać. – Chwycił
mnie za kark i jednym ruchem złamał go.
Anna
Chris przez resztę wieczoru
zachowywał się dość dziwnie. Kiedy przybliżałam się do niego o jeden krok on
cofał się o dwa. Rozumiem, że jest głodny, nawet pozwoliłam mu wypić trochę
mojej krwi, ale odmówił.
Gdy sobie poszedł wróciłam do
kubka z wodą. Pół godziny temu uniosłam wiele kropel z jeziora nawet nie skupiając
się nad tym. Więc próbowałam przetestować z mniejszym źródłem.
Patrzyłam na spokojną wodę w szklance,
myślałam o tym, żeby, choć jedna kropelka się uniosła.
Po kilkunastu minutach dałam
sobie spokój.
Znowu.
- Dlaczego teraz nie zadziałało? –
Zastanawiałam się głośno.
Włączyłam telewizor na kanale
informacyjnym. Na ekranie pojawiła się młoda prezenterka o krótkich blond
włosach.
- Właśnie stoję przy kafejce „Retro”,
przy której znaleziono ciało młodej kobiety, Mary Block. Prawdopodobnie została
zamordowała o godzinie szóstej wieczorem – powiedziała.
Czy to sprawka wampira?
- Przed chwilą dowiedziałam się,
że , Mary, zmarła na zawał serca.
Ulżyło mi, ale jednocześnie i
zasmuciło.
Przy mojej ulubionej kafejce umarła
kobieta, którą ledwo znałam. Lecz to takie depresyjne.
„Spotkajmy
się przed szkołą za godzinkę. Okey?”
Taką wiadomość dostałam od Lexi.
Co się stało? Dlaczego mam się z nią spotkać pod szkołą jak dzisiaj jest
niedziela?
Godzinę później, w ustalonym
miejscu, czekałam na przyjaciółkę.
- Anna, tutaj! – krzyknęła.
Dziewczyna stała przed drzwiami
ewakuacyjnymi. Podbiegłam do niej. Ona zniknęła na schodach.
- Lexi, gdzie my idziemy?
Nie odpowiedziała. Szłam na górę
przeskakując dwa schodki.
Po około pięciu minutach
spojrzałam w dół. Zakręciło mi się w głowie.
- Lexi! – wrzasnęłam.
- Chodź – odkrzyknęła.
Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy
już je otworzyłam znajdowałam się na dachu budynku.
Popatrzyłam w dół. Byłam kilka
metrów ponad ulicą. Ludzie wyglądali jak trochę większe mrówki.
Czułam jak moje serce
przyśpiesza, nogi uginają się pod ciężarem strachu. Nie mogłam złapać tchu.
W następnej sekundzie pojawiłam
się w domu. Siedziałam na kanapie, a telewizor jest nadal włączony. Na kolanach
miałam położony telefon, który pokazywał ostatnią wiadomość od Lexi.
„Do zobaczenia jutro ;*”
Czy ja zasnęłam? To wyglądało tak
realistycznie. A może dostałam wizje?
Następnego dnia na lekcji
historii musiałam usiąść z Calebem, ponieważ Emily, z którą siedziałam, nie
przyszła do szkoły, a właśnie robimy referat z historii Wielkiej Brytanii. Mam
napisać o Królowej Elżbiecie. Przez całą godzinę nie odzywałam się ani nie
patrzyłam na współpracownika.
- To, co spotykamy się u ciebie? – spytał Gd zadzwonił
dzwonek na przerwę.
- Nie! – powiedziałam ostrym
tonem. – Może tylko ja zrobię projekt, a ty się tylko pod nim podpiszesz.
Przyśpieszył zakrywając mi drogę
na stołówkę. Odwrócił się do mnie.
- Nie pozwolę, żebyś sama się
męczyła. Nie jestem taki.
- Ta, jasne – prychnęłam.
Zrobiłam krok do przodu, lecz ten
nadal się nie ruszył.
- Zostawmy przeszłość za sobą –
rzekł opierając się o ścianę.
Pokręciłam głową. Nie miałam
zamiaru zostawić tego. Nie miałam zamiaru mu wybaczyć. Przez niego moja babcia
nie żyje.
