Podążaliśmy za czarodziejem od pokoju do pokoju. Zatrzymywaliśmy się tylko na chwilę, aby mógł "wyczuć więź". To było nudne zajęcie. Przynajmniej dla mnie. Lexi rozglądała się po pomieszczeniach ze łzami w oczach. Jakby się mogło spodziewać, najlepszym miejscem okazał się pokój Anny. Usiadłem na fotelu, czekając na przeciwników, podczas gdy Dante zapalał świece i mamrotał coś pod nosem. Dziewczyna położyła się na łóżku, przytulając misia.
Czekaliśmy.
Nie wiedziałem, ile czasu minęło do przybycia posłańców. Czarodziejka się nie zjawiła, ale za to pojawili się jej wierni. Nikogo z nich nie rozpoznałem.
- Tylko ich nie zabijaj, dobrze? - zażądała wilczyca.
- Niech będzie. Spróbuję tylko pozbawić ich przytomności. - Zgodziłem się. A jaki miałem inny wybór?
Przyszło pięcioro wiernych. Odurzyłem ich jednym ciosem. Rozczarowałem się. Myślałem, że ta robota będzie bardziej ekscytująca. Wilczyca, jakby mi nie wierząc, sprawdziła tętno osób. Gdy się okazało, że nadal żyją, odetchnęła z ulgą.
- No co? Warto sprawdzić.
-A gdyby jeden z nich się obudził i cię zaatakował?
- Na pewno byś mnie obronił - odpowiedziała pewnie. Nie chciałbym tego robić, lecz jakby taka możliwość się trafiła, zrobiłbym to.
Czarodziej jeszcze nie skończył mruczeć pod nosem, więc nadal byłem przygotowany na prawdziwą walkę. Wyszedłem na balkon. Niebo było bezchmurne, tylko Słońce świeciło wysoko. Było tak upalnie, że nawet ja to czułem. Nawet przeszło mi przez myśl, iż mój tatuaż przestaje działać. Wytężyłem wzrok i zauważyłem kolejną grupkę osób podchodzącą do budynku. Szli powolnie jakby zmęczeni.
- Idzie kolejna fala- krzyknąłem do ludzi w środku.
Wróciłem do pokoju, a następnie zszedłem na dół. Drzwi były szeroko otwarte, zapraszając kolejnych Zombie. Jeden z nich rzucił się na mnie, jednak go odrzuciłem do tyłu. Wylądował na stole, który się złamał pod jego naciskiem. Reszta nie była taka chętna do walki ze mną. Obrzucili mnie wzrokiem jakby się mną brzydzili i wchodzili po schodach. Spychałem ich na dół, jednak niektórzy chcieli mnie uderzyć. Z łatwością unikałem ciosów. Złapałem dwie głowy, a następnie uderzyłem jedną o drugą. Ich posiadacze jęknęli i stracili przytomność, spadając ze schodów, a przy tym zabierając ze sobą kolejną dwójkę. Został jeszcze jeden, który był już w połowie drogi. Z szybkością wampira pojawiłem się przed nim, a następnie uderzyłem w szczękę. Ten w ostatniej chwili się uchylił. Trochę mnie to zdziwiło. Uznałem, że wszyscy posłańcy Anny będą głupi. Taaa, myliłem się. Przeciwnik złapał mnie za włosy i kopnął w brzuch. To wszystko zdarzyło się w jednej sekundzie. A ten cios nie był słaby. Chciałem się pochylić, ale nie mogłem, nadal trzymany przez człowieka. Wysunąłem kły. On zaczął, ja skończę.
Jedną ręką złapałem go za gardło, drugą za jego dłoń. Usłyszałem trzask łamanych kości, widziałem, jak wykrzywia twarz. Kiedy puścił mnie, wykręciłem jego rękę. Mężczyzna otworzył usta jakby chciał krzyknąć, jednak wzmocniłem ucisk na szyj. Wydobył tylko ciche mrukniecie. Kątem oka zauważyłem wstającego posłańca, więc jednym ruchem złamałem kark swojemu przeciwnikowi i rzuciłem w drugą osobę. Człowiek nie miał czasu na reakcje. Upadł ciśnięty ciałem, uderzając głową o podłogę.