- Nie zamierzam … - zaczęłam
- Anna, Caleb, co tam? – Alexis pojawiła
się obok nas.
- Ja … Muszę już iść – wyjąkałam.
Chłopak przesunął się abym mogła normalnie
przejść.
Na stołówce była chmara osób.
Myślałam, że połowa szkoły będzie jadła poza budynkiem. Pogoda była dobra jak
na początek listopada. Nie padało i można było wychodzić w bluzce z długim
rękawem.
Wzrokiem szukałam Adama i Sylvie.
Siedzieli na stoliku obok drzwi wyjściowych do altany. Zasiadłam obok nich.
- Słyszałam, że piszesz referat z
historii z tym nowym przystojniakiem. – Odezwała się rudoblond włosa. – Z Calebem.
To prawda?
Przytaknęłam. Nie miałam ochoty o
tym rozmawiać.
Położyłam tacę z jedzeniem,
wzięłam widelec do ręki i nawinęłam sporą porcję spaghetti. W chwili, gdy
miałam w ustach kluski zadrżałam. Poczułam lekki zapach siarki. Rozejrzałam
się. Każdego w tym miejscu znałam bardzo dobrze i miałam pewność, że nikt nie
jest zły.
Więc dlaczego do nozdrzy dotarł
ten smród? Czyżbym już świrowała? To by miało sens. Wczoraj wydawało mi się, że
stoję na dachu szkoły, a tak naprawdę siedziałam na kanapie w swoim domu.
Dzisiaj poczułam siarkę, a tak naprawdę w stołówce nie ma żadnego zła. A może
było, ale nie zauważyłam go?
- Anna, coś się stało? – spytał Adam
łapiąc mnie za ramię.
Zauważył, że rozglądam się niespokojnie.
Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam, że wszystko w porządku.
Po zjedzeniu lunchu od razu
wstałam. Odłożyłam tacę i pognałam do sali na kolejną lekcję.
Tym razem siedziałam z Chrisem,
więc czułam się bezpieczniej, lecz ciągle unosił się zapach tego pierwiastka
chemicznego, którego tylko ja czułam.
Postanowiliśmy, z Calebem, że
zrobimy referat w moim domu. Miałam mu zadać kilka pytać dotyczące wilkołaków.
I dlaczego w czasie pełni się nie przemienił.
Kwadrans przed czwartą usłyszałam
pukanie do drzwi. Otworzyłam je na oścież.
- Wow, przyszedłeś przed czasem –
rzekłam wpuszczając go do środka.
Wszedł powoli rozglądając się.
- Jesteś gotowa? – zapytał
siadając wygodnie na kanapie.
Kiwnęłam głową. Ale najpierw
miałam inne plany niż główkowaniu nad zadaniem.
- Musisz odpowiedzieć na kilka
pytać – rzuciłam prosto z mostu.
Caleb dał znać, żebym zaczynała
go męczyć.
- Jak to zrobiłeś, że nie
przeistoczyłeś się w wilkołaka na dyskotece?
Usiadłam obok niego.
- Wtedy była pełnia – dodałam po
chwili.
- Lata ćwiczeń – odpowiedział. –
Teraz przemieniam się tylko w połowie.
Nie wiedziała, co to znaczy, lecz
milczałam.
- A ta sierść była moja
prawdziwa.
Uśmiechnął się pokazując białe
jak perły zęby.
Przez kolejne kilkanaście minut
dopytywałam o inne rzeczy. Dowiedziałam się, że człowiek
pewnym czasie
swojego życia zaczyna zamienia się w tę istotę. Brązowo włosy pierwszy raz
zamienił się w wieku trzynastu lat, czyli cztery lata temu. Powiedział też, że
wilkołaki mogą
zabić wampira dzięki długim pazurom, które mogą wbić się w
serce.
- Jeśli chcesz dalszych
odpowiedzi musisz poczekać – odparł po czwartym pytaniu.
Westchnęłam i zaczęliśmy wykonywać
pracę domową, którą musimy oddać za dwa dni.
Po godzinie usłyszałam szczekanie
psa, Spike’a.
- To twój pies? – zapytał wilkołak
wstając.
- Tak.