Spojrzałem na ciała. Będę musiał się nimi zająć po tym wszystkim. Jak połowa tu zebranych się ocknie i zobaczy te trupy, to nie będą zachwyceni. Nieprzytomnych związałem ze sobą, a zabitych schowałem do małego schowka. Później wróciłem na górę.
- Co tam się działo? - Alexis podbiegła do mnie. Jej oczy się powiększyły, gdy coś przykuło jej uwagę. - Masz krew na rękach. Coś ty zrobił? Miałeś ich nie zabijać!
- To nie moja wina, że jeden z nich mnie uderzył. Ciesz się, że jego śmierć była szybka. Kolejny dostał w głowę i to nie z mojej winy. No, może trochę. Lecz nie zabiłem wszystkich.
- Ktoś cię uderzył? Jednak nie jesteś taki dobry, jak myślałem - skomentował to Dante. Siedział przy biurku, trzymając chusteczkę przy nosie.
- I vice versa. - Jednym palcem wskazałem na nią.
- Okazało się, że to zaklęcie wymaga więcej Mocy niż sądziłem.
- Powinniśmy trochę odpocząć zanim pójdziemy na plażę - odezwała się Lexi. Zgodziliśmy się z nią.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę coś zjeść. - Dante chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju.
- Chciałabym ci pomóc. Wiem, że mogę zamienić się w pół wilkołaka, jednak nie jestem w stanie tego dokonać. Mogę jedynie zamienić kolor oczu oraz warczeć - oznajmiła dziewczyna, upewniając się, czy chłopak był wystarczająco daleko. - Czasami udaje mi się wysunąć pazury, ale nie jestem w stanie jego kontrolować.
- Nie musisz się tłumaczyć. Ja sam się z tym uporam. Ty tylko ostrzeż mnie, gdy ktoś będzie blisko tego palanta.
Kiwnęła głową.
Następnym miejscem, gdzie czarodziej miał odprawić zaklęcie było specjalne miejsce Anny na plaży. Wokół niego znajdowały się duże skały, które dawały nieco prywatności. Lexi rozłożyła koc, na którym stanęły świece. Były lekkie trudności z nimi, ponieważ płomienie nie chciały się palić wystarczająco długo, aczkolwiek Dante sobie z tym poradził. Podczas gdy ja czekałem na kolejną falę przeciwników, Alexis weszła do oceanu. Kiedy woda sięgała jej do kolan, zatrzymała się i obserwowała fale. Były wyjątkowo spokojne. Nawet gdy Anna kontrolowała każdy żywioł, nawet gdy próbowaliśmy ją ocalić wszelkimi sposobami, one powoli się podnosiły oraz powoli opadały.
- Co wy wyprawiacie?
Zankou stał niedaleko nas. Wyglądał na zirytowanego, lecz także rozglądał się we wszystkie strony jakby się czegoś bał.
- Mógłbym o to samo się ciebie zapytać - odpowiedziałem.
Podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na Lexi czy Dantego.
- Anna wie, że próbujecie przypomnieć jej kim jest. Albo raczej kim była. Jeśli nie przestaniecie tego robić, ona tu przyjdzie. Uwierzcie mi. Nie chcecie z nią teraz walczyć. Jest nie do powstrzymania.
- A skąd możesz to wiedzieć? - Lexi odwróciła się do nas. Kiedy podchodziła, piasek oblepiał jej całe stopy.
- Na pewien czas stworzyliśmy sojusz. Pomagam jej na różne sposoby, a przy tym zyskuję jej zaufanie - wyjaśnił Zankou.
- Czyli jesteś jej psem na posiłki - dopowiedziałem. - Po której stronie stoisz? Wiem, że w tobie nic nie ma z Chrisa, nic do niej nie czujesz, więc o co ci chodzi? Na pewno nie próbujesz nam pomóc.
- To nie prawda - wysyczał. Widziałem, jak jego oczy zmieniając kolor, jednak Zankou próbował to powstrzymać. Zacisnął mocno pięści, a woda zaczęła wrzeć. - Tak samo jak wy próbuję powstrzymać Annę od robienia rzeczy, których będzie żałować, jeśli znów będzie sobą. Tak samo jak wy chcę, żeby Anna znowu zachowywała się jak ona. Ta magia ją zabija. Jej oczy już nie wyrażają żadnych emocji, są puste. Coraz częściej zadaje sobie rany. Wciąż myślę, że okalecza się dlatego, bo jej mózg, jej dusza nadal walczą. Anna walczy, chce znowu czuć ból. Jednakże, jak na nią patrzę ta myśl blaknie. Zaczynam sądzić, iż ona po prostu jest znudzona.
Usłyszałem, jak Alexis pociąga nosem. Dante nadal rzucał zaklęcie, całkiem niewiadomy, co się w tym czasie działo. Ja miałem pustkę w głowie. Czy to co powiedział Zankou było prawdą? Nie, nie mogło być. Zankou to ohydny pasożyt, który zabrał ciało mojego kuzyna. Zankou był zepsuty do szpiku kości, on nie chciał nikomu pomagać. Pewnie właśnie teraz cieszy się, że kupiliśmy to kłamstwo. A za chwilę wyciągnie z naszych piersi serca. Tak, właśnie tak zrobi. Tylko czemu w to nie wierzyłem? Czemu ta informacja zasiała we mnie uczucie, że on nie kłamał? Spojrzałem mu w oczy, on szybko odwrócił wzrok. Coś w nim się zmieniło. Coś się pojawiło i Zankou nie umiał tego zidentyfikować.
- Czy ... Czy jest jakaś szansa? Na odzyskanie Anny? - zapytała wilczyca.
Wampir westchnął, ale odpowiedział:
- Nie wiem. Możliwe. Jeśli wcześniej ona nas nie zabije.
- Wiec co mamy robić? Tylko siedzieć na tyłku? Musimy obudzić tą Annę, którą znamy. Tylko jeśli odnowimy jej więzi, możemy w stanie to zrobić - sprzeciwiłem się. Nie będę czekał, aż stanie się cud. Musimy zacząć działać.
- Nie zamierzacie przestać? - Pokręciliśmy głową. - Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałem was.
I zniknął.
Już do końca zaklęcia nikt nie przyszedł. Postanowiliśmy, że na dzisiaj to koniec. Wszyscy musieliśmy zregenerować siły na walkę z Anną. Tak bardzo nie chciałem, żeby do tego doszło. Jednak nie mieliśmy wyjścia. Jeśli to jedyna opcja na uratowanie dziewczyny, to musieliśmy się jej trzymać i nie puszczać.
Następny ranek spędziłem na spożywaniu swojego posiłku. Lexi przyszła do mnie około dziesiątej. Miała na sobie niebieskie szorty i ciemną bluzkę, a włosy upięła w kucyk. Wyglądała, jakby szła na plażę z przyjaciółmi, a nie przygotowywała się na walkę z jedną z nich. Wpatrywała się w ekran telefonu.
- Nie uwierzysz, co właśnie przeczytałam w internecie - zaczęła, ale zrobiła przerwę, jakby chciała, żebym ciągnął tą gierkę. - Koniec świata? Tak nosi tytuł tego artykułu. A więc ... Ubiegłego dnia można było zauważyć nagłe zmiany pogody. Nadal nie wiadomo, czym to było spowodowane, jednak nasi naukowcy badają tą sprawę. Kiedy rano wyszłam na zakupy musiałam wziąć ze sobą parasolkę. W połowie drogi nagle zaczął padać śnieg. Tak, jakby ktoś pstryknął palcami i zmieniła się pogoda, powiedziała Alice, jedna z naszych czytelniczek. Już spotkałem podobne przypadki dotyczących wahań pogody, rzekł fizyk Bina, lecz ten rodzaj jest inny. Świeci słońce, ale po niespełna pięciu minutach pada deszcz. Za moment sypie śnieg. Odwiedziliśmy wczoraj doktora Kahna. W skrócie wyjaśnił nam na czym polega ten zabieg ...