Drzwi szeroko się otworzyły i do
środka wbiegł biały retriever. Zwierze wpatrywało się w nieznajomego. Chłopak
ukucnął przy nim i pogłaskał po główce.
- Spike nigdy nie był taki spokojny w obecności gościa – odezwała się ciocia.
- Każdy pies mnie lubi – stwierdził Caleb uśmiechając się do kobiety.
Psy go lubiły, ponieważ jest wilkołakiem. A one są wielkimi kundlami.
- Spike nigdy nie był taki spokojny w obecności gościa – odezwała się ciocia.
- Każdy pies mnie lubi – stwierdził Caleb uśmiechając się do kobiety.
Psy go lubiły, ponieważ jest wilkołakiem. A one są wielkimi kundlami.
Przed pójściem spać zadzwoniłam
do Chrisa, ale włączyła się poczta głosowa. Wyłączyłam rozmowę nie zostawiając
wiadomości.
Od wczoraj Chris zaczął się
dziwnie zachowywać. Może zrobiłam coś złego?
Przypomniałam sobie ubiegłą noc.
Poszłam z Chrisem nad jezioro, gdzie się całowaliśmy, a następnie przyglądaliśmy się wodzie. Później znowu się
całowaliśmy. Wróciliśmy razem do domu kilkanaście minut później, ponieważ
zaczęła się cisza nocna. W mojej sypialni przytulaliśmy się przez chwilę.
Przylgnęliśmy wargami. Kładąc mnie na łóżku chłopak zjechał niżej, do policzka,
brodzie, a spoczął na szyi. Odsunął się szybko.
Zauważyłam jego kły i
krwistoczerwone oczy, które patrzyły w podłogę.
No tak! Przez nieuwagę mógł wbić
swoje zęby w żyłę i wypić moją krew. Teraz nie przybliża się do mnie, bo się
boi, że mnie skrzywdzi. Ale ja go potrzebuję. Potrzebuję jego dotyku, oddechu.
Muszę do niego pojechać,
przytulić. Wiem, że dla niego spędzanie czasu ze mną, moja bliskość go męczy.
Wzięłam kluczyki od auta Hayden i
pojechałam do rezydencji Colby.
Czterdzieści minut później
wjechałam na podwórko. Wyłączyłam radio, włożyłam komórkę do przedniej kieszeni
spodni i wyszłam z samochodu. Zrobiwszy szesnaście kroków nacisnęłam dzwonek,
którego nie słyszałam. Dla pewności zapukałam dwukrotnie w stare drewno.
Po kilku sekundach drzwi się
otworzyły i w progu stanął Chris.
- Cześć. – Uśmiechnęłam się
machając ręką.
- Cześć.
- Dzwoniłam do ciebie … -
Przerwał mi.
- Wiem i przepraszam cię za to. –
Wierzchem dłoni pogłaskał mnie po policzku.
Następnego wydarzenia nie
rozumiem. Znowu stałam na dachu szkoły tuż przy krawędzi. Czułam jak moje nogi
zamieniają się w watę, żołądek podchodzi do gardła i chce mi się wymiotować.
Odwróciłam się plecami od
przepaści. Przy wejściu na schody ktoś stał. Nie widziałam jego rysów twarzy
ani nawet jakiegoś drobiazgu, co by oznaczało, kto to jest.
Człowiek pojawił się u mojego
boku tak szybko jak tylko wampiry potrafią (a nawet szybciej). Z niewielką siłą
pchnął mnie do tyłu, a ja próbowałam złapać się czegoś rękoma. Niestety nic nie
miałam przy sobie.
Wróciłam na ziemie, przy boku
Chrisa. Teraz siedzieliśmy w salonie. Nie pamiętam jak się tu znalazłam, jak
dawno siedzimy w tym miejscu.
Czułam się zmęczona emocjonalnie,
duchowo i fizycznie. Miałam ochotę wrócić do domu i wziąć długą kąpiel.
- Jestem zbyt słaby – dokończył opowiadać.
Nie słuchałam go i nie wiem za bardzo,
o co chodziło w opowieści. Ale mogłam przysiąc, że chodziło o to, co się
wydarzyło wczoraj.