- Oni nic nie znajdą. Dla nich magia nie istnieje, a wszystko, co jest nienaturalne to dla nich zagadka - prychnąłem. - Tacy naukowcy, jak ten Kahn czy ten drugi obliczają każdy dziwny ruch, a później tłumaczą jakąś teorie fizyczną. Bzdury.
- Ty nic nie rozumiesz. - Alexis znowu zaczęła wyłamywać palce. Robi to zawsze, gdy się czymś niepokoi lub denerwuje. - Ten artykuł jest z Nowego Jorku. Czyli, że Anna przeniosła się dalej. A to znaczy, że skończyła z Colby Hill.
To naprawdę niepokojące. Jeśli Anna się stąd wyniosła, możliwe, że poszła po kolejne źródła Mocy. O ile dobrze pamiętam, to miasto było na drugim miejscu w kategorii "Największa ilość nadnaturalnych istot". Jeśli nie pokonamy czarodziejki jak najszybciej, to ona może naprawdę stać się Bogiem.
- Ben ... A co jeśli już nie zdołamy uratować Anny? Może jej wcale już tam nie ma.
- Nie przekonamy się, dopóki nie staniemy z nią twarzą w twarz.
Oczy Lexi zrobiły się czerwone. Zniżyła głowę, bym nie widział, jak łzy ściekają jej po policzkach. Zauważyłem, że zaczyna się trząść. Wilczyca zrobiłaby wszystko, żeby tylko odzyskać swoją przyjaciółkę. Tak samo było, kiedy jej wataha zabroniła kontaktować się ze światem. Moje ciało zaczęło się samo poruszać. Ręce się unosiły, a następnie objęły dziewczynę. Ona przez chwilę stała zaskoczona, jednak odwzajemniła uścisk. I zaczęła płakać.
Nie wiedziałem, ile czas tak staliśmy. Blondynka się wypłakała, a teraz przytulała mnie jakbym był pluszakiem. Nawet nie zauważyłem, jak Dante podchodzi do nas.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy świat do uratowania.
Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. Lexi spaliła buraka, a ja patrzałem wszędzie tylko nie na tą dwójkę. Ja tylko pocieszałem koleżankę, więc czemu ten debil gapi się na mnie jakbym zamordował samą królową?
- Anna zaatakowała Nowy Jork, czyli mamy mniej czasu niż się spodziewaliśmy - zaczął czarodziej. Poklepał torbę, którą trzymał przy sobie. - Mam całkiem dużo wspomagaczy, dzięki którym uda mi się wytrwać cały dzień rzucając zaklęcia. I mam nadzieję, że wy też jesteście przygotowani.
- Czy teraz, gdy Anna jest w innym mieście, uda nam się ją przywołać? - spytała dziewczyna.
- Oczywiście, że tak. Nauczyłem ją wywoływać projekcje astralne, w związku z tym jeśli ona sama nie przyjdzie, to pojawi się jej duch.
- Co to jest proje ..?
- Nie mamy na to czasu. Gdzie chcecie jechać najpierw? Cmentarz, szkoła czy knajpa? - Dante nie dał dokończyć pytania Lexi. Kiedy mówił, odwrócił się i skierował do wyjścia.
Miałam nadzieję, że szybciej uda mi się skończyć tą część, jednak ciągle tworzą mi się nowe scenariusze. Muszę zacząć się uczyć na maturę, ale nie mogę, kiedy myślami jestem w Colby Hill.
I chciałam przypomnieć o moim drugim blogu Sekret Wilka, który na razie wstrzymałam, jednak mam napisane kilka rozdziałów, które tylko czekają na publikacje. Mam też taki pomysł, żeby trochę pozmieniać pierwsze rozdziały. Zobaczę, jak to wszystko pójdzie.